banner ad

Mozgol: Katolik nie troszczy się o demokrację!

| 31 sierpnia 2022 | 5 komentarzy

Przeciwko chadekom

Drogi wszystkim chrześcijańskim demokratom myśliciel Jacques Maritain w swoim szkicu pt. „L’idéal historique d’une nouvelle chrétienté” przestrzegał katolików przed dwojakim rodzajem błędu – przed filozofią jednoznaczności i filozofią wieloznaczności. Pierwsza opiera się na przekonaniu o niezmienności i ponadczasowości zasad katolicyzmu, z których wynika przeświadczenie o istnieniu jednej prawdy absolutnej i która prowadzi do przyjęcia jednego wzorca realizacyjnego w kształtowaniu form organizacji społeczeństwa. Drugi błąd polega na dogmatycznej wierze w ewolucyjnie następujące zmiany w obrębie życia społecznego, które wraz z kolejnymi formami przejściowymi zmieniają również wartości i prawdy, niszcząc tym samym fundament i niezmienność ponadczasowych zasad.

Z pierwszego błędu – zdaniem Maritaina – wyrastał integryzm, z drugiego modernizm. Ten kuriozalny pogląd, który w istocie separuje porządek przyrodzony od porządku nadprzyrodzonego, posiada niestety spore grono zwolenników w szeregach zaangażowanej w bieżącą politykę „konserwatywnej” prawicy w Polsce. Zakłada on z jednej strony wiarę w istnienie niezmiennych, trwałych zasad, z drugiej strony opiera się na akceptacji często daleko idących zmian w obrębie praktyki politycznej i życia społecznego, posługując się fałszywie rozumianym pojęciem realizmu politycznego lub dobra społecznego. Jest to pogląd, który moglibyśmy sprowadzić do jednej myśli: związek pomiędzy porządkiem nadprzyrodzonym, dotyczącym spraw ponadczasowych i fundamentalnych a porządkiem przyrodzonym, który posiada charakter zmienny i czasowy jest nikły, a katolik może zaakceptować istniejącą w świecie zmienność bez strachu o swoje zbawienie. Jest to fundament mentalności chrześcijańsko-demokratycznej.

Ruch chrześcijańsko-demokratyczny był u swego zarania tworem niezamierzonym. Papiestwo stające w XIX i XX wieku naprzeciw silnego obozu rewolucji, dysponowało dużymi wpływami politycznymi, reprezentowanymi przez kręgi zachowawcze, a demokratyczno-parlamentarne procedury spotykały się z nieufnością nie tylko katolickiej hierarchii, ale i prostego ludu. Katolickie pryncypia i zdrowy rozsądek nakazywały daleko posuniętą rezerwę wobec demokratycznej gry, w której „potomkowie lisa i kuny” stanowili niebezpiecznego, nieprzewidywalnego i amoralnego przeciwnika. Pod koniec XIX wieku wszyscy mieli w pamięci monarchistyczny parlament nad Sekwaną, pieczętujący hańbiącą klęskę z 1870 roku i szaleństwo czerwonego roku 1871, wydaniem na świat bękarta III Republiki. Rozsądek nakazywał zamknięcie demokratów w politycznym getcie, co jasno wyraził papież Pius IX. Plan ten zapewne powiódłby się, wbrew dzisiejszym liberalnym piewcom nieuchronności przemian, gdyby nie wybuchła w 1914 roku światowa wojna, zakończona zwycięstwem antykatolickich parlamentarnych demokracji.

Opublikowana w 1891 roku encyklika Leona XIII „O rzeczach nowych”, nie miała absolutnie na celu tworzenia nowego ruchu politycznego, ani katolickiej partii politycznej, jak odczytywali to liberalni i socjalistyczni wrogowie katolicyzmu. Papież na kartach kolejnych swoich encyklik jasno wyłuszczył przyczyny, zmuszające Namiestnika Chrystusowego do zabrania głosu w kwestiach ekonomiczno-społeczno-politycznych. Przyczyny były następujące: 1. bieda wśród najniższych warstw społecznych wynikająca ze zniszczenia starych struktur feudalnych i powstanie nowej warstwy społecznej w obrębie systemu kapitalistycznego – proletariatu miejskiego, a także następujące regularnie od połowy XIX wieku klęski nieurodzaju; 2. chaos społeczny wynikający z pojawienia się ruchu socjalistycznego, dążącego przy pomocy siły do zdobycia władzy i zniszczenia porządku społecznego. Leon XIII w „Rerum Novarum” pisał: „Bądź co bądź uznajemy dobrze i na to godzą się wszyscy, iż warstwom najniższym trzeba podać pomoc rychłą a skuteczną, gdyż wskutek nieszczęśliwych stosunków bardzo wielka część ludzi wiedzie żywot istotnie nędzny i nieszczęśliwy, niegodny człowieka”. (Leon XIII, Rerum Novarum 15 V 1891). Kilkanaście lat wcześniej podkreślał: „Ponieważ głosiciele socjalizmu starają się najbardziej dotrzeć do ludzi trudniących się rzemiosłem lub pracujących w przemyśle, którzy znudzeni pracą łatwo dają się pociągnąć nadzieją bogactw i obietnicą dóbr, wskazana jest opieka nad towarzystwami rzemieślników i robotników utworzonymi pod pieczą religii, by wszyscy członkowie byli zadowoleni ze swego losu i cierpliwie wykonywali pracę, i by doceniali spokojny tryb życia”. (Leon XIII, Quod Apostolici Muneris 28 XII 1878).

W papieskich zamysłach nowy ruch społeczny nie miał angażować się w bieżące działania społeczne, był pomyślany jako prowadzący charytatywną, formacyjną, pozapolityczną działalność wśród najniższych warstw społecznych narażonych na oddziaływanie rewolucyjnej propagandy socjalistycznej. Nowy ruch “zmierza ku temu jedynie celowi, ażeby ci, którzy żyją z pracy rąk i ze swego zawodu, znaleźli się w znośniejszym położeniu i stopniowo tyle zarabiali, by sami o siebie troszczyć się mogli w domu i w życiu publicznym swobodnie pełnić mogli obowiązki cnoty i religii, by się czuli nie zwierzętami, lecz ludźmi, nie poganami, lecz chrześcijanami, by w ten sposób łatwiej i usilniej zmierzali do „jedynie potrzebnego”, do ostatecznego celu, dla któregośmy przyszli na świat. Do tego celu zmierzać powinna działalność ludzi, przychylnie usposobionych dla ludu chrześcijańskiego, któremu w tym kierunku nieść należy pomoc, by go ustrzec od zarazy socjalizmu”. (Leon XIII, Grave de Communi 18 I 1901). Cele przeżartych ambicjami polityków, którzy widzieli siebie jako liderów wpływowego i licznego katolickiego stronnictwa, biorącego aktywny udział w parlamentarnej grze politycznej, obsadzających swoimi ludźmi najwyższe stanowiska republiki i przyjmowanych czołobitnie przez papieża niczym Aecjusz przez cesarza po powstrzymaniu marszu barbarzyńskich Hunów, starały się od samego początku wykorzystać plany papieskie do swoich celów. Wprost wyraził to Georges Goyau w 1891 roku: „Przez długi czas katolicy mieli tylko jedną kartę: „Syllabus” – kartę negatywną, dzieło destrukcji; dziś mają inną: „Rerum Novarum” – kartę pozytywną, program budowy”, starając się przeciwstawić plany Leona XIII wcześniejszemu – „reakcyjnemu” nauczaniu Piusa IX. W takich okolicznościach pojawiła się po raz pierwszy nazwa „chrześcijańskich demokratów”, mająca na celu nie tyle polepszenie niedoli najniższych warstw społecznych, co zgromadzenie pod religijnymi sztandarami karnego elektoratu wyborczego. Tak pozostało do dziś.

Twórcą nazwy „chrześcijańska demokracja” był demokratycznie nastawiony belgijski ksiądz A. Pottier. Od samego początku zawierała ona w sobie zatrute ideowe ziarna w postaci ponadkonfesyjności (stąd chrześcijańska, a nie katolicka!) oraz literalnie, politycznie rozumiana demokracja, jako mniej lub bardziej egalitarne ludowładztwo parlamentarne. Marzenia chadeków o glorii i chwale, noszeniu na rękach przez wierny lud i głębokiej wdzięczności papieża szybko zostały skorygowane przez Namiestnika Chrystusowego. W encyklice „Grave de Communi” z 1901 roku papież sprowadził ich na ziemię: „Niesłusznym byłoby rozszerzać pojęcia „demokracji socjalnej” na stosunki polityczne. Jakkolwiek bowiem „demokracja”, według znaczenia wyrazu i sposobu używania przez filozofów, oznacza zwierzchnictwo ludu, to jednakże wyraz ten w danym wypadku powinien oznaczać, nie nasuwając żadnego innego pojęcia politycznego, jedynie dobroczynną akcję chrześcijańską dla ludu”. Jednocześnie w tej samej encyklice papież odniósł się do licznych nazw, jakimi w różnych częściach Europy przybrały różne organizacje odwołujące się do encykliki „Rerum Novarum”. „Usiłowania katolików ku wspieraniu i podnoszeniu ludności klas najniższych zgadzają się niewątpliwie najzupełniej z duchem Kościoła i odpowiadają jak najlepiej jego nieustannym przykładom. Czy jednak odnośne środki i przedsięwzięcia noszą nazwę „ludowej akcji chrześcijańskiej”, czy „chrześcijańskiej demokracji”, na tym zależy bardzo mało, byleby tylko nauki, przez Nas udzielane, były z należytym posłuszeństwem i dokładnie wykonywane”. (Leon XIII, Grave de Communi 18 I 1901). Nie bawiąc się w małostkowe potyczki słowne papież przypomniał, co z katolickiego punktu widzenia należy rozumieć pod pojęciem demokracji: „Słusznie zarzuconą została nazwa, wprowadzona przez niektórych, “chrześcijańskiego socjalizmu”, zarówno, jak i wyrazy pochodne tej nazwy. Daleko już słuszniej podoba się innym określenie „chrześcijańskiej akcji ludowej”. Znowu gdzie indziej zwą się pracującymi na tym polu „chrześcijańsko-socjalnymi”, gdzie indziej znów mówi się o „chrześcijańskich demokratach”, jako zwolennikach tejże w przeciwieństwie do socjalnej demokracji”. (Leon XIII, Grave de Communi 18 I 1901). Demokracja w rozumieniu Leona XIII nie oznaczała formy ustrojowej opierającej się na rządach większości, a wyrażała troskę Kościoła o najniższe warstwy społeczne. W ten prosty sposób papież kończył wszelkie dysputy dotyczące chrześcijańskiego rozumienia demokracji. Nie wszyscy pogodzili się z tym punktem widzenia. Co pod pojęciem demokracji rozumieli chadecy pięć lat po encyklice Leona XIII wyłuszczył w liście do redakcji “La Croix” przywódca Sillonu Marc Sangnier (1906): „Sillon“ ma na celu realizację we Francji republiki demokratycznej. Nie jest to, właściwie mówiąc, ruch bezpośrednio katolicki w tym znaczeniu, że nie jest on tworem, którego celem szczególnym jest oddanie się do dyspozycji biskupów i proboszczy celem pomagania im w ich własnych zadaniach. „Sillon” jest więc ruchem świeckim, co nie przeszkadza, by był on zarazem ruchem głęboko religijnym. Silloniści bowiem oznajmiają głośno, że potrzebują katolicyzmu nie po to, by osiągnąć indywidualne zbawienie, ale również po to, by mieć siły moralne i cnoty, niezbędne dla głoszonego przez siebie dzieła doczesnego”. Głęboka religijność sillonistów polegała na silnej wierze w zbawczą moc demokracji.

Podstawowym błędem ówczesnych „chrześcijańskich demokratów” jak i współczesnych chadeków jest odrzucenie klasycznych podstaw budowy społeczeństwa, które wyrastają z głębokiego rozpoznania natury ludzkiej przez chrześcijaństwo. Licznych argumentów dostarcza analiza francuskiego ruchu chrześcijańsko-społecznego „Sillon” (Bruzda).

Historiozofia

W przeszłości tkwią klucze do drzwi przyszłości. Wrogowie Kościoła i cywilizacji zdawali sobie z tego doskonale sprawę. Największą mistyfikacją w historii świata było przekonanie ludzi, że historia jest – nie jak twierdzili pogańscy filozofowie antyku i Ojcowie Kościoła – wielką tragedią pogrążonej w grzechu ludzkości, żebrzącej miłosierdzia, a pełnym nadziei pochodem dumnej ludzkości w stronę świetlanej przyszłości. Chrześcijańscy demokraci zaakceptowali ten punkt widzenia. Był to konieczny krok w sytuacji przyjęcia demokratycznych pryncypiów politycznych i akceptacji demokratycznej procedury wyborczej. W programie konfederacji włoskich organizacji chadeckich z 1902 roku możemy przeczytać: „Tylko akcja szczerze demokratyczna i na wskroś katolicka zdoła zorganizować ruch ludowy na zasadach społeczno-chrześcijańskich. Ideał ten jest celem aspiracji i ofiar i nadziei serc wielkich a w szczególności młodzieży, która pielęgnuje ideały przyszłości”. Jezuita ks. Leonard Lipke S.J. omawiając działalność włoskich chadeków skupionych wokół profesora Toniolo pisał: „Zwolennicy tego kierunku, wychowani w szkole wieku, znając jego potrzeby i niedomagania, śmiało idą naprzód z postępowym prądem naszej cywilizacji, zmierzającej do wprowadzenia w życie społeczne wielkich ideałów chrześcijańskiego humanizmu (…)”. Przywódca „Sillonu” Marc Sangnier wyraził to jeszcze prościej w swoim przemówieniu: „(…) skoro sumienie nasze głośno woła, abyśmy szli naprzód ku przyszłości, skoro tkwi i żyje w nas potęga – tak nam się zdaje – silniejsza i potężniejsza od nas samych, która naszą niemoc prowadzi do zwycięstwa – skoro takie potęgi po naszej stronie, dlaczego niepokoją nas jeszcze lęki i krzyki tych, którzy nas oskarżają, żeśmy nowatorami”. Chrześcijańsko-demokratyczni ideolodzy stanowili pasy transmisyjne modernizmu w sferze społeczno-politycznej. Idea postępu w myśli chadeckiej zbieżna jest z modernistyczną koncepcją rozwoju form Kościoła, ewolucji dogmatów, czy tworzenia się prawdy, zastosowaną – przykładowo przez Sillonistów – w sferze nauki (pogląd o rozwoju wiedzy ludzkiej), sferze politycznej (pogląd o ewolucji ustrojowej państwa ku demokracji), czy w sferze społecznej (pogląd o postępie społecznym, objawiającym się wzrostem świadomości przysługujących praw człowieka). Na gruncie historiozofii i pojęcia Prawdy poglądy chadeckie już u swojego zarania zbieżne były z koncepcjami modernistycznymi.

Leon XIII w biblii chrześcijańskiej demokracji – encyklice „Rerum Novarum” – daje receptę uzdrowienia, diametralnie różną od postępowych majaków chadeckich przywódców, poszukując nadziei uzdrowienia nie w postępie i przyszłości, ale w powrocie do tradycji i podstawowych wartości. Jest to pogląd wyrastający wprost z nauczania Ojców Kościoła, wśród których św. Wincenty z Lerynu zalecał w sytuacjach zamętu, niepewności i błędów „przylgnięcie do starożytności”, czyli świadomy powrót do sprawdzonych i przyjętych norm religijnych i społecznych. „Jeżeli przeto w ogóle społeczeństwo ludzkie będzie uzdrowione, to jedynie uzdrowi je powrót do życia i zasad chrześcijańskich! Społeczeństwom bowiem rozkładającym się słusznie to się poleca, aby wróciły do swego początku, jeśli chcą być naprawione, gdyż doskonałość wszelkiego stworzenia polega na dążeniu i osiągnięciu celu, dla jakiego zostało ustanowione, tak iżby prądy i dzieła życia społecznego ta sama wywoływała przyczyna, która dała początek stowarzyszeniu [ludzi – przyp. R.M.]”. (Leon XIII, Rerum Novarum 15 V 1891). Poszukujmy kluczy do drzwi przyszłości w szlachetnej przeszłości.

Natura człowieka

Z całej gamy poglądów charakterystycznych dla chrześcijańskiej demokracji można wyciągnąć pośrednie wnioski dotyczące pojmowania natury ludzkiej przez jej teoretyków. Głęboko ewolucjonistyczna koncepcja chrześcijańskich demokratów, pojmujących całość procesów (historycznych, politycznych, religijnych) w kategoriach postępu, nie mogła w pełni zaakceptować katolickiego poglądu o zranionej przez grzech naturze ludzkiej. Od samego początku humanistyczny światopogląd głoszony przez Sillonistów czy chadeków włoskich musiał szukać drogi, przy pomocy której można obejść jednoznaczne nauczanie Kościoła. Według nauczania Kościoła skażona złem natura ludzka nie jest w stanie osiągnąć zbawienia wiecznego samodzielnie. Ludzkość tkwi w grzechach i będzie w nich tkwiła aż do końca czasów, po którym nastąpi oddzielenie sprawiedliwych od potępionych na wieki. W koncepcji tej stan ludzkiej natury jest niezmienny, a zbawienia można dostąpić dzięki odkupiającej Łasce Boga i własnej postawie w życiu ziemskim. Prawda wiary – „Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Początkowo chadecy unikali rozważań na ten temat, ponieważ ich humanistyczna ideologia stoi w jaskrawej sprzeczności z poglądem papieży, przyjmując za filozofami oświecenia istnienie dobrej natury ludzkiej. Wiara w postęp społeczny, charakterystyczna dla chrześcijańskich demokratów, zakłada stały postęp nie tylko w obrębie grupy, ale również wśród poszczególnych jednostek. Zdaniem chadeków, jeśli usunie się negatywne zjawiska z życia społecznego (biedę, głód, patologie społeczne), każda jednostka uruchomi swoje niewyczerpane pokłady zdolności i dobra. Narzędziem tego jednostkowego postępu jest wychowanie i edukacja. Marc Sangnier w podobny sposób do Jana Jakuba Rousseau wyznaczał edukacji ważne zadania w dziele budowania sprawiedliwego społeczeństwa przyszłości, wierząc, że dzięki niej można pokonać zło. Zasadnicza różnica pomiędzy tradycyjnie myślącym katolikiem a chadekiem polega na tym, że o ile dla pierwszego działalność charytatywna i społeczna jest rozumiana jako miłosierdzie w duchu przynoszenia ulgi cierpiącym i potrzebującym, dla drugiego będzie ona „naprawianiem świata”, walką o trwałą zmianę rzeczywistości. Jest to oczywiste ignorowanie faktu, że bieda i głód jest karą za grzechy a nie czysto racjonalnym zjawiskiem społeczno-ekonomicznym. Można je złagodzić lub ograniczyć, ale nie sposób ich zlikwidować całkowicie, jak chcieliby różnego rodzaju demokraci. System etyczny w tym wypaczonym rozumowaniu musi zostać – by zachować konsekwencję – sprowadzony mniej lub bardziej do roli utylitarnych norm regulujących życie jednostek. Często były to normy niezwykle surowe (Silloniści hołubiący Pascala byli rygorystami moralnymi), a sympatycy ideologii chrześcijańsko-demokratycznej prezentowali wysoki poziom etyczny. Jednak wśród postępowej retoryki społecznej, gdzieś na plan dalszy umykał znacznie istotniejszy fakt – zbawienie dusz. Jak twierdzili skażeni modernizmem Silloniści, wystarczy poszukiwać wśród ludzi tego co łączy – dzięki temu nastąpi postęp i zbawienie. Kościół katolicki to jednak o wiele więcej niż tylko sprawny system etyczny.

Papiestwo musiało potępić Sillon nie z powodów zachowania dyscypliny kościelnej – jak pisał w 1956 roku na łamach Tygodnika Powszechnego ks. Piwowarczyk. Sillon potępiono ze względu na niebezpieczne herezje głoszone otwarcie i świadomie przez „rycerzy chrześcijańskiej demokracji”.

Państwo ludu

Akceptując współczesne pojęcie demokracji jako egalitarnego systemu politycznego opartego na zasadzie: każdy jest obywatelem, każdy obywatel posiada równy głos wyborczy, organizacje chadeckie musiały wcześniej czy później wystąpić przeciwko tradycyjnym formom ustrojowym: monarchii i republice arystokratycznej. Poglądy polityczne chadeków stanowią przedłużenie ich podstaw filozoficznych dotyczących rozwoju i tworzenia się Prawdy, dotyczących natury ludzkiej i stosunku do hierarchii. Zanim jednak organizacje chrześcijańsko-demokratyczne wystąpiły przeciwko monarchistycznej formie rządów i poszły na pełna współpracę w ramach systemów parlamentarnych z partiami liberalnej i radykalnej lewicy, ulubioną myślą zaczerpniętą przez nich z nauczania papieskiego, było stwierdzenie Leona XIII, że Kościół katolicki nie popiera jednej jedynie słusznej formy ustrojowej. Dla chadeków wypowiedź papieża stanowiła furtkę do odrzucenia monarchii, tak jak uczynił to Marc Sangnier w często przytaczanej wypowiedzi, w której nazwał Sillon „dziedzicem wielkich republikanów – rewolucjonistów”, czy mówiąc o „rewolucjonistach z Sillon – odważnych kontynuatorach roku 1792”. Radykalizm republikański wypowiedzi Sillonistów wzbudzał konsternację nie tylko wśród katolików, a wolnomyśliciel Ferdynand Brisson z szokiem odkrył, że „Sillon” choć chrześcijański, jest przesiąknięty „autentycznym duchem republikańskim”.

Dla Sillonistów akceptacja republiki i odrzucenie monarchii było naturalnym krokiem na drodze rozwoju społecznego. Skoro prawda tworzy się ewolucyjnie/postępowo jako suma prawd jednostkowych i historycznych, to suwerenna władza polityczna powstaje poprzez sumę działań politycznych równych sobie jednostek, przekazujących część swoich wolności i praw wybranym przez siebie przedstawicielom. Akceptując w ten sposób zasadę suwerenności ludu, która jest podwaliną współczesnego systemu parlamentarnego, chadecy jeszcze w XIX wieku stanęli ramię w ramię z partiami socjalistycznymi i liberalnymi, niejednokrotnie z tymi pierwszymi już wtedy wchodząc w egzotyczne sojusze. Francuski ksiądz demokrata Lemire został wybrany głosami lewicy na wiceprzewodniczącego Izby Deputowanych. Za tą miłość do mównicy większą od miłości do Ołtarza został suspendowany. Papież Leon XIII, uważany powszechnie za ojca ruchu chrześcijańsko-demokratycznego dość jednoznacznie oceniał zasadę suwerenności narodu, jako sprzeczną z zdrowym rozsądkiem i zasadami religii katolickiej. “Od tego czasu [XVI w. – przyp. R.M.] ludy nie tylko usiłowały zdobyć sobie więcej wolności, niż byłoby to godziwe, lecz próbowały stworzyć fikcyjną teorię powstania i zorganizowania się ludzkiego społeczeństwa. Nie dość na tym, wielu współczesnych, idąc śladem tych, którzy w wieku zeszłym przybrali miano filozofów, twierdzi, iż wszelka władza pochodzi od ludu, że przeto ci, którzy rządzą, nie posiadają jej sami z siebie, lecz jako powierzoną im przez lud i to z tym zastrzeżeniem, że wola ludu, nadawszy im władzę, ma zawsze prawo im ja odebrać”. (Leon XIII, Diuturnum Illud 29 VI 1881). „Ci, którzy twierdzą, iż społeczeństwa ludzkie powstały z wolnej umowy, zawartej pomiędzy obywatelami, z tego źródła wyprowadzają prawo panowania. Mówią, że każda jednostka wyrzekła się części swoich praw i że wszyscy poddali się dobrowolnie władzy tego, w którym ześrodkowały się prawa wszystkich. Wielkim atoli błędem jest ich nie widzieć, co jest przecie jasne, że ludzie, nie będąc samopas błąkającym się plemieniem, przyszli na świat z przyrodzonym popędem do życia w gromadzie, niezależnie od swej wolnej woli. Zresztą owa umowa, o której szeroko mówią, jest oczywiście zmyślona i fikcyjna, a gdyby nawet była rzeczywista, nie wystarczyłaby do nadania władzy politycznej tej siły, godności, stałości, której wymaga bezpieczeństwo państwa i interes ogółu obywateli”. (Leon XIII, Diuturnum Illud 29 VI 1881).

Konsekwentny katolik dla Sangniera musiał być republikaninem. Pisał „(…) nie należy niewolniczo wznawiać dawnych instytucji, które już żadną miarą nie przypadają do naszych czasów. I przodkowie nasi, którzy budowali wielką Francję monarchiczną, nie naśladowali niewolniczo tych, którzy dokonali budowy państwa feudalnego. Co się przeżyło i przetrawiło, co własną dobija się ręką, niech przepadnie niepowrotnie – tylko dalej, tylko wciąż naprzód i zgodnie z postępem i wymaganiami wieku prowadzić należy wielkie dzieło ewolucji i odrodzenia narodowego”. (Marc Sangnier, La vie democrtique). Poglądy Sangniera stały w jaskrawej sprzeczności z nauczaniem Leona XIII: “Przeciwne nowe teorie o władzy politycznej przyniosły już ludziom wiele nieszczęść i obawiać się można, aby w przyszłości nie sprowadziły jeszcze okropniejszych. Rzeczywiście, nie chcieć widzieć w Bogu źródła władzy, jest to chcieć ją pozbawić wszelkiego uroku i siły. Ci, którzy twierdzą, iż wypływa ona z woli ludu, przede wszystkim popełniają błąd zasadniczy, następnie dają władzy zwierzchniej podstawę zbyt kruchą i znikomą. Podobne mrzonki podniecają namiętności ludów, prowadzą do spisków i otwartych buntów, narażają państwo na groźbę rozstroju i upadku”.(Leon XIII, Diuturnum Illud 29 VI 1881).

Demokracja

Chrześcijańska demokracja zbudowała już na przełomie XIX i XX wieku swoistą teologię polityczną. Najdalej w tej materii poszedł „Sillon” w swoim demokratycznym zapale, wywodząc teologiczną rzeczywistość demokracji z tajemnicy Trójcy Św., która zdaniem lidera „Sillonu” składając się z trzech równych Osób Boskich, podejmuje decyzje kolektywnie. W ten sposób demokrację utożsamiono z egalitaryzmem. Na łamach pism wydawanych przez francuskich chadeków: „Eveil democratique”, czy „La Democratie” gościły często kuriozalne poglądy łączące i plączące sprawy teologiczne i religijne z politycznymi. „Kto zechce dobrze zbadać aspiracje najwięcej w oczy bijące demokracji, jej idee sprawiedliwości i solidarności, ten przekona się, że to są aspiracje religijne”. “My chcemy szerzyć to, co dobre, i popierać z całej siły rozwój demokracji, demokracji pojętej w ten sposób, jak Chrystus ją mieć chciał, bez którego nie byłaby znaną na świecie demokracja”. – pisał Marc Sangnier. Według Sillonistów Ewangelia stanowi nośnik czystych idei demokratycznych. Takie postawienie sprawy musiało w konsekwencji doprowadzić do całkowitego wyprania ideologii chrześcijańsko – demokratycznej z wątków transcedentalnych, kierując wszelkie rozważania w stronę utylitarnej doczesności. Trzeba przyznać, że duża cześć organizacji chadeckich długo broniła się przed takim zubożeniem swojej ideologii, nie zawsze akceptując religijny wymiar demokracji, czy nie przyjmując za pewnik egalitarnej wizji społeczeństwa. Jeszcze włoski chadek Toniolo przyjmował bez zastrzeżeń hierarchiczną budowę społeczeństwa, jako podstawę budowy chrześcijańskiej demokracji, rozumiejąc ją w katolicki sposób jako harmonijną różnorodność.

Dziś dominuje bliski „Sillonowi” sposób rozumienia: „Sillon” pragnie „w służbę francuskiej demokracji wprząc siły socjalne, które znajdujemy w katolicyzmie”. Największe wrażenie ta deklaracja szefa francuskich chadeków zrobiła na jednym z liderów francuskich socjalistów – towarzyszu Gastellier, który po raz kolejny ze zdziwieniem odkrywał, że jego lewicowe poglądy pokrywają się z poglądami lidera partii religijnej.

Papież uciął wszelkie dywagacje na temat demokracji jednym zdaniem: „Kościół katolicki nie troszczy się o demokrację!” I nie warto tej przejściowej, choć aktualnie dominującej formie rządów poświęcać więcej miejsca.

Wolność, Równość, Braterstwo?

Ks. Muri, jeden z sympatyków włoskiej chadecji, charakteryzował w następujący sposób ten ruch polityczny: „Kierunek ruchu nowego stronnictwa nie ogranicza się tylko do życia publicznego i społecznego: na każdym polu działalności ludzkiej przeciwko temu, co nie postępuje naprzód, co jest przestarzałe w całej generacji di arrivati, młodzi stanowią czynnik o niezmiernej sile kolektywnej w kierunku nowego społeczeństwa: a cecha charakterystyczna ich programu jest: więcej pozytywizmu w nauce, więcej wolności w działaniu, więcej idealizmu w życiu i braterstwa w pożyciu, więcej kolektywizmu w życiu społecznym”. Papiestwo długo przyglądało się w spokoju działaniom podejmowanym przez francuskich chrześcijańskich demokratów. W 1910 roku papież św. Pius X rozprawił się z błędami sillonizmu w liście apostolskim „Notre Charge Apostolique”, zarzucając chadekom Sangniera szerzenie wulgarnej ideologii rewolucji francuskiej pod pozorem nauki Kościoła.

Papież przestrzegał katolików przed przyjęciem fałszywej idei postępu, głoszonej na łamach dwutygodnika „Sillon”, zwracając uwagę, że prawdziwy postęp/rozwój może odbywać się wyłącznie za sprawą nowych sił w obrębie naturalnych predyspozycji społeczeństwa, podczas gdy silloniści głoszą budowę nowego „społeczeństwa przyszłości” występując przeciwko jego „naturalnym i tradycyjnym podstawom”. W polityce „Sillon” werbalnie uznawał Boskie pochodzenie władzy, ale zaznaczał przy tym, że pierwotnie władza tkwi w ludzie, który dokonuje wyboru, wyłaniając reprezentację demokratyczną. Jest to karkołomna próba „ochrzczenia” rousseańskiej zasady suwerenności ludu. Aby osiągnąć pożądany stan polityczny silloniści postulowali pojmowaną liberalnie emancypację ludu, opartą na zasadzie indywidualistycznej – każda jednostka autonomiczna i suwerenna, posiadająca równe prawa obywatelskie.

Podobny punkt widzenia „Sillon” prezentował w sferze ekonomicznej, stawiając miło brzmiący postulat „upowszechnienia własności”. Jednak, tak jak w polityce suwerenność miała zostać upowszechniona poprzez rozszerzenie demokracji kosztem tradycyjnych instytucji państwowych, tak upowszechnienie własności miało odbyć się kosztem posiadających. W przemówieniach Sangniera sprawiedliwość była najczęściej przywoływanym pojęciem. Jednak z kontekstu wypowiedzi lidera „Sillonu” jasno wynika, że pod tym pojęciem rozumiał to samo co socjaliści – równość. Nie ulegając iluzji demokratycznej papież św. Pius X zarzucał francuskim chrześcijańskim-demokratom zastępowanie zasady sprawiedliwości, która stoi na straży ładu społecznego w każdym systemie politycznym, któremu błogosławi Kościół, propagandą wulgarnego egalitaryzmu. Tak jak w kwestii autorytetu silloniści występowali przeciwko cnocie posłuszeństwa i służby opartej na pokorze posługując się buntem, tak w rozprawie z nierównością społeczną, rodzącą zdaniem sillonistów, wyłącznie „pozorną sprawiedliwość” lub „sprawiedliwość niepełną”, posługiwali się postulatem równości społecznej podszytej zawiścią. Egalitaryzm demokratyczny miał być remedium na wszelkie bolączki współczesności, choć okazał się ostatecznie placebo niezdolnym nie tylko do uwolnienia ludzkości od wszelkich plag wynikających z upadku pierwszych rodziców, ale potęgującym niesprawiedliwość i konflikty. „…demokracja nie posiada żadnego szczególnego przywileju” – konkludował papież, dodając, że Kościół katolicki nie troszczy się o demokrację. W swoim umiłowaniu równości, silloniści okazali się z wierzchu ochrzczonymi socjalistami.

Rozważając kolejno aspekty doktryny chrześcijańsko-demokratycznej, św. Pius X zarzucił sillonistom amoralność poglądów i utopijność sprzeczną ze stanem natury ludzkiej. Ostatecznym celem sillonistów, zdaniem papieża, była budowa społeczeństwa bez władzy (każda jednostka jak monarcha) i bez własności prywatnej (każda jednostka jak pracodawca), które przecież przeświecały wcześniej liderom francuskiej rewolucji. Konsekwencje takiego wystąpienia przeciwko hierarchicznemu ładowi społecznemu, musiały zakończyć się nie tyle tryumfem wolności, porządkiem opartym na równości, czy panowaniem braterstwa ale powstaniem tyranii, ukrywającej swoje prawdziwe cele za fasadą górnolotnych haseł. Szeroko komentując nauczanie swojego poprzednika, św. Pius X zwracał uwagę: „Skoro bowiem w praktyce [Sillon – przyp. R.M.] żąda, w imię ludzkiej godności, potrójnej emancypacji: politycznej, ekonomicznej i intelektualnej, to przyszłe społeczeństwo, które zamierza zbudować, nie będzie już miało ani zwierzchników, ani podwładnych. Wszyscy obywatele będą w nim wolni, wszyscy będą towarzyszami, wszyscy będą monarchami. A wówczas porządek i reguła staną się zamachem na wolność, podporządkowanie jakiejkolwiek zwierzchności znaczyć będzie dla człowieka poniżenie, posłuszeństwo zaś będzie równoznaczne z jego degradacją” (św. Pius X, Notre Charge Apostolique 25 VIII 1910).

Zdaniem św. Piusa X najgroźniejsze błędy wyrastały z idei sillonistycznego braterstwa. Idea ta uzurpowała sobie prawo do zastąpienia chrystusowej zasady miłości bliźniego. Miała być według sillonistów wyższą formą miłości i doskonalszą formą więzów społecznych, pozbawioną sekciarskich podziałów. Osią tej idei było przekonanie o ziarnach prawdy tkwiących w każdym ludzkim działaniu i każdym ludzkim poglądzie, co dało początek min. ekumenicznym deklaracjom i eksperymentom sillonistów. Papież pisał: „Silloniści obejmują (…) jednakową miłością i taką sama tolerancją wszystkich ludzi wraz ze wszystkimi ich utrapieniami, zarówno duchowymi i moralnymi, jak materialnymi i doczesnymi. Tymczasem katolicka doktryna uczy nas, że podstawowy obowiązek miłości bliźniego nie polega na tolerancji mylnych (pomimo swojej szczerości) przekonań, ani też na teoretycznym czy praktycznym braku reakcji na błędy bądź wady, w których widzimy pogrążonych naszych braci”. (św. Pius X, Notre Charge Apostolique 25 VIII 1910). Sillonistyczny pogląd był sprzeczny z zasadami chrześcijaństwa już u swojego zarania, ponieważ wynikał z przekonania o nadzwyczajnej godności osoby ludzkiej, a nie miłości do Boga, który jest celem wszelkiego stworzenia. Św. Pius X przestrzegał, że demokracja ufundowana na takim fundamencie braterstwa nie otworzy nowej epoki szczęścia, pokoju i dostatku, a stanie się „smutnym regresem cywilizacji”.

Niejednokrotnie modernistyczni poprawiacze historii starają się przeciwstawić postępowego Leona XIII wstecznemu i niesprawiedliwemu św. Piusowi X. Pierwszy był twórcą postępowego ruchu chrześcijańsko-demokratycznego i wyrozumiałym patronem tej formacji, podczas gdy drugi niszczycielem szlachetnego francuskiego „Sillonu” i podejrzliwym cenzorem. Nic bardziej błędnego. Już Leon XIII niejednokrotnie podkreślał swoje obawy dotyczące nowych ruchów politycznych, czerpiących inspirację z nauczania Kościoła, wskazując na liczne błędy i fałszywe pojmowanie przez ich podstawowych pojęć społecznych i politycznych. Papież pisał w encyklice z 1901 roku: „(…) “chrześcijańska demokracja”, właśnie dlatego, iż się chrześcijańską zowie, musi spoczywać na podstawach przez Boską wiarę ustanowionych, jako na jej fundamencie, a warstwom najniższym w ten sposób służyć, by one udoskonalały dusze stworzone dla wieczności. Przeto nic świętszego być nie może nad sprawiedliwość: winna ona prawo nabywania i posiadania zostawić nienaruszonym, bronić ma ona nierówności stanów, co zresztą właściwym jest dobrze zorganizowanemu państwu; (…)”. (Leon XIII, Grave de Communi 18 I 1901). Słowa te z kolei wyrastają wprost z myśli zawartej na kartach encykliki, która – jak powszechnie się przyjmuje – dała początek chadecji: „To przede wszystkim za pierwszą zasadę powinno być postawione: że trzeba w cierpliwości znosić los swój i dolę ludzką; nie podobna, aby w społeczeństwie ludzkim wszyscy byli równi, aby najniżsi zrównali się we wszystkim z najwyższymi”. (Leon XIII, Rerum Novarum 15 V 1891).

Papiestwo zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa czyhającego na tych, którzy gotowi – nawet z najlepszymi intencjami – zaakceptować niektóre pryncypia ideologicznego systemu oświecenia, przestrzegało przed fatalnymi następstwami tego kroku. „Przede wszystkim (…) na to zwróćcie Waszą uwagę i użyjcie Waszego wpływu i już to miarkujcie, już też brońcie, już też się sprzeciwiajcie, by snadź pod pozorem szerzenia dobra nie słabła karność kościelna katolików i nie psuł się porządek, który Chrystus w Kościele swoim ustanowił”. (Leon XIII, Grave de Communi 18 I 1901). Ruch stworzony do skutecznej akcji charytatywnej i przeciwdziałania wpływom socjalistycznym wśród najniższych warstw, niestety podążył własnymi drogami. „Sillon” potępiony przez św. Piusa X swoją działalność teoretycznie zakończył, znalazł jednak swoje przedłużenie w kolejnych organizacjach: Akcji Katolickiej i chadeckiej partii Sangniera „La jeune republique”. Organizacje te niejednokrotnie ostrzej atakowały obrońców porządku chrześcijańskiego, niż lewicowi adwersarze. Po II wojnie światowej organizacje chadeckie stanęły co prawda zdecydowanie przeciwko komunizmowi, wspierając jednak zdecydowanie liberalny porządek demokratyczny. Sobór Watykański II był ziszczeniem marzeń ideologów chadecji. Był to tryumf Sangniera zza grobu.

Przywoływany już apologeta chadecji ks. Lipke S.J. pisał: “Tradycja niezmienna, nieruchoma, skostniała, niezgodna z postępem, tradycja, polegająca wyłącznie tylko na konserwowaniu dawnej wielkości i dawnego blasku i potęgi prowadzi siłą rzeczy powoli ale nieuchronnie do marazmu starczego. Bez żywotnego związku z teraźniejszością i potrzebami wieku ona gaśnie powoli i zamiera razem z jej nierozumnymi piastunami. Nasze credo polityczne jest: tradycja żyjąca i w rozwoju swoim stosująca się do potrzeb czasu, tradycja idąca ręka w rękę z postępem tj. zmianą na lepsze we wszystkich dziedzinach pracy i życia społecznego, zgodnie z potrzebami naszego wieku i ideałami kulturalnymi chrześcijaństwa”. Powyższe zdania dobrze oddają podstawową myśl chadeckiej mentalności, rozpowszechnionej również wśród przedstawicieli konserwatywnej prawicy – obrońców ładu i porządku. Jest to jednak pogląd błędny i szkodliwy. Nie tylko czyni wyłomy w naszych szeregach, ale usypia czujność, rozkłada gotowość do ofiar i uczy demokratycznego wyrachowania. Jest to wysoka cena za kilka przymilnych uśmiechów sług suwerennego ludu wyborców. Powinniśmy posługiwać się parlamentarnym i demokratycznym narzędziem z właściwym obrzydzeniem. Dopóki nęcić nas będą marmurowe schody parlamentów, zawsze narażeni będziemy na niebezpieczną pokusę „sillonizmu”. Niebezpieczniejszą wszakże, bo skrywającą swoje prawdziwe demokratyczne oblicze pod miło brzmiącą konserwatywną retoryką.

 

Ryszard Mozgol

 

Kategoria: Polityka, Publicystyka, Wiara

Komentarze (5)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Paweł Kopeć pisze:

    Krótko. Zgadza się, demokracja /racja ludu?!/ jest straszna, niebiezpieczna i obłędna jak lewica, czyli głupota: ci wszyscy demagogiczni i jak obecnie za pieniądze polskich naiwnych podatników demokraci, neosocyaliści, metakomuniści, socdemokraci, tzn. analfabeci, nieuki, cwaniacy – leszcze, sejmokracji, parlamentarzyści, trybuni sejmowi, uliczni, manifestanci, strajkujący, wiecujący, drobni fałszerze i geszefciarze polityczni, fachowcy od tolerancji i od/z niemieckiej UE dla Niemców i pod Niemce etc. Tak to zawsze było, jest i będzie absolutne dno, dziadostwo i wszelki regres, moralny, ideowy, etyczny, inteletualny… Bardzo dobrze pokazuje to Historia, w tym nasze narodowe, polskie istnienie – demokracja szlachecka, która m.in. /oprócz ostatnich złych władców – królów oraz anarchii/ doprowadziła Rzeczpospolitą do upadku /rozbiory, lata 1772, 1793, 1795/; dwudziestolecie międzywojenne – bałagan plus rządy sanacji/lewicy/socyalistów/Piłsudskiego, które doprowadziły ostatecznie i znowu do klęski we wrześniu /1 i 17/ 1939 roku; PRL, czyli tzw. „demokracja ludowa„ od PKWN 1944/1945 r. jak w Korei półniocnej, na Kubie, Czechosłowacji, na Węgrzech, Bułgarii itd. Obecnie jesteśmy po 1989 roku /„magdalenka„ – „okrągły stół„/ w fazie PRL-u bis, co zauważyli już nawet artyści – pieśniarze, na początku lat 90-tych; ostatnie 30 lat?! Zmarnowane, te same błędy, bajzel, demagogia, sejmokracja, parlamentaryzm, tzw. rządy parlamentarno – gabinetowe jak w dwudzistoleciu, czyli ponownie czysty absurd, groteska i paranoja społeczna, tradycyjnie już państwowa anarchia, prywata, partyjniactwo, kolesiostwo /wszystko, co lepsze jest jak zwykle po znajomościach i w starych od lat układach esbeckich, vide, np. Dolny Śląsk/, pokazuje to nam najlepiej niestety polska rzeczywistość, widać to na co dzień, co najmniej 3 razy dziennie… Źle. Wyjeżdżać?! Ale dokąd, do innej unijnej, europejskiej… „demoracji„?!

    Non RIP demokracji

  2. Paweł Kopeć pisze:

    Chrześcijanin a nawet katolik zwalcza jak może w dzień i w nocy tę /…/ demokrację! W tym jej partie, układy, deklaracje, obietnice, pakty, zasady, konwencje, byty polityczne, uliczne, unijne, medialne, schizoidalne oraz paranormalne. Naprawdę. I do skutku. Ze swej istoty i nadania.

  3. Monarchista pisze:

    Czy można prosić o źródło cytatu Ojca Świętego Leona XIII " Kościół katolicki nie troszczy się o demokrację!"?

    Pozdrawiam.

  4. Monarchista pisze:

    Przepraszam, nie doczytałem do końca.

  5. Monarchista pisze:

    Dziękujmy Duchowi Świętemu za Sobór Watykański II.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *