banner ad

McDarby: Wszyscy jesteśmy dziećmi Gramsciego?

| 23 września 2020 | 1 Komentarz

Śmierć włoskiego komunisty, Antonio Gramsciego, w roku 1937 nie unicestwiła jego zatrutych idei. Zamiast tego, w wieku XX, jego nauka zwiększyła zasięg oddziaływania socjalizmu tak, że wszystkie kraje europejskie i USA zdają się pozostawać pod jego wpływem.

Najgorsze, że ten rodzaj socjalizmu zdołał również wtargnąć w obręb Kościoła, rozrastając się w jego strukturach przed i po rewolucji Soboru Watykańskiego II.  Nowocześni katolicy nie zdają sobie sprawy, że bóg, za którym podążają, to bardziej Gramsci, o którym większość z nich nawet nie słyszała, natomiast w znacznie mniejszym stopniu nasz Pan, Jezus Chrystus. Hierarchia nie pozwala na jakiekolwiek zejście z tak wytyczonej drogi, a ich celem przez ostatnie czterdzieści lat było wygaszanie wiary katolickiej wśród wiernych i gorliwe wprowadzanie każdej herezji i błędu ku chwale bożka zmian.

Postępowi bywalcy ławek kościelnych sprzeciwią się każdemu, kto zechce doszukiwać się, jakże skandalicznej, komunistycznej infiltracji w Kościele – tak, jak Amerykanie, którzy ciągle wierzą, że nienawidzą socjalizmu, a równocześnie nie przyjmują do wiadomości, że żyją w kraju rządzonym przez socjalistyczny rząd, któremu z oddaniem służą i który wspierają.

Pierwotne zło Gramsciego

Gramsci znany jest ze swojej idei długiego marszu przez instytucje. Odrzucił on rewolucyjną przemoc na rzecz rewolucyjnych krętactw i działalności wywrotowej, znacznie bardziej efektywnych form ataku na społeczeństwo oparte na Bożym porządku. Zauważył, że narody republikańskie i demokratyczne pozostają znacznie mniej podatne na zmianę wprowadzoną siłą, aniżeli na subtelną manipulację, przeprowadzoną przez kadrę dobrze wyszkolonych tzw. miękkich rewolucjonistów, którzy mogą przeniknąć do tradycyjnych instytucji i dokonać w nich przewrotu.

Poligonem szkoleniowym dla tych rewolucjonistów stały się ośrodki prowadzące edukację na poziomie wyższym, zwłaszcza co bardziej elitarne uniwersytety, zarówno prywatne jak i publiczne. Zawodowa kadra profesorska skierowała swoją uwagę na młodzież, którą z uwagi na jej wrodzony idealizm i niedojrzałość znacznie łatwiej było przekonać.

Związki zawodowe, z dawien dawna stanowiące bastion wpływów komunistycznych, manipulowały robotnikami i rozwijały w nich wrażliwość na cele, jakie stawiał socjalizm. Społeczeństwo obywatelskie mogło dzięki temu zostać zmienione w drodze politycznego odwrócenia wartości, z kolei jego instytucje poddane pod zarząd spółdzielczy i oddane na pastwę niegodziwości.

Najbardziej jaskrawym punktem tej rewolucji nowego typu stały się lata 60te XX wieku, kiedy to lewica przypuściła frontalny atak na instytucje świata zachodniego. W tym też czasie Kościół Katolicki wszedł w fazę modernizacji Vaticanum II, a niezliczone rzesze duchownych i teologów otworzyły ogień w kierunku instytucji i tradycji Kościoła.

Od lat 60-tych, osłabiane przez przeróżne religijne oraz świeckie i polityczne siły, które działały w świecie, instytucje jedna po drugiej przejmowane były przez wroga. Długi marsz Gramsciego postępował i niszczył ważne fundamenty społeczne, takie, jak publiczna moralność i życie rodzinne – co dekadę później ukoronowała legalizacja aborcji. Upadek ten wyraźnie dostrzegli tylko nieliczni. Wielu chętnie przyjmowało zmiany, które wydawały się bardziej pasować do „ducha nowoczesnego świata”. 

Myśl Gramsciego była polityczną kwintesencją wyjścia naprzeciw nowoczesności – idei przewodniej, przyświecającej zwołaniu Soboru. Dążący do pozbycia się tzw. średniowiecznego charakteru Kościoła wrogowie w jego wnętrzu zażarcie nawoływali do tego piekielnego spędu. Twierdzili, że świat nie potrzebuje zmiany – to Kościół musi się zmienić. Zapatrzeni w luteranizm i całe zło, jakie postępuje w jego orszaku, postępowcy splądrowali Rzym znacznie skuteczniej od którejkolwiek z barbarzyńskich armii w dawnych wiekach.  

Musimy pamiętać, że bolesne zmiany w Kościele nie pojawiły się nagle, lecz były przygotowywane z biegiem czasu przez modernistów działających wcześniej, którzy wytyczali drogę do soboru i jego skutków. Podążając tą drogą w kierunku przeciwnym możemy prześledzić genezę całego procesu, objawiającego się kolejno w zjawiskach takich, jak modernizm, liberalizm, Rewolucja Francuska, Reformacja, renesansowy naturalizm, średniowieczne herezje – i dalej, aż po gnostyków. Ten szlak zaczyna się w ogrodach Edenu, a kończy ściekiem, którym stał się świat współczesny. 

Skutki socjalizmu Gramsciego

Po pierwsze należy sobie uzmysłowić, że socjalizm i jego skutki stanowią odwrócenie katolicyzmu wraz z całą jego doktryną społeczną. Podobnie, jak Szatan małpuje Boga, socjalizm jest karykaturą katolicyzmu. Podczas gdy socjalizm narodził się z rewolucji, Kościół ma swój początek w Duchu Świętym, zesłanym przez Ojca i Syna. Pierwszy z wymienionych to nowe wino w starej, gnostyckiej butelce, podczas gdy drugi z nich wypływa z Ciała i Krwi Chrystusa.

Gramsci, apostata z wiary katolickiej i gorliwy, bezwzględny ateista, nienawidził Kościoła tak bardzo, jak to, czego stała się Ona fundamentem – a mianowicie cywilizacji zachodniej. W przeciwieństwie do owładniętych neopoganizmem feministek, szukających jakichś strzępów duchowości w martwych odgałęzieniach religii Celtów i nordyckiej mitologii, Gramsci przyjął postawę duchowego podporządkowania wytycznym politycznego naturalizmu i racjonalizmu.

Wywrócił też katolickie postrzeganie prawidłowej relacji człowieka względem Boga prezentując człowieka w roli boga. Dla Gramsciego człowiek nie może funkcjonować jako jednostka; jako byt społeczny potrzebuje on kolektywnej wiedzy w celu osiągnięcia celów stojących przed nowoczesnym społeczeństwem politycznym. W konsekwencji zgromadzenie, stające się zbiorowym ciałem Chrystusa, jest w rzeczywistości pseudo-religijną wersją politycznego gramscianizmu.

Gdy kapłan – od roku 1969 uważany za przewodniczącego zgromadzenia – podaje hostię wiernym, to nie jest to Ciało Chrystusa takie, jakim widzi je katolicka doktryna, a raczej symbol włączenia przyjmującego komunię w zbiorowe ciało tych, którzy zgromadzeni są w danym kościele. Zgromadzone masy stają się Ciałem Chrystusa zbiorowo. To doktryna Gramsciego w swojej pełni, obecna w nowej religii, zrodzonej z ducha Soboru Watykańskiego II.

Jednostka staje się częścią kolektywnej rzeczywistości kościoła, który jednak różni się od Kościoła Świętego. W tym kościele, zgodnie z personalizmem, tak drogim Janowi Pawłowi II, człowiek uświęca się i staje się pełniejszy – stąd też ów nowy kościół staje się parodią Kościoła Katolickiego.  

Osłabiony Kościół zwrócony w stronę pokoju  

W książce Iota Unum dr Romano Amerio stwierdza, że reforma liturgiczna Piusa VI zmieniła milicję armii niebiańskiej (to o nas!) w wielość niebiańskich chórów (to nowy kościół).

Zamiast być żołnierzami Chrystusa, której to roli uczy nas Wiara Katolicka w rzeczywistości Kościoła Walczącego, stajemy się socjalistycznym chórem w kościele posoborowym. Ta wymyślona religia Vaticanum II nienawidzi Kościoła Walczącego i ogłasza to, co nazwać musimy Kościołem Bezsilnym.

Socjalizm chce rozbroić społeczeństwo w celu jego osłabienia. Wydaje się to oczywiste we właściwej współczesnemu duchowieństwu żądzy pokoju w wersji, którą Chrystus odrzuca u Mateusza. „Pokój” nowego kościoła to nic innego, jak zgodna na ustępstwa, poddawanie się żądaniom nowoczesnego świata i jego księcia.      

Znakomitym przykładem tego maniakalnego dążenia do pokoju jest Catholic Worker Movement, kierowany przez Dorothy Day i Petera Maurina, gdzie współpraca z komunistami, socjalistami, anarchistami i związkowcami (jak Industrial Workers of the World) ma jakoby za zadanie szukanie pokoju i sprawiedliwości ponad wszystko inne.

Dziś, prawdziwy Kościół Katolicki zszedł do katakumb, a chroni go garstka bohaterskich biskupów, kapłanów i świeckich, trzymających się wiary kompletnej i niesprofanowanej. Reszta świata upada, a upadając – śpiewa, że „teraz wszyscy jesteśmy dziećmi Gramsciego”.

Chrystus obiecał, że “bramy piekielne Go [Kościoła] nie przemogą”, że garstka wiernych pozostanie, a w kresu dziejów On zatriumfuje. Jesteśmy Kościołem Walczącym, a pieśnią naszą jest prawda Słowa Bożego, a zatem – a niechby i groził sznur – zwyciężymy poprzez Niego, jego Kościół, który poprowadzi nasz Pan, a także jego Przenajświętszą Matkę.

 

Dario McDarby

Tłum. Mariusz Matuszewski

Kategoria: Publicystyka, Religia, Społeczeństwo, Wiara

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. janka pisze:

    powrót do MSZY WSZECHCZASÓW jedynym remedium….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *