banner ad

Morella: Gramsci – jego wpływ na uniwersytet i media

| 10 maja 2020 | 1 Komentarz

Arystoteles w swojej Polityce (V:11) opisuje dwie metody przetrwania tyranii. Jedna – to tradycyjna polityka represji, analogiczna z tym, co stosuje demokracja w swojej najskrajniejszej formie. Jej trzy podstawowe cele to: złamać ducha poddanych, zasiać między nimi nieufność, a także pozbawić ich możliwości działania.  Sposób drugi, bardziej subtelny, to zespolenie tyranii z monarchiczną formą rządów poprzez odpowiednie wprowadzenie i przestrzeganie osobistych ograniczeń. Mądry tyran musi zatroszczyć się o „wystrój swego miasta, zważa na kult publiczny, czci dobro, trzyma w karbach własne namiętności i pozyskuje tak duże poparcie społeczne, jakie tylko jest możliwe”. Arystoteles uważa, że czyniąc tak, mądry tyran może wydłużyć swoje rządy i osiągnąć stan „połowicznego dobra”.

Przyjrzymy się teraz bliżej celom represji, jakie stosuje tyran, a także działaniom współczesnych „mądrych tyranów” analizując narzędzia, które stosują, by zniewolić tych, których oddano im w opiekę, w imię pokrętnej wolności mylonej z zupełną swobodą.

Dwa rodzaje tyranii

Co do wprowadzanych przez tyrana represji, łamanie ducha poddanych dokonuje się przez strach i terror, poniżenie, ponadto wymuszanie ich zależności od władzy tyrana do momentu zupełnego podporządkowania. Rodzi się wśród nich wzajemna nieufność – w pierwszej kolejności niszcząc przyjaźnie. Osiąga się to izolując jednostki, czyniąc je obcymi dla siebie, by w końcu nastawić je wrogo do przeróżnych stowarzyszeń, osłabionych w trakcie w/w procesu.

Wreszcie, tyran musi pozbawić poddanych możliwości działania, nie mogą oni mieć sił do zainicjowania jakiejkolwiek akcji, będąc w konsekwencji sprowadzonymi do roli niewolników. Tyran słusznie jest w tym przypadku nazywany despotą. Bezwolność ma miejsce, gdy poddani stają się nieświadomi, pasywni i pozbawieni środków – tzn. własności prywatnej, co pozbawia ich nadziei na wywarcie jakiegokolwiek wpływu politycznego. Trzy wymienione tu cele stanowią wskaźnik polityki, która rządzi poprzez milczenie, przymus i przemoc. 

Jaki jest związek między trzema celami tego ucisku? Mówiąc najprościej: naturalną konsekwencją wprowadzania nieufności między poddanych jest uniemożliwienie im organizowania się w grupy i w celu podejmowania efektywnych działań, co z kolei skutkuje zupełnym upadkiem ducha. Trudno tu o lepszy przykład niż marksizm, który w celu osiągnięcia swoich celów stosuje dziś metody włoskiego rewolucjonisty, Antonio Gramsciego.

Gramsci (1891 – 1937) zdał sobie sprawę, że drogą do podboju Europy jest zmiana idei kształtujących kulturę, kulturowa rewolucja zamiast przemocy. Instytucje, społeczeństwo, nawet religie muszą stopniowo przesiąkać socjalistycznym systemem wartości, wierzeń i moralności. Lokalni przywódcy, administratorzy szkół, stowarzyszenia broniące praw obywatelskich – wszystkie te grupy mogą siać rewolucyjny ferment, podnosić „świadomość” „mniejszości” oraz innych „ofiar” kapitalistycznych, burżuazyjnych struktur i zerwać z hegemonią silnych społeczeństw. Proponowana przez Gramsciego szkoła ma zdobywać poprzez podział, szerzyć agitację i niezadowolenie.

Współcześnie, uczniowie Gramsciego stawiają na pierwszym miejscu izolację jednostek, głoszenie pięknie brzmiących powiedzonek typu „multikulturalizm”, podczas gdy nasze narodowe motto „Z wielu, jeden”[1] zastępuje „Z jednego, wielu”. Amerykański tygiel stał się kotłem wiedźmy. Zamiast spajania wielu różnych kultur dla korzyści jednej wspólnej całości, widzimy wymuszoną izolację pojedynczych wspólnot etnicznych w imię ich rzekomej gloryfikacji.

Polityczna poprawność: owoc myśli Gramsciego

Sprawdźcie działy spraw studenckich w większości szkół wyższych, a prawie na pewno znajdziecie tam odniesienia do tego wielokulturowego izolacjonizmu jako część oficjalnej polityki. Polityki, która w drodze osmozy równa w dół do poziomu naszych szkół podstawowych i średnich. Zamiast dać nowym studentom poczucie bycia częścią jednolitej całości, dążącej do wspólnego dobra społeczeństwa w drodze szukania prawdy w sposób nie uznający kompromisu, a tym samym kształtować dobrych obywateli, są oni marginalizowani poprzez kreowanie wielokulturowych frakcji, podkreślających odrębność, która nie istniała by bez owego „uczczenia różnorodności”, obejmującego najbardziej nienaturalne zachowania, jakie można sobie wyobrazić.

To co się dzieje, stanowi opisywany przez Arystotelesa w jego Polityce przypadek ekstremalny, którego należy unikać za wszelką cenę. Walka klas i chaos stanowią nieunikniony owoc „oświeconych” uczniów Gramsciego, którzy zdominowali uczelnie, a także czwartą władzę – Prasę i wprowadzają nowy totalitaryzm. Nie jego wersję stalinowską, tego bądźmy pewni, lecz tę subtelniejszą, zamerykanizowaną, w której współczesną wersję gułagów stanowi społeczna demonizacja każdego, kto ośmiela się krytykować polityczną poprawność, wprowadzoną w celu podporządkowania całych kultur wielkiemu, socjalistycznemu zamysłowi – nazwiemy go tu „nowym porządkiem świata”.   

Jaka jest konsekwencja funkcjonowania tych „amerykańskich gułagów”? Poddani są niezdolni do działania, tzn. pozostają bezsilni z powodu strachu przez wydrwieniem, którego doznają próbując wyrazić jakikolwiek przeciwny punkt widzenia. Zostali sprowadzeni do poziomu niewolników. Gdyby próbowali przedsięwziąć cokolwiek poza ramami politycznej poprawności, zostaną oznaczeni jako ignoranci, a jako bezpośredni rezultat zastraszenia staną się pasywnym stadem baranów, bojącym się uczynić cokolwiek, co może skończyć się nagonką na nich lub na ich rodziny. Ich wpływ polityczny zostanie sprowadzony do zera i pozbawiony znaczenia – oddali bowiem pole poplecznikom Gramsciego.

Pozostajemy w stanie totalnego złamania ducha, a zatem fazy końcowej stosowanych przez tyrana represji, gdzie poddani sparaliżowani są przez strach, terror i upodlenie. Ich potęgowana strachem apatia przechodzi w zupełne poddanie się woli tyrana.  

Współcześni spin doktorzy jako “dobry” tyran

Skoncentrujemy się teraz na przetrwaniu “mądrych” tyranów w drodze tworzenia przez nich wrażenia, że są czymś odmiennym od tego, czym są naprawdę. W swoim dyskursie, poświęconym drugiemu ze sposobów trwania tyranii, Arystoteles użył przykładu tyranów dryfujących w stronę  monarchii, tworzących wrażenie, że są jedynie protektorami, czego dowodzić mają przejawy dobrej administracji i nakładane sobie osobiste ograniczenia. Warunkiem postrzegania przez ogół tyrana jako „dobrego” jest to, że musi on – przynajmniej co jakiś czas – wykonać gest wskazujący że czci dobro, hamuje swoje namiętności i stara się zyskać publiczne poparcie tak bardzo, jak jest to możliwe.  

Jak obecnie dąży się do wykreowania obrazu “dobrego tyrana”? Dzieje się to dzięki wyjątkowej klasie jednostek, które stanowią produkt indoktrynacji ukrytej pod nazwą edukacji, od przedszkoli po stypendia post – doktoranckie: spin doktorów, którzy wynieśli kłamstwo na trudne go wyobrażenia szczyty. Jednostki te przekonane są o niezbędności pseudo-demokratycznych społeczeństw Gramsciego i dobru, jakie niosą. Są oni niezbędni do przekonania mas, że oto pogrążają się w politycznej nirwanie – choć uczestniczą w procesie własnej destrukcji. Ludzie ci funkcjonują nie tylko w elitach świeckich, ale również wśród kleru, gdyż jeżeli Nowy Porządek Świata ma dokonać intronizacji boga materializmu, to właśnie religia musi być stłumiona jako pierwsza.   

Co owi spin-doktorzy mówią nam o sprawach życia i śmierci? Twierdzą, że zabijanie niewinnych w miejscu, które powinno być dla nich najbezpieczniejszym miejscem schronienia, w łonie matki, jest usprawiedliwione z uwagi na to, że kobiety mają tzw. prawa reprodukcyjne, prawa, które niby przypadkiem zapominają o prawie dziecka do istnienia. Co aż prosi się o pytanie o to, gdzie byli by sługusi Planned Parenthood gdyby ich matki czuły, że są oni tylko „wyborem”, który można dowolnie cofnąć?

Mówią nam, że pociąg do przeciwnych naturze zboczeń i aktów seksualnych ma być przedmiotem akcji afirmacyjnej; homoseksualizm ukazują jako przedmiot celebracji, żądają też specjalnych praw pod pretekstem walki o prawa człowieka, które homoseksualiści przecież mają. Utrzymują, że legislacja dotycząca tzw. mowy nienawiści jest konieczna, by wymierzyć szczególne kary za „złe myślenie” i udają, że jest to oparte na dogmacie założycielskim Ameryki: równości wobec prawa. Oferuje się większą ochronę tym, których objęto kategorią „przestępstw z nienawiści”, karząc tych, którzy dopuszczają się wykroczeń przeciwko nim – niestety, nie działa to w drugą stronę.

Utrwalają multikulturalizm i różnorodność politycznie poprzez wzbudzanie konfliktów klasowych tak, by płomienie anarchii nie gasły. Państwo totalitarne jest jedyną dostępną gaśnicą, ostatnim ratunkiem dla społeczeństwa zmęczonego chaosem. I wreszcie, to w świecie religii, w tym w dominującym u nas protestantyzmie, liberalnym judaizmie i postępowym katolicyzmie, duchowni spin doktorzy wymuszą to, co czym pisaliśmy wyżej, poprzez alianse między religiami i głoszenie tolerancji. W ten sposób oszukają masy ufające, że wszystko to jest zgodne z nakazami ich wiar; w rzeczywistości nakazy te zostaną obalone w drodze poddawania ich zmianom zgodnym z duchem czasów.      

W skrócie: tym, co widzimy we współczesnej Ameryce, jest zdemokratyzowana wersja państwa totalitarnego. Propagatorzy myśli Gramsciego dobrze odrobili swoje lekcje. Nie musimy dłużej czekać na barbarzyńców, którzy wyłamią wrota. Oni są już w mieście na nasze zaproszenie, z powodu naszej własnej apatii. Nie zrobiliśmy nic by zapobiec myleniu prawdziwej wolności z tą reglamentowaną. To na tej właśnie apatii, bardziej niż na czymkolwiek innym,  opiera się trwanie tyrana. Tu unaocznia się końcowy rezultat trzystopniowej skali tyranicznego ucisku, o którym pisze Arystoteles.   

Tyrania wyznacza prawdziwe ograniczenie lub destrukcję polis i godnego życia ludzkiego. Ironia polega na tym, że współczesny tyran sprawia wrażenie, iż czuje wstręt wobec niewolnictwa w każdej jego formie, podczas gdy w tym samym czasie czyni z poddanych niewolników ich własnych namiętności stosując pokrętne powody takie, jak nieograniczona wolność wypowiedzi dla autonomicznego i niczym nie skrępowanego „ja”, która przecież nigdy nie istniała. Teraz jednakże, współcześni tyrani stali się na tyle bezczelni, że nie czują już potrzeby udawania i tworzenia wrażenia, że są ludźmi uczciwymi. Ich podwładni zostali ogłupieni dzięki obejmującej całe pokolenia indoktrynacji tak, że nie są w stanie odróżnić fantazji od rzeczywistości. Przypomnijmy, że ignorancja jest ważnym warunkiem ostania się tyranów. Jak inaczej można wytłumaczyć popularność demagogów takich, jak Clintonowie, którzy nawet nie zachowują pozorów uczciwości?

 

Gary L. Morella

Tłum. Mariusz Matuszewski

 

 

 

 


[1] E pluribus unum — łac. "Z wielu, jeden" (tłumaczone też "jeden z wielu") – tradycyjne, trzynastoliterowe motto USA, znajdujące się na Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych, przyjęte przez Kongres w 1782 roku. Nigdy nie skodyfikowane prawnie, E Pluribus Unum było uważane de facto za motto Stanów Zjednoczonych, dopóki w 1956 roku Kongres nie ustanowił "In God We Trust" oficjalnym mottem. Tradycyjnie rozumiane znaczenie mówi, że z wielu stanów (kolonii) wyrósł jeden naród. Jednak w ostatnich latach sugeruje się, że jakoby z wielu plemion, ras, religii, języków oraz przodków wyrosło jedno plemię i jeden naród – jak w tyglu.

 

 

Kategoria: Kultura, Myśl, Polityka, Publicystyka, Uncategorized

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Pamiętajmy, że Antonio Gramsci całkowicie wyrzekł się wszystkiego co robił i napisał nawracając się, na łożu śmierci, na katolicyzm i przyjmując sakramenty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *