banner ad

Niewiński: Zmiany?

| 18 listopada 2016 | 0 Komentarzy

635726618148323045-trump-2016-jenkWybory prezydenckie w USA za nami. Zmiana warty w przypadku przywódcy największego mocarstwa globu może mieć doniosłe konsekwencje geopolityczne, więc temat ten zasługuje na wstępne omówienie.

Zanim jednak przejdę do analizowania wpływu nowego rezydenta Białego Domu na politykę zagraniczną USA, to troszkę odniosę się do samych wyborów. Liczyłem się z wygraną Donalda Trumpa, ale (jak chyba większość) spodziewałem się raczej minimalnego sukcesu Hillary Clinton. Stało się jednak inaczej. To generalne były bardzo interesujące wybory. Amerykanie tym razem nie tyle głosowali „za kimś”, co „przeciwko komuś”. Obie główne partie amerykańskiego życia politycznego zaryzykowały i postawiły na mocno kontrowersyjnych kandydatów. Zarówno Trump, jak i Clinton posiadają olbrzymi elektorat negatywny. Jak to z ryzykiem bywa raz się ono opłaca, zaś innym razem nie. Republikanie wyszli na tym ryzyku „z tarczą”, natomiast demokraci „na tarczy”. Niechęć do Hillary Clinton okazała się ostatecznie większa, aniżeli do Donalda Trumpa.

Przechodząc do głównej części niniejszego wpisu – analizę wpływu Donalda Trumpa na dyplomację amerykańską wobec Dalekiego Wschodu chciałbym rozpocząć od kwestii chińskiej. Informacja o sukcesie republikanina nie została odebrana za Wielkim Murem z radością. Donald Trump bardzo krytycznie wypowiadał się o Chinach. Dostrzega w nich (niewątpliwie słusznie) kluczowe zagrożenie dla amerykańskiej potęgi w obecnym stuleciu. Ameryka pod rządami Donalda Trumpa będzie z pewnością poważniejszym wyzwaniem, niż w ciągu ostatnich 8 lat administracji Baracka Obamy. Co prawda demokraci także wskazywali na ChRL, jako na główne zagrożenie dla dominacji USA – vide pivot ku Azji z 2011 r. – ale w praktyce nie byli w tej kwestii całkiem konsekwentni. Rozpraszali swoje siły i środki: a to na powstrzymywanie Rosji, a to na walkę z ISIS, a to na wspieranie różnych „kolorowych rewolucji”. Gdy robi się wszystko, to w praktyce niczego nie robi się dobrze. Republikanin chce zerwać z tą praktyką. Chce mocniej przeciwstawić się Chinom. Otwartym pytaniem pozostaje to, jak gwałtowne kroki przeciwko Pekinowi podejmie nowy prezydent? Tego nie wiemy. Donald Trump groził Chinom m.in. wojną handlową. Czy rzeczywiście zdecyduje się na realizację tak radykalnego kroku jest już kwestią dyskusyjną. Rządząc będzie musiał się liczyć z Kongresem, który zapewne będzie tonował jego co bardziej radykalne pomysły. Wojna handlowa okazałaby się bardzo bolesna dla ChRL, a dla USA także. Obie potęgi wyszłyby z niej poważnie poszkodowane. . Należy się spodziewać, że USA pod panowaniem republikanina będzie mocniej zaznaczać swoją obecność w Azji Wschodniej i bardziej stanowczo tamować wzrost potęgi ChRL. Na bardziej radyklane kroki Amerykanie chyba się jednak nie zdecydują. Podsumowując ten wątek – Ameryka Trumpa będzie z pewnością trudnym konkurentem dla Chin, ale chyba najgorszego scenariusza (wojna handlowa, czy co gorsza konflikt zbrojny) raczej nie należy się przesadnie obawiać. Sukces Donalda Trumpa pod pewnymi względami jest jednak prezentem dla Chin. Zwycięstwo otwarcie antychińskiego kandydata umożliwia budującemu rządy osobiste Xi Jinpingowi jednoczyć partię i społeczeństwo wokół siebie.

Rosja. Tutaj sytuacja jest zgoła inna. Dla Rosjan sukces republikanina jest pozytywną informacją. Po prowadzących wyraźnie antyrosyjską politykę demokratach do władzy doszedł człowiek, który wypowiadał się o potrzebie porozumienia z Moskwą. Wydaje się, iż Donald Trump pragnie porozumienia z Rosją przeciwko ChRL. Z dzisiejszej perspektywy nie da się przewidzieć, czy te działania zostaną zrealizowane. Wszystko będzie uzależnione od tego, które z mocarstw (USA, Chiny) zaproponują Moskwie lepsze warunki współpracy. Osobiście sądzę, że Rosja – dopóki to będzie możliwe – będzie starał się uniknąć wiążącego opowiedzenia się po jednej ze stron i czerpać profity z kooperacji zarówno z USA, jak i z ChRL.

Główni amerykańscy sojusznicy w Azji, czyli Japonia i Indie. Stosunek tych państw do wygranej Trumpa wydaje się ambiwalentny. Z jednej strony z pewnością Japończyków i Indusów cieszy jego deklaratywna antychińskość. Z drugiej strony pewne obawy może budzić stwierdzenie republikanina, iż USA będzie wymagała większego zaangażowania od swoich sojuszników. Jest to kwestia, którą przywódcy Japonii i Indii będą musieli dokładnie omówić z nowym prezydentem USA.

Warto odnieść się na końcu do naszego kraju. Wygrana Donalda Trumpa może nieść dla Polski poważne zagrożenia. Przede wszystkim w obszarze relacji amerykańsko-rosyjskim. Donald Trump najpewniej będzie dążył do porozumienia z Rosją. To naturalnie ma dla Polski pewne zalety. Zbyt głęboki konflikt amerykańsko-rosyjski byłby dla naszego kraju niebezpieczny. Ewentualna wojna amerykańsko-rosyjska może się toczyć również na naszym terytorium, a tego nikt rozsądny nie chce. Jednakże z drugiej strony zbytnie zbliżenie Waszyngtonu i Moskwy również może być szkodliwe dla Warszawy. Jeśli Ameryka i Rosja się dogadają, to uczynią to na niwie antychińskiej. W skrajnej sytuacji mogą nawet próbować skasować lądową odnogę projektu „Belt&Road”. Jej ewentualna likwidacja będzie miała bardzo negatywne skutki dla naszego kraju, ponieważ zniknie jedyny projekt geopolityczny/geoekonomiczny umożliwiający Polsce wybicie się na większą podmiotowość w międzynarodowych stosunkach politycznych i gospodarczych. Miejmy nadzieję, iż rosyjskie elity nie zdecydują się na przesadnie antychiński zwrot w swojej polityce.

 

Stanisław Aleksander Niewiński

 

 

Kategoria: Ekonomia, Inni autorzy, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *