J. Raspail: Pierścień rybaka
Powszechnie gatunek „powieści sensacyjnej” nasuwa skojarzenia z przyjemnym w lekturze czytadłem, które dostarcza czytelnikowi prostą rozrywkę, nie niosącą za sobą głębokiego przesłania. Tymczasem Raspail po raz kolejny zaserwował czytelnikom głęboką, wierną historii opowieść o nie tracącym na wartości przekazie, dojrzałą i skłaniającą do wielopłaszczyznowych refleksji. Nie jest to katolicka odpowiedź na „Kod Leonado da Vinci” – to znacznie więcej.
W omawianej książce przeplatają się dwie narracje. Pierwsza, historyczna, traktuje o wydarzeniach przełomu XIV i XV wieku, kiedy po zakończeniu awiniońskiej niewoli papieży doszło do wielkiej schizmy zachodniej. W tym burzliwym dla Kościoła czasie równolegle funkcjonowały dwie sukcesje apostolskie, awiniońska oraz rzymska, wprawiając władców, hierarchów i wiernych w zakłopotanie. Na kartach dzieła Francuza wielokrotnie powraca pytania – który papież jest prawdziwy? Który jest fałszywy?
Na 300 stronach poznajemy cały szereg papieży, spośród których wiodącą rolę odgrywa Piotr de Luna, znany z kart historii jako antypapież Benedykt XIII. Człowiek, który do ostatnich chwil swojego życia uważał się za prawowitego biskupa Rzymu; nieugięty pomimo banicji, odrzucenia i opuszczenia przez zwolenników. Kiedy umarł, nominowanie przez niego kardynałowie zwołali konklawe, przedłużając funkcjonowanie alternatywnego „papiestwa awiniońskiego”, podczas gdy powszechnie uznawany papież rezydował w Rzymie. Raspail wprost nie opowiada się po żadnej ze stron, ale za pomocą subtelnych sugestii zdradza czytelnikowi sympatię do linii Benedykta XIII.
Akcja drugiego wątku rozgrywa się w roku 1994, a więc w czasie współczesnym Raspailowi. Poznajemy losy starca o imieniu Benedykt, który w pewien sposób kontynuuje misję osławionego antypapieża. Wie, że jego sprawa zmierza do kresu, ale ostatkiem sił robi to co uważa za słuszne. W sprawę angażują się tajne służby Watykanu, którego archiwa pamiętają o wielu drażliwych momentach i niezaleczonych ranach w dziejach papiestwa. Benedykt to postać-symbol, anachroniczny pielgrzym obojętny na epokę i czas, depozytariusz tradycji przekonany o zasadności swej beznadziejnej misji. Nie chcę jednak zdradzić zbyt wiele by nie odbierać czytelnikom przyjemności samodzielnego zgłębiania sekretów „Pierścienia rybaka”.
Część czytelników za wadę może uznać konieczność nieustannego skupienia podczas lektury. Raspail nie dość, że fabułę swej książki opiera na drobiazgowej rekonstrukcji historycznej, kolejne informacje wydziela w sposób nieśpieszny i nieoczywisty, stopniowo dokładając do układanki elementy, dzięki którym poznane wcześniej fragmenty nabierają głębi. Wyrafinowany, acz prosty w odbiorze język autora, nadaje historycznym wydarzeniom plastyczność, a także poczytność godną popularnych czytadeł. Jest tu także dużo miejsca na własne przemyślenia, interpretacje i wnioski – zamiast gotowych rozwiązań, na tacy otrzymujemy tropy.
Premiera książki nastąpiła w 1995 roku, jednak czytając „Pierścień rybaka” dziś, nie sposób oprzeć się urokowi nasuwającej się analogii. Mamy bowiem dwóch papieży, którzy, choć nie konkurują ze sobą, reprezentują dwie zróżnicowane wizje papiestwa – zachowawczą oraz postępową. Być może warto przytoczyć raspailowe pytanie – który z nich jest prawdziwy? Albo lepiej postawić własne: która wizja papiestwa jest dla Kościoła lepsza?
Z kart wielu dzieł Raspaila wylewają się potoki tęsknoty, a „Pierścień rybaka” nie jest tu wyjątkiem. Jest to tęsknota za dawnymi tradycjami, obyczajami i manierami; za zogniskowaną wokół religii wspólnotą, za międzyludzkim poszanowaniem, ufnością i właściwym miejscem fundamentalnych wartości. W swoim blisko stuletnim życiu Francuz był świadkiem galopujących przemian, które wykiełkowały w nim w postaci wypielęgnowanej nostalgii, nie staczającej się jednak ku defetyzmowi. W postaci Benedykta możemy też dostrzec konotacje autobiograficzne – zmarły w minionym roku pisarz był bowiem starym rojalistą, podtrzymującym na francuskich ziemiach płomień tradycji, choć wielu ludzi zawzięcie dąży do zdeptania ogniska. Podobnie książkowy wędrowiec, nie należy do epoki w której przyszło mu żyć, ale trwa i podtrzymuje powierzony mu depozyt.
Rozeznanie w chronologicznych meandrach wielkiej schizmy ułatwiają aneksy, zawierające dwie alternatywne linie sukcesji apostolskiej, a także wykaz panujących w tym okresie królów Francji. Recenzję napisano w oparciu o egzemplarz wydania z 2020 roku, który otrzymaliśmy od wydawnictwa Dębogóra.
Tomasz Goździk
Kategoria: Recenzje, Tomasz Goździk