Komentarze do: Rostkowski: Homo spiritualis. Martinowi Lingsowi in memoriam (w 110. rocznicę urodzin) https://myslkonserwatywna.pl/rostkowski-homo-spiritualis-martinowi-lingsowi-in-memoriam-w-110-rocznice-urodzin/ Tradycja ma przyszłość Sat, 19 Jan 2019 22:30:15 +0000 hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.3 Autor: atw https://myslkonserwatywna.pl/rostkowski-homo-spiritualis-martinowi-lingsowi-in-memoriam-w-110-rocznice-urodzin/#comment-2097 Sat, 19 Jan 2019 22:30:15 +0000 http://46.101.235.190/?p=23854#comment-2097 Martin Lings napisał wiele mądrych rzeczy i chyba faktycznie był świątobliwym człowiekiem, ale jeśli się pisze o Schuonie, to trzeba pamiętać o wszystkich błędach i wynaturzeniach tej postaci – począwszy od osobistej moralności po doktrynę, której nauczał. Nie jest już żadną tajemnicą, że jego (pseudo?)-suficka ścieżka przepoczwarzyła się w ordynarną sektę, niewiele różniącą się od setek podobnych organizacji, kwitnących i więdnących w USA przynajmniej od lat 60-tych. Ten, który tak wiele mówił o potrzebie przylgnięcia do precyzyjnie określonej konfesji, zmajstrował pseudo-religię Mariamiyya, opartą o groteskowe rytuały, będące połączeniem sufickiego dhikru, obrzędów Indian Prerii, tańców hinduskich i praktyk tybetańskich, a wszystko to podładowane obsesją grubo ponad 80-letniego starca na temat 'świętej nagości'. Nie potrzeba mówić o całej reszcie typowo sekciarskich zachowań (jak megalomania i budowanie niedorzecznego kultu własnej osoby czy podbieranie swoim wyznawcom żon, które stawały się "wertykalnymi żonami szejka") tudzież zwykłych przejawów małości charakteru. Ale nawet na płaszczyźnie doktryny Schuon najpierw odszedł od ortodoksji islamu, a potem od elementarnego rozumu i godności człowieka. Ten, który przestrzegał przed synkretyzmem i pomstował na zmiany w Kościele Rzymskim po SV II, skończył jako synkretyk par excellance, dziś byśmy rzekli: bardziej subtelna wersja Króla Sanjayi z Lechii. Ten, który na sztandarach miał wywieszoną Prawdę i Piękno, zachęcał swoich wyznawców do ordynarnych kłamstw i niedomówień w czasie sławetnej afery z gatunku GMD, uzasadniając to, z przewrotnością godną Dugina (por. "Imię moje Topór") tym, iż gnostyk jest wolny od egzoterycznych więzów moralnych i że jego wyzwolenie uprawnia go do czynienia rzeczy, które z pozoru mogłyby się wydawać niemoralne. Wreszcie, ten, który tyle mówił o Cnocie, nie miał cnoty pokory – dodając sobie kolejne urojone przydomki i cechy, uważając się za Posłańca Niebios, Proroka Religio Perennis i kogo tam jeszcze, cmokając nad pisanymi na swoją cześć poematami i modlitwami oraz przekazując nagim kobietom swoją "barakę" drogą przytulania podczas tańców na golasa. Od wielkości do śmieszności. Już nie mówiąc o tym, że w sufizm wbił się Schuon na lewo, nie otrzymawszy bowiem prawilnej sukcesji wmówił swoim psychofanom, że otrzymał ją prosto z Nieba, na kanwie widzenia, w którym objawiła się mu "Dziewica Maria". Którą to "Dziewicę Marię" potem przez lata z upodobaniem przedstawiał jako nagą Indiankę na swoich schematycznych obrazach.

 

Schuon w swojej megalomanii uroił sobie wręcz, że jest kimś większym niż Abraham, Mojżesz, Budda, Chrystus, Mohamed etc. – bo przecież oni wszyscy byli "partykularni" i "konfesyjni", a dopiero szwajcarski projektant tekstyliów i miłośnik hasania na golasa zrozumiał, czym jest Uniwersalna Religia Ezoteryczna. Jakie to smutne.

]]>