banner ad

Anty-logika reformacji

| 10 kwietnia 2014 | 5 komentarzy

lutherKażda wielka herezja nieodmiennie łączyła trzy cechy. Heretyk zaczynał od tego, że wybierał sobie jedną mistyczną ideę spośród pozostających w równowadze mistycznych idei Kościoła. Następnie wykorzystywał tę ideę jako broń do walki przeciw wszystkim innym ideom. Najbardziej osobliwa jest jednak trzecia cecha: otóż heretyk najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że jego ulubiona mistyczna idea jest właśnie ideą mistyczną, to znaczy, że jest zagadkowa, aprioryczna i że można ją podać w wątpliwość. Z przedziwną, niepojętą naiwnością zwykł uważać swoją wybraną ideę za oczywistą. Był przekonany, że nikt jej nie zakwestionuje, nawet kiedy sam jej używał, by kwestionować wszelkie możliwe koncepcje.

Najbardziej powszechny i oczywisty przykład stanowi Biblia. Dla obojętnego poganina czy sceptycznego obserwatora byłoby niepojęte, że ludzie, którzy wtargnęli do świątyni, obalili ołtarz i wypędzili księdza, podnieśli potem świątynne księgi, zatytułowane "Psalmy" czy "Ewangelia", i zamiast wrzucić je w ogień, razem z całą resztą zaczęli je traktować jak nieomylne wyrocznie, nakazujące im potępiać wszystko inne. Skoro święty ołtarz był cały zły, dlaczego leżące na nim zapiski koniecznie musiały być dobre? Jeśli ksiądz zmyślił swe Sakramenty, czy nie mógł zmyślić również swego Pisma? A jednak minęło wiele czasu, zanim ludziom, którzy użyli tego jednego elementu kościelnego wyposażenia, aby zniszczyć całą resztę kościelnego wyposażenia, w ogóle zaświtało, że ziemia może nosić bezbożnika, który zakwestionuje także wybrany przez nich element. Byli autentycznie zdumieni – niektórzy są zdumieni do dziś – że ktokolwiek się na to poważył.

Dokładnie na tej samej zasadzie kalwiniści upodobali sobie katolicką ideę wszechwiedzy i wszechmocy Boga i zaczęli ją traktować jak truizm. Uznali, że na tej potężnej skale można zbudować wszystko, choćby najbardziej miażdżące czy okrutne. (…) Boża wszechwiedza była dla kalwinistów tak ważna, że z konieczności musiała wyeliminować Boże miłosierdzie. Nie przyszło im nawet do głowy, że ktoś mógłby zaprzeczyć wszechwiedzy zupełnie tak samo, jak oni zaprzeczyli miłosierdziu.

Potem przyszedł Wesley i reakcja przeciw kalwinizmowi. Zjawili się ewangelicy i dla odmiany podchwycili bardzo katolicką koncepcję sumienia. Stało się już anegdotyczne i niemal przysłowiowe, że potrafili zaczepiać ludzi na ulicy, by ofiarować im uwolnienie od sekretnej udręki grzechu. Dopiero znacznie później dotarło do nich, że człowiek na ulicy może odpowiedzieć, że wcale nie chce, by uwalniać go od grzechu, tak samo jak nie chce, by uwalniać go od tyfusu lub tańca świętego Wita – bo ani trochę mu to nie doskwiera. Przyszła bowiem kolej i na ewangelików. Nie wierząc własnym oczom, patrzyli, jak rozwija się ideologia Rousseau i rewolucyjnych optymistów, ideologia czysto ziemskiego szczęścia, ludzkiej godności i poszukiwania oparcia tylko w innych ludziach – aż rozległ się szczęśliwy, dziki krzyk Whitmana, że nie ma sensu "leżeć bezsennie i łkać nad swymi grzechami".

Tymczasem Shelley, Whitman i rewolucyjni optymiści powielali tylko ten sam wzorzec. Oni również, choć nie tak świadomie z powodu chaosu swoich czasów, zapożyczyli z katolickiej Tradycji jedną transcendentalną ideę: ideę, że człowiek jako taki posiada szczególną godność duchową, toteż powinniśmy miłować naszych bliźnich. Po czym postąpili w ten sam osobliwy sposób, jak uprzednio zwolennicy Kalwina czy Wesleya: uznali, że jest to idea ewidentna sama przez się, jak słońce i księżyc, że nikt jej nie zniszczy, choć przecież sami w jej imieniu zniszczyli wszystko inne. Usta im się nie zamykały od głoszenia ludzkiej boskości i ludzkiej godności, i nieuniknionej miłości wobec wszystkich istot ludzkich, zupełnie jakby to były fakty przyrodnicze. A teraz nie posiadają się ze zdumienia, gdy nowe pokolenie, generacja niespokojnych realistów, wybucha nagle i oznajmia, że rudy rzeźnik z brodawką na nosie nie poraża ich bynajmniej jako szczególnie boski lub godny, że nie potrafią odkryć w sobie najsłabszego impulsu, by go kochać, że nie mogliby go kochać, nawet gdyby zmuszali się siłą woli, i że doprawdy nie widzą żadnego specjalnego powodu, by się zmuszać.

Mogłoby się zdawać, że proces dobiegł końca, że żaden strzępek idei nie okrywa już nagiego realizmu. Nic podobnego. Erozja może postępować dalej. Wciąż jeszcze żyją tradycyjne cnoty miłosierdzia, co oznacza, że ludzie wciąż jeszcze mają cnoty, których będą mogli się wyzbyć, gdy odkryją, że są one już tylko tradycyjne. W dzisiejszej literaturze nadal obecna jest litość, co prawda w dość żałosnej formie. Literaci nie czują dziś szacunku wobec każdego człowieka, na wzór świętego Pawła i innych mistycznych demokratów. Bez większej przesady da się powiedzieć, że gardzą wszystkimi, wliczając w to (aby oddać im sprawiedliwość) także i siebie samych. A przecież, mimo to, żal im innych ludzi, zwłaszcza tych rzeczywiście pożałowania godnych; ba, rozciągają to uczucie, czasem nieproporcjonalnie, również i na pozostałe zwierzątka. Miłosierdzie jest jednak mocno zabarwione swoim historycznym powiązaniem z chrześcijaństwem, co dotyczy i miłosierdzia wobec zwierząt, jak świadczy przykład wielu chrześcijańskich świętych. Wcale nie jest pewne, czy ludzie nie odtrącą kiedyś całego tego religijnego sentymentalizmu i nie zechcą poczuć się wolni od obowiązku przejmowania się bólem świata. Nie tylko Nietzsche, ale i wielu zafascynowanych nim neopogan zaleca bezwzględność jako wyższy stopień jasności umysłu. Czytałem już tyle poematów o Człowieku Przyszłości, wykutym ze stali i rozgrzewanym jedynie zielonym chemicznym ogniem, że bez trudu potrafię sobie wyobrazić literaturę, która będzie szerzyć taką bezlitosną, metaliczną obojętność i będzie się nią szczycić. Wówczas, zapewne, można będzie ostrożnie wysunąć przypuszczenie, że umarła ostatnia z cnót chrześcijańskich. Ale póki żyły, były chrześcijańskie.

 

Gilbert Keith Chesterton

 

Kategoria: Religia, Społeczeństwo

Komentarze (5)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Luteranin pisze:

    Tekst głupio-mądry (chociaż niegłupiego autora), gdyby pisał generalnie o herezjach, to można by się z nim zgodzić, ale tutaj wrzucę kamyk (jako luteranin) , Reformacja, to Luter i jego następcy (typu Kalwin), niestety autor pisał "pod tezę", co strasznie widać, w tekście Luter się nie pojawia, dlaczego? gdyż zupełnie nie pasuje do przyjętego przy pisaniu tekstu modelu, co było przyczyną wystąpienia Lutra? degeneracja Kleru, zwłaszcza poprzez pieniądze i porzucenie Biblii (w dużym uproszczeniu). W przypadku Lutra nie pojawia się żaden mistycyzm, więcej on, wołał o powrót do korzeni, wystarczy porównać ryt liturgii luterańskiej z XII wieczną katolicką i dzisiejszą katolicką, luterańska różni się od tej XII wiecznej katolickiej drobiazgami i językiem liturgicznym (narodowy), katolicka do niedawna była po łacinie, porzucając cały uprzedni obrządek, luteranie mają dzisiaj sakramenty takie jak w średniowieczu mieli katolicy (się rozmnożyły).

    Oczywiście Kalwini przebijali grubo fanatyzmem i mistycyzmem katolików ówczesnych, jak również przywiązaniem do „stosów”… natomiast Luteranizm? Nawiązywał otwarcie do racjonalnych i niemistycznych mistrzów z Salamanki. Dlatego też porzucił niebiblijny mistycyzm związany z Matką Boską, uznając za biblią, że była tylko i aż matką Chrystusa…, porzucił z tych samych powodów ideę ogłaszania świętych, jako otwarcie niebiblijną i mistyczną właśnie

    Celowo o samym Lutrze nie pisałem, gdyż był zdrowo pierdyknięty… przed śmiercią dopiero do niego dotarło, że ruch reformy katolicyzmu spowodował, że to co powstało dzięki jego naukom, stało się czym innym niż katolicyzm

  2. Karol Kilijanek pisze:

    Panie Luteranin, Czytam to, co pan napisał i się zastanawiam: kto to jest właściwie luteranin? Tak na pana przykładzie. Lutra pan nie lubi, bo był "pierdyknięty". Swoją drogą – racja. Maryi pan nie czci, ani innych świętych, choć Biblia mówi "Ecce enim ex hoc beatam me dicent omnes generationes". Wyznaje pan zasadę luterańską "Sola scriptura" choć w Biblii, będącej w końcu księgą katolicką, jej nie ma. Kościoła katolickiego pan nie uznaje za Chrystusowy, chociaż Chrystus go założył i powiedział, że "bramy piekielne go nie przemogą" – chyba się według pana mylił. To w co właściwie luteranin wierzy skoro ani w Lutra, ani w Chrystusa, ani w Biblię?

  3. Luteranin pisze:

    Panie Karolu (pozwolę sobie na poufałość)

    – nie jestem typowym luteraninem, generalnie mocno wykraczam poza typowe schematy na różnych polach, stąd próby wyciągania generalizujących wniosków na mym przykładzie, może prowadzić jedynie do błędów we wnioskowaniu (z drugiej strony nie miał skąd Pan się takich mych charakterystyk dowiedzieć)

    – jestem typem nastawionym obiektywistycznie (próba godzenia post-empirii i racjonalizmu w jednym), stąd nie mam problemów z oceną Lutra (de facto twórcy reformacji),

    – Kult, nie cześć Panie Karolu, nie wiem, czy zauważa Pan różnicę… ja nie uznaję kultu za właściwy..

    – nie wiem, czy zdaje Pan sobie sprawę z tego, ze sentencji Ecce enim ex hoc beatam me dicent omnes generationes, Maryja nie wygłosiła na pewno… wypowiedziała się najprawdopodobniej po aramejsku (być może hebrajsku, ale nie dawałbym zbyt wiele szans na to), a sam Magnificat ma stanowić podstawę do twierdzeń np. o wzięciu żywcem do nieba? pośrednictwie (jeden jest pośrednik) Itp.?

    – Biblia nie jest ani katolicka, ani luterańska, co więcej zapewne nie zdaje Pan sobie sprawy z drobnych różnic, jakie występują poza biblią jaką można od biedy i instrukcyjnie nazwać luterańską od tej nazwijmy to katolickiej, odnośnie sola scriptura, nie jestem „wyznawcą” tej zasady magicznym, jedynie mogę (mam nadzieję Pan to stwierdzi również) logicznie, stwierdzić, że jeżeli ludzkie osądy/tradycje/poglądy stoją w sprzeczności w czymś z biblią, to biblia w tej rozgrywce, w przypadku chrześcijan wygrywa, u muzułmanów będzie to Koran, itd. Itd. „jej nie ma”? to jakaś część myśli, która uległa korekcie? Chyba, że miał Pan na myśli, ze w biblii brak sformułowania „sola scriptura”, fakt nie ma, paru innych też nie ma, a czy to cokolwiek zmienia? Pomysł jakiegoś człowieka ma mieć prymat, nad tym, co głosi biblia? Chrześcijaństwo jest jeszcze religią księgi?

    Panie Karolu, czy ja się gdziekolwiek wyraziłem, że katolicyzm jest niechrystusowy? Brak w mych wywodach czegoś takiego, próbuje Pan niezbyt udolnie wepchnąć pod me paluchy poglądu z którym się nie zgadzam… wszyscy z Chrystusa jesteśmy, wszyscy błądzimy, jedni więcej, inni mniej..

    Wierzę, w to, że był Luter, taki człowiek, który usiłował naprawić zgniły w owym czasie katolicyzm, a który przegrał, gdyż z tego wynikł podział (niepotrzebny) i zło, chociażby wojen religijnych, Wierzę w misję Jezusa, wierzę w Boga, Pan ma inaczej?

    ps. jeżeli starał się Pan mnie sprowokować, nie wyszło, emocje są mi obce, przepraszam…

  4. Karol Kilijanek pisze:

    Panie Luteraninie (no może nie do końca),

    Cóż, nietrafnie określiłem luterańskimi cechami kogoś, kto mimo że nazywa siebie luteraninem, nie jest nim w rzeczywistości. Zmylił mnie pana podpis.

    Magnificat nie jest jedynym fragmentem Biblii mówiącym o Maryi. Przytoczyłem go, ponieważ jest jednym z nich, a ja akurat bardzo go lubię. Dogmaty katolickie opierają się na całości Objawienia czyli: Tradycji i Piśmie. Jak wiadomo Biblia nie jest jedynym źródłem Objawienia i dogmaty katolickie nie muszą mieć literalnego potwierdzenia w Piśmie.

    Biblia była, jest i będzie jedynie katolicka. Napisali ją katolicy i składa się z ksiąg przyjętych przez Kościół święty katolicki za objawione. Proszę sobie wyobrazić, że zdaję sobie sprawę, że różnice między bibliami protestanckimi a Biblią występują, ale cóż mnie to może obchodzić? Mogę jedynie ubolewać nad tym, że ktoś wziął nieswoje, tu przyciął, tam przyłatał i stwierdził, że jego „autentyk” lepszy jest od oryginału. Równie śmieszne, co straszne.

    Proszę wybaczyć, nic panu nie chcę „wpychać pod paluchy”. Kościół Chrystusa to pewne hasło, które zawiera następującą treść: to Kościół jedyny, katolicki, apostolski i święty poza którym nie ma zbawienia. Uznałem, że nie wierzy pan w ten Kościół (czyli Kościół katolicki) ponieważ nazwał się pan Luteraninem. A luteranie z reguły nie należą do Kościoła katolickiego, czyli jedynego, który został założony przez Chrystusa Pana i którego bramy piekielne nie przemogą.

  5. Luteranin pisze:

    Prawie się Panu udała ucieczka…  

    Zapewne Pan uważa, że wie lepiej kto może być luteraninem, na jakichś podstawach Pan to opiera?

    Proszę sobie wyobrazić, że naprawde dobrze znam dogmatykę katolicką, chyba myli mnie Pan ze swymi "standardowymi interlokutorami", 

    "Jak wiadomo Biblia nie jest jedynym źródłem Objawienia" – wiadomo skąd?

    Fantastycznie, jestem pod wrażeniem, umagicznienia w myśleniu, drogi Panie, to strona konserwatywna, konserwatyzm, jest prądem niepostępowym, a zarazem racjonalnym, warto o tym pamiętać, nawet jeżeli nadmiernie umistycznia się podejście do religii

    To chyba moja ostatnia wypowiedź w tej niepotrzebnej dyskusji…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *