banner ad

Moscati

| 10 lutego 2018 | 0 Komentarzy

Filmowy Moscati, na pierwszy rzut oka, to wypisz wymaluj czarny charakter, podczas gdy jego kolega Jerzy ma twarz świętego Franciszka. Jednak losy dwóch przyjaciół przeczą prostej teorii. Moscati to anioł, który wybiera ubóstwo, by ratować ludzi. Jerzy jest jest bogatym lekkoduchem i pyszałkiem, który porzuca swoją dziewczynę z dzieckiem. Na koniec, dobry zostanie świętym, a grzesznik zostanie dobrym. 

Józef Moscati (1880-1927), święty Kościoła Katolickiego, był neapolitańskim lekarzem, opiekunem ubogich, odważnym inicjatorem nowych metod leczenia i bohaterskim ratownikiem pacjentów w Torre del Greco, podczas wybuchu Wezuwiusza. Lekarz, ordynator, naukowiec – zrobił karierę tutaj oraz w Niebie.

Byłby to materiał na film przygodowy, ale fabularny "Moscati" jest w dużej mierze melodramatem. Józef (Beppe Fiorelli), student medycyny, poznaje na balu piękną księżniczkę na wydaniu. Zakochują się w sobie wzajemnie, ale ostatecznie Helena dochodzi do wniosku, że nie wytrzyma życia z człowiekiem, który co chwilę pędzi z pomocą ludziom ze slumsów i jest dyspozycyjny na gwizdek. Natomiast Jerzy zdążył wdać się w romans ze śpiewaczką kabaretową, Chloe. Tę jednak porzuca w ciąży i żeni się z Heleną, czemu sprzyja jej ojciec. Odtąd też starego przyjaciela traktuje z góry i chełpi się swoją pozycją. Józef cierpi, ale szybko się podnosi, bo ma czasu na rozpamiętywanie: walczy o leczenie ludzi ze slumsów, z walącego się szpitala (wybuch wulkanu) wyprowadza chorych psychicznie, towarzyszy aż do śmierci chłopcu z ulicy i Chloe, która umrze niedługo po porodzie. Jego dom, którego wyposażenie wyprzedał na rzecz ubogich, staje się przychodnią. 

"Moscati" nie jest pobożnym "smętem", mimo że akcja kręci się wokół biedy i opuszczenia. Zabawną, ale i zacną postacią, jest gosposia Józefa – troskliwa i czasem natarczywa – oraz uliczne rozrabiaki, a i Józef z Jerzym dokazują, jak to studenci. I kto by się spodziewał, że takie zakończenie, jakie ten film ma, też może stanowić happy end? W przedostatniej scenie, gdy dochodzi do pojednania Jerzego z Józefem i Jerzego ze samym sobą, twarz dr. Moscatiego staje się jasna, spokojna i wyrażająca takie szczęście, że cały melodramat odchodzi w zapomnienie (zgodnie z tym, co powiedział: "to nie wiedza, ale miłość zbawi świat"). Co z tego, że różni ludzie zatruwali doktorowi życie, padło kilka (niewinnych) trupów, a miłość księżniczki okazała się słaba. On walczył o każdego pacjenta z osobna, podniósł z ulicy wiele osób, a kogo nie mógł uratować, temu zapewnił godną śmierć. Zaś Ettore Bassi ze swoją twarzą świętego Franciszka (bo go zagrał we "Franciszku i Klarze"), teraz gra upadłego Jerzego, co w efekcie pokazuje, że nie ma świętego bez przeszłości i grzesznika bez przyszłości.

Aleksandra Solarewicz

"Moscati", reż. G. Campiotti, Włochy 2007

Tags: ,

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *