banner ad

Matuszkiewicz: Trump w Warszawie

| 17 lipca 2017 | 0 Komentarzy

Wygłoszone na placu Krasińskich w Warszawie przemówienie prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa wywołało w Polsce lawinę komentarzy. Oceniając charakter samego przemówienia należy pamiętać, że przemówienia służą głównie budowaniu pozytywnego wizerunku. Określają budujące ten wizerunek narracje, artykułują kluczowe zagadnienia politycznego przesłania. Z tego punktu widzenia przemówienie D. Trumpa było wzorcowym przykładem prawicowego populizmu. Populizmu nie rozumianego w sposób pejoratywny,  populizmu nie będącego demagogią, ale populizmu będącego odwołaniem do takich elementów obecnych wśród ludu jak: zdrowy rozsądek, preferowanie stabilnego systemu norm moralnych, życia rodzinnego, wolnej inicjatywy gospodarczej, umiłowanie ojczyzny i wiary w Boga.

Wszystkie te elementy wybrzmiały w przemówieniu D. Trumpa  dobitnie, z odwołaniem do narodu jako źródła siły na czele. Styl takich przemówień, używana w nich frazeologia i retoryka są zresztą w Stanach Zjednoczonych  doskonale znane. Wzorcowymi przykładami tej narracji  były przemówienia R. Reagana. Tą samą retorykę preferuje zdecydowanie obecny lokator Białego Domu – wystarczy zapoznać się z pełnymi patosu oraz odwołań do narodu i jego wiary w Boga przemówieniami D. Trumpa z okresu jego kampanii prezydenckiej, aby uświadomić sobie, iż w wypadku warszawskiego przemówienia mieliśmy do czynienia z transpozycją narracji amerykańskiej do polskich realiów historycznych.

Z wizerunkowego punktu widzenia mierzona społecznym oddźwiękiem w Polsce praca autorów przemówienia osiągnęła zatem znakomite rezultaty. Z przesłaniem tego przemówienia może realnie utożsamiać się w Polsce większość narodu,  w przeciwieństwie do nowomowy płynącej z przemówień liberalnych elit współczesnej Europy. Retoryka ta z pewnością jest bliska polskiej wrażliwości i przemówienie w kategoriach PR-owskich należy ocenić wysoko.

Problem jaki ujawnił się jednak w licznych komentarzach polskich internautów, publicystów, a nawet polityków polega jednak na tym, że z kurtuazyjnych słów i wartościowego przesłania postanowili oni wyprowadzić daleko idące polityczne wnioski. Przemówienie to wywołało w społeczeństwie niekłamany entuzjazm. Mówi to jednak wiele nie tyle o samym przemówieniu, ale o psychice narodu polskiego. Jak pisał niegdyś Cat Mackiewicz „potęga frazesu była i jest w Polsce arcypotęgą”. Reakcja na przemówienie prezydenta Stanów Zjednoczonych ujawniła przy tym wyraźnie istnienie w Polakach kompleksu niedocenienia w świecie, dla którego załagodzenia potrzebujemy miłych słów wielkich tego świata.

Dawno już chyba jednak taka fala emocjonalnego entuzjazmu u nas nie została wywołana za pomocą tak skromnych środków w postaci zwykłych uprzejmości. Ostatnio mieliśmy z takim entuzjazmem do czynienia po wygłoszeniu przez przedstawicieli administracji G.W. Busha  słów o „nowej Europie”. Wtedy to uwierzyliśmy w nasze specjalne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi. Co z tego specjalnego partnerstwa wyszło – wiadomo. Tyle że wtedy przynajmniej szły za tym pewne realne konkrety. Dzisiaj zaś jedynymi konkretami przemówienia była działalność komiwojażerska promująca sprzedaż amerykańskiego gazu (na który z powodu niekonkurencyjnej ceny nie ma w Europie chętnych) oraz amerykańskiej broni. Zakup amerykańskiej broni daje oczywiście Polsce szanse na transfer do polskiej armii nowoczesnej militarnej technologii, ale po pierwsze ze strony amerykańskiej to żaden altruizm, tylko znakomity biznes, po drugie zaś transfer technologii militarnej do armii sojusznika powinien być traktowany jako norma, nie zaś jako nadzwyczajne wydarzenie.

Główny problem z emocjonalną reakcją na zwykłe słowa przemówienia polega jednak na tym, że w oparciu o te emocje zaczęliśmy znowu snuć wizje specjalnych relacji Warszawy z Waszyngtonem, poczuliśmy się kluczowym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych Europie, a na tych iluzjach zaczęliśmy budować w swoich marzeniach dalsze fantasmagorie. Choć nadal to Niemcy w naszym regionie dysponują kapitałem a Rosja surowcami, uwierzyliśmy w to, iż słowa D. Trumpa zbudują nam Trójmorze. Oczywiście  współpraca na różnych płaszczyznach z krajami Europy Środkowej jest dla Polski niezwykle ważna, tyle że kraje regionu nadają pojęciu Trójmorza zupełnie inne znaczenie niż robi się to w Polsce. Państwa te chcą skupiać regionalne wysiłki wokół konkretnych zagadnień i projektów, zaś tworzenie w Europie Środkowej bloku państw nastawionego konfrontacyjnie względem Niemiec czy Rosji jest ostatnią rzeczą jakiej by sobie kraje te życzyły. Jak wielkie są polskie iluzje związane z Trójmorzem najlepiej pokazuje fakt, iż w momencie kiedy prezydent Trump przybywał do Warszawy, minister spraw zagranicznych i handlu Węgier Peter Szijjarto podpisywał z Gazpromem porozumienie dotyczące powstania nowego szlaku dostaw gazu na Węgry. Niestety koszty błądzenia w obłokach w polityce międzynarodowej zawsze okazują się bardzo wysokie. Zawsze też pamiętać należy, iż choć Stany Zjednoczone są naszym głównym strategicznym sojusznikiem, to jednak nie zawsze racja stanu Stanów Zjednoczonych jest tożsama z polską racją stanu.

 

Tadeusz Matuszkiewicz

 

 

za: christianitas.org

foto: PAP/Jacek Turczyk

Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *