Daniélou S.J: Siła i słabość René Guénona
Dzieło René Guénona, który umarł w roku 1949 [błąd autora, w rzeczywistości w 1951 – przyp. ATW], z pewnością mieści się wśród najoryginalniejszych dokonań naszej epoki. Sytuuje się tak zupełnie poza granicami nowoczesnej myśli i tak ostro kłóci się z najbardziej podstawowymi przyzwyczajeniami współczesnego umysłu, że zdaje się być jakimś obcym ciałem w intelektualnym świecie dnia obecnego.
Siła stanowiska zajmowanego przez Guénona kryła się w jego absolutnej niezależności od wszystkich współczesnych uprzedzeń, a także w surowej dyscyplinie umysłowego osamotnienia, w którym pracował. Powszechnie uważa się, że tematyka, którą poruszał, obejmowała najbardziej krytyczne problemy naszego wieku: cywilizację technologiczną i jej nieuchronne zagrożenia, a także całą kwestię ekonomicznej i politycznej organizacji społeczeństwa. Sposób, w jaki traktował te wątki, budził uwagę, był dogłębny; nie można go ignorować. W tym, co chciał przekazać, było wiele prawdy, ale były też i wadliwe elementy, z powodu których jego stanowisko jest nie do przyjęcia dla chrześcijanina.
Pierwszą zasługą Guénona dla prawdy była poczyniona przezeń rehabilitacja rozumienia symbolicznego w opozycji do epistemologii naukowej. To zapewne było najgwałtowniejszym przejawem jego oderwania od współczesnych nawyków myślowych. Dla ludzi wykształconych w metodologii nauk ścisłych, jak chemia czy astronomia, każdy pomysł powrotu do alchemii i astrologii zakrawa na monstrualny absurd. Guénon, przeciwnie – utrzymywał, że cały kierunek współczesnej myśli był w wielkiej mierze błędny: więcej substancji prawdy znajdował w dziecięcych fantazjach astrologów niż we wszystkich osiągnięciach technicznych naukowej astronomii. Te dwie rzeczy nie funkcjonują na tej samej płaszczyźnie. Nauka powiększa wymiary klatki, w której uwięziony jest umysł człowieka, ale nawet cała nauka świata nie wyzwoli człowieka z niej. Ale przy intuicyjnym postrzeganiu symbolizmu umysł wydostaje się z rzeczywistości materialnej, aby dotknąć innej rzeczywistości, zewnętrznej: to jest powiększenie, uwznioślenie ducha.
By uniknąć nieporozumienia, trzeba powiedzieć, że Guénon nie skupiał się na odtwarzaniu popularnych, pseudonaukowych koncepcji astrologii czy alchemii. Uważał raczej, że zainteresowanie człowieka symboliką gwiazd i metali sięga obszarów głębszych niż jakiekolwiek rozważania na temat ich mechnicznej użyteczności czy fizycznej struktury. W pięknym fragmencie swego "Króla Świata", pisze o kamieniu (szmaragdzie), który spadł z czoła Lucyfera, a więc o kamieniu, z którego wycięto Świętego Graala. Szmaragd ma pewną wartość handlową, która może interesować jubilera albo bogacza, chcącego skryć go w swym sejfie. Ma także pewne własności fizyczne i cechy, które mogą zainteresować studenta chemii nieorganicznej. Ale to, co liczy się naprawdę, to kolor i twardość szmaragdu – i o to troszczy się alchemik.
Tak samo w innych dziedzinach wiedzy. Tak więc astronomia uczy nas o mechanice ciał niebieskich, ale to sztuczna wiedza. Gwiazdy przepełnione są znaczeniem, które jest dużo ważniejsze. Guénon wystarczająco dobrze wiedział, że nie ma sensu postrzegać ruchów gwiazd jako wyznaczników ziemskich wydarzeń. Ich znaczenie tkwi raczej w tym, że są symbolem wyższych poziomów rzeczywistości. Tu przypomina nam się Mircea Eliade, który pokazał, że wyznawcy kultów gwiazd w istocie nie czczą gwiazd jako takich, ale duchową rzeczywistośc, która ujawnia się poprzez hierofanię widzialnych niebios. Rzecz jasna jest to czymś biegunowo przeciwnym niż koncepcje ludowej astrologii, w myśl których gwiazdy mają wpływ na ludzkie życie.
Te same zasady można zastosować do geometrii i nauki o liczbach. Figury geometryczne budzą zainteresowanie, pomijając ich własności matematyczne, z powodów jakościowych: są bazą wszelkiego symbolizmu obrazów i znaków. Guénon był w szczególności skupiony, jeśli o to chodzi, na formie krzyża, o czym zaraz się przekonamy. Arytmetyka zajmuje tę samą pozycję, co geometria, albowiem istnieje symbolizm ich liczb – tak samo jak ich teoria matematyczna. Guenon zwracał szczególną uwagę na to, że istotność liczb siedem i czterdzieści w Biblii nie jest przypadkowa; są one częścią języka przepełnionego znaczeniem; i nie jest to jedynie efekt arbitralnie przyjętej konwencji, ale skutek wewnętrznych cech posiadanych przez same liczby – tak samo jak w przypadku figur euklidesowych czy konstelacji.
Nie można przeoczyć faktu, że symbole znajdowane u rozmaitych ras i w różnych tradycjach kulturowych, są identyczne lub przynajmniej podobne. Trudno przyjąć wyjaśnienie tego faktu przy pomocy hipotezy o nieprzerwanej tradycji wywodzącej się ze wspólnych źródeł, jakkolwiek Guénon, w swoich słabszych fragmentach, zdaje się skłaniać ku takiemu wyjaśnieniu. Mircea Eliade zdaje się stąpać po pewniejszym gruncie, przypisując ów fakt z jednej strony wewnętrznym cechom samych symboli (i obiektów, z których się wywodzą), a z drugiej – ludzkiej inteligencji. Innymi słowy, umysl człowieka jest tak zbudowany, że zawsze spontanicznie zauważy te same symbole w tych samych obiektach. Z tej hipotezy wynika koniecznie, że powinien istnieć naturalny, powszechny wzorzec symbolizmu – taki zresztą, jaki rzeczywiście pojawia się w historycznych tradycjach. To nie znaczy jednak, że ów wzór się nie zmienia, ponieważ symbole wiodą swe własne życie w zbiorowej świadomości, która w wielkim stopniu pozostaje nieznanym morzem.
Guenon postrzega symbolizm chrześcijański jako część uniwersalnej tradycji. Porównuje znaczenie krzyża w systemach hinduskim i chrześcijańskim. Liczbę dwunastu apostołów postrzega jako paralelną z dwunastoma znakami Zodiaku. Biała sutanna papieża to częściowy dowód na to, jak wielki nacisk we wszystkich systemach religijnych kładziono na kolor biały.
Bez wątpienia, istnieją analogie pomiędzy symbolami chrześcijańskimi i innymi. Guénon z tego faktu wyprowadza wniosek, że chrześcijaństwo to jedna z manifestacji pierwotnej tradycji religijnej człowieka. W konsekwencji ogranicza swą uwagę li tylko do tego, co łączy chrystianizm z innymi religiami. Tu nasze drogi zaczynają się rozchodzić.
Oczywiście chrześcijaństwo rozpoznaje istnienie autentycznego, naturalnego symbolizmu, który należy do religii naturalnej oraz do objawienia danego przez Boga całej ludzkości poprzez świat stworzony, o czym już zresztą mówiliśmy. Ale chrześcijaństwo nie jest tylko tym: jest czymś innym, czymś zupełnie nowym, inwazją Stwórcy w historię. Krzyż jest ważny w chrześcijaństwie, ale w pierwszym rzędzie nie ze względu na swój symbolizm, lecz dlatego, że Chrystus umarł właśnie na takim, a nie innym drewnianym narzędziu kaźni.
Najpierw jest wydarzenie historyczne: dopiero później nastąpił rozwój liturgii, wykorzystującej specyficzny kształt tego narzędzia oraz wzbogacającej go o cały naturalny symbolizm krzyża, o schemat czterech wymiarów czy też czterech zasadniczych punktów, co ilustruje uniwersalną wartość odkupieńczego cierpienia Chrystusa. To wszystko jest jednak wtórne w zestawieniu z faktami historycznymi.
Guénon zupełnie nie docenił szczególnego statusu chrześcijaństwa jako religii przynoszącej coś nowego: to zresztą nie dziwi, bowiem jednym z elementów jego systemu było całkowite odrzucenie historii.
Tu znów dostrzegamy dziwną mieszankę materiału godnego podziwu z wątkami bezwartościowymi. Zaczynając od tego, co dobre: wielki respekt budzi niezwykły wigor, z jakim Guénon krytykuje nowoczesne idee postępu i ewolucji czy też historycyzmu. Niezadowolony jednak z tego poglądu, który my przyjmujemy, a mianowicie, że absurdem jest traktowanie osiągnięć naukowych jako drogi do jakościowej przemiany ludzkiej natury, Guénon poszedł dalej: utrzymywał, że owo zbłądzenie jest symptomem dekadencji, która stopniowo narasta od szesnastego stulecia. To wzbudza poważne pytania. Czy mamy wnioskować, że nauka jako taka, sama w sobie, nie tylko jej nadużycie, ale jako sama tendencja przejmowania przez naukę głównych prerogatyw ludzkiej mądrości, z konieczności sprowadzi świat do katastrofy? Opinia Guénona może się zdawać zbyt drastyczna, ale pytanie to zdaje się nie mieć żadnej prostej, optymistycznej odpowiedzi.
Nie możemy nie doceniać siły odważnego ataku Guénona na niektóre z najbardziej zakorzenionych i szkodliwych uprzedzeń współczesności. Jest faktem, że ludzkość, spoglądając na naukę jako źródło zbawienia, odwraca się nieuchronnie od autentycznego zbawiciela. A wszyscy, którzy uskuteczniają to złudzenie, czy to marksiści czy liberałowie, ponoszą współodpowiedzialność za nieszczęsny stan współczesnego świata. Bez wątpienia prawdą jest, że koncepcje rozwoju naukowego i ewolucji biologicznej nie mają wpływu na życie duchowe. Tak samo prawdą jest, że przesadne i wyłączne preferowanie metod nauk eksperymentalnych prowadzi do tego, że współczesny człowiek traci zdolność do intelektualnego badania sądów filozoficznych. I wreszcie jest faktem, że w porządku natury upływ czasu nie skutkuje jakimś zasadnicznym wzrostem ludzkich cnót, albowiem zasadnicze wartości należą do bezczasowej rzeczywistości metafizycznej.
W porządku natury nie ma prawdziwej innowacji. Ale ta reguła nie dotyczy chrześcijaństwa, które składa się z serii wydarzeń efektywnie przemieniających życie człowieka w całkowicie nowy sposób. Najbardziej nawet powierzchowna analiza pism Świętego Pawła nie może pominąć jego koncentracji na tym, co nowe – na nowym stworzeniu i nowym człowieku. To oznacza istnienie czegoś, czego dotąd nie było we wcześniejszych tradycjach – pozytywnej zmiany, kroku naprzód. Ta zmiana odpowiada przejściu od wiedzy o Bogu dostępnej poprzez namacalne stworzenie do nowego, bliskiego objawienia natury Bożej w Jezusie Chrystusie. Dzięki tej nowości, tej rzeczywistej zmianie jakościowej, odkrywamy to, co samodzielnie zasługuje na określenie mianem historii.
Guénon o tym nie wiedział, nie rozumiał tego. Nigdy nie przyznał, że chrześcijaństwo ma uprzywilejowaną pozycję. Wyraził swą postawę wystarczająco dobrze, przechodząc przed śmiercią na islam.
Te rozważania prowadzą nas do trzeciego i ostatniego aspektu prac Guénona, dotyczącego wzajemnych relacji nauki, mądrości (wiedzy) i wiary. Na tym polu, jak i wcześniej, zaczniemy od pozytywnego wkładu naszego autora. Odrzucając relatywizm i pragmatyzm, Guénon kładł naciska na prymat inteligencji spekulatywnej, tak w porządku doczesnym, jak i wiecznym. Najwyższa rzeczywistość bytuje w świecie doskonałych idei, przy czym obiekty materialne są jedynie ich tymczasowym odbiciem: tak więc największym zadaniem i działaniem człowieka jest zrozumienie tych fundamentalnych zasad. W ten sposób Guénon odtwarza platońską teorię kontemplacji. Stąd, po drugie, tylko poprzez poznanie wiecznej prawdy sprawy człowieka mogą być mądrze porządkowane. Posiadacze takiej wiedzy tworzą Autorytet w sferze duchowej.
A zatem Guénon, restaurując podstawy społeczeństwa hierarchicznego, atakował jeszcze jeden współczesny dogmat, mianowicie uniwersalne prawo demokracji i prawo do głosowania. Duchowy autorytet wywodzi się od strażników tradycji. W wielkm stopniu należy on, archetypicznie, do Króla Świata. Jest widzialnie wyrażany poprzez pewne postaci ludzkie, a jedną z nich jest Papież. Stąd bierze się zdecydowane poparcie Guénona dla autorytarnego aspektu katolicyzmu, co kontrastuje z jego potępieniem protestantyzmu jako zwyrodnienia prawdziwego chrystianizmu.
Autorytet uczestniczy w przekazywaniu tradycji. A znowuż tradycja składa się z zasad intelektualnych, w pierwszym rzędzie tych wywodzących się z filozofii indyjskiej, zwłaszcza z Wedanty, która zresztą była przedmiotem pierwszej książki Guénona. To stanowisko może budzić wątpliwości – i to nawet z wąskiego, filozoficznego punktu widzenia, albowiem filozofia indyjska (hinduistyczna) jest wybitnie niewystarczająca w kwestiach tak zasadniczych jak transcendencja Boga, nieśmiertelność duszy i stworzenie.
Co jednak jest gorsze, to samo postrzeganie prawdy filozoficznej jako ostatecznej rzeczywistości, podczas gdy religia, szczególnie zaś monoteistyczna tradycja świata śródziemnomorskiego, prezentowana jest jako kompromis pomiędzy czystymi zasadami metafizycznymi a emocjonalnymi wymogami natury ludzkiej [affective demands], która potrzebuje spełnienia w mistyce i liturgii. To odwrócenie relacji pomiędzy metafizyką i objawieniem jes wielką słabością, wręcz podstawowym błędem w pracach Guénona.
To zresztą powód, dla którego Guénon wprowadza teorię ezoteryzmu, która zajmuje istotną pozycję w jego systemie. Ezoteryzm może oznaczać jedną z dwóch zupełnie różnych rzeczy. W obrębie danej religii może istnieć pewien zespół doktryn, które uchodzą za zbyt tajemne [mysterious], aby je ujawniać bez ograniczeń, zwłaszcza neofitom. Na przykład w judaizmie czymś takim jest interpretacja Pieśni nad Pieśniami, a w przypadkuch chrześcijaństwa – nauki teologii mistycznej. Nie ma różnicy w treści pomiędzy tym, co zawierają owe ezoteryczne doktryny, a tym, co mamy w podstawowych prawdach religii. Różnica tkwi jedynie w głębi duchowego wniknięcia. Tym samym dla Pawła gnoza – wiedza – jest bezpośrednią kontynuacją wiary. Nic nie byłoby bardziej odległe od etosu chrześcijaństwa niż segrecja chrześcijan pierwszej i drugiej kategorii. Sakrament chrztu wystarcza raz na zawsze; człowiek nowo narodzony nie potrzebuje drugiej inicjacji w rytuał czy misteria dogmatyczne.
Drugie znaczenie ezoteryzmu, typowe dla Guenona, implikuje istnienie tajnego rdzenia doktryny poza i ponad różnymi formami zorganizowanej religii. Rdzeń ten jest wspólny dla wszystkich tych form, a osiągalny poprzez specyficzny proces inicjacyjny. Takie właśnie były gnostyckie herezje z pierwszych wieków chrześcijaństwa. W tym ujęciu zwykli ludzie mają w gruncie rzeczy inny obiekt (cel) wiary i wiedzy niż ludzie inicjowani. Treść tajemnych doktryn jest czymś innym niż nauczanie publiczne. Czymś, co nie jest chrześcijaństwem rozumianym na sposób katechizmowy. Zdefiniowany dogmat może stanowić symboliczną reprezentację owej ezoterycznej doktryny, ale prawdziwe, ukryte znaczenie doktryny dostępne jest tylko inicjowanym. W systemie Guenona zależność pomiędzy nauczaniem egzoterycznym i ezoterycznym odpowiada dokładnie relacji pomiędzy religią a mądrością filozoficzną. Ta zaś mądrość sama wystarcza do zbawienia.
Oczywiste jest teraz dlaczego dzieło Guenona jest równocześnie tak ważne – i tak rozczarowujące. Zasługuje na uwagę poprzez to, że skupia się na rzeczach, które są autentycznie interesujące, a także dlatego, że otwarcie obala błędy, które zdają się nam, tak jak i jemu, ostateczną przyczyną dekadencji współczesnego świata. Ale jego całościowy system okazuje się, po sprawdzeniu, fundamentalnie niekompatybilny z chrześcijaństwem. A to dlatego, że Guenon wyeliminował esencję naszej religii, odrzucając uprzywilejowany status i absolutną, faktyczną wyjątkowość zdarzenia, którym było zmartwychwstanie Chrystusa.
Jean Daniélou, S.J.
* rozdział dziewiąty książki „Pan historii”, z wersji angielskiej (Longmans, Green and Co, Ltd 1958, tłum. Nigel Abercrombie) tłumaczył Adam Witczak
Kategoria: Inni autorzy, Kultura, Myśl, Publicystyka, Religia, Społeczeństwo, Wiara