banner ad

Kilijanek: Bojkot wyborów to też wybór! Polemika z tekstem Bartosza Edwarda Koniewicza

| 30 maja 2025 | 3 komentarze

Szanowny Kolega Bartosz Edward Koniewicz opublikował tekst, w którym tłumaczy, dlaczego każdy katolik powinien – tak, jak on sam – zbojkotować wybory prezydenckie. Choć wiele stwierdzeń jest prawidłowych i bliskich także moim poglądom, nie mogę się zgodzić ze wszystkim, co przy świadomości wagi problemu skłania mnie do niniejszej polemiki.

Temat wyborów demokratycznych nigdy nie jest łatwy w środowisku ceniącym monarchizm. To, kogo wybiera sobie na pana demokratyczny tłum, przypomina zachowania ukierunkowane na samobójstwo. Także katolicy, którzy poważnie traktują swoją wiarę, mają niemały problem z demokracją. Pomimo tych trudności musimy jednak jakoś żyć, i to żyć tutaj i teraz, a nie w jakimś idealnym świecie, w którym nasze rozwiązania traktowane były poważnie, a nasze problemy wywoływałyby szeroki oddźwięk. Głosować zatem, czy nie głosować?

Mniejsze zło

Kolega Koniewicz, nawołując do bojkotu wyborów, sięga do kilku najpopularniejszych argumentów i stara się je obalić. Wybór materiału jest dobry, ale próby rozprawienia się z nimi nie są trafione. Pierwszym omówionym argumentem jest ten, mówiący o potrzebie wyboru mniejszego zła. Koniewicz trafnie go charakteryzuje, ale gdy stara się go obalić, niestety, celuje nie tu, gdzie trzeba. Głosowanie za tzw. „mniejszym złem” nie jest właśnie, wbrew temu, co pisze Koniewicz, czynieniem zła, aby osiągnąć dobro. Jest to wybór największego dobra z tych dóbr, jakie mamy do wyboru. Dobro z natury swej pociąga człowieka ku sobie. Są jednak jego różne rodzaje. Znamy dobra niższe i wyższe, a także i pozorne dobra. Jest wreszcie zło, jako brak bytu, a nie jego „umniejszenie”. Głosując na Nawrockiego, bo to w kontekście wyboru miedzy nim, a tym drugim kandydatem rozgrywa się nasz spór, wyborca stawia na największe dobro z danych do wyboru. Tak, posiada ono braki, ale przez to nie staje się złem, podobnie jak człowiek nie przestaje być dobry przez brak ręki czy nogi, co odczuwamy, jako zło! Polacy już dokonali złych wyborów w pierwszej turze demokratycznego plebiscytu i teraz wszyscy członkowie wspólnoty, która nie umie odróżnić dobra prawdziwego od pozornego, musi się borykać z konsekwencją tego czynu! Także my katolicy, monarchiści, patrioci. Tą konsekwencją jest możliwość wyboru między kandydatami o niskich kwalifikacjach. Nie wybieramy jednak zła, aby z niego mogło powstać dobro. Wybieramy mniejsze dobro, bo większe odrzuciliśmy wcześniej i oprócz tego znikomego dobra, mamy jego brak – zło.

Kolega Koniewicz ilustruje swoje wywody przykładami, jednak nie są one najtrafniejsze. Przykład z islamistami, w mojej ocenie, nie jest najlepszy. Chrześcijanie nie tyle tolerują islamistów, co sami są tolerowani. Nie możemy dowolnie zmieniać prawdziwego obrazu rzeczywistości tylko dlatego, że jest to nam nie w smak. Musimy stać na gruncie realizmu. Czy do sytuacji, w której się znajdujemy nie pasowałaby bardziej analogia choroby, która zabija od razu, i choroby, która wyniszcza organizm, ale nie skazuje na śmierć w krótkim czasie. Choroby, z którą żyjąc, można jeszcze coś zrobić, a może nawet kiedyś wyleczyć ją zupełnie, mimo poniesionego kalectwa. Stan to, istotnie, godny pożałowania, ale to właśnie sami sobie zrobiliśmy i musimy się z tym zmierzyć.

Głos nieoddany

W dalszej części artykułu Kolegi Koniewicza czytamy o bierności, polegającej na nieoddaniu głosu i interpretacji tej postawy, jako de facto zagłosowaniu za przeciwnikiem Nawrockiego. Koniewicz zupełnie prawidłowo interpretuje poparcie Trzaskowskiego kosztem Nawrockiego, jako zło, ale nie wyciąga z tego dalszych wniosków! W sytuacji drugiej tury wyborów, kiedy mamy do wyboru jednego z dwóch kandydatów i obydwa wspierające ich bloki walczą o każdy głos, bo różnica poparcia nie jest znacząca, uchylenie się od głosu może być ułatwieniem wygranej gorszemu z dwóch. I, jak słusznie zauważa Koniewicz, jest to poważnym deliktem moralnym. Każdy ludzki czyn podlega ocenie moralnej. Także uchylenie się od głosu jest wyborem wolnej woli człowieka, który podlega ocenie moralnej i może być tak dobry, jak i zły. W omawianej sytuacji, uchylenie się od walki ze złem, jest czynem złym.

Muszę przyznać, że Kolega Koniewicz nie miał w swoim artykule szczęścia do przykładów. Próba ilustracji zagadnienia za pomocą protestantyzmu i prawosławia nie może być zaliczona do udanych. Nie jest równa zgubna herezja protestantyzmu prawosławnej schizmie. Jednak dużo bliżej nam do prawosławia i podobnie jest w wyborach prezydenckich. Nie szukamy optimum, bo to, o ile w ogóle u jakiegoś kandydata byśmy odnaleźli, nie jest już dostępne. Mamy dwie słabe kandydatury, z których jedna jest katastrofą natychmiastową, a druga rozłożoną w czasie. I tego czasu właśnie nam potrzeba.

Nawrocki także złem

Koniewicz przekonuje czytelników, że Nawrocki jest złem, podobnie jak jego kontrkandydat. Podkreśla, że możliwości negocjacji z Nawrockim w sprawie dopuszczania w Polsce aborcji nie jest żadnym plusem tego kandydata, bo aborcja to zbrodnia, a polska Konstytucja mówi o ochronie życia od poczęcia. Koniewicz trafnie punktuje Nawrockiego, podkreślając jego związek z PiS-em i porównując do fatalnych kadencji obecnego prezydenta, Andrzeja Dudy. Trudno nie zgodzić się z nim w tych kwestiach. Zdaje się on jednak nie dostrzegać tego, że jeśli nie Nawrocki, a ten drugi, zostanie prezydentem, to nie będzie ograniczeń aborcji. Straszy czytelnika krwią niewinnych, ale nie dopowiada, że rozlew tej krwi usankcjonowała już pierwsza tura. Teraz walka idzie o wielkość tej ofiary. Czy Koniewicz jest świadom tego, że jeśli nie spróbuje zawalczyć o ofiarę mniejszą, będzie współodpowiedzialny – razem z całym narodem – za większą?

Tak, Nawrocki nie jest kandydatem na miarę zdrowego narodu posiadającego prawdziwą elitę i stojącego na wysokim poziomie kultury, ale my nie jesteśmy takim narodem. To upadły polski naród, „naród z resztek” wystawił do ostatecznej rozgrywki dwóch złych kandydatów. Nie jest jednak tak trudno wytypować gorszego z nich. Jeśli słowo ludzkie jeszcze coś znaczy – a przynajmniej udajemy, że tak jest – to przysłuchując się deklaracjom obydwu kandydatów, musimy stwierdzić, że lepsze rzeczy głosi Nawrocki. Nie mamy wglądu w dusze tych ludzi, nie wiemy do końca, jakim podlegają determinacjom, więc musimy oprzeć się na ich deklaracjach – nie mamy nic innego. A te wskazują na Nawrockiego, jako na tego lepszego. Nazwanie go „złem” nie posuwa nas nawet o krok. Niczego nie tłumaczy, a może popchnąć do poważnego zaniechania.

A ja pójdę zagłosować

Nie jest roztropnością budowanie alternatywnego świata w swoich myślach i przyrównywanie rzeczywistości, w której realnie żyjemy do tego wyidealizowanego konstruktu. Jest to błąd zastępowania poznania myśleniem. Nie jest prawdą, że nasz świat kieruje się zasadami nauki katolickiej czy honoru. On jest od tego jak najdalszy. Pomimo tego, żyjemy w nim i mamy za zadanie utrzymać się na powierzchni. Wycyzelowane formuły, pouczające jak powinno być i obrażanie się na rzeczywistość nie jest ani mądre, ani dobre, ani honorowe. To kapitulacja. Zamiast walczyć ze złem i wydrzeć mu chociaż kawałek naszego życia, dla naszych myślowych kreacji świata nieistniejącego, a może nawet i niemożliwego, składamy broń i liczymy na to, że COŚ się stanie. Może Bóg gromem z jasnego nieba wytępi wrogów naszej wiary? Ale on nam dał rozum, „abyśmy sami dla siebie byli opatrznością, abyśmy nie byli głupi” – jak mówił o. prof. Krąpiec, ozdoba i duma narodu polskiego. Użyjmy więc rozumu także i w nadchodzącą niedzielę, aby oddać swój głos za człowiekiem, o którym powiedzieć, że daleko mu do ideału, to jakby nie powiedzieć nic. Zróbmy wszystko, aby nie wygrał ten, o którym i tyle powiedzieć nie można.

Uchylenie się od głosu nie jest aktem honoru, ale aktem pychy. Jest to nadstawianie złu drugiego policzka… ale nie swojego, a narodowego. Jeśli czyn człowieka nie miałby wpływu na społeczność, mógłby on postępować ze swoim wyborem tak, jak tego chce, samemu ponosząc odpowiedzialność. Inaczej jest, kiedy człowiek żyje w społeczności. Żołnierz zaatakowanego kraju ma obowiązek bronić go, aż do oddania życia. Nie może powiedzieć, że woli nadstawić drugi policzek, aby przypadkiem nie popaść w konflikt z piątym przykazaniem. Mógłby tak zrobić, gdyby chodziło o jego życie, a nie o byt narodu, którego jest częścią i o który musi dbać. W podobnej sytuacji jesteśmy, żyjąc w chorym systemie demokracji. Nie idąc głosować za czymś lepszym, pozwalamy tym gorszym, wybrać zło, stając się za to współodpowiedzialni. Czy w ten sposób nie wspieramy i nie legitymizujemy złego systemu demokracji? Pierwszym stopniem męstwa jest wytrzymanie naporu zła tak długo, aż nie będziemy na tyle silni, aby go zniszczyć. Nie mamy sił, aby obalić demokrację, musimy więc w niej żyć i wytrzymać napór zła, który ona powoduje. Ucieczką od wyborów powodujemy wyłom w i tak już wątłym murze, odgradzającym nas od otchłani.

Człowiek jest z natury istotą społeczną i ma obowiązek brać udział w życiu społeczności, której jest częścią, a która za cel ma umożliwienie maksymalnego rozwoju osoby ludzkiej w perspektywie wieczności! Nigdy nie ukrywałem niechęci do demokracji, jednak nie mamy w tym momencie niczego innego do dyspozycji. Będąc realistą, muszę używać tego, co posiadam, a nie tego, co chciałbym mieć. Wywijanie w powietrzu wydumanym mieczem mogłoby mnie przyprawić raczej o zawrót głowy i śmiechy postronnych niż o chwałę czystego rycerza. Utopie prowadzą do szaleństwa, a nie do ochrony spójności narodu wobec milionowych migracji, ochrony życia nienarodzonych czy starców, odbudowy kultury narodowej i tak dalej. Czy dokonując wyboru w nadchodzącą niedzielę uchronimy naród przed tym wszystkim? Nie. Ale możemy spowolnić bieg zdarzeń i uzyskać czas niezbędny do walki o uczynienie naszego narodu takim, jakim chcielibyśmy go widzieć. Zachęcam wszystkich – na czele z Kolegą Koniewiczem – do wskazania na karcie wyborczej Karola Nawrockiego, aby zmniejszyć rozmiary katastrofy, która musi się stać naszym udziałem, jeśli wygra jego kontrkandydat.

 

Karol Kilijanek

Kategoria: Polityka, Publicystyka

Komentarze (3)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Antoni pisze:

    Panie Karolu,

    Nawrocki to żadne dobro. To zło.  Prosze sięgnąc do Ewangelii co mówi Pan Jezus, kto jest ojcem kłamstwa, w takim razie czyim uczniem jest Nawrocki. Z pewnością nie Pan Jezusa.

    Co do aborcji w obecnym sejmie nie ma szans na zmianę prawa aborcyjnego, czy w jednączy w drugą stronę. Trzaskowski jako prezydent nic tu nie zmieni, Po prostu albo Pan kłamie albo się głęboko myli.

    Szkoda czasu na czytanie tych Pańskich wywodów, jest Pan oderwany o rzeczywistości, a nazywanie mniejszym dobrem głosowania na osbę, która współpracuje z osobowym złem, jest po prostu deprawacją sumień. 
    W tym względzie Trzaskowski jest lepszy, bo akurat nie kłamie, tylko mówi to co myśli, w przeciwieństwie do Nawrockiego, który kłamie tylko po to by dorwać się do koryta.

    Antoni

  2. Gierwazy pisze:

    Ile razy można? Ile razy można nabić w butelkę konserwatywny lud w Polsce? Zastanawiali się Kaczyński i jego macherzy od polityki. Dziś już wiedzą i szyderczo cieszą się w zaciszach swoich gabinetów. Tekst p. Kiljanka, a i ogólny nastrój w prawicowo-katolickiej mediosferze, ewidentnie pokazuje, że można nabijać w butelkę nieskończoną ilość razy. Przecież ten scenariusz, ta farsa, która odbywa się na naszych oczach grana jest już od czasów pierwszej kandydatury na urząd prezydencki nieszczęsnego Lecha Kaczyńskiego. Za każdym razem, i to z reguły zaledwie po upływie kilku miesięcy prezydentury czy rządów ''mniejszego zła'', w wymienionych powyżej kręgach dawało się odczuć gigantycznego kaca, jednak nie przeszkadza to bynajmniej, by na nowo zakosztować (podobno z obrzydzeniem) butelki kwasiora z etykietą PiS…

    Nie chcę się wdawać w arcyuczone, filozoficzne dywagacje na temat, czy owo głosowanie jest na ''mniejsze zło'' czy ''większe dobro''. Natomiast pragnę zwrócić uwagę, że czasami lepiej mieć jest na przeciw siebie otwartego wroga niż pseudosprzymierzeńca, jakim od lat w praktyce okazuje być się partia Kaczyńskiego. Odgrywa ona rolę zachodnioeuropejskich tzw. chadecji, czyli po objęciu władzy w głównej mierze: petryfikacją zastanego systemu, kanalizacją rzeczywistej prawicy tudzież przygotowaniem gruntu pod przyszłe rządy lewicy (bo czym innym było nagminne i bezprzykładne szkalowanie w pisowskich mediach Konfederacji z naciskiem na Grzegorza Brauna z jednej strony, a legitymizowanie jako opozycji nawet Roberta Biedronia, postaci, której miejsce w zdrowym systemie jest na marginesie społecznym). Dlatego uważam, że prymordialnym krokiem do naprawy Rzeczpospolitej jest anihilacja PiSu z polskiej nawy politycznej, dopiero po wycięciu tego wrzodu jest szansa na zbudowanie czegoś zdrowego po jej prawej stronie. A pierwszym, milowym krokiem do tego celu jest porażka w nadchodzących wyborach wybrańca tej formacji. Ja wiem, ''domknięcie'' domkniętego przecież już systemu bliźniaczego duopolu grozi ''katastrofą'', płaczem i zgrzytaniem zębami, ale przypominam tylko, że przeżyliśmy nawet 45 lat komunizmu…

    Zresztą, pisząc niekoniecznie żartobliwie, mamy wybór pomiędzy podopiecznymi: rabina Szmula Boteacha (Nowogrodzki) oraz nie rabina Jerzego Sorosa (Trzask). Ja obstawiam, że ten pierwszy ma w Polsce większe wpływy…

  3. Ireneusz pisze:

    Mając większość Sejmową i swojego Prezydenta nie będą mieli problemu z przeforsowaniem Ustawy aborcyjnej na każde żądanie, nie badą mieli dla praw LGBT, gender, mowy nienawiści, gdzie za sprzeciw i krytykę będzie na dom najazd policji, aresztowanie, prokurator , sąd i sankcje karne z więzieniem. Nawrocki to też ZŁO, ale Trzaskowski to większe. Mamy już tego pokaz, aresztowanie księdza z Podkarpacia za krytykę lekarki ze szpitala z Oleśnicy, za krytykę Owsiaka także na dom był najazd policji, podobne przypadki byli i za PiS gdzie ABW robi najazd na dom J.Międlara.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *