banner ad

Kormański: Mentalność kadencyjna

| 20 czerwca 2019 | 0 Komentarzy

Kolejne wybory za nami. Kolejne niekończące się analizy, które mają wyjaśnić Suwerenowi kto wygrał, po co wygrał, dlaczego wygrał, dlaczego nie powinien wygrać i co będzie dalej. Kolejne tony makulatury, które będą zaśmiecać kraj jeszcze pewnie przez dobre kilka tygodni. Gdy już otrząśniemy się z eurowyborczej gorączki, znowu zostanie nam zaserwowana potężna dawka obietnic okraszona wspaniałymi, patetycznymi zdaniami, które zwykłego obywatela poderwą do pracy dla dobra Ojczyzny. Oczywiście nie będzie chodziło o wzięcie odpowiedzialności przynajmniej za naszą lokalną społeczność, ale oddanie głosu na jakiegoś „Męża Stanu”, który bardzo wygodnie ogarnie wszystkie sprawy za nas.

Chyba już całe społeczeństwo wpadło w ten rytm: huczna kampania, wybory, powyborcza euforia/depresja, chwalenie/krytykowanie rządu, a tuż za rogiem kolejne wybory: samorządowe, prezydenckie, brukselskie, parlamentarne… Przywykliśmy odmierzać czas w kadencjach, nawet jeśli nastąpiło to nieświadomie. Pokazuje to chociażby ostatni strajk nauczycieli. Nie zamierzam w tym tekście opowiadać się po którejkolwiek ze stron, ale pragnę zwrócić uwagę na jeden aspekt tego strajku: absolutną krótkowzroczność wszystkich zaangażowanych.

Podejrzewam, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ważnym wydarzeniem był strajk nauczycieli. Nigdy w historii najnowszej Polski nie dochodziło do wydarzeń tego rodzaju na taką skalę. Niestety, wybrano niefortunny termin – tuż przed egzaminami. Liczono zapewne, że rząd ugnie się przed żądaniami i wszyscy będą zadowoleni. Co ciekawe, rząd nie ugiął się i egzaminy się odbyły prawie bez przeszkód, co z kolei postawiło nauczycieli w bardzo niekorzystnym świetle: jako tych, którzy nie tylko nie pomagają w edukacji młodych pokoleń, ale wręcz rzucają im kłody pod nogi w jednym z najważniejszych momentów w ich szkolnym życiu. Obydwie strony zachowały się karygodnie: rząd nie robił praktycznie nic, aby załagodzić sytuację, a nauczyciele narazili uczniów (a co za tym idzie rodziców) na dodatkowy stres. Do tego należy dodać jeszcze stronę trzecią: społeczeństwo, a zwłaszcza rodziców. Wielu z nich wsparło nauczycieli w ich dążeniach, ale była równie duża grupa osób, która, często bez ogródek, wyrażała swoją negatywną opinię w tej kwestii. Po 3 tygodniach strajk zawieszono.

Wszystkie trzy strony nie zdały egzaminu: nauczyciele powinni wybrać inny termin, rząd powinien reagować, społeczeństwo nie powinno eskalować konfliktu. Dlaczego stało się dokładnie na odwrót? Bo niewiele osób spośród tych trzech grup myślało w horyzoncie dalszym niż kolejne pół roku. Zła opinia o obecnym rządzie i nauczycielach nie przeminie po październikowych wyborach. To wydarzenie zostanie zapamiętane i będzie mieć swoje konsekwencje w przyszłości.

Nauczyciele zapewne spodziewali się większego poparcia społecznego i szybkiego zamilknięcia negatywnych głosów. W mojej opinii niestety się przeliczyli. Rząd miał nadzieję, że uda się przekonać przyszłych wyborców, że ten strajk ma podłoże czysto polityczne i jest bezpodstawny w świetle „rewolucyjnych” propozycji przedstawianych w Radzie Dialogu Społecznego. Tutaj również plan nie do końca się sprawdził. Rodzice, którzy musieli brać wolne, by zaopiekować się dziećmi na pewno nie byli z tego faktu zadowoleni i ich narzekanie było w pełni usprawiedliwione, jednak czy pomyśleli, że za kilka lub kilkanaście lat ich pociechy powinny podejść do matury i powinny zostać do tego egzaminu przygotowane? A czy pomyśleli, że może nie będzie wykwalifikowanych osób, by to zrobić? Kilka dni temu przeczytałem, że już teraz, w 2019 roku, na samym Mazowszu potrzeba około 2 tysięcy nauczycieli. Zapewne ma to związek z finalizacją zmiany systemu edukacji, jednakże nie ma jakichkolwiek gwarancji na to, że za kilka lat będą chętne osoby, aby uzupełnić wakaty w ustabilizowanym już systemie. Przecież nauczyciele to nie jest kasta. To normalna praca, którą można zmienić tak, jak każdą inną, a w tym roku okazało się, że nauczyciele nie tylko nie mają wielkich perspektyw na realne zwiększenie budżetu domowego – przestali być szanowani, a nawet potrzebni. Przecież egzaminy przebiegły sprawnie pod okiem strażaków i leśników, a tym, że uczniowie stracili trzy tygodnie edukacji, nikt się specjalnie nie przejmuje, wręcz o tym nie wspomina. Jak w tej sytuacji mają znaleźć się osoby chętne do pracy w tym zawodzie, skoro nie jest on już w żaden sposób atrakcyjny? 

Na koniec chciałbym podkreślić, że nie chodzi tutaj o wyeksponowanie problemu konkretnej grupy społecznej, gdyż nie jest to jedyna ważna kwestia wymagająca rozwiązania. O wiele istotniejsze jest to, że kadencyjny sposób odmierzania czasu, charakterystyczny dla każdej demokracji, wpłynął na nas do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie, jako społeczeństwo, myśleć w szerszej perspektywie. Skupiamy się na sondażykach i terminach, zapominając, że życie toczy się według zupełnie innego rytmu.

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

 

Marek Kormański

Kategoria: Marek Kormański, Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *