banner ad

Matuszewski: Konserwatywne ujęcie czasu – i co z niego wynika…

| 3 lutego 2016 | 0 Komentarzy

sokratesPrzeszłość zajmuje w refleksji konserwatywnej miejsce ważne, jakkolwiek – mam wrażenie – często rozumiane mylnie. Wiele osób uważa, że jest to przede wszystkim pewna rzeczywistość materialna i społeczna – i że tak rozumiana, stanowi ona rdzeń naszej refleksji, zasadnicze odniesienie, wreszcie – raj utracony, do którego dążymy. Jeżeli pisze tak lewicowy pseudo-inteligent – trudno, jednak ostatnio podobny pogląd zaczyna pojawiać się także w naszych własnych szeregach. A to już znacznie gorzej, dowodzi bowiem, że tracimy z oczu własną tożsamość.

Wbrew pozorom jest to problem nie tylko czysto teoretyczny. Pozostaje on niezmiernie ważny dla całej struktury budowli zachowawczej, a jego właściwe rozumienie determinuje odpowiedź na najważniejsze pytanie, które zadaje sobie konserwatysta: a mianowicie – co zachowywać?

Chcąc właściwie zrozumieć postawiony tu problem, należy najpierw przedstawić konserwatywne rozumienie czasu oraz jego roli. Konserwatyzm ze swej natury musi być wpatrzony w niebo i rzeczywistość transcendentną, to z niej, poprzez Etykę, czerpie życiodajne tchnienie, dlatego właściwym wydaje się sięgnięcie w tym miejscu do nauczania Kościoła Świętego.

Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio pisze:

Tak więc Objawienie Boże wpisuje się w czas i historię. Wcielenie Jezusa Chrystusa następuje wręcz w «pełni czasów» (por. Ga 4, 4). Po upływie dwóch tysięcy lat od tego wydarzenia czuję się zobowiązany, aby stanowczo potwierdzić, że «w chrześcijaństwie czas ma podstawowe znaczenie». To w nim bowiem ukazuje się w pełnym świetle całe dzieło stworzenia i zbawienia, nade wszystko zaś objawia się fakt, że dzięki wcieleniu Syna Bożego już od tej chwili dane nam jest przeżywać i przeczuwać to, co dokona się w pełni czasów (por. Hbr 1, 2).

Prawda, którą Bóg powierzył człowiekowi, objawiając mu samego siebie i swoje życie, jest zatem wpisana w czas i historię. Została ona oczywiście obwieszczona raz na zawsze w tajemnicy Jezusa z Nazaretu. (…)

Historia jest zatem dla Ludu Bożego drogą, którą ma on przejść w całości, aby dzięki nieustannemu działaniu Ducha Świętego ukazała się w pełni treść objawionej prawdy (por. J 16, 13). Również o tym poucza nas Konstytucja Dei verbum, gdy stwierdza, że «Kościół z biegiem wieków dąży stale do pełni prawdy Bożej, aż wypełnią się w nim słowa Boże»”.

A zatem – Bóg stworzył czas i historię po to, by mogło dokonać się Objawienie, ale musiał do tego zaistnieć odpowiedni moment. Bóg objawił się dopiero wówczas, gdy człowiek był na to gotów. Czas nie jest więc statyczny, z kolei historia to ciąg przemian: Bóg objawił się dopiero wówczas, gdy uznał, że ludzkość może je pojąć. Innymi słowy – że jej rozwój, bazujący przecież na zmianie, czy też – udoskonalaniu, jest wystarczający.

Każda jednostka i każda społeczność została osadzona w przypisanym jej miejscu dziejów, których celem ostatecznym jest zbawienie. I to ono stać musi w centralnym punkcie życia, a także każdej ludzkiej aktywności. Sam Bóg znajduje się poza czasem, ale – jak pisze Św. Augustyn: „Chrystus dla ciebie poddał się czasowi, abyś ty stał się wieczny. Każdy wierny winien – na wzór Chrystusa – uczciwie przyjąć stan zaangażowania w czasie, stan wiążący go z całokształtem historii”. Żyjąc w czasie i przestrzeni człowiek ma kierować się dążeniem do rzeczywistości poza czasem – czyli wieczności, która – by użyć sformułowania Akwinaty – istnieje „cała naraz” (łac. tota simul).

Sam fakt osadzenia w określonym momencie stworzonego przez Boga czasu, będącego osią historii – a więc ciągu zmian i powiązanych ze sobą procesów i przeobrażeń, w otoczeniu uformowanym przez poprzednie pokolenia, a także świadomość konieczności przygotowania go dla tych, którzy mają dopiero nadejść, leży u podstaw konserwatywnego rozumienia ciągłości, to z kolei jest najważniejszym filarem tradycji.

Co to oznacza w wymiarze praktycznym? Konserwatysta uznaje, że czas płynie w stronę wyznaczoną historii przez Boga, uczestniczy w nim i nie może bezmyślnie kopiować świata minionego. Zwłaszcza w rozumieniu materialnym. Równocześnie jednak zawsze ma na uwadze Boże prawo i wierność temu prawu. Przez pryzmat jego zasad, wplecionych w ziemską rzeczywistość dzięki Etyce, ocenia zachodzące zmiany i stara się zatrzymać te, które zamiast do Boga, prowadzą życie społeczne na manowce.

Istotą konserwatyzmu musi być stanie na straży pewnych stałych determinantów myślenia o państwie, narodzie, hierarchii, prawie, władzy, etc. Wszystkie one sprowadzają się do najważniejszego: podporządkowania zasadzie wierności prawu nadrzędnemu, jakim jest Prawo Boże. Chodzi o wypełnianie tym duchem rzeczywistości do głębi doczesnej, dziejącej się teraz, ale bez polegania wyłącznie na konstrukcji będącej w pełni ludzkim wytworem. Tworzy się w ten sposób trwały i niezmienny fundament, do którego nawet w czasie najgorszego upadku będzie można wrócić i czerpać zeń to, co potrzebne do odnowy. Konserwatysta stoi na straży takiego właśnie biegu spraw. Zachowuje ów fundament, ocenia i kształtuje zastaną rzeczywistość przez pryzmat pewnych niezmiennych zasad etycznych.

Nie jestem monarchistą dlatego, że imponuje mi zewnętrzny splendor dawnych dworów. Jestem nim dlatego, że uznaję, iż ustrój ten, jakkolwiek – jak wszystko, co ludzkie – niedoskonały, stwarza najlepsze warunki do realizacji nakreślonego wyżej postulatu.

Hieronim Tarnowski pisze na ten temat: "Taktyka konserwatywna polegać zatem powinna na bacznym śledzeniu tego, co nazywać przywykliśmy duchem czasu, na wykrywaniu w nim zarodków ewentualnych przyszłych chorób społecznych i na zwalczaniu ich planową działalnością, opartą na ciągłości i konsekwencji programu. (…) Ten pierwiastek ciągłości w celach i działaniu jest tym, co stanowi istotę konserwatyzmu, co odróżnia go od innych kierunków politycznych i społecznych. W pojęciu naszym istotny postęp ludzkości nie może polegać na przeskokach, eksperymentalnych próbach, a tym mniej na burzeniu jej dotychczasowego dorobku – nie może on być zrywaniem z przeszłością, jej zaprzeczeniem i przeciwieństwem, lecz jej logicznym, konsekwentnym rozwojem ku dobru i prawdzie”.

I dalej: "Nowe formy i warunki życia nie mają wynikać z przewrotu form dawnych, nie mają ponownie na gruzach przeszłości, lecz z tej przeszłości jak drzewo z pnia się rozrastać, czerpiąc z niej wszystko to, co w tej przeszłości było dobrym, prawdziwym i pięknym, aby wprowadzić je na nowo w życie. A przede wszystkim to, co po wszystkie czasy było, jest i będzie nieodzownym warunkiem prawidłowego i pomyślnego życia społeczeństw ludzkich i samej że ich egzystencji, tj. Religię, Etykę, Tradycję i Autorytet".

Jakże mylny jest więc pogląd, którego kwintesencję zanotował swego czasu Murray Rothbard. Czytamy tu, że "Konserwatyzm nie ma do zaoferowania nic poza sterylną obroną status quo". Konserwatysta nie zachowuje niczego zastanego. Przechowuje wieczne nakazy, zgodnie z którymi zastany przez siebie gmach buduje dalej, tak, by przekazać go kolejnym pokoleniom lepszym i gotowym do dalszego rozwoju. Celem tego rozwoju ma być prowadzenie życia publicznego w stronę celu ostatecznego, którym jest zbawienie. To sedno konserwatywnego paradygmatu. Przeszłość jest podstawą teraźniejszości, ta z kolei tworzy podwaliny pod przyszłość, wszystko to jest jednak przeniknięte marzeniem o wieczności i dążeniem do jej osiągnięcia. Świat materialny pełni w tym procesie rolę narzędzia, które można udoskonalać tak, by lepiej służyło zamierzonemu celowi, ale nigdy nie jest celem samym w sobie. Stąd też konserwatysta nie zachowuje status quo, ani też nie przywraca rzeczywistości minionej. Żyje tym, co wieczne w chwili, którą mu wyznaczono.

 

Mariusz Matuszewski

 

Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *