Hünerman: „Ojciec ubogich”
Biografia świętego skrzyżowana z "Przypadkami Robinsona Crusoe" – tak mogę określić powieść o św. Wincentym a Paulo. Człowiek święty to żaden tam natchniony dziuniek z białą lilijką w dłoni, tylko wędrowiec, galernik, menedżer, który trzęsie całą Francją.
Poszedł "na księdza" z przyczyn majątkowych, wstydził się własnego ojca w jego ubogim ubraniu i polował na bogatą parafię. A spędził życie na ulicy. Siedemnastowieczny francuski kapłan i założyciel Zgromadzenia Księzy Misjonarzy (CM) oraz Sióstr Miłosierdzia (SM) zamiast paradować w salonach, wybrał życie na froncie. Ileż było walki! Tułaczka po ubogich mieszkaniach, ciułanie każdego grosza, porwanie przez piratów, potem czas wojen religijnych we Francji i ucieczki przed bandytami, tajemnicze wyprawy ciemną nocą, a przy tym wszystko nieustanna walka, żeby jeszcze tę sierotę, tę wdowę przyjąć pod dach i wykarmić. Celnie – bo dobrze znam duszpasterstwo Misjonarzy – podkreślił autor starania Wincentego, aby Ewangelia trafiała do ubogich i prostych. Psalmy miały być śpiewane nie po łacinie, tylko po francusku, kazania pozbawione ozdobników i skomplikowanych wywodów.
Wincenty miał konkretny charakter i ostry jęzor, tak można zrozumieć z tekstu. Nie miał też łatwo wśród współpracowników. Uderza fakt, jak niezmienne są charaktery ludzkie, świeccy czyniący dobro dla sławy, księża pozostający w stanie duchownym, ale na okrągło w świeckim stroju i przy świeckich zajęciach. Nie zmieniła się też bezbożna ideologia. Na przykład w rozmowie z "wolnomyślicielem" słyszy Wincenty gładkie słówka o tym, że trzeba być sobą, a postępować zgodnie z tym, jak się czuje. Skąd my to znamy…
Starannie otworzył Hunermann realia epoki, szczególnie wątki awanturnicze, najazdy, handel niewolnikami i grabieże. Kapitalne są opisy niebezpiecznych wypraw Misjonarzy po żywność, jak to brat zwany Lisem ponad 50 razy kursował z niebezpieczną misją między Paryżem i prowincją. Pewnego razu został pochwycony przez dezertera i szedł już praktycznie na rozwałkę, ale w pewnej chwili nadstawił ucha i nabrał łupieżcę, że słyszy tętent koni: "to pewnie żandarmeria!". Bandyta zostawił go wtedy i uciekł. Czytałam z zapartym tchem. Do końca też towarzyszyło mi wrażenie, że równie dobrze mógłby życiorys Wincentego stanowić ciąg dalszy przygód Robinsona Crusoe. Widocznie tak się kończą wyprawy na Samotną Wyspę.
W. Hünerman, "Ojciec ubogich. Świty Wincenty a Paulo", tłum. s. U. Piekarska SM, red. ks. S. Rospond CM, Kraków 2015
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje