banner ad

Prof. Jastrzębski: Pokora nie jest bezradnością

| 6 czerwca 2019 | 0 Komentarzy

„Mistrzowska propaganda antychrześcijańska zdołała wytworzyć u chrześcijan, zwłaszcza u katolików, złą świadomość, opanowaną niepokojem, jeśli już nie wstydem, z powodu własnej historii. Siłą stałego nacisku, od reformacji aż do naszych czasów, zdołała przekonać was, że jesteście odpowiedzialni za całe albo prawie całe zło na świecie.. Sparaliżowała was na etapie masochistycznej autokrytyki, aby zneutralizować krytykę tych, którzy zajęli wasze miejsce”. Nietypowo, pozwoliłem sobie zacząć swe refleksje cytatem. Uderzył mnie on bowiem i pozwolił w rozbłysku niejako zobaczyć dobrze znane sprawy w innym świetle. Na słowa te natrafiłem czytając wyśmienitą – choć przygnębiającą w swych wnioskach – książkę Wojciecha Roszkowskiego Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej. Co ciekawe, ich autorem jest belgijski socjolog Leo Moulin, sam będący osobą niewierzącą i żyjący w kraju, który stał się dziś wręcz modelowym przykładem sekularyzacji, liberalizacji i oddzielenia Kościoła od państwa, słowem „kraju-raju”, kraju-wzorca dla wszystkich liberalnych demokratów. Oto bowiem Moulin zwraca uwagę na mechanizm psychologiczny obecnie rozpowszechniony wśród katolików, a zarazem bezlitośnie wykorzystywany przez rozlicznych krytyków i nieprzyjaciół Kościoła. Ów mechanizm polega na notorycznym mieszaniu i nierozróżnianiu chrześcijańskiej pokory od wpajanego chrześcijanom masochistycznego niemal czasem, destrukcyjnego samobiczowania. Krytycy katolicyzmu stanowczo wymagają bowiem, by jego wyznawcy uznali swą winę za wszystkie nieszczęścia, które dotknęły świat za sprawą cywilizacji Zachodu, takie jak Inkwizycja, krucjaty, procesy czarownic, konkwista, kolonializm, feudalizm, konserwowanie nierówności klasowych, społecznych, płciowych i wszystkich innych, tradycjonalizm wstrzymujący rozwój nauki i społeczeństw, alians z faszyzmem, nietolerancja, niechęć do innych religii, bezczynność (lub współudział w zbrodni) podczas Holocaustu, wojen i czystek, korupcja, pedofilia, politykierstwo i tak dalej… To tylko podstawowe hasła, które zna każdy młodociany lewicowiec i antyklerykał, a których pełno po całej „lewej” stronie internetu. Ci bardziej zawzięci i lepiej oczytani będą dodawać kolejne smakowite kąski z „mrocznej”, spiskowej historii Eklezji i zapowietrzać się z oburzenia nad „ciemnogrodem”. Czytając ich elaboraty można odnieść wrażenie, że Kościół od samego początku, może nie od Pana Jezusa, ale już na pewno od Apostołów, nie zajmował się właściwie niczym innym niż implementacją najrozmaitszych rodzajów zła i nikczemności. Nie mają oczywiście w tej krytyce żadnej wagi fakty historyczne – komu by się chciało sprawdzać w starych, omszałych księgach jak rzeczywiście wyglądały procesy inkwizycyjne, jaki był stosunek duchownych do Indian amerykańskich czy Afrykańczyków, kto, gdzie i za co palił „czarownice” czy co rzeczywiście robił – a czego nie robił – Pius XII w czasie drugiej wojny światowej? To przecież takie żmudne, a przy tym niemedialne przedzierać się przez grube tomiska, otorbione setkami przypisów we wszystkich możliwych językach z łaciną na czele. Któżby się zresztą martwił o fakty, zwłaszcza, że te są jak zwykle niejednoznaczne, złożone, niewygodne dla ideologów, często daleko odbiegające od obiegowych opinii? Nikt już dzisiaj nie twierdzi przecież, że Kościół nie ponosi jakichkolwiek win za swe czyny w przeszłości. Owszem, ponosi za grzechy przeszłe i dzisiejsze. Obecnie jednak spór dotyczy raczej tego czy prócz krwi, cierpienia, krzywdy, śmierci i szarzenia zabobonu niósł jeszcze przez wieki cokolwiek innego.

Radykalni antyklerykałowie odpowiedzą, że nie, że Kościół to zło i że  – co więcej – winni to uznać sami wierni, jeśli mają zasłużyć na miano „prawdziwych”, „dobrych” katolików. Nie będę tu z tymi wojującymi ideologami dyskutował – niech się warzą we własnym sosie. Istotne natomiast jest to, że wielu wiernych rzeczywiście dało się przekonać, że jakiekolwiek próby obrony katolicyzmu przed przypisywaniem mu wszelkich win cywilizacji zachodniej to „tryumfalizm”, „klerykalizm”, „przedsoborowie”, „integryzm”,”reakcjonizm”, „tradycjonalizm”, „fanatyzm” i tym podobne groźne anachronizmy. Innymi słowy, udało się implementować wielu katolikom tak zwaną fałszywą świadomość, której posiadanie ma utrzymywać ich w lęku, bezradności i poczuciu winy za swą wiarę i Kościół. Co więcej,  niektórzy sądzą, że na tym polega właśnie chrześcijańska pokora – że mamy przyjmować bez słowa sprzeciwu każdy fałsz, każdą obelgę, wyzwisko i zarzut. Że mamy się wstydzić za Kościół i jego przeszłość, że mamy ustępować pola tym, którzy chrześcijaństwo poniżają i zwalczają. Otóż nie, nie na tym polega chrześcijańska pokora. Nie jest ona bowiem ani wstydem, ani tchórzostwem, ani bezradnością. Jest natomiast świadomością własnej, indywidualnej niedoskonałości i grzeszności. Jest budowaniem dystansu wobec swojego małostkowego, egoistycznego „ja”, zamkniętego w sobie, lękliwego, a przez to też agresywnego i samotnego. Pokora to otwieranie się na prawdziwą, nieskończoną rzeczywistość, na jedność z Bogiem, ludźmi i stworzeniem – robienie im wszystkim w sobie miejsca. Pokora otwiera zatem i uwalnia – poczucie winy zaś zamyka; pokora pozwala „odkleić” się od „ja”, wstyd nas z owym ułomnym i słabującym „ja” coraz mocniej wiąże. Czy katolicyzm jest zatem winien wszelkiego zła? Nie, to nie jest prawda i dlatego takie słowa od niczego i nikogo nas nie wyzwolą. Nie wyzwoli nas samobiczowanie, przepraszanie wszystkich za wszystko, przyzwalanie na usuwanie z przestrzeni publicznej, na poniżanie i bluźnierstwa. Wyzwoli nas tylko Chrystus, którego przyjaciółmi jesteśmy. Jesteśmy przyjaciółmi Boga – to najwyższa godność – a Kościół był, jest i do końca pozostanie Jego Ciałem. Pamiętajmy jednak o jasnej i wyraźnej przestrodze, a zarazem warunku owego Bożego wyzwolenia:

„Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych. Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone” (Łk 12,8-10)   

 

Profesor Bartosz Jastrzębski

 

Kategoria: Bartosz Jastrzębski, Myśl, Publicystyka, Religia, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *