banner ad

Matuszewski: Synu Świętego Ludwika, wstępuj do nieba! (W rocznicę zamordowania JKM Ludwika XVI)

| 21 stycznia 2021 | 4 komentarze

I.

Ludwik, król Francji, XVI tego imienia, umarł 21 stycznia 1793.

Rewolucjoniści, skazując go na gilotynę w stanowiącej karykaturę procesu scenerii sali wypełnionej rewolucyjnymi bojówkami i tłumem podjudzanym do nienawiści zarówno względem monarchy,  jak i wszystkiego, co sobą reprezentował, nie ukrywali swoich intencji. Budowali utopię, która miała zetrzeć w pył dotychczasowy porządek i wszystkie jego filary. Sprawiedliwość nie miała z tym nic do rzeczy; Louis de Saint-Just pouczał wprost, że aby „zbudować nowy świat, należy zniszczyć stary. W tym celu trzeba zniszczyć ludzi z tego świata. Jeśli zajdzie konieczność wymordowania 90% Francuzów, należy zabić 90% Francuzów”.

Król był najbardziej oczywistym symbolem starego porządku. Dzięki namaszczeniu świętym olejem uosabiał nie tylko władzę czysto administracyjną, lecz również jej wymiar sakralny. Ludwik XVI był winny dlatego, że istniał – reszta pozostawała wyłącznie kwestią retoryki. „Monarchia – mówił przytoczony już Saint-Just – jest wieczystą zbrodnią. (…) Nie można panować i być bez winy”.

Robespierre w znanej mowie przeciwko Ludwikowi XVI twierdził: „Ludwik był królem, lecz teraz ustanowiona została Republika. (…) Zwycięstwo ludu wskazuje, że sam król jest buntownikiem. Dlatego też Ludwik nie może być sądzony; już został osądzony. Albo go potępimy, albo Republika nie może zostać uwolniona od winy. Proponować przeprowadzenie procesu Ludwika XVI, jakkolwiek miałby on wyglądać, to powrót do królewskiego despotyzmu (…). Jest to pomysł kontrrewolucyjny, gdyż stawia on przed sądem samą rewolucję. W rezultacie, gdyby pozwolono Ludwikowi na proces, może on zostać oczyszczony i uniewinniony. (…) Jeżeli zaś Ludwikowi można by wybaczyć, jeżeli da się domniemywać jego niewinności, to co stanie się z rewolucją? Jeżeli Ludwik jest niewinny, to wszyscy obrońcy wolności stają się oszczercami”.

Rewolucja jest dzieckiem pychy. Tworzy rzeczywistość uzurpującą sobie prawa należne religii i uznaje, że jest nieomylna – to z kolei usprawiedliwia wszystko, co czynią jej wyznawcy. Istnienie króla, a tym bardziej założenie, że może on być niewinny, stawia rewolucję przed sądem Prawdy, z którą ona wygrać nie jest w stanie. Król musi zatem zginąć. Najlepiej bez prawa głosu.

21 stycznia 1793 rewolucja uczyniła z Ludwika XVI symbol swojego zwycięstwa. Nie był to oczywiście symbol jedyny: gilotyna zbierała obfite żniwo w każdym mieście Francji; w samym tylko roku 1793 roztrzaskano Świętą Ampułkę (zawierającą cudowny olej, którym od XII wieku namaszczano wszystkich królów Francji), ścięto Marię Antoninę (16 października), a także (w dniach 12 – 25 października) dokonano metodycznego i zaplanowanego zbezczeszczenia szczątków królewskich, przez tysiąc lat składanych w bazylice St. Denis. Tę listę rewolucyjnych zbrodni można ciągnąć długo, jednak w tym miejscu ograniczymy się jedynie do stwierdzenia, że królobójstwo było wśród nich największą, czynem bez precedensu.

Dla rewolucji był to punkt kulminacyjny – a zarazem moment, w którym unicestwiono jedyny na ziemi symbol, mogący doprowadzić do zjednoczenia wszystkich Francuzów. Krwią króla zapisano pierwsze strony dziejów nowej epoki, a także otwarto drogę do usprawiedliwienia kolejnych aktów profanacji i ludobójstwa – gdyż nic gorszego, bardziej ohydnego i świętokradczego od zamordowania Bożego Pomazańca uczynić nie było można. W jego grobie pogrzebano nie tylko personifikację francuskiej jedności i prawowitej władzy, lecz także wszelkie zasady cywilizowanego życia politycznego, które wkrótce zastąpił terror.

II.

Bezgłowe ciało Ludwika XVI stało się symbolem obalonego porządku takim, jakim chciała go widzieć rewolucja. Jej wyznawcy nie przewidzieli jednak, że krew, którą wówczas przelano, stanie się fundamentem pamięci tych, którzy tego porządku, Starej Francji, a także Starej i Świętej Europy, są pogrobowcami. A także, że Ludwik uczyni ze swej egzekucji akt strzelisty, który wypali w dziejach płonące po kres czasu, nieprzemijające oskarżenie tamtej zbrodni i samej rewolucji; który będzie jej sądem, a zarazem wydanym na nią wyrokiem; i który jeszcze bardziej uświęci Królestwo – tym razem palmą męczeństwa.  

Ludwik XVI, idąc na szafot, był podobno pogodzony ze śmiercią. Nic nie wskazywało na to, że się bał. Wiadomość o wyroku trybunału przyjął ze spokojem. Pozostawiony mu czas poświęcił na zastanowienie się nad swym panowaniem i uczynienie rachunku sumienia. Pisał: „Śmierć mnie nie przeraża, mam ogromne zaufanie do Bożego miłosierdzia”. Poprosił o dostarczenie „Historii Anglii” Hume`a i z uwagą czytał o śmierci Karola I.

W ostatnich dniach życia, a także stojąc na szafocie, oddawał wszystko Bogu i umierał jako władca do głębi chrześcijański. Rano, w dniu egzekucji, wysłuchał Mszy Świętej odprawionej w celi więzienia Temple przez jego spowiednika, księdza Edgewortha de Firmont, i przyjął Komunię Świętą. Wszystkim przebaczył, do nikogo nie żywił urazy; w swoim testamencie pisał: „Powierzam moją duszę Bogu, memu Stwórcy (…).Umieram w łączności z naszą Świętą Matką, Katolickim, Apostolskim i Rzymskim Kościołem, dzierżącym autorytet poprzez nieprzerwaną sukcesję od czasów Św. Piotra, któremu zawierzył sam Chrystus; wierzę mocno i wyznaję wszystko to, co zawarto w Credo oraz przykazaniach Bożych i kościelnych, sakramentach, a także tajemnicy, w tym, czego naucza Kościół – i czego nauczał zawsze”. I dalej: „Z całego serca przebaczam tym, którzy uczynili się moimi nieprzyjaciółmi, chociaż nie dałem im ku temu żadnego powodu. Modlę się do Boga, aby im przebaczył, modlę się też za tych, którzy powodowani fałszywą lub źle rozumianą gorliwością, uczynili mi wiele zła”. Ks. de Firmont zapisał potem, że po wkroczeniu na szafot król początkowo protestował przeciw wiązaniu mu rąk; spowiednik rzekł mu wówczas: „Sire, w tej nowej zniewadze dostrzegam tylko ostatni rys podobieństwa miedzy Waszą Królewską Mością i Bogiem, który będzie Jej nagrodą”. Ludwik miał odrzec, znów z aluzją do Chrystusa na górze Oliwnej, że wypije ów kielich aż do dna. Ofiarował swoją krew za Francję i jej naród wierząc, że może ona uśmierzyć gniew Boga. W swoich ostatnich słowach stwierdzał: „Umieram niewinny wszystkich zbrodni, które mi zarzucano. Wybaczam sprawcom mej śmierci i proszę Boga, by krew, którą rozlejecie, nie spadła nigdy na Francję”. Nieco inaczej zanotował je dziennikarz gazety „Les Revolutions de Paris” (nr 185): „Umieram niewinnie, przebaczam mym wrogom, pragnę, by moja krew przyniosła pożytek Francuzom i uśmierzyła gniew Boga”.

W momencie, gdy Ludwik XVI wstępował na szafot, ks. de Firmont krzyknął ponoć: „Synu Świętego Ludwika, wstępuj do nieba!”.

III.

Dlaczego polski monarchista musi pamiętać o rocznicy zamordowania Ludwika XVI? Gdyż jest jeden Bóg, a zatem jedno przedwieczne źródło władzy i prawa, które od zawsze wspólne było wszystkim katolickim dworom Europy. Jedna jest katolicka Etyka, która prowadzi ku Bogu życie społeczne i polityczne wszystkich narodów. Wszystko to stanowiło podstawę Starego Porządku, hierarchicznego i świętego, bo wpatrzonego nie w to, co ludzkie, lecz w to, co w Niebie. Ludwik XVI, namaszczony olejem ze świętej ampułki, tkwił w tym porządku i z niego się wywodził. Jest jego symbolem. Czcząc dzień jego narodzin dla Nieba – czcić będziemy nie tyle człowieka, co rzeczywistość, którą wraz z nim zgilotynowano. Oddamy hołd jego do głębi katolickiej i królewskiej postawie na szafocie, która jest wzorem godnym wyrycia w każdej katolickiej duszy. Wreszcie – osądzimy rewolucję i wydamy na nią wyrok, każdy z nas z osobna, we własnym sumieniu. Ona tego się obawia najbardziej.

Na pohybel rewolucji zechcemy powtórzyć za księdzem de Firmont: „Synu Świętego Ludwika, wstępuj do nieba!”. I módl się za nami.

Vive le roi !

 

Mariusz Matuszewski

Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Publicystyka

Komentarze (4)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Gierwazy pisze:

    Stawiam stanowcze weto wobec tytułowego zawołania. Ludwik XVI, to człowiek, który sprzeniewierzył się swojemu powołaniu władcy i jako taki odpowiedzialny jest za tysiące ludzkich istnień. Od 20 czerwca 1792 roku, kiedy to ogrody Tuileries zdobyte zostały przez pijaną tłuszczę, która wcisnęła królowi na głowę frygijską czapkę, król nie ma wątpliwości, że został skazany jako monarcha, a wkrótce i jako obywatel. Mimo to ze słabości, którą jego hagiografowie nazwą dobrocią, z właściwym sobie fatalizmem godzi się na męczeństwo, składając na jego ołtarzu nie tylko swoje jestestwo, lecz także swoich najbliższych oraz tych, którzy mimo jego chwiejności pozostali mu wierni. Najbardziej haniebnym tego przykładem jest jego zachowanie 10 sierpnia 1792 roku, kiedy to wydaje gwardii szwajcarskiej rozkaz złożenia broni i udania się do koszar, co skutkuje tym, że ci ostatni będą ścigani niczym łowna zwierzyna i bestialsko mordowani przez rozjuszony motłoch.

  2. francopilot pisze:

    veto wobec tego co powiedział ks.de Fimont;spowiednik i swiadek ostatanich chwil życia Króla-męczennika??……krwią króla zapisano pierwszą stronę dziejów nowej epoki a także otwarto drogę do usprawiedliwienia kolejnych aktów profanacji i ludobójstwa-gdyż nic gorszego nic bardziej ohydnego od zamordowania Bozego Pomazańca uczynić nie było można…Król Ludwik XVI był winny dlatego,ze istniał…….

  3. Gierwazy pisze:

    Veto wobec tego co powtorzył red. Matuszewski za ks.de Firmont…

  4. stary koń pisze:

    w intencji śp.Ludwika XVI odprawiono we Francji prawie 60 mszy sw.;także w USA w Nowym Orleanie i w Japonii;Le Roi ne meurt jamais!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *