Kumor: Dymne zasłony nad stolikiem
Żyjemy w czasach, w których manipulacja przekazem informacji wdzięcznie określanym jako "główny nurt" osiągnęła rozmiary opisywane w czarnych wizjach.
O ile dobrze pamiętam, to w "1984" Orwella jest tak, że na świecie istnieją trzy supermocarstwa, które zawsze znajdują się w stanie wojny, choć co pewien czas w nowych konfiguracjach – raz mocarstwo A w sojuszu z B walczy z C, a za kilka lat zawiera sojusz z C i walczy przeciwko B. Aby ludzi odpowiednio mobilizować, zmienia się przekaz historyczny, przepisując wstecz gazety i podręczniki, aby wszyscy byli przekonani, że aktualny sojusz istniał od zawsze.
Proszę popatrzeć, jeszcze kilka lat temu Rosja była sojusznikiem Zachodu, integrowanym w ramach NATO, nawet po jakichś utarczkach resetowaliśmy z nią stosunki, a dzisiaj Putin gorszy od Hitlera. Dlaczego? No oficjalnie dlatego, że "napadł na Ukrainę". Większość nawet nie czuje jakiegoś szczególnego skołowania, bo przyzwyczajono nas, by wydarzenia w mediach brać jako prawdziwe "jak leci", wierzymy więc, że pożar dokonał cudownego zawalenia budynku WTC-7 i w wiele innych bajek. Przecież tak mówią we wszystkich dziennikach!
Tymczasem obecna wolta geopolityczna jest oznaką czegoś o wiele głębszego niż regionalny konflikt o to, czy Ukraina ma być bliżej Rosji, czy bliżej Zachodu; jest to wciąż początkowa faza wielkiego geopolitycznego przetasowania, w którym sami Ukraińcy czy Polacy są jedynie smutnymi aktorami, a ich interes zakładnikiem zewnętrznych sił.
Pierwsze gorące salwy tej wojny oddano w 2013 roku na Morzu Śródziemnym, gdzie Putin wysłał rosyjską flotę na ratunek Syrii. Tamże w sierpniu wystrzelone w kierunku Syrii z morza dwa pociski Tomahawk nie dotarły do celu… spadając do morza. Ponoć po tym incydencie Obama wstrzymał francusko-amerykańską akcję nalotów. Mówi się, że Tomahawki zostały "zestrzelone" przez system walki elektronicznej rosyjskich okrętów naprędce wysłanych przez Putina…
Dzisiaj w Polsce całe środowiska medialnych ujadaczy biorą udział w antyrosyjskiej mobilizacji, strasząc nieobliczalnym Putinem, który niczym nowy Hitler ruszy na podbój byłych zachodnich rubieży.
Głos tych, którzy próbują wskazywać i nazywać kierunki procesów miotających krajem, zagłuszony jest przez cyników i idiotów, którzy gotowi darmo sprzedawać interes Polaków. Zresztą jeśli państwo nadwiślańskie to "kamieni kupa", to o czym tu mówić? Pozbawiona własnych mediów polska "większość" daje się robić na szaro, wsłuchana w warszawskie bełkoty.
Na naszych oczach toczy się walka o wymodelowanie nowego świata, walka "żydowskiej Ameryki" z "chińską Azją"; zmaganie, przy którym dobrobyt samych Ukraińców czy Polaków to pryszcz. Stawką jest tu mocarstwowy status USA, których przewaga gospodarcza i militarna maleje z roku na rok.
Wraz z nią słabną gwarancje bezpieczeństwa Izraela i możliwości zarobkowe banksterskich rodów z Manhattanu. Napięcie sprawia, że syjonistyczni politycy z Izraela mają pretensje do tuzów amerykańskiego żydostwa i vice versa. Wszyscy szukają nowych miejsc i macają grunt.
Żydzi radzi by widzieć kontrolowane przez siebie Międzymorze od Bałtyku po Morze Czarne, Amerykanie, którzy chcieliby mieć Rosję w antychińskim obozie i pracują nad tym kombinacją siły oraz targów z kremlowskimi elitami; Rosjanie, u których w elitach władzy toczy się walka "puławian" z "natolińczykami". Na razie natolińczycy są górą, słusznie obawiając się, że przyłączenie się do obozu amerykańskiego wiąże się z ponownym oddaniem pola "puławianom", architektom poprzedniej jelcynowej smuty. Są też w grze i Niemcy, którzy najchętniej zrezygnowaliby z pozorów i zaczęli rozsądnie, logicznie i po niemiecku zarządzać Europą i tak siedzącą w ich kieszeni; ich elita tradycyjnie zainteresowana jest układem z Rosją na zasadzie nasz przemysł, wasze surowce.
I wreszcie są Chińczycy z miliardami gorących dolarowych obligacji w rękach, szukający kontynentalnej samowystarczalności surowcowej w oparciu o Syberię i możliwości wyparcia Amerykanów z Pacyfiku. Mówiąc "Niemcy", "Rosjanie", "Żydzi", mam na myśli elity realnej władzy i pieniądza.
W Polsce takich elit nie ma, dlatego polska polityka jest "sztuczna", zależna od tego, skąd zadzwonią do Warszawy. Prócz ruchów, które prowadzą państwa, są oczywiście podskórne i transgraniczne działania różnych międzynarodówek, czasem poprzez środki państwowe, czasem prywatne. Chodzi o wykrystalizowanie jednej globalnej elity światowej.
W tym procesie najwyraźniej na razie odmówili rosyjscy "natolińczycy", no i Chińczycy traktujący Zachód jak zepsutego bachora. Kontestatorzy zdają sobie sprawę, że świat globalizowany jest dzisiaj przez amerykańsko-żydowski ośrodek, co dla nich znaczy drugą kategorię. Idzie wszak o to, kto będzie pracował na kogo; o władzę hegemona nad światem, a jest to pozycja traktowana dzisiaj przez elity żydowsko-amerykańskie jako należna "z urzędu". Niestety, Polacy w tych grach nie stoją nawet blisko stolika…
Stąd i cały nasz ambaras i widoczne na co dzień podrygi.
Andrzej Kumor
Za: goniec.net
Kategoria: Andrzej Kumor, Polityka, Publicystyka