banner ad

Morozowicz: Sprawy ostateczne. Pan Stanisław

Dżentelmen. Gdybym miała opisać pana Stanisława tylko jednym słowem, byłoby to właśnie to zapomniane, staromodne słowo. Dżentelmen.

Pan Stanisław był marynarzem. Pływał po całym świecie, przeżył wiele przygód; co tydzień w innym porcie, zawsze w drodze. W domu czekała na niego kochająca rodzina. On zdobywał świat.

Historia jego życia jest fascynująca, niecodzienna, bogata i bardzo dla mnie ważna. Rzadko spotyka się takiego człowieka, dlatego relacja, jaka nas połączyła, jest dla mnie bardzo ważna. Pan Stanisław wiele mi opowiadał. Uwielbiał wracać wspomnieniami do przeszłości i rysować przed mymi oczami barwne obrazy. A ja uwielbiałam słuchać. Tworzyliśmy zgrany duet.

Przepięknie mówił o kobietach. Z ogromnym szacunkiem, podziwem, zachwytem. Opowiadał, że gdy cumowali w porcie, zwiedzał wraz z innymi marynarzami miasto. Przeważnie podróż kończyli w jednym z barów. Tam poznawali różne kobiety, z którymi pan Stanisław prowadził długie rozmowy. Chciał naprawdę je poznać. Uczył się ich. Zawsze wyobrażałam go sobie, jako wysokiego, przystojnego młodzieńca, który pod maską nieśmiałości i małomówności skrywa wrażliwego mężczyznę, posiadajacego niebywale inteligentne poczucie humoru.

Chwalił piękne, kobiece stroje, ich klasę i grację. Był zbyt dobrze wychowany, by upomnieć mnie, gdy ubierałam się na czarno, ale wystarczyło jego pełne aprobaty spojrzenie, gdy założyłam jasną sukienkę. Wystarczył ten pełen ciepła wzrok, czasem z mojej strony wystarczyło podejść do jego łóżka, złapać za rękę i słuchać. Tak niewiele. Tak mała cena, za którą dostałam nieskończone bogactwo, którego nikt mi nie odbierze. Raz poznany człowiek pozostaje w nas do końca życia, staje się małym kawałkiem nas samych. Zmienia nas na zawsze. Pas Staszek ubogacił mnie, a ja nigdy nie będę w stanie mu się odwdzięczyć.

Gdy był w kwiecie wieku, a cały świat leżał u jego stóp, wydarzyło się coś, co zmieniło jego życie już na zawsze. Pan Stanisław miał wypadek, po którym został przykuty do łóżka. Los okrutny, ciężki, niezrozumiały. Ale, co najciekawsze, choć tak bardzo pokiereszował pana Stanisława, nie przygniótł go. Choć pan Stanisław nie mógł tego zrobić fizycznie, podniósł się i jak dzielny marynarz, jak prawdziwy wojownik zacisnął zęby i nie poddał się ciężarowi, który już do końca życia miał spoczywać na jego barkach. Nigdy nie spotkałam człowieka tak pogodzonego ze swoim losem, o tak jasnym umyśle, o takiej głębi. Nadzwyczajny człowiek, który zmieniał każdego, kto miał zaszczyt z nim rozmawiać.

Wiele się z panem Staszkiem śmiałam. Opowiadałam mu o moim popsutym samochodzie, o wakacjach. Przeważnie rozmawialiśmy o błachych rzeczach, czasem jednak, zwłaszcza gdy przychodziła do niego cudowna rehabilitantka, którą nazywaliśmy Aniołem, rozmowa schodziła na trudniejsze tematy. Nieraz musiałam odwracać się do okna, by ukryć łzy. Trzy zupełnie obce osoby, które z całkowicie odmiennych powodów znalazły się na oddziale paliatywnym, przez dwadzieścia minut potrafiły pokonać wszelkie bariery i ograniczenia i otworzyć przed sobą zupełnie nowe wymiary. Działy się naprawdę magiczne rzeczy. Wspomnienie tamtych chwil napełnia mnie ogromną wdzięcznością, sentymentem i czuję się w obowiązku, by zdobytego tam skarbu nie zostawiać dla siebie. Ono musi wzbogacić również inne serca. Jest zbyt cenne.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dane mi będzie porozmawiać z panem Staszkiem. Uśmiechnę się do niego, uścisnę rękę i zapytam, czy dobrze wyglądam w tej rdzawej sukience.

 

Katarzyna Morozowicz

Kategoria: Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *