banner ad

Co najbardziej zaskakuje podczas Świąt

| 4 kwietnia 2013 | 0 Komentarzy

zakupyTo fakt, że Wielkanoc jest świętem Zmartwychwstania. Przekonałam się o tym, gdy obcym ludziom zamiast standardowych „wesołych świąt”, zaczęłam głośno życzyć błogosławieństwa Zmartwychwstałego.

Formuła niby oczywista w czasie wielkanocnym, a nawet trąci kazaniem (świątecznym). Ale okazuje się, że na ulicy, w sklepie i w autobusie sprawy mają się inaczej.

Sami sobie knebel

Istnieje w Polsce taki zwyczaj, że kiedy już człowiek przyzna się obcej osobie, iż wyznaje pewne wartości, od razu w popłochu sam dodaje: „ale to nie znaczy, że…”. I tu istnieje wiele wariantów: „to nie znaczy, że codziennie biegam do kościoła”, „to nie znaczy, że uważam za autorytet tego a tego duchownego”, „to nie znaczy, że jestem jakiś taki… zamknięty” (cokolwiek to znaczy), itd. Katolikowi wypada też akceptować różne niekorzystne zjawiska czy wręcz łamanie jego praw jako obywatela, bo skoro dzieje się tak, jak się dzieje, to widocznie tak już musi być.

W pewnej chwili odczułam, że w ten sposób my sami robimy z siebie dziwaków i ludzi trzeciej kategorii. W efekcie pojawia się poczucie dyskomfortu, narzekanie, że świat taki okropny, a stąd już niedaleko do bierności, z powodu takich właśnie drobiazgów. Poczułam, że sama potrzebuję zmiany.

I poszłam

To było przed Bożym Narodzeniem 2012. Zaraz po Zaduszkach pojawiły się oczywiście w całym mieście stosowne dekoracje, nawiązujące do choinki i prezentów, a w grudniu dołączył do nich Dziad Mróz (pretendujący do miana św. Mikołaja). Doszłam do wniosku, że ktoś mnie systematycznie okrada ze Świąt i ja w tej atmosferze zaczynam się dusić.

Odtąd, ilekroć udawałam się na zakupy, zamiast „Wesołych Świąt!” mówiłam do sprzedawców to, co rzeczywiście wyrażało całą moją wiarę i życzliwość wobec bliźniego. Najpierw nieśmiało, potem głośno mówiłam: „I niech Nowonarodzony błogosławi!”. Czasem ktoś się w odpowiedzi naburmuszył, czasem dziwił, a czasem tak się uśmiechał, jak gdyby właśnie czekał na te słowa – tak jak pewien czarno ubrany, smutny człowiek z pierścieniem Atlantów na palcu… Ale najczęstszą reakcją na „Nowonarodzonego” było zdziwienie, kompletne zaskoczenie!

Tymczasem sama odkryłam jakąś zmianę wokół. Zaczęłam nagle czuć, że „cuda ogłaszają” i tu, i tam, wczoraj i dziś. Wszędzie.

Formuły swojskie oraz „ekscentryczne”

Przyszła Wielkanoc 2013. Znowu nadarzyło się wiele okazji do przekazania obcym dobrego słowa w kontekście niezwykłych wydarzeń, o których informują karty Ewangelii. Gdy myślałam o tym, że dam przez to odpór „smacznym dyngusom” i „mokrym jajkom”, poczułam się wolna.

Sklep „Społem”. Zebrałam zakupy, wychodzę. „Niech Zmartwychwstały błogosławi!”. Ponad sześćdziesięcioletnia sprzedawczyni uśmiecha się promiennie: „Dziękuję, wzajemnie”.

Kiosk z gazetami. „Niech Zmartwychwstały błogosławi”. Ponad pięćdziesięcioletni pan lekko cofa się i przybiera marsową minę. Coś tam mamrocze. Uśmiecham się i odchodzę.

Znajomy kiosk i twarz znana z kościoła. Sprawa jasna.

Warzywniak, sprzedaje w nim młode małżeństwo. „Niech Zmartwychwstały błogosławi”. Oboje ściągają brwi, nasrożeni (?). „…i wesołych Świąt” – dorzucam. A, to już brzmi swojsko. Państwo odwzajemniają uśmiech.

Na własne uszy

Teraz to wszechwiedzący narrator powinien uśmiechnąć się z satysfakcją, bo eksperyment się udał – w tych konkretnych miejscach i chwilach święta odzyskały swój sens. Możliwe, że któraś ze spotkanych przeze mnie osób o bliskim związku świąt wielkanocnych z osobą Zmartwychwstałego usłyszała pierwszy raz od wielu lat. Na pewno jednak ktoś jeszcze zrozumiał, że dopiero gdy sam, osobiście przywróci bohaterowi dnia należne Mu miejsce, będzie mógł powiedzieć, że obchodzi Święta. Zaś dobrze znana informacja sprzed 2 000 lat nigdy jeszcze nie brzmiała w jego uszach tak wiarygodnie jak dziś. Ten ktoś, o którym wspominam – to ja.

Aleksandra Solarewicz

 

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Publicystyka, Religia, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *