Jakubczyk: Pozytywne aspekty rozkładu prawicy alternatywnej
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, powiadają. Każdy z nas niejednokrotnie doświadczył tego na własnej skórze. Tą samą zasadę możemy przenieść także na świat polityki.
Czy pamięta szanowny czytelnik burzę, jakiej doświadczył ruch alternatywnej prawicy (cokolwiek miałoby to znaczyć) po naszej stronie barykady? Od początku swego istnienia (z czyjej inicjatywy powstał i za czyje pieniądze?) ów (amerykański w swoich korzeniach) ruch łączył w sobie przekonania składające się z mieszaniny rasistowskiej idei białej supremacji, jak również nacjonalizmu, antysyjonizmu, islamofobii, antyfeminizmu, prawicowego populizmu, neomonarchizmu, anarchokapitalizmu, autorytaryzmu, antyliberalizmu, antydemokratyzmu oraz sprzeciwu wobec wielokulturowości, imigracji i poprawności politycznej.
Po swych niezaprzeczalnych, początkowych sukcesach, Alt Right wydaje się być w stanie stagnacji lub nawet rozkładu. Niektórzy z obserwatorów uważają, że powodem tego stanu jest brak jedności, wyobraźni i poczucia nadziei. Wyznawcy Alt Right’u – bo w moim przekonaniu tak trzeba o nich mówić – od samego początku znakomicie zdawali sobie sprawę z faktu, że otaczająca ich nowoczesność to czas umierania, a nasza cywilizacja jest w kompletnej ruinie. Ale bali się aspirować do czegoś więcej niż tylko symbolicznych modyfikacji obecnie panującego systemu. Spowodowało to poważny rozłam i tak już niejednorodnego ruchu politycznego.
W gruncie rzeczy, istotą rozłamu AltRight’u był podział, który wykrystalizował się pomiędzy jego dwoma głównymi składnikami. Neoreakcyjnym (lub w Ameryce – neopaleokonserwatywnym) skrzydłem libertariańskim, które chciało zasadniczych zmian struktularnych, docelowo zmierzających do uszczuplenia biurokracji i przerośniętych departamentów rządowych, a narodowym skrzydłem socjalistycznym, które chciało ustawowo „odbić Europę i Amerykę z kolorowych rąk wyznawców Allacha”. Jednak, większość z nich nie chciała w ogóle odrzucić demokracji, a wielu nadal wierzyło w system rynkowy z pewną formą merytokracji. Ci drudzy optowali za silną dyktaturą, podczas gdy pierwsi chcieli jedynie zmiany liberalnej, demokratycznej republiki. Większość ogółu altprawicowców postulowało po prostu zmianę kilku zasad, czy też reguł gry, otaczającego nas świata – w szczególności absurdalnych przepisów dotyczących różnorodności i przeciwdziałania dyskryminacji. Tym samym nie mieli oni nic przeciwko samemu systemowi, metodom działania, a także dalszemu funkcjonowaniu w warunkach liberalnej demokracji.
W tym rozkładzie możemy jednak znaleźć coś pozytywnego dla autentycznej reakcji. Otóż bowiem część pozostawionych na jego flankach, alternatywnych prawicowców, zaczęło powoli dochodzić do wniosku, że współczesne społeczeństwo, siłą większości, jest zdegenerowane do szpiku kości. Że wpędza się ono w egzystencjalną nędzę. Że umiarkowana modyfikacja obecnego systemu nie pomoże. Nie da się ukryć, że reakcyjne nawoływania do powrotu zdrowego rozsądku, potrzeby odbudowy hierarchii społecznej i rodziny, powrotu kultury wyższej i zdrowej konkurencji rynkowej, demokratyczna większość uważa za śmiechu warte.
Kiedy jednak ktoś już wyjdzie poza świat demokracji i dyktatury liberalnej, kiedy ktoś dotrze już do bram Ciemnogrodu i kiedy przyjmie za oczywistą toczącą nas chorobę bezwartości, jego obawy odnośnie prób wewnętrznych reform obecnej sytuacji zostaną rozwiane. Klarowność stanowiska, jakie mamy mieć wobec naszego obecnego świata, stanie się krystaliczna. Przejrzystym stanie się fakt że, w pewnym momencie nasi przodkowie zapomnieli o prawie naturalnym i boskim porządku. Zaczęli żyć tylko dla siebie, popadając w indywidualizm, który z samego siebie jest materialistyczny. I to jest podstawą naszego upadku.
Dla reakcjonistów jedno zawsze wydawało się oczywiste: w pewnym momencie Okcydent poszedł w złą stronę. Niezależnie od tego, czy były to bunty chłopskie, rewolucja luterańska lub antyfrancuska, oświecenie, czy dla Polaków – nadwiślańska Konstytucja 3 Maja.
Jak trafnie zauważył Christopher Dawson (1889 – 1970), nie chodzi także o prosty podział na prawicę i lewicę. Prawdę mówiąc, ja sam używam takiego rozróżnienia dla zilustrowania różnic światopoglądowych. Pamiętajmy jednak że ów podział jest podziałem postrewolucyjnym.
Okcydentalny porządek polityczny został założony na prawie i wolności. Wspólnotowa więź lojalności wobec państwa (w sensie; monarchy, głowy państwa, szerszej wspólnoty – proszę nie mylić z nowożytnym zrozumieniem państwa) nie wykluczała wszelkiego rodzaju lojalności mniejszych, jak również praw korporacyjnych, na których bogata różnorodność kultury zachodniej została oparta i rozwinięta. Fundament porządku politycznego Christianitas został oparty na wierze w prawo do sprawiedliwości, które nie było uzależnione od woli nie istniejącej wtedy prawicy czy lewicy, woli silniejszych lub woli większości, ale stało na podstawie prawa naturalnego, któremu poddani byli zarówno królowie, jak i chłopi. Ta wiara w sprawiedliwość wciąż żyje, choć jej duchowe podstawy są często zapomniane, doprowadzając do stanu, kiedy „prawo i porządek” nie wydają się niczym więcej, jak tylko uciążliwymi wygodami, które bierzemy za pewnik.
Tak naprawdę, ludzie nie potrzebują złożonego i uregulowanego do bólu systemu, ale wysokiej jakości przywództwa, rządów najlepszych z najlepszych. Kontynuacji przekazywania wiecznych prawd, mądrości i wspólnotowego dążenia do piękna. Społeczeństwo tego rodzaju samo z siebie uszczupla biurokrację i toleruje ekscentryczność. Brzydzi sie chamstwem i wandalizmem. Wytyka palcami socjopatów, hochsztaplerów i manipulatorów. Oddając władzę i należyty status społeczny naszym autentycznym elitom, będziemy w stanie odbudować zdrowe i różnowektorowe wspólnoty. Czując komfort i ufając swoim przewodnikom, reszta społeczeństwa nie będzie już starała się być „politycznie aktywna”. Każdy odnajdzie swoje miejsce.
Miejmy nadzieję że ci którzy pozostali na obrzeżach alternatywnej prawicy będą mieli na tyle rozsądku, by dostrzec bramy naszego ukochanego Ciemnogrodu. Aby całkowicie odrzucić biurokratyczne i scentralizowane społeczeństwo i zamiast tego walczyć u naszego boku o cywilizację praw boskich.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka, Publicystyka
Akurat Alt-right w usa został zdradzony przez Donalda Trumpa, gdyż uważali go za ''swojego człowieka" w Waszyngtonie (Spencer i słynne ''Hail Trump'' po jego zwycięstwie wyborczym). Z biegiem czasu okazało się że Trump zamiast realizować swój program, swoje obietnice stawał się pomału normalnym (neo)konserwatywnym prezydentem. Ważniejsze niż alt-right stały się obniżki podatków, broń dla Arabii Saudyjskiej czy wsparcie Izraela, można powiedzieć że Trump stał się Georgem W. Bushem 2.0 .
Alt-right dzisiaj raczej odrzucił startowanie w wyborach czy inne, rozwija struktury i próbuje przetrwać. Zrozumiał że GOP nie jest ich partią. Richard Spencer, jeden z bardziej znanych działaczy, mówi wprost że Trump daje białym amerykanom ''złudne poczucie bezpieczeństwa'' i że dla nich nie ma jakieś wielkiej różnicy między Trumpem a Bidenem (imigracja dalej rośnie, nielegalna czy legalna)
Co ciekawe, Spencer nawołuje do sojuszu alt-right z sympatykami Berniego Sandersa, który został w zasadzie pokonany ( po raz drugi) przez establishment partii Demokratycznej. Połączyć ich ma stosunek do polityki zagranicznej (sprzeciw wobec wojen zamorskich i Izraela) oraz stosunek do gospodarki.