Matuszewski: Cudów nie będzie
Andrzej Duda, od wczoraj prezydent – elekt, jest sporym znakiem zapytania zarówno dla wyborców, jak i wielu komentatorów. Do czasu wysunięcia jego kandydatury wiadomo było o nim bardzo niewiele. Piastował wprawdzie funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, jednak po raz pierwszy pojawił się na forum medialnym prawie trzy lata temu – po wystąpieniu sejmowym, w którym domagał się powołania komisji śledczej ws. afery Amber Gold. Potem został p.o. rzecznika PiS.
Co oznacza jego elekcja? Przede wszystkim zmęczenie społeczne. Procesem wyborczym rządzą nie kalkulacje, a emocje. W tym wypadku niechęć do rządzącej klasy politycznej zdecydowała o głosowaniu na przekór PO niezależnie od tego, że kandydat PiS jest osobą przeciętnemu wyborcy osobą nieznaną.
Niestety w praktyce wybór Andrzeja Dudy sam w sobie nie zmieni nic. Powody są dwa:
1) Pozycja prezydenta RP jest pozycją słabą. W praktyce reprezentuje on państwo na zewnątrz, może zawetować ustawę lub wysunąć projekt własnej, ale nie rządzi. Dr Duda (zresztą podobnie jak każdy inny kandydat) realnie będzie mógł zmienić bardzo niewiele.
2) Powód drugi wiąże się z pierwszym. Wobec słabej pozycji prezydenta faktyczne zmiany prawne, finansowe, zmiana polityki polskiej na arenie międzynarodowej, etc. możliwe będą dopiero po wyborach parlamentarnych. Jeżeli wygra PiS, to dzięki wynikom wczorajszego głosowania nowy premier będzie miał zadanie o wiele łatwiejsze. Jeżeli PO – prezydent skupi się zapewne na blokowaniu ustaw niezgodnych z interesem opcji politycznej, którą sam reprezentuje. Sam prezydent elekt może co najwyżej zmienić polityczną retorykę, zapewne skompletuje też nową grupę współpracowników – ale to wszystko. Reszta będzie musiała poczekać do wyłonienia nowego składu sejmu.
Jedyne ryzyko, które dostrzegam, dotyczy czego innego: Andrzej Duda jest bowiem protegowanym Zbigniewa Ziobro, a także bliskim współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego. Dotychczas zdarzało mu się przejmować ich retorykę, zatem istnieje obawa, że jako prezydent może zechcieć – zwłaszcza przed wyborami parlamentarnymi, stworzyć korzystny dla PiS klimat polityczny kosztem powagi urzędu. Mam nadzieję, że się mylę.
Jakkolwiek media od razu zaczęły spekulować na temat możliwych zmian, jakie oznacza przegrana Bronisława Komorowskiego, to są to wyłącznie puste rozważania i pozbawione znaczenia spekulacje. Niejednokrotnie wynikają one z zacietrzewienia rządzącego Polską medialno-politycznego salonu, wynikającego z klęski jednego z jego filarów. Straszenie dyktaturą, której wprowadzenie wieszczy od wczoraj redaktor Szechter, można jednak włożyć między bajki, podobnie, jak jakiekolwiek prawicowe marzenia o głębokich zmianach i dążeniu w kierunku wyznaczonym przez Węgry.
Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Polityka, Publicystyka