banner ad

O micie unijnych dotacji

| 1 marca 2013 | 0 Komentarzy

euroW ciągu ostatnich dni, z okazji zakończenia negocjacji budżetowych w Brukseli, trwał w polskich mediach propagandowy festiwal peanów na cześć różnego rodzaju funduszy z Unii Europejskiej. Niestety w naszej Ojczyznie, na skutek wtłaczania ludziom do głów zwyczajnie nieprawdziwych informacji, dominuje przekonanie, iż otrzymywanie "za darmo" pieniędzy z UE jest główną treścią naszego członkostwa w tych strukturach oraz że stanowi "bez wątpienia" niesamowicie pozytywny aspekt tego członkostwa. Tymczasem, poza funkcjonowaniem jako bardzo wygodne narzędzie pijarowskie dla każdego możliwego rządu, unijne dotacje zwyczajnie szkodzą polskiej gospodarce, w wielu wymiarach hamując rozwój kraju.


Na początek bardzo konkretnie przyjrzyjmy się liczbom. W ramach tzw. polityki spójności Polska otrzymała w budżecie UE na lata 2014-2020 około 73 miliardy euro. Dzieląc to na 7, na każdy pojedynczy rok przypada nieco więcej niż 10 miliardów. Zestawiając to z polskim Produktem Krajowym Brutto wynoszącym około 375 miliardów euro rocznie, okazuje się że "cudowne" środki unijne to śmieszne grosze, stanowiące około 2,5 proc. polskiego PKB. Należy zwrócić uwagę, iż aby wiedzieć jakimi sumami realnie będziemy dysponować, powinno się jeszcze odliczyć naszą składkę członkowską oraz koszta biurokracji, związane z dystrybucją funduszy. Wszystkie dostępne analizy wskazują na to, że wówczas kwota zmniejszyłaby się przynajmniej o około połowę. 


Następnie, te relatywnie niewielkie sumy z funduszu spójności rozdzielane są między te jednostki samorządu terytorialnego, które nie są w stanie z własnych środków wygospodarować pieniędzy na konkretną inwestycję. Unia Europejska nie pokrywa jednak całości kosztów danego przedsięwzięcia, domagając się od danej gminy lub powiatu wkładu własnego, wysokości minimum 30% całości kosztów. Burmistrzowie i zarządy powiatów, chcący uchodzić za "świetnie wykorzystujących fundusze unijne", zaciągają masowo kredyty na niebotyczną skalę, generując gigantyczny dług publiczny. W jednym ze swoich tekstów Rafał Ziemkiewicz podał przykład aquaparku, na budowę którego gmina X pozyskała brukselskie pieniądze, zaciągając przy tym dług. Inwestycja jakiś czas zwyczajnie funkcjonowała, więc burmistrz na fali popularności z tym związanej został wybrany na bardziej lukratywne stanowisko (np. do Sejmu). Niestety, w dłuższej perspektywie szanse że państwowy (miejski) aquapark utrzyma się ze sprzedaży biletów są mizerne, zaś kredyt w końcu trzeba będzie spłacać. Ten scenariusz był już udziałem Grecji, Hiszpanii i Włoch, w które niegdyś UE pompowała swoje środki. Przez tę samą drogę do kryzysu zadłużenia przechodzi teraz Polska.


W zamian za ten patologiczny mechanizm polskie "elity" przekazują Brukseli coraz dalej idące kompetencje władcze, przez co ciężar rządzenia przenosi się z Warszawy do Unii Europejskiej, czemu w znacznej części poświęcony jest ten blog oraz mój ostatni wywiad dla portalu prawy.pl

Sergiusz Muszyński

smuszynski.blogspot.co.uk


 

Kategoria: Ekonomia, Inni autorzy, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *