banner ad

Matuszewski: Ludwik XVII (1785 – 1795). Ad memoriam.

| 12 października 2020 | 0 Komentarzy

8 czerwca to data upamiętniająca rocznicę śmierci stanowiącej zwieńczenie jednego z najbardziej poruszających, zarazem zaś najmniej znanych, epizodów tzw. wielkiej rewolucji francuskiej. W tym właśnie dniu w roku 1795 zmarło 10-letnie dziecko o imionach Ludwik Karol z dynastii Bourbonów, syn zgilotynowanego króla Francji Ludwika XVI, zarazem zaś prawowity następca tronu – Ludwik XVII.

Chłopiec urodził się w Wersalu 27 marca 1785. Był drugim synem, a zarazem trzecim w kolejności dzieckiem Ludwika XVI i Marii Antoniny. Od samego początku otoczono go najlepszą opieką, którą zapewniały Yolande de Polastron księżna Polignac, mianowana królewską guwernantką, ponadto – a w przypadku Ludwika XVII przede wszystkim – Agathe de Rambaud, wybrana na Berceuse des Enfants de France (co oznacza, że po części była ona niańką, po części zaś odpowiadała za zdrowie potomstwa pary królewskiej). Alain Decaux notuje: “Madame de Rimbaud oficjalnie zarządzała opieką nad [przyszłym] Delfinem od dnia jego narodzin aż do 10 sierpnia 1792, innymi słowy – przez 7 lat. W trakcie owych 7 lat nigdy go nie opuściła; kołysała go, opiekowała się nim, ubierała go, upominała. Dziesięć, a może i sto razy bardziej niż Maria Antonina miała prawo nazywać się jego faktyczną matką” (A. Decaux, Louis XVII, Paris 1947, s. 306). Ostatnią opiekunką dzieci, w tym także Ludwika XVII, została przyjaciółka królowej, markiza Louise Élisabeth de Tourzel.

6 października 1789 rodzina królewska zmuszona została do opuszczenia Wersalu i przeniesienia się do pałacu Tuileries, gdzie jej członkowie spędzili dwa kolejne lata w odosobnieniu. 13 sierpnia 1792 przeniesiono ich do wieży Temple. Początkowo, choć pozostawali więźniami, nie traktowano ich surowo, a król otrzymał nawet możliwość spotykania się z rodziną i udzielania lekcji Delfinowi oraz jego rodzeństwu. Siostra Ludwika Karola pisała: „Spędzaliśmy dzień razem. Ojciec uczył mego brata geografii, matka – historii; kazała też mu uczyć się (na pamięć) wierszy. Ciotka uczyła go rachunków. Ojciec na szczęście znalazł bibliotekę, która go zajmowała; matka pracowała nad haftami … Rano na śniadanie szliśmy do ojca, następnie schodziliśmy do matki i tam mój ojciec spędzał z nami cały dzień. Ze względu na zdrowie mego brata codziennie chodziliśmy na spacer do ogrodu…” (J. Baszkiewicz, Ludwik XVI, Wrocław 1985, s. 207). Trwało to do grudnia, kiedy to rozpoczął się proces Ludwika XVI, zakończony dlań wyrokiem skazującym. Stracono go miesiąc później, 21 stycznia 1791.

Wprawdzie nowa władza oraz propagowany przez nią porządek prawny i polityczny uważały monarchię za zniesioną, ale 1) dla wielu wiernych Tronowi była to władza nielegalna, poza tym 2) należy pamiętać o zasadzie, zgodnie z którą korona Francji jest niedysponowalna, co oznacza, że następca tronu staje się królem automatycznie, natychmiast po śmierci swojego poprzednika. Król / następca tronu Francji nie może abdykować lub odmówić przyjęcia korony. Wszelkie czynności i uroczystości urzędowe lub religijne (np. namaszczenie i koronacja w katedrze w Reims) stanowiły jedynie potwierdzenie wcześniej zaistniałego faktu. Innymi słowy: Ludwik Karol, pomimo braku możliwości dokonania formalnej koronacji i namaszczenia, niejako naturalnie i w sposób pełnoprawny z chwilą śmierci swojego ojca stał się Królem Francji, XVII tego imienia, a także władcą Nawarry (VI tego imienia).

28 stycznia 1793 opiekunem małoletniego króla, a tym samym regentem królestwa, został jego wuj – hrabia Prowansji. Rzecz jasna była to kwestia czysto tytularna, a wypadki potoczyły się wbrew chęciom pozostałych przy życiu członków rodziny oraz rojalistów – jakkolwiek nie zabrakło próby uwolnienia Ludwika. Na czele spisku stanął niejaki kawaler de Jarjayes, baron Batz.

3 czerwca 1793 król został oddzielony od królowej-matki, Marii Antoniny, po czym na mocy decyzji władz rewolucyjnych oddano go na wychowanie szewcowi nazwiskiem Antoine Simon, alkoholikowi, równocześnie zaś człowiekowi mającemu odtąd odpowiadać za wychowanie dziecka w duchu nowej rzeczywistości. Nie oszczędzono mu niczego: zachowały się relacje stwierdzające nakłanianie dziecka do jedzenia i picia ponad miarę, stosowania przekleństw, a także opisujące okrucieństwo, z jakim odnosił się doń Simon (starano się je zresztą podważać, ale istnieją dowody potwierdzające to ponad wszelką wątpliwość – o czym szerzej za chwilę). 6 października dziecko zmuszone zostało do złożenia podpisu pod listą oskarżeń zniesławiających Marię Antoninę, z kolei dzień później po raz ostatni zobaczył swoją siostrę. Królowa swoim w ostatnim liście z 16 października 1793, napisanym do siostry nieżyjącego Ludwika XVI, która do ostatnich chwil pozostawała wraz z całą rodziną w Temple, prosiła: „Wybacz mu, moja droga siostro. Pomyśl o jego wieku, a nadto o tym, jak łatwo sprawić, by dziecko powiedziało cokolwiek się zapragnie, zwłaszcza, gdy tego nie rozumie”.

Pod koniec roku 1793 żona Simona zachorowała, w skutek czego po kilku tygodniach zdecydował się on odejść z Temple (co ostatecznie nastąpiło 19 stycznia 1794). Co ciekawe: zdobył pisemne potwierdzenie, że zostawia powierzonego sobie chłopca w dobrym zdrowiu, niestety wobec zniszczenia znakomitej większości dokumentów z tamtych lat w okresie Restauracji rzeczywisty stan zdrowia dziecka trudno potwierdzić. Dwa dni po odejściu dotychczasowych opiekunów Ludwika przeniesiono do znacznie ciemniejszej i zawilgoconej celi, z której nie wychodził już nawet na spacery. Jedzenie podawano mu przez kraty. Opis tego stanu rzeczy nie pochodzi wyłączni z relacji rojalistów; 27 czerwca 1794 (a więc pół roku od odejścia Simona), Temple odwiedził Barras. Zanotował on, że dziecko cierpi z powodu skrajnego zaniedbania i znajduje się w ścisłym odosobnieniu.

Podobno Ludwik nie skarżył się Barrasowi, niemniej jednak wydaje się, że jego los uległ niewielkiej poprawie. Umyto go i przygotowano świeże ubranie, jego celę wyczyszczono, ponadto przydzielono mu do pomocy kreola nazwiskiem Jean Jacques Christophe Laurent (1770–1807), mającego pełnić rolę służącego. Od 8 Laurentowi pomagał niejaki Gomin, najprawdopodobniej będący zaufanym władz rewolucyjnych – od momentu jego pojawienia się dziecko zaczęły bowiem odwiedzać wizytacje delegatów 48 komitetów obywatelskich z poszczególnych dzielnic Paryża. Nie wiadomo, czy chciano w ten sposób umożliwić stworzenie pozorów prawidłowego nadzoru przy jego faktycznym uniemożliwieniu wobec bezustannych zmian inspektorów, czy też uniknąć posądzenia o oszustwa… Niezależnie od tego od końca października Ludwik zaczął zachowywać coraz dalej idące milczenie. Gdy 19 grudnia 1794 odwiedziło go trzech komisarzy z departamentu bezpieczeństwa publicznego, nie usłyszeli od króla ani słowa.

W marcu 1795 dokonano kolejnej zmiany opiekuna. Laurenta, odchodzącego wówczas na emeryturę, zastąpił Étienne Lasne. W maju król poważnie zachorował. Wezwano doktora P. J. Desault’a, który znał chłopca i badał go już wcześniej, niestety ten zmarł krótko potem – 1 czerwca, nie bez podejrzeń o otrucie. Jakiś czas później przybyli dwaj kolejni lekarze – Pelletan i Dumangin.

Król zmarł 8 czerwca 1795. W trakcie przeprowadzonej dzień później autopsji stwierdzono, że zgon nastąpił w konsekwencji długotrwałej infekcji (gruźlica). Pochowano go 10 czerwca na cmentarzu przy kościele Świętej Małgorzaty, ale miejsca nie oznaczono. W samej świątyni do dnia dzisiejszego znajduje się tablica upamiętniająca pochowane tam ofiary rewolucji – a wśród nich dziecko z Temple.

Warto nadmienić, że dokonujący sekcji zwłok Philippe-Jean Pelletan był wstrząśnięty tym, co zobaczył. Według jego relacji chłopiec w chwili śmierci był bardzo wychudzony i zdradzał objawy niedożywienia. Na jego ciele znajdowały się ślady po maltretowaniu – blizny po chłoście pokrywały jego tułów z przodu i tyłu, podobne dostrzegł również na ramionach, nogach, a nawet stopach. Doktor Pelletan, poza samą sekcją, zrobił coś jeszcze: postępując zgodnie z tradycją zachowywania królewskich serc, wyjął serce chłopca i przemycił je na zewnątrz. Próbował później zwrócić je Ludwikowi XVIII i Karolowi X, ale żaden z wymienionych nie wierzył, że to rzeczywiście serce ich bratanka. Nie wiadomo, czy Pelletan zgłosił się do siostry zmarłego – Marii Teresy, księżnej Angoulême.

Jakiś czas potem serce zostało wykradzione przez jednego ze studentów Pelletana, który na łożu śmierci przyznał się do tego i poprosił żonę o naprawienie zła, które wyrządził. Wdowa jednakże, zamiast oddać serce Pelletan’owi, wysłała je do arcybiskupa Paryża, w którego posiadaniu pozostało ono aż do rewolucji lipcowej w roku 1830. Przez jakiś czas znajdowało się też w Hiszpanii. Przed rokiem 1975 było przechowywane w kryształowej wazie w kaplicy królewskiej w bazylice Saint-Denis – miejscu pochówku królów Francji i obojga rodziców Ludwika XVII.

Przywiązanie Pelletana do tradycji związanej z przechowywaniem królewskich serc okazało się nieocenione ponad dwa stulecia po śmierci Ludwika XVII. Przez kilka dziesięcioleci od momentu jego zgonu pojawiło się bowiem wielu samozwańców, twierdzących że są ocalałymi synami Ludwika XVI, a także co najmniej kilka rozbieżnych wersji dotyczących śmierci chłopca (najpopularniejsza zakładała, że Ludwikowi XVII udało się zbiec, a w celi w Temple zmarło inne dziecko, podstawione tam w celu umożliwienia ucieczki króla).

Prof. Philippe Delorme poddał zachowane przez Pelletana serce badaniom DNA, porównując je m. in. z DNA z kości Karla Wilhelma Naundorffa, jednego z najsłynniejszych samozwańczych pretendentów. Badania nie wykazały żadnego podobieństwa. W roku 2000 Ernst Brinkmann z Uniwersytetu w Münster i belgijski genetyk profesor Jean-Jacques Cassiman z Katholieke Universiteit w Leuven, porównali DNA z serca Ludwika XVII z DNA pochodzącego z próbki włosa Marii Antoniny, ponadto jej dwóch sióstr – Marii Joanny Gabrieli i Marii Józefy, jej matki Marii Teresy oraz DNA dwóch żyjącymi bezpośrednich potomków Marii Teresy – królowej Anny Rumuńskiej i jej brata Andrzeja Burbon-Parmeńskiego. Testy dowiodły, że serce naprawdę należało do Ludwika XVII. 8 czerwca 2004 pochowano je bazylice Saint-Denis – z należną czcią i w obecności członków rodziny oraz licznie zgromadzonych rojalistów, jednak bez udziału przedstawicieli władz.

 

Mariusz Matuszewski

Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *