Motas: Pisowskie 3 razy TAK
Niedawne iście rejtanowskie gesty ze strony PiS-u, podejmowane rzekomo w imię obrony suwerenności Polski, na nic się nie zdały, partia ta obiektywnie jest i pozostanie siłą zdecydowanie prounijną. Nie zmienią tego chwilowe dąsy, tupanie oraz inne oznaki niezadowolenia.
Na poparcie powyższego wystarczy tylko przypomnieć, iż partia ta w kluczowych momentach, gdy ważyło się być, albo nie być Polski w UE, opowiadała się zawsze za Unią na „TAK”. Dwa pierwsze „TAK” PiS powiedział podczas referendum akcesyjnego oraz w momencie ratyfikacji przez Polskę Traktatu lizbońskiego. Trzecie „TAK” miało wymiar personalny i usłyszeliśmy je całkiem niedawno.
PiS pomimo całego swego krytycyzmu wobec Unii, która interesuje się wewnątrzkrajowymi poczynaniami tej partii w ewidentny sposób zmierzającymi do monopolizacji władzy, Polski z Unii nie wyprowadzi. Nie wyprowadzi jej także z powodu wyboru Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, który dość powszechnie przedstawiany jest przez pisowską propagandę jako kandydat niemiecki, a nie polski. Swoją drogą, tok rozumowania PiS-u w tej materii jest dość pokrętny, bo jeżeli Tusk jest reprezentantem Niemiec, to czemu miarodajni przedstawiciele PiS domagają się, aby miał on formalne poparcie polskiego rządu?
A tak na marginesie, czy to aby nie Jarosław Kaczyński podczas mającego miejsce nie tak dawno spotkania z Angelą Merkel nie dawał wyraźnie do zrozumienia, że jedynie jej zwycięstwo w nadchodzących w Niemczech wyborach będzie dla niego satysfakcjonujące? Czas jednak wreszcie na trzecie „TAK”, które stanowi zarazem odpowiedź na pytanie, kto według PiS-u miałby gwarantować poszanowanie narodowych interesów Polski w ramach UE? Kogo partia ta wysunęła jako kontrkandydata dla Tuska? Ano jednego z najbardziej prounijnych polityków, gorącego zwolennika wejścia Polski do strefy euro, do niedawna prominentnego członka PO, Jacka Saryusz-Wolskiego. No to jesteśmy chyba w domu, i mamy trzecie „TAK”.
Strachy na lachy rozpuszczane przez rodzimych euroentuzjastów można zatem między bajki włożyć, PO i Nowoczesna mogą zaś spać spokojnie. Polska nieco pobryka, ale w Unii zostanie. Dwie najważniejsze europejskie struktury, jakimi są UE i NATO dają bowiem PiS-owi coś bezcennego. Tym czymś jest pozór bezpieczeństwa przed stanowiącą wszak dogmat w pisowskiej „doktrynie wschodniej” nadciągającą nieubłaganie agresją putinowskiej Rosji.
PiS może z drugorzędnego sporu personalnego z D. Tuskiem w roli głównej, na potrzeby własnego elektoratu, czynić oręż walki z unijną biurokracją i planami głębszej integracji, jednak rzeczywiste intencje partii J. Kaczyńskiego wydają się dużo bardziej prozaiczne i przyziemne. Tuskowi, w przeciwieństwie do czołowych przedstawicieli ugrupowania rządzącego na czele z szefem polskiego MSZ, nie można przypisać ani spektakularnych klęsk, ani zachowań charakterystycznych raczej dla występów kabaretowych niźli świata polityki. Inna rzecz, że poza wybitnymi zdolnościami lingwistycznymi („I will polish my english”), nadmiernych sukcesów na koncie byłego szefa PO też nie widać. Ot, poprawna kadencja.
Wszak jednak nie w braku spektakularnych sukcesów na arenie międzynarodowej leży główne źródło nienawiści PiS-u do Tuska. Dla partii tej Tusk to cały czas przede wszystkim główny „zbrodniarz smoleński”, który jako taki powinien stanąć przed Najwyższym Trybunałem Ludowym, nie zaś wyjadać przez kolejną kadencję europejskie konfitury. I tak oto po raz kolejny, tym razem na forum europejskim, rodzimej klasie politycznej, partykularne, powodowane niskimi pobudkami interesy, przesłoniły sprawy istotne, do których bez wątpienia zaliczyć należy konstruktywną dyskusję nad przyszłością i kształtem Unii oraz miejscem w niej Polski i całego regionu, któremu, zdaniem ekspertów z PiS-u, nasz kraj cały czas przewodzi.
Maciej Motas
za: konserwatyzm.pl
pierwodruk: mysl-polska.pl
Kategoria: Inni autorzy, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo