Pochroń: Wrzesień 1939: rocznica czy obowiązek?
Stało się. Panująca wśród Polaków atmosfera niepokoju oraz z dnia na dzień coraz silniejsze przeczucie zbliżającej się wojny, podsycane niemieckimi akcjami dywersyjnymi, takimi jak chociażby podłożenie ładunków wybuchowych na tarnowskim dworcu w ostatnich dniach sierpnia 1939 r., w końcu się ziściły. Wybuchła wojna, która dla Polaków oznaczała przeszło miesiąc wytężonego i niezwykle ofiarnego wysiłku zbrojnego o obronę własnych granic, a później sześć lat ciężkich walk pod obcymi sztandarami o pokój, wolność… solidarność? Wojna, która zamieniła świat w piekło na ziemi i jedno wielkie pole zagłady, okupione krwią milionów niewinnych – tak tych najstarszych, którzy swoim życiem ukształtowali linię dziejową narodów, jak i najmłodszych, którym to zadanie miało zostać powierzone. To wiemy jednak dobrze. Patetyczne i podniosłe hasła powtarzamy co roku przy okazji obchodów agresji z 1 września, czy innych, wzniosłych uroczystości patriotycznych. Łatwo jest poddać się wówczas emocjom, współczuciu, co wrażliwsi być może nawet uronią łezkę. Czy jednak potrafimy z tak poważnego wydarzenia wyciągnąć jakąkolwiek lekcję?
Historia II Wojny Światowej, jak w ogóle historia, nas – Polaków – szczególnie powinna uwrażliwić na pojęcie wolności. Co więcej, winna nauczyć nas wartości, jaką niesie za sobą naród – ta jedna z podstawowych – po rodzinie – wspólnot, która przyrodzona jest każdemu człowiekowi. Można próbować doszukiwać się różnych kombinacji związków między tymi pojęciami i popierać je przeróżnymi argumentami. Abstrahując od wdawania się w głębszą analizę, jedno można stwierdzić na pewno – naród jest tą wspólnotą, która dla wielu jego członków stanowi podstawową płaszczyznę realizowania ich wolności. Taką wspólnotą był bez wątpienia dla naszych przodków. Dla narodu zaś, szczególnie ważna jest Ojczyzna – miejsce, w którym zapuszcza korzenie, które stanowi o jego tożsamości. Tę głęboką więź emocjonalną Polacy udowodnili niejednokrotnie w najdoskonalszy z możliwych sposobów – gotowością przelania za nią własnej krwi. To w imię Ojczyzny i dla jej obrony nasi przodkowie stawili tak zdecydowany opór w kampanii wrześniowej, która z zaplanowanej przez Niemców wojny błyskawicznej przedłużyła się w trwającą przeszło miesiąc, mężną i godną podziwu walkę tak nierównych sobie rywali. To w jej imię także, z okrzykiem „Niech żyje Polska!” na ustach, ostatnie tchnienie oddała „Inka”, nie wahając się poświęcić jej swego krótkiego, lecz jakże pięknego życia.
Jak my zachowalibyśmy się, gdyby to nasz wrzesień oznajmił huk bomb i strzały obcych wojsk na granicy? Czy potrafilibyśmy obronić własne człowieczeństwo? To pytania, na które każdy z nas, szczególnie, przy okazji takich rocznic, osobiście i przed własnym sumieniem powinien szukać odpowiedzi. Wszelkie publiczne, oficjalne deklaracje, będą bowiem czcze i puste, jakkolwiek szczerze intencje by im przyświecały. Nikt, kto osobiście nie doświadczył okrucieństwa wojny, nie może wiedzieć, jak zachowałby się w sytuacji upodlenia i podeptania człowieczeństwa. Tego nie wiedzieli być może i sami Bohaterowie, którzy chwycili wówczas za broń i poszli walczyć. To nie kwestia deklaracji czy chwilowych emocji, a wychowania. Niektóre zachowania – obserwowane w czasach pokoju – budzą jednak wątpliwości. A może bardziej smutek. Coraz częściej można spotkać się z komentarzami wartościującymi, a czasami wręcz kontrastującymi kluczowe pojęcia – Wiarę i Ojczyznę, jakby miały się one wzajemnie wykluczać. W odwołującej się do emocji retoryce ich autorzy przekonują, iż w oczach Boga wszyscy jesteśmy równi, wobec czego Ojczyzna ziemska nie przedstawia tak dużej wartości, dla której można by oddać życie. I chociaż to prawda, iż Stwórca nie ma względu na osoby, to przecież obowiązki wobec naszej ziemskiej matki – jak miał ją w zwyczaju nazywać Ojciec Święty Jan Paweł II – nakłada w IV przykazaniu. „Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej” – tej interpretacja dokonał nikt inny, jak autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego, a i wśród świętych można by wypowiedzi podobnego sensu wymieniać niemało. Tę prawdę zrozumiało wielu, którzy przelewali krew z dumnym „Bóg – Honor – Ojczyzna” na ustach. Dzisiejsze podważanie sensu ich postawy pozostaje bezzasadne i wydaje się nie do obronienia.
Równie ciężko wytłumaczyć, jak i w ogóle zrozumieć, zjawisko upolityczniania wielkich rocznic patriotycznych. Wydarzenia przeżywane ostatnimi dniami budziły sporo emocji, niekoniecznie jednak takich, jakie powinny z nich wypływać. Tak pogrzeb, jak i wspomnienie masowej zagłady – bo nie sposób inaczej nazwać losów, jakie spotkały Polaków oraz mieszkańców ziem polskich w czasie wojny – należą do ostatnich wydarzeń, które powinny być zarzewiem konfliktu, czy bezwstydnych kłótni, przysłaniających ich prawdziwy przekaz. Pamięć o zmarłych sama w sobie winna być wystarczającym powodem do ich unikania. Bez względu na różnice poglądów, orientacje polityczne, czy przynależność do konkretnych ugrupowań bądź organizacji, należy pamiętać jedno – ci ludzie, których wspominaliśmy w ostatnich dniach, oddali swe życie za wolną Polskę. Całą. Prawicową i lewicową. Za tych o liberalnych poglądach na gospodarkę, jak i nieco bardziej protekcjonistycznych. Nie mówię oczywiście o zwolennikach zbrodniczego systemu, który ich tego życia pozbawił. Nie umierali jednak z okrzykiem partyjnym na ustach, a z marzeniem wolnej, zjednoczonej Polski, bez wyniszczających ją od środka podziałów. Nie oznacza to, że mamy wszyscy przyjąć te same poglądy. Oznacza to, że nie można nikomu bezpardonowo i bezpretensjonalnie okazywać swojego niezadowolenia politycznego na tej rangi uroczystościach. Jeżeli nie przez wzgląd na szacunek dla rodaków, to na szacunek dla tych, dzięki którym dziś mówimy ojczystym językiem i stąpamy po ojczystej ziemi. Na szacunek dla rodzin poległych tragicznie Bohaterów.
Pamięć w życiu narodu jest czynnikiem bardzo ważnym, wręcz konstytuującym. Bez niej jako wspólnota istnieć nie może, gdyż pozbawiony jest nie tyle fundamentów, co korzeni. Drzewo, choćby wydawało najpiękniejsze owoce, niezakorzenione odpowiednio – obumrze. Dla nas, jako członków narodu, pamięć jest nie tylko ogromnym przywilejem, jednoczącym i dodającym siły, co przede wszystkim obowiązkiem dziejowym, jaki posiadamy wobec tych, którzy byli przed nami, jak i tych, którzy przyjdą po nas. Sama jednakże pamięć, bez wyciągnięcia z niej żadnych refleksji, byłaby jak najzdobniejsze naczynie – piękna na zewnątrz, lecz pusta w środku. Nawet najwznioślejsza uroczystość, najbardziej nabożnie odprawiona, bez wyciągniętej z niej lekcji stanie się jedynie rytuałem – pięknym, lecz poza chwilowymi emocjami nie wnoszącym nic nowego. A przecież – „kto nie wyciąga wniosków z przeszłości, skazany jest na jej powtarzanie”. Ale o tym pisali już mądrzejsi.
Natalia Pochroń
Kategoria: Historia, Inni autorzy, Publicystyka