banner ad

Kumor: Rozgrywani jak małe dzieci

Silhouette, group of happy children playing on meadow, sunset, summertimeNo dobrze – zapytam – ale gdzie jest nasza nadzieja, gdzie ten narybek – młodzi, wykształceni i rozumiejący świat Polacy? Patrząc na scenę publiczną, można odnieść wrażenie, że głupota rozlewa się niczym nietamowana.

Oczywiście ci normalnie myślący Polacy są – można ich znaleźć, chodzą po ziemi.

Nasz problem nie polega bowiem w braku zdolnych i rozumnych ludzi – tych jest może nawet więcej niż pod innymi szerokościami – problem nie leży w jakimś fatum skazującym elity na idiotyzm; nasz problem jest systemowy.

Elita to nie jest coś, co żywi się powietrzem i deszczówką.

Jeśli polskie elity – te prawdziwe i dobrze ułożone – nie mają do dyspozycji instytucji państwowych, w których mogłyby funkcjonować, ani nie mają żadnego "hotelu Lambert" – majętnych prywatnych sponsorów pozarządowych, którzy umożliwialiby robienie kariery, ani też nie mają własnych zasobów finansowych pozwalających na zajmowanie się szeroko pojętym życiem publicznym… No to służą komu innemu! Klnąc pod nosem, Polacy, którzy w wolnej Polsce służyliby narodowi, którzy rozumieją klocki dzisiejszego świata i patrzą ze zgrozą na polskojęzyczną paplaninę manipulatorów, ci ludzie, którzy mogliby być na służbie wolnej Polski, dzisiaj z korporacyjnym uśmiechem na gębie biorą pieniądze za tej Polski rozbieranie i wyciskanie kasy z własnych rodaków.

Państwa i ich instytucje to są konkretni ludzie. Jeśli mówimy, że "Stany Zjednoczone dokonały" tego czy tamtego, to konkretną pracę odwalali na danym terenie Amerykanie znani z imienia i nazwiska – żołnierze, urzędnicy, dyplomaci czy pracownicy wywiadu. Jeśli mówimy, że Niemcy wykupują ziemię, to też jest to generalizacja oparta na iluś tam pojedynczych i konkretnych przypadkach. Itd. Ale aby ludzie mieli możność takiego działania, możność pracy na rzecz siły i wielkości ich narodu, służba ta musi być ukierunkowana i zorganizowana w instytucjach państwowych, bo państwo pozostaje najskuteczniejszą formą takiego działania.

Dzisiaj młodzi Polacy marnują talenty po świecie, marnują w Polsce, służąc obcym; by móc jakoś żyć i utrzymać rodzinę. Na boku, w wolnych chwilach myślą o Polsce, debatują o Polsce i tej Polski chcą, tylko nie bardzo wiedzą, od czego zacząć i jak to ugryźć.

Nie odbudujemy kraju, jeśli nie będzie w nim polskich pieniędzy, polskiego kapitału, handlu i przemysłu, nie odbudujemy kraju, jeśli rozsądnie myślący Polacy nie będą mieli silnego zaplecza. Na razie tego brak, a niedostatek pieniędzy powoduje, że jesteśmy rozgrywani jak małe dzieci.

Przykład? Środowisko "Frondy" otworzyło nowy front walki z rzekomo "typowym antysemityzmem" Polaków obecnym na prawicy. Ta niemalże jawna agentura żydowsko-amerykańska stwierdza wprost, iż to "antysemityzm" (polegający na dostrzeganiu żydowskich interesów w Polsce) "popycha część prawicy w ramiona Putina". Tego rodzaju tanie chwyty mają uzasadniać konieczność jedzenia z ręki Żydom i Amerykanom, dzisiaj unisono propagowaną przez środowiska gazet "Wyborczej" i "Polskiej".

O ile ruska bajka jest mi obca, to Putina czy Ławrowa cenię, jako zręcznych graczy, zaś ręce łamię nad polskim łajdactwem agentury, która chce za friko zaoferować młodych Polaków w charakterze mięsa armatniego na jakąś cudzą wschodnią wojenkę. Polska, aby móc dealować z Rosją, musi najpierw sama być podmiotem polityki regionalnej, jak choćby uzbrojona po zęby Turcja. Wspomniany incydent przypomniał mi anegdotę nieocenionego Szpotańskiego, który opowiadał, jak to na sądowym korytarzu w 1968 roku, przed salą, gdzie sądzą marcowych studentów, pojawia się mecenas X w roli obrońcy tychże Żydów. Jego stary kolega zdumiony pyta: panie mecenasie, pan tutaj? Przecież pan był przed wojną antysemitą? Na co X odpowiada: no tak, ale wtedy antysemityzm nie był obowiązkowy…

Dzisiaj bicie antyrosyjskiej piany na zewnętrzne zamówienie jest objawem albo cynizmu, albo głupoty.

Wielu z nas ocenia polską sytuację przez osobiste sympatie, znajomości i sentyment do ludzi, którzy kiedyś byli po tej samej stronie. Niestety, wielu sprzedało się obcym – Rosjanom, Amerykanom, Żydom czy Niemcom. Gdy nie ma polskiego "kapitału", obcy "kapitał" kupuje najlepszych.

Identyfikujmy tych zdrajców, aby ograniczyć krzywdę, jaką robią Polakom.

***

Sąd Najwyższy Kanady zakazał modlitwy radnym w Quebecu, bo rzekomo narusza to konstytucję – świeckość państwa. Jest to kolejny przypadek dyktatury SN. Kanada jest krajem totalitarnym, w którym absolutną władzę nad naszym życiem społecznym sprawuje dziewięciu niewybieranych urzędników. Mogą oni zmieniać wszystkie demokratycznie ustanowione prawa. Sąd Najwyższy uzurpuje sobie władzę całkowitej przebudowy tego kraju. Do tego dochodzi niepokojący fakt, że większość składu sędziowskiego to ludzie ukształtowani w jednym środowisku religijnym i społecznym.

Dyktatura Sądu Najwyższego podważa pierwszą zasadę demokracji – rządy większości – i przekształca system polityczny w rządy elity, w których większość nie ma nic do gadania i czuje się coraz bardziej ubezwłasnowolniona. Gdyby kanadyjska demokracja była żywa, takie sprawy, jak małżeństwa homoseksualne czy wspomniany zakaz modlitwy, byłyby rozstrzygane na drodze referendów lub przez wybranych przedstawicieli.

Niestety, dzisiaj dziewięciu sędziów, wedle własnego widzimisię rozstrzyga w najbardziej fundamentalnych sprawach kultury, prawa i obyczaju. Proszę więc nie mieć złudzeń.

Co oczywiście nie zmienia faktu, że w każdych wyborach, od radnego po posła federalnego, powinniśmy tutaj głosować – głosujemy w ten sposób na siebie, dając tym samym do zrozumienia, że z polskim głosem należy się liczyć i nie wypada naszych interesów lekceważyć.

 

Andrzej Kumor

za: goniec.net

Kategoria: Andrzej Kumor, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *