Goździk: Historyczne fakty zamiast wojny Polsko-Polskiej – refleksja na Święto Niepodległości 7 października.
Wojna Polsko-Polska powodowana brakiem wspólnego stanowiska co do daty odzyskania niepodległości przez Polskę trwa, w różnych odsłonach, od 1918 roku. Pozorne pole do interpretacji stanowi fakt, że Rada Regencyjna, stojąca za niepodległościowym manifestem, została powołana do życia z woli aborców. Dla osób, które nie gustują w pogłębionych dociekaniach historycznych i nie ufają publicystom spoza myślenia mainstreamowego sprawa jest zatem oczywista.
Faktem jest, że Królestwo Polskie – nie „jakaś” Polska, ale spadkobierczyni 900 lat monarchicznego dziedzictwa – powróciło jako niepodległy byt 7 października 1918 roku i pozostało królestwem bez ustalonych granic i pod zwierzchnictwem regentów przez 38 dni.
Nie uciekając w poboczne rozważania, za Królestwo Polskie przyjmuję tu niematerialną ideę polskiej państwowości pod królewskim zwierzchnictwem, niezależnie od ustrojowych form i nazw, jaki kraj zyskiwał w procesie historycznym.
Z perspektywy nauki
W nadal pachnącej farbą drukarską książce Piotra Żywieckiego pt. Królestwo Polskie 1815-1916-1918. Szkice z ustroju państwa znajdziemy rozdział zatytułowany Proces emancypacyjny Rady Regencyjnej. Autor, posiłkując się także ustaleniami Zdzisława J. Winnickiego, nie ma wątpliwości, że Rada, choć powołana przez zaborców, „wyłamała się z ram ustrojowych” patentu z 12 września 1917 r., czyniąc krok ku „emancypacji politycznej istniejącego w Królestwie systemu organów polskich”(1). Zgodnie z ustaleniami badaczy, 7 października rozpoczynał władzę regentów nie regulowaną zaborczymi patentami: „(…) począwszy od 7 października 1918 roku Rada Regencyjna wyłamała się ostatecznie z ram aktów cesarskich i rozpoczęła szybki proces (mimo trwającej okupacji) emancypacji polskich organów państwowych w kierunku pełnej suwerenności”(2).
Podkreśla się ponadto, że za niepodległościowym aktem poszły konkretne decyzje, w tym ogłoszenie nowej roty przysięgi wojska polskiego. Armia miała odtąd, na mocy suwerennej decyzji Rady Regencyjnej, w chwili złożenia przysięgi przechodzić pod zwierzchnictwo Regentów. Podkreśla się także, że charakter suwerenny miały dwie – jak się wkrótce okazało, katastrofalne dla Królestwa Polskiego – decyzje o przekazaniu najpierw władzy wojskowej, a następnie cywilnej marszałkowi Piłsudskiemu.
Warto nadmienić, że autor jedynej dotąd monografii na temat polskiego monarchizmu w II RP, Jacek Majchrowski, zwracał uwagę na fakt, że odzyskiwanie przez Polskę niepodległości miało charakter procesualny i trudno wskazać konkretną datę. Składnia się jednak ku założeniu, że „można potraktować owe początki jako okresmonarchii”(3).
Dokąd zmierzamy
Skąd tak wielkie przywiązanie do celebrowania niepodległości w dniu 11 listopada? Pierwotnie dzień ten do rangi państwowego święta podniosły władze sanacyjne w 1937 r. Nie zagłębiając się w szczegóły, w latach 1919-1936 w Warszawie odbywały się uroczystości o charakterze wojskowym, które nabrały ściśle militarnego charakteru po przewrocie majowym. Kolejne rocznice wydarzenia uświetniono między innymi nazwaniem placu Saskiego placem marszałka Piłsudskiego, ustanowieniem Krzyża i Medalu Niepodległości, odsłonięciem pomnika Lotnika czy wręczeniem Piłsudskiemu buławy marszałkowskiej. Z perspektywy 1000-letniego państwa nie trudno tu dostrzec argumenty przemawiające za tym, by odzyskanie niepodległości celebrowano właśnie 11 listopada.
Kto zatem wykazuje do tej daty największe przywiązanie? Z pewnością zdecydowana większość Polaków nigdy nie zadała sobie trudu zweryfikowania faktów historycznych, a nie ułatwia tego także szkolna edukacja historyczna wypełniona przeinaczeniami, uproszczeniami i obcymi narracjami. Nie można winić Polaków za niedostatki, za wypełnienie których powinno być odpowiedzialne państwo. Istnieje jednak zastanawiająca grupa zajadłych wrogów 7 października, która nie szczędzi swojego czasu i rynsztokowych inwektyw na dowodzenie, że prawdziwy patriota świętuje w listopadzie, podczas gdy inni to idioci i zdrajcy.
Budowanie społecznego konsensusu ponad partyjnymi przepychankami powinno leżeć każdemu monarchiście i polskiemu patriocie na sercu, jednak nie można czynić tego w oparciu o wypaczoną wersję historii. Marsz niepodległości można organizować raz w tygodniu, jeśli tylko polscy patrioci znajdą czas i siły, by z taką regularnością manifestować przywiązanie do kraju i polskości. Nie można jednak uciec od faktów.
Jednocząca moc
Nie opadł jeszcze kurz po warszawskim Święcie Niepodległości Królestwa Polskiego, które z przyczyn logistycznych zrealizowano w tym roku w sobotę 4 października. Była to szósta odsłona wydarzenia (4), na które zwyczajowo składają się msza święta trydencka, Marsz Restauracji oraz pikieta. Choć skład komitetu organizacyjnego i inne szczegóły ulegały zmianie, tendencja jest zauważalna – z roku na rok 7 października cieszy się coraz większym zainteresowaniem zarówno organizacji pożytku publicznego, jak i uczestników.
Tegoroczna edycja, po raz pierwszy uzupełniona o konferencje popularno-naukową, pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość i skłania do przygotowania bardziej przemyślanych i skoordynowanych planów.
Liczni monarchiści w Polsce – zwolennikami idei królewskiej jest bowiem na ogół większość uczestników – dostrzegają jednoczący potencjał 7 października. Popularny żart przekonuje, że „prawica rozmnaża się poprzez podział” i choć trudno jest częściowo się z nim nie zgodzić, wiele organizacji zakopało na chwile topory by godnie i zgodnie uczcić niepodległość.
Odzyskiwanie zamiast odzyskania
Niestety często zapominamy o tym, że raz dana niepodległość wymaga nieustającej troski. Niepodległością roku 1918 cieszyliśmy się krótko, by na dziesięciolecia wpaść w szpony komunistycznego dyktatu. Podobnie jak w przypadku okresu zaborów, duch polskości, przechowywany zwłaszcza w kościołach, nie został złamany. To, czego nie odebrali nam zaborcy, naziści i komuniści, oddajemy za darmo w III Rzeczpospolitej.
Tu docieramy do kolejnej rocznicy, która czyni ten rok szczególnym – 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego na króla Polski. Rolą ludzi świadomych – na czym polega wartość 7 października – jest uczynienie z dziedzictwa pierwszego koronowanego władcy żywej idei, która popchnie Polaków ku przyszłej potędze i wielkości, pokojowi i dobrobytowi, a przede wszystkim ku moralnej odnowie.
Wartości nie tracą słowa profesora Jacka Bartyzela, który ostatniego dnia 2024 roku napisał: „Oby obchody Tysiąclecia Królestwa Polskiego zapaliły iskrę, która rozbici płomień wskazujący drogę do jego wskrzeszenia”(5). 1000-lecie koronacji Chrobrego, 107 rocznica odzyskania niepodległości przez Królestwo Polskie – to przebogaty rezerwuar, z którego czerpać mogą nie tylko monarchiści, ale także katolicy, tradycjonaliści, monarchiści oraz patrioci. Wezwanie profesora Bartyzela pozostaje w mocy. Musimy spoglądać wstecz, by stamtąd czerpać ducha rozwiązań, z którymi będziemy podążać ku przeszłości. Polska to stara monarchia, która nie przepadła w 1795 ani w 1918 roku, ale trwa nadal jako idea, z której musimy na powrót uczynić polityczną praktykę.
Autor: Tomasz Goździk, 7 października 2025 r.
Przypisy:
(1) P. Żywiecki, Królestwo Polskiego 1815-1916-1918. Szkice z ustroju państwa, Radzymin-Warszawa 2025, s. 132-136.
(2) Z. J. Winnicki, Rada Regencyjna Królestwa Polskiego i jej organy (1917-1918), Wrocław 2017, s. 58.
(3) J. M. Majchrowski, Ugrupowania monarchistyczne w latach Drugiej Rzeczpospolitej, Wrocław 1988, s. 5-6.
(4) W innych odsłonach 7 października celebrowano już wcześniej, między innymi w latach 2013-2014 uroczystości organizował Konwent Nowej Prawicy.
(5) J. Bartyzel, wypowiedź na Facebooku z dn. 31.12.2024 r.
Kategoria: Historia, Publicystyka, Tomasz Goździk