Kumor: Ssanie na rynku
Rozpoczęły się miodowe miesiące nowego polskiego prezydenta – okres burzy i naboru. Andrzej Duda reprezentuje nowe pokolenie polskiej polityki, nowe pokolenie polskiej elity. Siłą rzeczy dotychczasowy zabetonowany układ osobowy dobiega końca. Co prawda polityczna emerytura jest rzeczą, która dotkniętym różdżką władzy dożywotnim działaczom z trudem przychodzi do głowy, no ale Pan Bóg ma również swoje propozycje…
Tak więc mamy wymianę pokoleń.
Polska polityka jest zabetonowana przez:
1. ordynację wyborczą,
2. finansowanie partii z budżetu.
To oczywiste. Notabene nikt jakoś poważnie nie podchodzi do tego, czym są osławione JOW-y proponowane przez Pawła Kukiza. Sam akronim został sfetyszyzowany przez obie strony na użytek propagandowych szczeknięć – ale nie ma racjonalnej debaty na ten temat.
JOW-y i przerwanie finansowania partyjnych stołków z pieniędzy podatników wymagałoby rewolucji na scenie politycznej. Dlatego można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że to się nie zmieni, a jeśli się zmieni, to tak, aby wszystko pozostało po staremu. Za wygodnie się żyje partyjnym gauleiterom, by nie bronili kieszeni i pozycji – nie ma co do tego wątpliwości.
Nie ma też co liczyć na zmianę sytuacji przez ugrupowania antysystemowe.
Dlaczego? Bo nie mają i nie będą mieć pieniędzy!
Polityki bez pieniędzy nie da się robić. Można ją co najwyżej markować lub zostać cudzą ekspozyturą, biorąc je od kogoś – no a to nie jest ładne.
Zwycięstwo prezydenckie PiS-u, a być może również jakaś forma zwycięstwa parlamentarnego jesienią otworzy przed młodymi, pięknymi trzydziesto-czterdziestoletnimi drogi kariery i drzwi gabinetów. To wytworzy potężne ssanie na rynku politycznym, które – przy różnych mniej i bardziej karkołomnych racjonalizacjach – skieruje w tamtą stronę "antysystemowców". Ileż w końcu można krzyczeć na ulicach? Z tego młodej rodziny się nie utrzyma.
Czy jest więc jakaś szansa na zmianę? Oczywiście, bo zmiana jest częścią życia. Panta rhei – panie kochany. Nic nie trwa wiecznie. Problem w tym, w jakim kierunku się zmienia.
Wysłuchałem kilka dni temu płomiennego przemówienia Antoniego Macierewicza – PiS-owego filara – do młodych z partii i odniosłem wrażenie, że starzy jednak uczą się coraz trudniej. Wygląda bowiem na to, że Antoni Macierewicz najchętniej wskoczyłby z deską surfingową na nową falę, aby odgrzać stare klisze. Dla Macierewicza USA to nadal niewzruszony gwarant polskich interesów, jakby zmiana nie dotyczyła kontynentalnej szachownicy, jakby czas zatrzymał się na latach 80. ubiegłego stulecia, a Chiny nie były głównym globalnym graczem.
Sytuacja jest zaś bardzo płynna, i na tej płynności można wiele ugrać, o ile tylko Polacy potrafiliby przestawiać choćby dwa pionki.
Tymczasem ziemia rodzi. W Warszawie (i nie tylko) jest wiele niezłych umysłów, są elity intelektualne, które widzą, co się dzieje dookoła, i zdają sobie sprawę z głupoty zdziadziałych tetryków.
Młodzi Polacy znają języki, potrafią czytać między wierszami, dzielą się informacjami z białego wywiadu, a co najważniejsze, obserwują posunięcia w kraju i zdają sobie sprawę z ich podłoża. Tego podłoża nie trzeba zbyt głęboko szukać – polskie życie gospodarcze i polityczne do finezyjnych nie należy.
Ziemia więc już urodziła. Problem "młodych" (w większości wypadków są to ludzie po 30-tce) polega na braku pieniędzy – braku wsparcia ze strony polskich struktur finansowych tak państwowych, jak prywatnych. W normalnych "poważnych", że użyję terminu Stanisława Michalkiewicza, państwach nowa elita ma kariery w instytucjach lub jest sponsorowana przez prywatne fundacje – w końcu interes narodowy to w dużej mierze interes gospodarczy.
Polska do takich państw nie należy, wrak nawy państwowej obsiadł czerw różnej maści kompradorów, gotowych za złoty zegarek sprzedać wszystko co polskie.
Bez otrzepania się z tych ludzi niczego nie będzie. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić.
Biorąc to wszystko pod uwagę, można z niepokojem zauważyć, że jedyna szansa Polski polega na wewnętrznej zmianie w PiS-ie. To również łatwo powiedzieć, a trudno zrobić, bo jest to partia systemu, obłożona partykularnymi interesami – finansowych nie wykluczając.
Słowem, gdyby główna polska partia opozycyjna zdołała dokonać wymiany pokoleniowej, a ponadto urealniła program gospodarczy (zdominowany przez etatystyczne pomysły żoliborskich socjalistów), i urealniła myślenie geopolityczne, tak by nie być w tych sprawach darmowym wykonawcą amerykańskich czy żydowskich zleceń, to być może powstałaby jakaś szpara.
Poza tym obszarem, niestety, istnieje tylko folklor, co piszę z wielkim smutkiem.
Szansa jest mała i niewiele wskazuje na to, by z osła zrobiła się nam rasowa wyścigowa klacz. Malutka szansa polega na tym, że te raczkujące POLSKIE elity (a w Warszawie mieszkają nie tylko te) dostaną na tyle pożywienia, by móc się rozwinąć w dojrzały POLSKI organizm polityczny.
PiS wydzielił tymczasem z siebie frakcję żydowską w postaci udziału w proizraelskim lobby sejmowym, co pokazuje niedoinformowanym na talerzu, że oprócz projektu polskiego istnieje nad Wisłą jeszcze kilka innych, i to w zaawansowanej fazie realizacji. To bardzo dobry objaw, bo wreszcie będziemy mogli poznać kawa na ławę, kim pracują Żydzi.
Nadzieja jest również w tym, że po drugiej stronie, w obozie władzy, poziom skabotynienia osiągnął kabaretowe rozmiary.
A zatem bracie Polaku, kombinujmy, choćby jak koń pod górkę, bo może kiedyś jednak Pan Bóg dmuchnie w żagle.
Czołem Wielkiej Polsce!
Andrzej Kumor
za:goniec.net
Kategoria: Andrzej Kumor, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka