banner ad

Atila Sinke Guimarães: Co po demokracji?

| 21 stycznia 2016 | 0 Komentarzy

demokracjaNasz panujący obecnie reżim polityczny narodził się pod hasłami wolności – wolności myśli, słowa, religii, a także związanej z nimi wolności publicznych zgromadzeń w celu obrony własnych idei oraz oddawania czci wyznawanemu bóstwu. Został on ustanowiony w opozycji do starego rządu, monarchicznego w formie oraz katolickiego w zakresie wiary i obyczaju. Mówię tu rzecz jasna głównie o Francji i Rewolucji Francuskiej, ale niemal wszystkie narody Europy mogą zostać mutatis mutandis włączone w to wartościowanie.

 

Uważam, że współczesna rewolucyjna demokracja jest owocem Rewolucji Francuskiej. W tamtym okresie Francja zajmowała pozycję naturalnego lidera Europy, a zachodzące w niej procesy kopiowane były przez inne narody Zachodu.

 

W ciągu 100 lat Republiki Francuskiej (upraszczam tu sprawę, grupując pod w/w pojęciem pięć chwiejnych republik francuskich, które przeplatały dwa cesarstwa, jedna restauracja monarchii oraz dwie niemieckie okupacje) cały czas koncentrowano się przede wszystkim na zniszczeniu tego, co pozostało po organicznym społeczeństwie czasów minionych i rzucaniu kamieni w Kościół Katolicki.

 

W trakcie kolejnego stulecia Republika i jej rewolucyjna demokracja pokazały swoją "twórczą" stronę: po zabezpieczeniu "osiągnięć" Rewolucji Francuskiej w strukturze Państwa i przekreśliwszy wszelkie roszczenia, jakie wysuwało względem niego ralliement Leona XIII, wkroczyła w stan stagnacji burżuazyjnej samowystarczalności i rozsiadła się wygodnie, zadowolona z postępu odkryć technologicznych drugiej połowy wieku XIX i wieku XX.

 

200-na rocznica panowania demokracji we Francji i Europie jest kamieniem milowym jej niemocy. Nie mam tu na myśli jedynie zniknięcia ze sceny politycznej ludzi wielkich – takich, jak De Gaulle, Churchill i Adenauer, a także zastąpienia ich przez stado biurokratycznych pigmejów pokroju Hollande'a, Camerona i Merkel. Odwołuję się do czegoś głębiej: oto bowiem demokracja wygenerowała własną śmierć.

 

 

Symptom pierwszy: imigracja z krajów muzułmańskich

 

System demokratyczny zakłada istnienie tolerancji dla wszystkiego, w co wierzą jej uczestnicy. A zatem – przez ponad pięć dziesięcioleci Francja przyjmowała muzułmańskich imigrantów ze swoich byłych kolonii, a ostatnio – także z innych miejsc. Obecna polityka Hollande'a polega na asymilacji tak wielu imigrantów, jak to możliwe, pod pretekstem pomocy uchodźcom z Syrii. Czyli, że obywatelstwo francuskie przysługuje już nie tylko mieszkańcom byłych kolonii tego kraju, ale także dzieciom wszystkich pozostałych imigrantów.

 

Co za tym idzie: ci nowo przybyli mają równe prawo decydowania o przyszłości Francji, co stare rodziny, kształtujące jej dzieje przez ostatnie 1000 lat. Muzułmanie mają też prawo wyznawania swojej religii nawet wówczas, gdy nakazuje im ona zabijać każdego, kto w nią nie wierzy.

 

Proszę pozwolić, że wyliczę trzy oczywiste konsekwencje polityczne owego fatalnego błędu tolerancji względem imigracji z krajów muzułmańskich.

 

– przy ilości około 5 milionów muzułmanów we Francji w każdym momencie mogą oni wzniecić zamieszki, takie, jak w roku 2006, zdolne do sparaliżowania kraju;

 

– mogą dokonać spektakularnych ataków terrorystycznych, połączonych z rzezią i nastawionych na wywołanie psychologicznej traumy u nie-muzułmanów – jak to miało miejsce już dwa razy w roku bieżącym: w styczniu i niedawno, 13 listopada;

 

– wyznają politykę posiadania jak największej liczby dzieci w celu przewyższenia białej populacji we Francji w ciągu kilku pokoleń. Obecnie mamy do czynienia z drugim.

 

Muzułmanie są niezdolni do zrozumienia rozdziału religii od państwa, stanowiącego kolejny filar rewolucyjnej demokracji. Dla nich każde państwo musi być uświęcone i islamskie. A zatem: ich obecność we Francji jest nie tylko oczywistym zagrożeniem dla demokracji, ale oznacza jej śmierć.

 

 

Symptom drugi: upadek moralny


Upadek moralny – niestety – nie jest wyłącznie udziałem Francji. Mój krytycyzm w tym względzie można w zasadzie odnieść do każdego kraju na Zachodzie.

Jednak we Francji jest cos jeszcze: w ciągu ostatnich ośmiu lat widziała ona prezydentów z przybocznymi konkubinami (2007 – 2015). Nicolas Sarkozy i obecny prezydent, François Hollande, reprezentujący odpowiednio prawicę i lewicę, publicznie afiszowali się ze swoimi konkubinami: Sarkozy – z dwoma kobietami w trakcie swojej kadencji, a Hollande – póki co z dwoma.

"Pierwsze nałożnice" zastąpiły "pierwsze damy".

Nie znam żadnego przykładu publicznego potępienia tej skandalicznej sytuacji nie tylko we Francji, ale także gdzie indziej. Przeciwnie: gdy Sarkozy przybył wraz ze swoją "pierwszą kochanką" do Anglii, została ona przyjęta przez królową, choć w tym samym czasie prasa naigrywała się publikując jej rozebrane zdjęcia z czasów, gdy pracowała jako modelka. Nawet Benedykt XVI powitał ją bez żadnych zastrzeżeń natury moralnej.

Dla porównania: homoseksualizm cieszy się ochroną prawną we Francji tak, jak ma to miejsce w USA. Cesarz Justynian, który znał historię powszechną, pisał, że gdy prawo aprobuje homoseksualizm, wówczas państwo naraża się na gniew Boga. Pornograficzne bluźnierstwa (Charlie Hebdo), wolna miłość, antykoncepcja, aborcja – co tylko można sobie zażyczyć. Wszelkie te potworności są chronione przez prawo. Są to elementy moralnego upadku, które czynią nasz czasu podobnymi do ostatnich dni Pompei.

Ten moralny wirus zupełnie spenetrował współczesną demokrację. Sczezła by sama z siebie, jednak inne czynniki zniszczą ją dużo wcześniej.

Symptom trzeci: socjalizacja

Socjalistyczne prawodawstwo, nadające prawa robotnikom, jest tak despotyczne i czyni pracę tak drogą, że zmuszają pracodawców do szukania alternatywnej siły roboczej – nielegalnych imigrantów w kraju lub tańszych pracowników za granicą. Co za tym idzie: robotnicy stracą pracę.

Jest to kolejna choroba demokracji. Na dłuższą metę prawa te duszą i paraliżują system.


 

Symptom czwarty: feminizm

Jakkolwiek jestem obrońcą niezrównanej roli kobiety w domu, gdy przychodzi do spraw publicznych – ona zawodzi. Dzieje się tak, gdyż jej natura przeznaczyła ją do czynienia pewnego typu dobra, ale nie dbałości o dobro powszechne. Do myślenia intuicyjnego, ale nie logiki. Do wybaczania, ale nie do wprowadzania zasad sprawiedliwości. Do bycia otwartą, ale nie do przejmowania inicjatywy. Innymi słowy – do posłuszeństwa, a nie do dowodzenia.

Rewolucja wymusiła na kobietach udział w życiu publicznym. Spowodowało do liczne katastrofy: dzieci pozbawiono matczynej opieki i stały się psychologicznie niezrównoważone. Kobiety zmężniały, mężczyźni zniewieścieli, a życie publiczne zalała fala bezładnego sentymentalizmu.

Wraz z nadaniem kobietom prawa głosu kryteria wybieralności dla kandydatów na stanowiska publiczne uległy zmianie. Tym, co liczy się obecnie, nie jest zdolność sprawowania rządów, lecz to, czy dany kandydat jest przystojny i uwodzicielski, czy całuje dzieci, lub czy chroni zwierzęta. Sentymentalizm z kolei tworzy idealne warunki dla demagogów. Niszczy podstawy racjonalnej troski o res publica – dobro wspólne. W konsekwencji wybory – jeżeli nawet nie są sfałszowane – stają się poważnie skażone.

Głównym wkładem żeńskiej mentalności do demokracji stał się gwałtowny wzrost tolerancji. Nigdy przedtem historia nie widziała takiej lawiny despotycznych, a jednocześnie nieskutecznych praw, "chroniących" ubogich, starych, dzieci i zwierzęta. Nie chodzi o to, by wszystkich tych grup nie wspierać – wszak każdy sprawiedliwy rząd zawsze stara się o nie troszczyć. Problemem jest opętańczy sentymentalizm, którym okraszono cały obraz. Zamiast pozwolić sobą kierować rozumowi, demokracja rządzi się uczuciami. Na krótką metę jest to wypaczenie reżimu, na dłuższą – zabija go.

Wszystko to są jedynie przykładowe symptomy śmierci demokracji.
 

Metodyczne niszczenie chrześcijaństwa

Widząc nadchodzącą śmierć demokracji, propagatorzy Rewolucji – masoneria i im podobni – usiłują nie dopuścić do powrotu monarchii, będącej oczywistym wyborem w sytuacji, gdyby ludzi zostawiono w spokoju i dano im wolny wybór.

By zapobiec takiemu powrotowi, Rewolucja chce być pewna, że nie pozostanie nić z dawnej Christianitas. To dlatego otwiera podwoje Europy przed muzułmańskim najazdem. Stany Zjednoczone przygotowują się na ekonomiczną i socjo-polityczna zapaść. Ameryka Łacińska utrzymywana jest w stanie niemocy przez demokratyczny komunizm teologii wyzwolenia, podlany fałszowanymi wyborami i polityczną korupcją.

Oczyma Boga

Z uwagi na to, że diabeł przygotowuje się do ostatecznej zagłady tego, co zostało z chrześcijaństwa, możemy być pewni, że ma coraz mniej czasu.

Czy inwazja muzułmańska nie skłania nas do przywołania słów Naszej Pani z Fatimy o tym, że "wiele narodów zostanie unicestwionych"? Otóż tak. Jesteśmy tego świadkami.

Jest symboliczne, że współczesna demokracja, zrodzona z masakr Rewolucji Francuskiej, teraz znajduje się u kresu, dobijana przez nowy rodzaj terroru. Rak Rewolucji, zżerający chrześcijaństwo od stuleci, wygasa. Jego zwycięstwem jest śmierć – tak, jak zwycięstwem ognia są popioły.

Wiemy, że niedobitki katolików pozostaną i odbudują na nowo Królestwo Maryi. To zadanie kontrrewolucji… po nowym Potopie.

 

Atila Sinke Guimarães

Tłum. Mariusz Matuszewski

 

Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *