banner ad

Matuszewski: Dlaczego demokracja nie może działać?

| 8 września 2022 | 3 komentarze

Wiele już napisano o różnicach między demokracją a monarchią, konflikcie między tymi propozycjami ustrojowymi, tym co w nich lepsze lub gorsze.

Najpoważniejszym problemem, jaki napotyka dziś konserwatysta, starający się rozważać sprawy polityczne, to brak partnerów do rozmowy. Realia demokratyczne przejęły bowiem cały zasób myśli o państwie i jego urządzaniu, zatem oderwanie się od nich graniczy z cudem. Jest też demokracja jedyną polityczną utopią, którą wprowadzono w życie. Skoro zaś większość współczesnej klasy politycznej opiera swoje przemyślenia na utopii, to wiadomym jest, że nic dobrego z tego nie wyniknie, bo też wyniknąć nie może z racji oderwania od rzeczywistych podstaw zdrowego życia politycznego, nie tych wymyślonych przez na wpół obłąkanych filozofów w ich chorych umysłach, ale tych, które w procesie ewolucji i uświęcenia katolicką etyką tworzyły trwałe i dobre podwaliny cywilizacji Zachodu.

Cztery filary konserwatywnego, a zatem opartego na naturalnym i Bożym porządku, myślenia o państwie, to Wiara, Tradycja, Etyka i Autorytet. Bez tych nienaruszalnych podstaw gmach, który wzniesiono, zawali się, lub też ulegnie przechyłowi w stronę chaosu lub bezbożnej, brutalnej tyranii (niezależnie od barw, sztandarów i pretekstu, pod którym zagarnie ona władzę). Bez błogosławieństwa Wiary, wyrastającej z niej Etyki, a także Tradycji – owej sztafety dziejów, w trakcie której urządzenia państwowe formowane są w zgodzie z prawem naturalnym przez pokolenia, po to, by można je było przekazać pokoleniom następnym, nie może istnieć Autorytet – ów trudny do zdefiniowania, a jednak niezbędny czynnik każdego zdrowego państwa i systemu prawnego.

Z Autorytetu bierze się bowiem szacunek dla tego, czym jest państwo. Jeżeli opiera się je na wspólnych wszystkim pryncypiach, wówczas o taki szacunek łatwo. Ów szacunek wynika z postrzegania całości działań rządzących, jedności ich poczynań, ducha sprawiedliwości, jaki tym poczynaniom przyświeca, wreszcie od stanowczego wykonywania powziętych zamysłów.

Perspektywa rządzących musi być taka sama, jak perspektywa rządzonych – dokładnie tak, jak pomimo hierarchii i różnic w zakresie statusu tę samą perspektywę mają wszyscy członkowie rodziny: zarówno stojący na jej czele ojciec, jak i najmłodsze z dzieci; wszystkim zależy na powodzeniu tejże rodziny, dobrobycie, dobrych relacjach między wszystkimi jej ogniwami, odpowiednim stanie technicznym domu, który zamieszkują, etc. Tak samo jest z państwem. Jeżeli natomiast wspólnej perspektywy brakuje, mieszkańcy domu zaczynają stawać się dla siebie obcy, a po jakimś czasie o dobro wspólne nikt już nie dba. 

Jedność, która wspólna była monarchiom niezależnie od panujących w granicach ich jurysdykcji różnic kulturowych, językowych, geograficznych i innych, jest dziś trudna do osiągnięcia – a nawet do wyobrażenia. Demokratyczne rządy kaduka nigdy bowiem nie będą miały tego autorytetu, co monarcha – będący nie tylko człowiekiem stojącym na czele innych – jak w przypadku tych, których wyłania zmanipulowany i nieświadomy matni, w jaką się go wpędza, tłum, lecz spadkobiercą uświęconej tradycji przekazywania władzy nadanej z woli Bożej.

Demokracja, nie metoda, lecz ideologia większości, stworzona dla omamienia wszystkich, wypełniła przestrzeń polityczną, powstałą po serii rewolucji i wojen, które zniszczyły gmach budowany przez 1500 lat. Jest nie kontynuacją ewolucji stosunków politycznych i społecznych, opartych na prawie naturalnym, lecz maską skrywającą to, co wprowadzono zamiast owego porządku. Służy manipulacji i jest jedyną rzeczywistością, w której mogą żyć wszelkiej maści wrogowie cywilizacji. Żąda dla siebie statusu quasi-religii, poza którą nie może istnieć życie polityczne. Dusi się w oparach własnej pychy. Żyje dzięki podziałom, nie jedności.

Rywalizujące ze sobą partie, komitety wyborcze, ciągłe kampanie oszczerstw i tajnych układów, kilka lat na dopięcie swego przed ryzykiem, jakie stanowią kolejne wybory, medialny zalew ideologii ze wszystkich stron politycznego teatru oraz sprzecznych ze sobą wizji świata, wreszcie wpływające na te procesy  (najczęściej za kulisami) siły – to wszystko tworzy barierę między rzeczywistym dobrem społeczeństwa i państwa, a cyklem awantur politycznych, kształtujących współczesną rzeczywistość. „Demokracja nazwała zawiść zdrową konkurencją – uczy Nicolás Gómez Dávila. Nie ma tu miejsca na ojcowską troskę króla, jest za to stado sępów, usiłujących wyrwać coś dla siebie bez względu na resztę – a często reszcie na pohybel.

Pozbawiona dawnych tradycji, uświęcenia i szacunku demokracja, ów sztuczny i oparty na szkodliwej wizji świata ustrój, w dodatku broczący każdą intelektualną toksyną, jaką wytworzyły ostatnie stulecia, nigdy nie będzie działać dla dobra ogółu. Nie szanuje państwa i społeczeństwa, społeczeństwo natomiast nie czuje z rządzącymi w takim stylu władzami żadnego związku. Są „oni” i „my” – nigdy zaś jedna wspólnota, mająca na celu to samo dobro bez względu na status. Demokracja pozbawiła władzę autorytetu. A może inaczej: zniszczyła autorytet władzy by móc istnieć i niszczy go dalej, traktując to jako niezbędny warunek własnego przetrwania. I dlatego nigdy nie będzie działać, nigdy nie stworzy cywilizacji – nie można bowiem niszczyć i tworzyć jednocześnie. Nigdy nie będzie dobra dla państwa – żyje bowiem z tego, co dla państwa szkodliwe, osłabia je by rosnąć w siłę. Nigdy też nie uzna ożywczego wpływu wiary na życie polityczne – nie uznaje bowiem niczego wyższego od samej siebie; nienawidzi dogmatów – sama chce być dogmatem.

Grzechem pierworodnym demokracji jest odrzucenie Boga i jego porządku. Nie chce służyć Ojcu Wieczności i dobru wspólnemu. Powtarza przedwieczne non serviam – co przychodzi jej tym łatwiej, że naszpikowano ją przemycanymi pod różną postacią pochodnymi gnostyckich wizji świata (Dávila pisał wręcz, że „demokracja jest polityką gnostyckiej teologii”). Autorytet, który za swój fundament musi mieć prawdę, nie może trwać w warunkach odrzucenia tej Prawdy – a tylko takie potrafi stworzyć demokratyczna utopia. Z tego też powodu raz jeszcze zgodzimy się z założycielem Action Francais, że „demokracja to zło, demokracja – to śmierć”.

Ks. Piotr Skarga uznał demokrację za „wielkie za grzechy ludzkie skaranie”. Prośmy więc Boga o wybaczenie – i powrót Króla.

 

Mariusz Matuszewski

Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Polityka, Publicystyka

Komentarze (3)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Dr. Pavl Kopetzky pisze:

    Krótko?! „Demoracja„ jest sprzeczna sama w sobie; jest błędem antroplogicznym; chaosem /przymiot otchłani piekielnych, vide Ojcowie Kościoła W/Z…/, władza ludu nad ludem w imię ludu?! Ludowładztwo, ochlokracja, władza tłuszczy; praxis pokazuje jak to demosracja w życiu historycznym, społecznym, ideowym nie wychodzi /odwieczne lewicowe, socyalistyczne i komunistyczne bezideowe rewolucje, upadki, wojny, zbrodnie, śmierć, destrukcja, koniec, piekło/. Wniosek prosty – do samokasacji, dekapitacji, autonihilizacji.

  2. Don Federico di Carlo pisze:

    Demokracja nie jest ustrojem.

  3. Monarchista pisze:

    " Demokracja nie jest ustrojem. "

     

    Jest drobnoustrojem, zarazkiem, bakterią, wirusem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *