Dobry żołnierz, polityczny szkodnik (w 70. rocznicę tragicznej śmierci Generała Sikorskiego)
Minęła właśnie okrągła, 70. rocznica, wciąż tajemniczej, katastrofy gibraltarskiej, w której śmierć, pośród innych osób, poniósł premier rządu RP oraz Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, gen. broni Władysław Eugeniusz Sikorski. Tragizm tego zdarzenia sprawił, że Generał – już niezmiernie popularny w okupowanym kraju, gdzie mało kto orientował się w meandrach polityki emigracyjnej – trafił do Panteonu polskich bohaterów narodowych, czego przypięczętowaniem było złożenie w 1993 roku jego szczątków w nekropolii polskich królów na Wawelu. Polacy kochają tych, którzy zginęli, zwłaszcza jeżeli zachodzi podejrzenie, że nie przypadkiem, i przyjmując to za pewnik gotowi są natychmiast zapomnieć wszystkie przewinienia i błędy – czyż inaczej możliwy byłby kult śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Generał Sikorski uchodzi więc dzisiaj nie tylko za wielkiego patriotę, lecz również za prawdziwego męża stanu. Czy słusznie?
Naprzód uczyńmy zastrzeżenie, że nie kwestionujemy ani patriotyzmu, ani rozlicznych zasług, ani przede wszystkim ofiarnej slużby żołnierskiej generała Sikorskiego i jego talentu wojskowego, który wykazał zarówno jako organizator armii i sztabowiec (w czasie I wojny w Legionach, w Polsce niepodległej jako szef sztabu generalnego), jak i dowódca liniowy na szczeblu operacyjnym; o jego umiejętnościach w tym drugim zakresie świadczy zwłaszcza sprawdzenie się w szczególnie dramatycznej chwili jako dowódca 5 Armii w Bitwie Warszawskiej nad Wisłą i Wkrą. Jako teoretyk wojskowości przewidujący w przyszłej wojnie kluczową rolę jednostek pancernych był również na najwyższym poziomie. Nie może to jednak wpłynąć na ocenę Władysława Sikorskiego jako polityka. Pod tym względem nieomal całość jego posunięć stanowi serię błędów, fatalnych decyzji, dla sprawy polskiej częstokroć wręcz szkodliwych, których przyczyn szukać należy, z jednej strony, w braku szerszych horyzontów i dobrze przemyślanych koncepcji, z drugiej zaś – w ujemnych cechach jego charakteru: niewspółmiernej do politycznego talentu ambicji, zacietrzewionej małostkowości i mściwości.
Wąskie ramy rocznicowego komentarza nie pozwalają oczywiście na szersze rozwinięcie i uzasadnienie powyższych ocen. Można jednak i należy wypunktować najważniejsze winy i błędy Sikorskiego – polityka.
1/ Politycznie bezcelowe, wobec braku realnych koncesji na rzecz Polaków ze strony austriacko-niemieckiej, podtrzymywanie w 1916 roku rekrutacji do Legionów, tym samym zaś szkodliwe utrudnianie podjętej przez Józefa Piłsudskiego „licytacji sprawy polskiej wzwyż”.
2/ Organizowanie w latach 30. (rachitycznej skądinąd) opozycji – czyli tzw. Frontu Morges – wobec rządów autorytarnych, złożonej z samych politycznych bankrutów, pragnących przywrócenia równie zbankrutowanego systemu demoliberalnego (demokracji parlamentarnej), naszpikowanych masonami i ślepo zapatrzonych w coraz mniej wartościowego sojusznika, jakim była III Republika Francuska.
3/ Wchodzenie w konszachty z francuskimi czynnikami rządowymi i wojskowymi, ocierające się o zdradę stanu, jak zwłaszcza usiłowanie wpłynięcia na rząd francuski, aby nie udzielił w 1936 roku Polsce pożyczki na modernizację sił zbrojnych dopokąd nie ustąpią rządy „sanacyjne”. Kulminacją tego był współudział samego Sikorskiego w faktycznym zamachu stanu i podeptaniu suwerenności państwa polskiego przez Francuzów, którzy zmusili internowanego w Rumunii prezydenta RP Ignacego Mościckiego do anulowania dekretu o wyznaczeniu swoim następcą gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, co było przygrywką do narzucenia jako premiera właśnie uległego Francuzom Sikorskiego.
4/ Rozpętanie, już jako szef rządu na wychodźstwie i Naczelny Wódz, domowej „wojny polsko-polskiej”, pod pretekstem szukania „kozła ofiarnego”, czyli „winnych” klęski wrześniowej, a faktycznie porachunków z przedwojenną elitą władzy i – co jeszcze gorsze – z oficerami i żołnierzami o piłsudczykowskim rodowodzie, którym uniemożliwiano służbę w wojsku, posuwając się nawet do zamykania niektórych w obozach koncentracyjnych. Analogiczne represje dotknęły już w Anglii narodowców sprzeciwiających się paktowi Sikorski-Majski.
5/ Zmarnowanie w czerwcu 1940 roku większej części z takim trudem odtworzonych we Francji Polskich Sił Zbrojnych, których ewakuacja do Anglii okazała się już niemożliwa, bo Sikorski nie chciał przyjąć do wiadomości, że Francuzi przegrali kampanię i są zdecydowani na zawieszenie broni. Z tych samych powodów „zgubiona” została część, tak brawurowo uratowanego, polskiego złota.
6/ Zmarnowanie niepowtarzalnej okazji, kiedy wojska niemieckie stały pod Moskwą, wynegocjowania ze Stalinem korzystniejszych warunków umowy Sikorski-Majski; te karygodne błędy tak celnie wypunktował Stanisław Cat-Mackiewicz, że najlepiej będzie je po prostu przytoczyć:
Rząd w dniu 30 lipca 1941 r. zawarł lekkomyślnie i w sposób niekonstytucyjny układ z Rosją sowiecką, w którym:
a) zaniedbał bilateralności zobowiązań obu stron, czym osłabił zasadę suwerenności państwa polskiego
b) nie uzyskał uznania przez Rosję sowiecką granicy ryskiej
c) nie uzyskał unieważnienia przez Rosję sowiecką układu z października 1939 r. oddającego Wilno Litwie, skutkiem czego Sowiety uważają, że Wilno należy obecnie do Litwy sowieckiej
d) nie zabezpieczył w sposób należyty wykonania układu przez Sowiety, skutkiem czego olbrzymia, aczkolwiek nie dająca się określić liczba więźniów polskich w Rosji sowieckiej dotychczas zwolniona nie została
e) dopuścił do użycia w układzie upokarzającego nas określenia „amnestia” w stosunku nie tylko do Polaków, więźniów w Rosji sowieckiej, lecz i do Polaków, żołnierzy i oficerów, regularnych jeńców sowieckich.
(S. Mackiewicz-Cat, Lwów i Wilno, Londyn 1942, s. 2)
Należy jeszcze podkreślić, że we wszystkich tych posunięciach za Władysławem Sikorskim krył się, jak zły duch, ten, którego sam Sikorski nazywał „kuzynkiem diabła”, a mimo to nie mógł bądź nie chciał od jego wpływu się uwolnić: Józef Hieronim Retinger, nie tylko mason, ale i doradca krwiożerczego tyrana Meksyku, Plutarca Eliasa Callesa, a już po wojnie inicjator Grupy Bilderberg.
***
Listę przewin i błędów Władysława Sikorskiego miałem pierwotnie zakończyć na tym, co powyżej. Decyduję się jednak – wyznam otwarcie, że z drżeniem, bo wiem, że obruszy się na mnie wielu zacnych ludzi – dopisać jeszcze jeden: ten ostatni, który być może przypieczętował też jego tragiczny los. W odróżnieniu od poprzednich jest to błąd jedynie z zimnego, politycznego punktu widzenia, bo moralnie było to posunięcie całkowicie uzasadnione i nienaganne. Chodzi tu oczywiście o zwrócenie się do Miedzynarodowego Czerwonego Krzyża o wszczęcie śledztwa po ujawnieniu przez Niemców zbrodni katyńskiej. Tym samym, niestety, Sikorski ułatwił Stalinowi rozgrywkę prowadzącą do całkowitego zniewolenia Polski, poprzez oskarżenie rządu polskiego o współpracę z Niemcami, zerwanie stosunków dyplomatycznych z legalnym rządem i powołanie komunistyczno-kolaboracyjnych instytucji złożonych z „pełniących obowiązki Polaków”.
Cóż jednak w tej strasznej doprawdy sytuacji należało zrobić? Logicznym politycznie następstwem podniesienia kwestii katyńskiej byłoby faktycznie „odwrócenie sojuszy”, czyli przejście na stronę niemiecką w toczącej się wojnie. Ale to było niemożliwe i z psychologicznego, i z moralnego punktu widzenia, wobec ogromu niemieckich zbrodni na Polakach, a militarnie i politycznie absurdalne, bo w 1943 roku, po Stalingradzie i bitwie na Łuku Kurskim, było już oczywiste, że Niemcy przegrają wojnę i jest to tylko kwestią czasu. Sikorski musiał także wiedzieć, że anglo-amerykańscy sojusznicy nie zrobią i nie pozwolą zrobić nic, co rozjuszyłoby „wujaszka Joe”. Trzeba zatem było zacisnąć zęby, wydać lakoniczny i ogólnikowy komunikat stwierdzający, że Niemcy ze względu na dokonane przez siebie zbrodnie nie są wiarygodni, a zbadanie sprawy należy odłożyć na czas po wojnie, po cichu zarazem licząc, że prawda i tak wyjdzie na jaw i zostanie podniesiona również przez aliantów w bardziej sprzyjających okolicznościach – tak jak to się przecież stało w okresie „zimnej wojny”. Niepodległości Polski by to oczywiście nie uratowało, bo ona była już nie do ocalenia, ale być może zamiast komunizacji Polski realny okazałby wariant fiński, państwa uzależnionego od Sowietów, ale nieskomunizowanego. W tej sytuacji gen. Sikorski, z autorytetem, jaki posiadał i owiany legendą zwycięskiego wodza, mógłby być „polskim Mannerheimem”.
To niestety jednak było niemożliwe z innego jeszcze powodu. Cała droga polityczna Władysława Sikorskiego unaocznia, że nie był on psychicznie zdolny do bycia wewnętrznie suwerennym partnerem silniejszych graczy, tylko zawsze zdawał się na dobrą wolę tych, których w danym momencie upatrywał jako protektorów sprawy polskiej: najpierw Austriaków i Niemców, później i najdłużej Francuzów, na końcu Anglosasów. Nie miał tej iskry geniuszu, samodzielności, twardości, zdolności do pokerowych zagrywek, a jednocześnie poczucia realizmu, który każe się cofnąć, gdy ryzyko przekracza możliwości gracza, znamionującej prawdziwych mężów stanu, którą w XX-wiecznej Polsce posiedli Piłsudski i Dmowski. I tylko oni.
prof. Jacek Bartyzel
Kategoria: Historia, Inni autorzy, Polityka