banner ad

Busse: 11 lat Polski w Unii Europejskiej — „pasmo sukcesów”

| 3 stycznia 2016 | 0 Komentarzy

uniaOd Redakcji: tekst ten został opublikowany po raz pierwszy kilka miesięcy temu. Pozwalamy go sobie przypomnieć z uwagi na fakt, iż ilustruje on prawdziwy obraz naszego członkostwa w UE, jest to zatem podsumowanie ważne i potrzebne.

1 maja minie 11 lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. W minionym roku z kolei przypadła okrągła, dziesiąta rocznica tego tragicznego dnia. Wszyscy mogliśmy w telewizji oglądać spoty przedstawiające „sukcesy” i „osiągnięcia” Polski, jakie miały wyniknąć z wejścia w struktury tego Związku Sowieckiego (a właściwie Związku Socjalistycznych Republik Europejskich), którego ponadnarodowym symbolem nie jest już czerwona szmata z sierpem i młotem, ale niebieska szmata z 12 żółtymi gwiazdkami. Zwyczajna szmata, a nie flaga, która zasługuje na spuszczenie w kiblu lub spalenie. Każdy mógł posłuchać przemówień włodarzy III RP, którzy mówili, że dzięki UE Polska się otworzyła na Europę, Zachód i zaczęła czerpać z nich inspirację do gruntowania ustroju demokratycznego i tak dalej, i tak dalej, mógł zobaczyć organizowane przez różne demoliberalne fundacje Schumana pochody, filmy, sondy dotyczące UE. Nikt się jednak te 11 lat temu, poza nielicznymi, nie spodziewał, że Polska po 11 latach zacznie iść w stronę granicy bankructwa.

Dla Polaków wiernych obecnej kaście politycznej, która sprawuje nad nami władzę od 1989 roku i legionów lemingów będących nadal jak Spartanie bronić „demokracji”, „integracji europejskiej” i innych pseudowartości, którzy poza swoją bandą polityczną nie widzą żadnej alternatywy zmian, ten tekst będzie bardzo niestrawny, ponieważ to będzie zestawienie wszystkich „sukcesów”, jakie odnieśliśmy dzięki wstąpieniu do Unii Europejskiej.

Zadłużenie państwa

W 2003 roku, a więc na rok przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, dług publiczny wynosił 408,3 miliarda złotych, wartość tego długu stanowiła 47% PKB państwa, po 10 – 11 latach wzrósł tenże dług o prawie 430 miliardów złotych, co podniosło o 9% w PKBstopień zadłużenia naszego kraju.4 lata temu wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej na podstawie decyzji Komisji Europejskiej zostały zobowiązane do raportowania wielkości długu i deficytu publicznego według jednolitej metody obliczania, co w założeniu miało ograniczyć wpływ rozmaitych zabiegów fiskalnych stosowanych w celu jego ukrycia. Wg obliczeń na podstawie tej metody wychodzi jasno, iż dług publiczny Polski wynosił w 2012 roku 55,6% PKB, a deficyt — 3,9% PKB.
 

Ponadto trzeba jeszcze wziąć pod uwagę fakty, iż w międzyczasie musiało zostać w ratach spłacone zadłużenie wobec Klubu Paryskiego z lat 70. ubiegłego stulecia, kiedy to rząd Edwarda Gierka zaciągnął milionowe kredyty na rozwój przemysłowy i budowniczy w PRL, co z jednej strony pozwoliło poprawić byt mieszkaniowy i stopę życiową obywateli polskich (w późniejszych latach jednak trudną do utrzymania), a także rozwinąć sieć drogową, początkowo zmechanizować rolnictwo i restrukturyzować polską gospodarkę, jednak później z powodu źle skonstruowanego programu inwestycyjnego, który nie bilansował się, wielu inwestycji nie ukończono i doprowadzono tym samym do kryzysu energetycznego i transportowego. Oprócz tego w teorii istnieją progi ostrożnościowe mające ustalić graniczną wartość relacji długu publicznego do PKB, obowiązywanie pierwszego progu mieszczącego się w granicach 50 – 55% w lipcu 2013 roku zostało zawieszone na polecenie rządu Platformy Obywatelskiej.

A dług publiczny rośnie —Janusz Szewczak, główny ekonomista kasy krajowej SKOK wskazał ponadto, iż zadłużenie Polski całkowicie wymknęło się spod kontroli: „To są kwoty dla ludzi niewyobrażalne, astronomiczne i tak naprawdę nie do spłacenia. Warto pamiętać również, że powinien być drugi zegar zagranicznego zadłużenia Polski i Polaków; ten zegar wygląda praktycznie identycznie. To jest prawie 370 mld dolarów, a więc kolejny bilion, który jesteśmy winni zagranicy i z którym zawsze są największe kłopoty. Trzeci zegar, który można by ustanowić, to zegar zadłużenia prywatnego, czyli gospodarstw domowych i firm w Polsce. Ten też przekroczył już kwotę 800 mld złotych. Jest jeszcze tzw. ukryte zadłużenie, które szacuje się na prawie 3 biliony złotych”.

Wzrost migracji

Według statystyk Głównego Urzędu Statystycznego z Polski wyjechało za granicę ponad 2,2 miliona naszych rodaków, co można z pewnością zaliczyć do kolejnego ze skutków wejścia do Unii Europejskiej. Najwięcej osób wyjechało z województw śląskiego, małopolskiego i dolnośląskiego, ale w odniesieniu do ludności faktycznie zamieszkałej liczba emigrantów jest największa na Opolszczyźnie (10,6% ludności), Podlasiu (9,1%), Podkarpaciu (8,4%) oraz na Warmii i Mazurach (7,5%).

Nie tylko doprowadziło to do sytuacji, w której poszczególne regiony Polski zaczęły odczuwać negatywne skutki odpływu mieszkańców, na co wskazywano w raporcie Komitetu Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk: „Wynikająca z permanentnej emigracji depopulacja, w połączeniu z niskimi wskaźnikami urodzeń oraz starzeniem się społeczeństwa, powodują znaczące zaburzenia w rozwoju społeczno-gospodarczym i rzutują na przyszły rozwój tych regionów.”Należy podkreślić, że innym z rezultatów emigracji jest depopulacja skutkująca powiększającą się liczbą rozwodów. Według raportu wstępnego KBnM PAN liczba rozwodów w latach 2004 –2011 wyniosła 519 tysięcy, co oznacza, że udział rozwodów po akcesji Polski do UE w ogólnej liczbie rozwodów z lat 1990– 2011 wynosi aż 52%najwyższych współczynników rozpadu małżeństw.Doświadczają tego województwa, które charakteryzują się wysokim poziomem odpływu migrantów: dolnośląskie, lubuskie, zachodniopomorskie i warmińsko-mazurskie. Emigracja oznacza też rozpad rodzin wielopokoleniowych, co będzie skutkowało koniecznością wypracowania skuteczniejszych form instytucjonalnej opieki nad osobami starszymi, które pozostaną w kraju.

Wzrost bezrobocia

Obecnie stopa bezrobocia w Polsce wynosi 11,4% w skali całego kraju, natomiast w tych spośród regionów naszego kraju najbardziej dotknięte narastaniem tegoż problemu stały się regiony Warmii i Mazur, Pomorza i Lubelszczyzny, gdzie stopa bezrobocia mieści się w granicach od 15 do 21% w skali całego kraju, co doprowadziło też do sytuacji, w której, jak napisałem wyżej,wzrasta emigracja za chlebem setek tysięcy Polaków. Najbardziej zagrożeni brakiem uzyskania pracy są tradycyjnie młodzi, którzy wg ostatnich sondaży publikowanych w 2014 roku na łamach Dziennika Gazeta Prawnauważają się za stracone pokolenie.

51% chłopców i 74% dziewcząt ankietowanych czuło się zagrożonych bezrobociem. 33% badanych jako odpowiedź na problemy ze znalezieniem satysfakcjonującej pracy wskazywało najczęściej emigrację. W ankietach aż 92% przyznało, że większość polityków, niezależnie od tego co mówi, dba tylko o swoją karierę na starej jak świat zasadzie: co innego mówić, co innego myśleć, a co innego robić. 84% uważa, że partie służą wyłącznie jako maszynki do zdobywania głosów obywateli. Połowa ma wątpliwości co do tego, czy podczas głosowań Polacy mają szansę dokonywania rzeczywistych wyborów.

W warunkach zwiększenia się poziomu ubóstwa i udziału umów na czas nieokreślony utrata pracy to katastrofa dla dużej części gospodarstw domowych. W przypadku, gdy pracę utraci główny żywiciel, aż 22% gospodarstw domowych nie byłoby w stanie spłacić swoich stałych zobowiązań. Natomiast tylko 11% gospodarstw domowych byłoby w stanie poradzić sobie z takimi wydatkami w perspektywie dłuższej niż pół roku.

Ingerencja w gospodarkę

Od 11 lat Unia Europejska dąży do poważnego osłabienia polskiej gospodarki poprzez szereg czynników mających zastraszyć polski budżet. Jednym z takich środków jest nakładanie kar finansowych: w grudniu 2014 roku Polska musiała ponieść kary za nadprodukcję mleka, przy czym Komisja Europejska odrzuciła wszelkie prośby o zmianę zasad w sprawie obliczenia kwot mlecznych, by móc rozłożyć na raty bądź zmniejszyć sumę kary do zapłacenia.Za rok rozliczeniowy 2014 polscy rolnicy musieli zapłacić 46 mln euro, a przekroczenie wynosiło wtedy 1,7%. W obecnym roku kwotowym każdy dodatkowy litr mleka będzie kosztował producentów ok. 80 groszy.

Dalej, od początku Polski w UE, a nawet od 2003 roku rozważa się nadal plan wprowadzenia euro nad Wisłą, co doprowadziłoby do usunięcia naszej waluty narodowej — złotówki i pozbawiłoby nasz kraj własnej waluty jako jednego z podstawowych czynników naszej suwerenności. Narasta sprzeciw w społeczeństwie wobec planu wprowadzenia wspólnej waluty, co znakomicie ilustrują sondaże — w 2012 roku 56% Polaków wyrażało sprzeciw, w 2013 — 64%, a w 2014 — 76%! Ponadto wprowadzenie euro pozbawiłoby Warszawę możliwości prowadzenia swobodnej polityki pieniężnej, co zakończyłoby się sytuacją, w której pracownicy musieliby mieć obniżone płace dla zwiększenia konkurencyjności miejsc pracy, doprowadziłoby do deindustrializacji i delokalizacji na ogromną skalę, czyli stałego poszukiwania taniej siły roboczej i przenoszenia zakładów produkcyjnych.

Dodatkowo za przyjęcie euro nasze władze będą musiały przekazać część naszych rezerw walutowych do Europejskiego Banku Centralnego, które to rezerwy będą już własnością Banku, a nie państwa polskiego, a pozostała ich część pozostanie w rękach Narodowego Banku Polskiego.

Innym czynnikiem mogącym zabić polską gospodarkę jest prowadzona polityka klimatyczna. Pakiet klimatyczny przyjęty w 2007 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a w 2008 zatwierdzony przez Donalda Tuska zakładał redukcję o 20% emisji gazów cieplarnianych, zwiększenie efektywności wykorzystania energii o 20% oraz zwiększenie o tyle samo wykorzystania energii ze źródeł odnawialnych. Eksperci przewidywali, iż z powodu wprowadzenia przez Polskę pakietu klimatycznego może z mapy gospodarczej zniknąć nawet 10 sektorów przemysłu. Działania, które zaczęły obowiązywać w 2013 roku w ramach wdrażania pakietu klimatycznego będą kosztowały polskich przedsiębiorców 5 miliardów złotych. Przez następne 15 lat nastąpi wzrost o 13 miliardów złotych rocznie. Ponadto oceniono, iż z powodu gigantycznych kosztów pakietu, może on doprowadzić do utraty miejsc pracy przez 800 000 pracowników.Ten wątek znakomicie w obecnym kontekście przeanalizowała firma EnergSys, z której wynika, że dzięki tymże regulacjom obecnie Polsce grozi trzykrotny wzrost cen hurtowych prądu i cen ciepła sieciowego do 2050 roku, czyli dwukrotnie wyższy niż w scenariuszu bez polityki klimatycznej.

Prawo unijne ważniejsze od polskiego!

To stało się pokłosiem traktatu lizbońskiego podpisanego 13 grudnia 2007 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który był poważnym gwoździem do trumny niepodległej Polski. Dlatego, że przyjmując paragrafy stawiające wyżej prawo Unii Europejskiej ponad prawo państwowe pozbawiliśmy się kolejnego czynnika warunkującego naszą niezależność od obcych ośrodków decyzyjnych, wbrew temu, co twierdził prezes Trybunału Konstytucyjnego Bohdan Zdziennicki — wg niego traktat jest zgodny z Konstytucją RP: „(…) zaciąganie zobowiązań międzynarodowych i ich wykonywanie nie prowadzi do utraty lub ograniczenia suwerenności państwa, ale jest jej potwierdzeniem, a przynależność do struktur europejskich nie stanowi w istocie ograniczenia suwerenności państwa, lecz jest jej wyrazem”.

Jestem ciekaw, jak te słowa się mają do następujących artykułów i ustępów traktatu lizbońskiego:

Artykuł 4 ustęp 3 wersji skonsolidowanej traktatu o UE (artykuł 1 punkt 5 Lizbony; dalej zwany A4U3)

(…)Państwa Członkowskie podejmują wszelkie środki ogólne lub szczególne właściwe dla zapewnienia wykonania zobowiązań wynikających z Traktatów lub aktów instytucji Unii.

Państwa Członkowskie ułatwiają wypełnianie przez Unię jej zadań i powstrzymują się od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii.

Artykuł 2 ustępy 1-3 traktatu skonsolidowanego o funkcjonowaniu UE (artykuł 2 punkt 12 Lizbony)

Jeżeli Traktaty przyznają Unii wyłączną kompetencję w określonej dziedzinie, jedynie Unia może stanowić prawo oraz przyjmować akty prawnie wiążące, natomiast Państwa Członkowskie mogą to czynić wyłącznie z upoważnienia Unii lub w celu wykonania aktów Unii.

Jeżeli Traktaty przyznają Unii w określonej dziedzinie kompetencję dzieloną z Państwami Członkowskimi, Unia i Państwa Członkowskie mogą stanowić prawo i przyjmować akty prawnie wiążące w tej dziedzinie. Państwa Członkowskie wykonują swoją kompetencję w zakresie, w jakim Unia nie wykonała swojej kompetencji. Państwa Członkowskie ponownie wykonują swoją kompetencję w zakresie, w jakim Unia postanowiła zaprzestać wykonywania swojej kompetencji.

Państwa Członkowskie koordynują swoje polityki gospodarcze i zatrudnienia na zasadach przewidzianych w niniejszym Traktacie, do których określenia Unia ma kompetencję.

Artykuł 216

Umowy zawarte przez Unię wiążą instytucje Unii i Państwa Członkowskie.

Artykuł 24 (dawny artykuł 11 TUE)

Kompetencje Unii w zakresie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa obejmują wszelkie dziedziny polityki zagranicznej i ogół kwestii dotyczących bezpieczeństwa Unii, w tym stopniowe określanie wspólnej polityki obronnej, która może prowadzić do wspólnej obrony

Nowy system głosowania

Od 1 listopada 2014 roku obowiązuje nowy system głosowania za podjęciem decyzji wiążących w Unii Europejskiej. Dotychczas obowiązywał system nicejski, w którym każdy kraj miał przypisaną określoną liczbę głosów, natomiast traktat lizboński doprowadził do sytuacji, w której do podjęcia decyzji wiążącej potrzebnych będzie 55% państw reprezentujących co najmniej 65% ludności państw członkowskich.

Dlaczego to jest niekorzystne dla nas? Ponieważ liczba mieszkańców naszego kraju to około 7,5% liczby ludności UE, w związku z czym nam trudno jest zebrać mniejszość blokującą podejmowanie niekorzystnych decyzji, a trzeba przypomnieć, iż do zablokowania decyzji potrzebnych jest co najmniej 35% głosów. Dobrym przykładem do ilustracji tego jest koalicja państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry), których łączna liczba ludności to jedynie 12,73% ludności Unii, czyli o niecałe 23% za mało wymaganej do zablokowania decyzji, a w systemie nicejskim z kolei miała razem 58 głosów na 92 wymagane. Do końca 2017 roku Polska może stosować tylko przejściowo rozwiązanie awaryjne, czyli zażądanie przeprowadzenia głosowania wg systemu nicejskiego.

Ponadto jest to decyzja niekorzystna, ponieważ nowe zasady wzmacniają niewątpliwie pozycję największego pod względem liczby ludności kraju UE, Niemiec, których liczba ludności wynosi około 16% ludności całej Unii Europejskiej.

Otwarcie granic dla sąsiadów z UE

Od strony południa i zachodu graniczymy z państwami unijnymi — Niemcami, Czechami i Słowacją, natomiast od północnego wschodu — z Litwą, które to państwa także obejmuje układ z Schengen zezwalający na swobodne przekraczanie granicy bez potrzeby kontroli, a jedynym dokumentem potrzebnym do potwierdzenia swoich danych osobowych i narodowości w naszym priwislinskim przypadku jest dowód osobisty. Oznacza to brak jakiejkolwiek kontroli na granicach wewnętrznych Unii Europejskiej, która jest tymczasowo przywracana jedynie w wypadkach zagrożenia bezpieczeństwa wewnętrznego i porządku publicznego, zwłaszcza teraz w momencie nasilania się ataków terrorystycznych tuż za granicą Starego Kontynentu.

Równie negatywnym skutkiem oprócz braku kontroli granicznej jest wzrost bezrobocia spowodowany upadkiem rozwijających się gospodarczo obszarów przygranicznych.Zmniejszeniu zaczęła ulegać wymiana handlowa.Ponadto otwarcie granic znacząco ułatwia nielegalny wwóz i wywóz zabytków kultury na Zachód, jednym z najważniejszych problemów jest nielegalna eksploracja stanowisk archeologicznych i wywóz za granicę uzyskanych zabytków, na co wskazują Olgierd Jakubowski z Ośrodka Ochrony Zbiorów Publicznych czy dr Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego: „Teraz, kiedy Polska jest w Schengen i kontrole graniczne są rozluźnione, wywóz z Polski różnego rodzaju zabytków jest realnym problemem i ze statystyk wiemy, że to nie kradzież jest w Polsce najpoważniejszym przestępstwem, tylko nielegalny wywóz zabytków”.

Polska jako atrakcyjny kanał przerzutu dla imigrantów

Z uwagi na położenie geograficzne Polska jako kanał przerzutowy do Niemiec i dalej w głąb Unii Europejskiej, między innymi ze względu na otwarcie granic, jest atrakcyjnym krajem dla wszelkiej maści imigrantów. Według szacunków podawanych w 2012 roku przez Rzeczpospolitąw Polsce może żyć około 300 do 500 tysięcy nielegalnych imigrantów, z których 7 tysięcy chciało zalegalizować swój pobyt dzięki abolicji ogłoszonej przez rząd PO. Najwięcej wniosków o legalizację pobytu złożyli Wietnamczycy (1740 wniosków), Ukraińcy (1470) i Pakistańczycy (1045), dla których głównym warunkiem do ułatwienia wyjścia z szarej strefy miało być złożenie wniosku o legalizację pobytu do lipca 2012 roku i mieszkanie na terytorium Polski przez co najmniej 4 lata.

Niedawno, bo w połowie kwietnia 2015 roku na forum Parlamentu Europejskiego, Dimitris Awramopulos, komisarz ds. wolności obywatelskich, zaapelował o to, by kraje członkowskie Unii (w tym i Polska) przyjmowały coraz więcej imigrantów w oparciu o proporcję wobec liczby mieszkańców danego kraju oraz odciążyły kraje, które mają problem z imigracją. Ta decyzja wywołała sprzeciw ze strony polskich eurodeputowanych, oni uzasadnili te postanowienia faktem, iż Polska przyjęła już uchodźców z Ukrainy i ustami Barbary Kudryckiej zapytali: „DlaczegoPolska ma ponosić koszty tego, że Grecja, Włochy czy Malta nie radzą sobie z napływem uchodźców i stanowią dla nich otwartą furtkę do Europy?”Zaakceptowanie takiej polityki zdecydowanie pogorszyłoby sytuację wewnętrzną Polski poprzez przyjęcie między innymi imigrantów z krajów afrykańskich.

Ponadto nie wolno negować zagrożenia ze strony nielegalnej imigracji, zwłaszcza związanej ze społecznościami, które po przybyciu do kraju się najczęściej nie asymilują, zakładają getta i popadają w konflikt z krajowym prawem, co widać doskonale na przykładzie Francji, Szwecji, Norwegii czy Rosji, gdzie mają miejsce krwawe ataki ze strony imigrantów z Kaukazu, spotykające się później z kontrakcją rosyjskich nacjonalistów. Tego jednak nie dostrzegają politycy, którzy choćby ustami byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego stawiają na multikulturalizm, który tak naprawdę powinien otrzymać miano rasizmu XXI wieku: „Europa nie przetrwa, jeśli nie postawi na politykę multikulturowości. W debacie publicznej musimy być coraz bardziej otwarci, musimy się zastanowić, jak stworzyć warunki dla setek tysięcy ludzi, głównie ze Wschodu, gotowych osiedlić się w Polsce i stać się obywatelami Rzeczypospolitej”.

Indoktrynacja w szkołach

Trzeba wskazać również na to, iż „idee” forsowane bądź obejmowane patronatem Unii są stopniowo narzucane społeczeństwu, czego przykładem była słynna praca 11-letniej uczennicy Julii, w której krótko, dosadniej i konkretniej niż ja produkując swoje wypociny wyraziła zdanie o eurokołchozie i obaliła podstawowe tezy narzucone przez nauczycielkę szarej szkółki, która nie tylko nie doceniła umiejętności samodzielnego i niezależnego myślenia, ale postawiła pałę! I jeszcze zachciało się nauczycielce wzywać rodziców do zganienia córki, a zamiast tego pod jej uwagą matka Julii napisała: „Proszę bardzo!”.

Widzicie drodzy Czytelnicy? Narzucanie standardów myślenia ze strony ponadnarodowej instytucji kosztem wychowania rodziców, które dla nich jest złe, czy przypomina to jakiś okres, w którym Wasi rodzice czy Wy sami poddawani byliście takiej indoktrynacji? Nie mylicie się, PRL, w którym kazano pluć na żołnierzy „wyklętych”, Kościół i wychwalać dobrodziejstwa Wielkiego Brata z Moskwy.

W podręcznikach do przedmiotów, które wymagają od ucznia zajęcia stanowiska, czyli do WOS czy historii, przy wielu zagadnieniach podawane są różne punkty widzenia, żeby uczniowie mogli na tej podstawie wypowiedzieć swoje zdanie.”Te słowa powiedziała Katarzyna Szybalska, dyrektor departamentu nauczania i podręczników inisterstwa Edukacji Narodowej. Gdy uczyłem się w liceum na zajęciach z wiedzy o społeczeństwie czy historii, to nie widziałem tam żadnego pluralizmu, tylko wszystko praktycznie pisane pod jedną tezę, nie mówiąc, że w liceum edukowałem się w latach 2009 – 2012, a więc w trakcie wydarzeń Arabskiej Wiosny, tam jedyne dopuszczalne w dyskusji głosy były za popieraniem „przemian demokratycznych” doprowadzających do destabilizacji Syrii, Iraku, Libii czy Egiptu, prześladowań chrześcijan i napływu radykalnego elementu islamskiego do zachodnioeuropejskich miast. Nie mówiąc już o narzucaniu uczniom miłości do Unii Europejskiej i relatywizacji dotychczasowego wychowania, które obecnie jest postrzegane jako „ciemnogród”, „faszyzm”, „katotaliban” i tak dalej.

Cień państwa policyjnego

24 lutego 2014 roku, a więc kiedy opinia publiczna oglądała z uwagą i niepokojem rozwój sytuacji na Ukrainie po Majdanie, prezydent Bronisław Komorowski pod jej cieniem podpisał ustawę nr 1066. Zgodnie z wymaganiami Unii Europejskiej! Ustawa przewiduje nadanie funkcjonariuszom służb policyjnych państw unijnych specjalnych praw, w jej ramach obcy funkcjonariusze będą w razie podejmowania wspólnych operacji mogli korzystać z pełni uprawnień, jakie przysługują polskiej policji czy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli posiadania i używania broni palnej w każdej sytuacji interwencyjnej, korzystania z środków przymusu bezpośredniego i środków pirotechnicznych.

Według regulacji unijnych tejże ustawy wprowadzony jest termin „ratownicze działania”, mający w teorii unormować możliwość współpracy także służb ratowniczych państw unijnych, w zasadzie jest to znakomita przykrywka do rzeczywistych działań obcych służb wraz z polską policją, które będą polegały nie tylko na ochronie imprez masowych, ale także na inwigilacji osób czy środowisk wrogich obecnej władzy i ewentualnym tłumieniu wystąpień polskich obywateli. Nie zapominając, iż funkcjonariusze obcego państwa w razie poszkodowania będą leczeni z pieniędzy polskich podatników.

Dzięki decyzji prezydenta Komorowskiego Polska oddala się coraz bardziej od demokracji w stronę państwa policyjnego. O tym, jaki charakter ma państwo policyjne, nie muszę mówić, ponieważ w Internecie od kilku lat sukcesywnie są podawane informacje o nadużyciach stosowanych przez policję czy ABW, wiadomo powszechnie o represjach stosowanych wobec ruchu kibicowskiego, polskich nacjonalistów, organizatorów i sympatyków Marszu Niepodległości, bezprawnych zatrzymaniach, rewizjach, zastraszaniu ludzi groźbą wyrzucenia z pracy czy szkoły.Nawet na legalnych manifestacjach wśród uczestników krążą prowokatorzy z tajnych służb mający wywoływać zamieszki, by potem dać pretekst do zaostrzania represji wobec swoich obywateli.Czyżby władze Polski obawiały się w najbliższej przyszłości gwałtownych wystąpień polskiego społeczeństwa, które uświadomi sobie, w jakiej sytuacji obecnie znajduje się kraj? Czy polski rząd nie potrafi w odpowiedni sposób zapewnić „bezpieczeństwa” swoim obywatelom, że musi sięgać po obce służby policyjne, dając im pole do naruszania integralności terytorialnej swojego kraju?

Podsumowanie

Musiałbym z pewnością poświęcić znacznie więcej czasu na to, by móc napisać wszystko, co myślę o Unii Europejskiej i „korzyściach”, które Polska odniosła z wstąpienia do brukselskiego molocha i dobrowolnego zrzeczenia się pełnej niepodległości na rzecz obcych ośrodków politycznych, za którymi sznurki ciągnie nie tylko Bruksela. Ciągną też Waszyngton, Tel Awiw, Berlin i Moskwa. Więc wybaczcie, że moje podsumowanie będzie bardzo długie, ale mam nadzieję wystarczy na to, by móc nakreślić negatywne wpływy UE na Polskę i Polaków jako takie. Od tego tragicznego wydarzenia w historii Polski minęło już 11 lat, więc powinien po tej, jak i innych lekturach, przyjść dla narodu czas głębokiego otrzeźwienia i chłodnego skalkulowania rachunku zysków i strat. Czy zatem zyskaliśmy cokolwiek dzięki otwarciu granic, pozwoleniu na zdominowanie polskiej gospodarki przez obcy kapitał, uznaniu nadrzędności prawa unijnego nad polskim, promowaniu demoliberalnych pseudowartości mających podkopać fundamenty naszej cywilizacji i przyzwalaniu na ingerencję w wewnętrzne sprawy państw Bliskiego Wschodu i Afryki?

Nie! Nie zyskaliśmy nic, za to straciliśmy praktycznie wszystko! Majątek narodowy rozkradziony w przeciągu kilkunastu lat, kopalnie, stocznie i inne elementy strategicznych sektorów mających bronić naszego bezpieczeństwa energetycznego są prywatyzowane albo likwidowane, albo zamykane, a setki czy nawet tysiące pracowników zasilają grono bezrobotnych i od dnia zwolnienia ledwo wiążą koniec z końcem, tracąc nadzieję na jakiekolwiek polepszenie losu, kraj jest bezwzględnie eksploatowany przez międzynarodowe korporacje jak kraje środkowoafrykańskie i staje się, parafrazując profesora Witolda Kieżuna, „kolonią Zachodu”. Serwilizm władz wobec Unii sprawił, iż zagraniczne przedsiębiorstwa nie muszą płacić podatków z zarobionego przez siebie kapitału na rzecz państwa polskiego, podczas gdy rodzime przedsiębiorstwa są obciążane kolejnymi podatkami.

Politycy chcą promować ideologię cywilizacji śmierci i forsują ustawy proaborcyjne bądź konwencje, które mają na celu sprowadzenie człowieka do roli zwykłego egoisty mającego patrzeć wyłącznie na siebie, a nie wspólnotę, w której żyje. Stąd nie są w stanie przyjąć do wiadomości, iż ideologia Unii Europejskiej ma wyraziście antychrześcijański wydźwięk, ponieważ stawia „prawa człowieka” ponad prawo Boże, promuje ideologię gender, usiłuje doprowadzić do pełnej legalizacji aborcji i eutanazji zapominając, iż czerpią tym samym z dorobku hitleryzmu i komunizmu. Wliczając również dotowanie z środków unijnych prowadzenia homofilskiej, genderowej i neoliberalnej propagandy.

Ponad 2 miliony Polaków wyjechały za chlebem, a nic na razie nie rokuje szans na powstrzymanie tej tragedii, którą Donald Tusk przedstawiał jako wielki sukces dla Polski, a teraz grzeje posadę w Brukseli tak jak „europarlamentarzyści”, którzy z podatniczych pieniędzy zarabiają krocie, a nie chcą wyrzec się swoich pensji na rzecz polepszenia bytu najbardziej potrzebujących rodaków. W zamian za to oferuje się nam zasiedlanie kraju setkami tysięcy imigrantów, do czego zachęcał Kwaśniewski, do tego namawiał również „światowej sławy socjolog” oraz zbrodniarz stalinowski Zygmunt Bauman.

Czy zatem powinniśmy nadal naiwnie łudzić się, że Unia Europejska pomoże podnieść państwo polskie z sytuacji, do której sama ona doprowadziła? Patrząc na Grecję, Hiszpanię, Irlandię czy teraz proponowane pakiety pomocowe dla Ukrainy należy się wyzbyć wszelkich złudzeń wobec drugiego po moskiewskim okupanta. Okupanta, który nasz kraj przekształcił w kolejną prowincję Eurolandu. Zapytacie, czy wobec tego jest alternatywa? Wbrew opiniom zwolenników dalszej okupacji jest alternatywa, jest nią Europa Narodów, Europa niepodległych państw narodowych posiadających własne rządy, siły zbrojne, stabilną gospodarkę i dyplomację pozwalające na nawiązywanie relacji międzynarodowych i budowanie silnych osi geopolitycznych stanowiących przeciwwagę dla amerykańsko-syjonistycznego czy moskiewskiego imperium. Polscy nacjonaliści w tej walce nie są jednak sami, po naszej stronie są też nacjonaliści z krajów europejskich, którzy w swoich ojczystych krajach mają nawet swoje miejsca w parlamencie i nie wyrzekają się wszelkiego radykalizmu, wierząc w słuszność sprawy, o którą walczą. Naszym celem jest dążenie do wyzwolenia socjalnego i narodowego Europy, owo wyzwolenie nie może zacząć się od wewnętrznego reformowania, wprowadzania bardziej ugodowych reform wobec suwerenów, Polska i Europa będą w stanie normalnie funkcjonować po zerwaniu wszystkich kajdan, które spętały naszą niepodległość, stąd musi się ono rozpocząć od zniszczenia Unii Europejskiej.

 

Adam Busse

Za: Rebelya.pl

 

Kategoria: Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *