banner ad

Kumor: Demokracja – udawana czy zwykła?

061127Dobry wynik Pawła Kukiza w wyborach prezydenckich, odgrzał temat jednomandatowych okręgów wyborczych. Okazało się, że nawet zdeklarowani niegdyś zwolennicy tej radykalnej reformy systemu politycznego, dziwnie nabierają wody w usta, ba, nawet Kukiz, który wziął na siebie realizację testamentu śp. prof. Jerzego Przystawy, niestrudzonego orędownika odbudowy społeczeństwa obywatelskiego w Polsce i JOW-ów, jakoś mniej stanowczo podchodzi dzisiaj do tego postulatu.

O co chodzi w JOW-ach?

Przede wszystkim o to, by ludzie mieli głos, to znaczy, aby ludność z danego obszaru – gminy czy miasta, mogła wybierać posła, którego zna, który jest miejscowy, a nie przywieziony w teczce, z miejsca kupionego na partyjnej liście. Miejscowego posła łatwiej chwycić za barchatki i łatwiej z nim porozmawiać, choćby przez sam fakt, że zazwyczaj mieszka na miejscu i przyjeżdża do rodziny, a nie raz na ruski miesiąc "wizytuje mieszkańców".

Oczywiście, JOW to tylko fundament reformy systemu politycznego, która pozwoliłaby oddać władzę w ręce obywateli.

Tak się dziwnie składa, że JOW-y obowiązują tam, gdzie wciąż istnieją zręby demokracji przedstawicielskiej, zaś ordynację proporcjonalną z reguły narzuca się państwom podbitym i kontrolowanym z zewnątrz – patrz Irak. System polityczny ulega zabetonowaniu i łatwiej jest nim sterować.

Dzisiaj w Polsce, przy ordynacji proporcjonalnej, to lider partii lub jej polit-wierchuszka decyduje o podziale miejsc na liście i w zależności od miejsca szanse na wybór są pewne lub marne. To zaś, z jakiego okręgu będziemy posłować, ustala się na zasadzie "pierwszy wolny". Są to wszystko rzeczy znane i powtarzane od dawna.

Przeciwnicy JOW-ów argumentują, że okręgi jednomandatowe, w których zwycięzca bierze wszystko, prowadzą do takiej sytuacji, że znaczna część głosów "przepada", a poważna część obywateli nie jest reprezentowana. Bo też, gdy np. dwie partie prawicowe dostają po 30 proc. głosów, a jedna lewicowa – 40 proc., to mandat bierze poseł lewicowy, a 60 proc. prawicowych głosów idzie na majówkę.

To prawda, i my to wszystko przerabialiśmy tutaj, w Kanadzie, gdzie przez trzy kadencje rządzili liberałowie, tylko dlatego, że głosy prawicy dzieliły się między Partię Reform i Partię Postępowo-Konserwatywną.

Jakie jest wyjście? – No takie, że w końcu prawica, przyparta do muru, poszła po rozum do głowy i stworzyła z obu powyższych Partię Konserwatywną, głosy przestały się dzielić i konserwatyści wygrali wybory.

Wniosek: ordynacja jednomandatowa sprzyja programowemu dogadywaniu się, jednoczeniu sceny politycznej i tworzeniu koalicji PRZED wyborami, a nie PO, kiedy to w rozdrobnionym parlamencie targi odbywają się poza zasięgiem wyborców i bez ich akceptacji.

W ordynacji proporcjonalnej jest tak, że głosujemy na partię X, a ta tworzy następnie rząd z partią Y i rezygnuje z programu, za sprawą którego uzyskała nasz głos. Tak się stało w przypadku chociażby PiS, który tłumaczył się z rządzenia zasadą, co złego to nie my; myśmy chcieli dobrze, tylko koalicjant nie pozwalał.

W przypadku JOW-ów, w trakcie wyborów głosowalibyśmy na program koalicji…

To jest bardzo ważny plus.

Inny argument podnoszony przeciwko JOW-om to… zabetonowanie sceny politycznej. JOW-y pozwolą dużym partiom, jak PO i PiS, umocnić pozycję i nikt trzeci się nie wślizgnie…

Tak rzeczywiście może być. Z jednym "ale". Te partie zmienią się kompletnie od środka! Czy scena polityczna USA jest zabetonowana?! Bo przecież demokraci i republikanie rządzą na przemian od stuleci!

Nie chodzi o to, jak się nazywa partia, tylko jaki ma program i jacy ludzie ją tworzą.

W Kanadzie, 90 proc. kandydatów na posłów pochodzi z wyborów wewnątrzokręgowych organizowanych przez komitety partyjne – kto lepszy, kto przyniesie więcej głosów i zapisów do partii, ten zdobywa nominację w danym okręgu. Lider może obsadzić co najwyżej 10 proc. okręgów własnymi kandydatami z teczki, pomijając miejscowych, ale z reguły tego nie robi, bo kto chce zadzierać z aparatem na dole?

Dobry system? Najlepszy!

To prowadzi do wyłaniania i posyłania do parlamentu miejscowych ludzi – naszych REPREZENTANTÓW. Głosujemy na człowieka z danej partii, a nie na partię, która podsuwa potem kogoś swojego!

Co jeszcze bardziej ważne dla demokracji. Pozwala to ubiegać się o mandat ludziom spoza systemu partyjnego. Jeśli jakiś Ziutek jest wygadany i politycznie kumaty, może sam sobie zmontować kampanię! Coś takiego w Polsce jest niemożliwe, najpierw musiałby założyć partię albo Bóg wie co, a potem przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy.

Proszę mi teraz powiedzieć, który system bardziej betonuje?

Kolejna rzecz – pieniądze.

Polska scena jest skostniała między innymi za sprawą finansowania partii z budżetu.

Oczywiście, że nie może być tak, żeby jakaś Coca Cola kupowała sobie posłów na własność, dlatego, tu – proszę pozwolić, że wrócę do kanadyjskiego przykładu – mamy prawne ograniczenia dotacji dla partii, a system musi się karmić wyłącznie pieniędzmi wyborców!

Zreformowanie polskiej polityki trzeba zacząć od JOW-ów. Nie ma co do tego wątpliwości, i można przy tym podpatrzyć wiele dobrych wzorów w kilku krajach.

Reforma taka nie jest w smak polskiej "klasie politycznej" (tfu, a cóż to za zwierz?), bo zmusza do normalnej politycznej harówy, chodzenia po ludziach, proszenia o pieniądze, przedstawiania sensownych propozycji programowych, które ludzie mogliby chcieć poprzeć własnym pieniądzem, w które chcieliby "zainwestować"…

Przeciwnicy JOW-ów nieoficjalnie podnoszą też inny argument.

Mówią: ludzie są głupi, to masa sterowana z telewizora, ludzie w nosie mają politykę i można im wmówić, co tam nam akurat potrzeba. Nie można więc puszczać rządzenia na żywioł. Demokracja musi być pod kontrolą. Rządzić mają ci, co zawsze, nie wygłupiajmy się więc z jakimiś JOW-ami, bo to decyzję o poważnych sprawach odda w ręce gościa spod budki z piwem. Przecież ludzie są głupi, nie rozumieją żadnych programów, nie znają się na ekonomii czy geopolityce, reagują emocjonalnie, głosują na kogoś, bo ma zgrabną żonę albo niewyparzoną gębę, czy też jest wysportowany.

Demokracja to jest tylko ściema! I ta ściema o wiele lepiej działa, jeśli głosowanie da się łatwo ustawić. Ludzie się dowartościowują, sądząc, że coś od nich zależy, a politycy mogą się skoncentrować na wzajemnych targach, a nie umizgiwaniu do niekumatych palantów.

Na ten argument nie mam odpowiedzi.

Państwo mają?

 

Andrzej Kumor

 

za: goniec.net

Kategoria: Andrzej Kumor, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *