banner ad

Kazimierz Bosek: „Na tropach tajemnic Jana z Czarnolasu”

| 27 lutego 2016 | 0 Komentarzy

kochanowskiGdyby studentów polonistyki karmiono żywą relacją, zamiast "eksplikować paradygmaty", studia  uznałabym za mniej oderwane od życia, a nawet pasjonujące.  Wniosek nasuwa mi się po lekturze książki Kazimierza Boseka. Dziennikarz i obieżyświat zorientował się, że w  życiorysie Jana Kochanowskiego zagadka goni zagadkę. Gdzie mieszkał poeta? Na co umarł? Kiedy umarł? Gdzie leży? Dobrze, że przy okazji pasjonat historii nie wyleciał w powietrze razem z kryptą w Zwoleniu.

Kazimierz Bosek (1932-2003) po reportersku opowiada o śmierci i historii pochówku Jana Kochanowskiego, by dojść do wniosku, że data śmierci nie jest jednoznaczna, a czaszka, którą uznano niegdyś za Janową (o czym pisałam już tutaj), należy pewnie do żony Doroty. Kości dziecka, które znaleziono w grobie Kochanowskich, okrzyknięto w pierwszej chwili prochami Urszulki, ale kto udowodni, że to ona?

Pytań jest mnóstwo, a tylko nieliczne doczekały się pełnej odpowiedzi. Bosek walczył o zachowanie materialnego dziedzictwa rodu Kochanowskich i z goryczą stwierdził, że nie znalazł zrozumienia u władz. Podczas gdy szczątki rodziny zostaną wreszcie godnie pochowane, nie zostaną uratowane jej historyczne siedziby. Dwory zostały potraktowane w PRL-u metodą wandali: burzono je i budowano w sąsiedztwie budynki dla bydła. Prawda, został Czarnolas, ale tameczny dwór też nie jest oryginalnym dworem Kochanowskiego, a po lipie zostało tylko miejsce. Na szczęście przy bramie wjazdowej powstała mała księgarnia, w której kupiłam tę książkę. 

A wątki dotyczące II Wojny! Ha! To jest dopiero opowieść trzymająca w napięciu. Bosek rozmawiał z okolicznymi mieszkańcami i teraz relacjonuje, jak potajemnie chowano elementy wyposażenia dworu w Czarnolesie, kto kogo śledził i zabił. W jednym z dworskich pomieszczeń w czasie II wojny zbiry zamordowały sędziego z Poznania, podobno odtąd w tym pokoju sprzęty same się przesuwają.

Dobrze, że cała historia śledcza skończyła się dobrze dla pana Boseka. W krypcie zwoleńskiej miał bowiem przyjemność natknąć się na ładunek wybuchowy zdeponowany tu przez partyzantów w czasie II Wojny. Przeżył chwilę grozy, ale lokalny weteran, w czasie wojny oficer AK, wzruszył ramionami: no przecież to samo robili powstańcy styczniowi. – Masz szczęście – napisał wtedy do Boseka jego dobry znajomy – że się o nas w tym czasie nie zrobiło GŁOŚNO.

Jedyna wada książki, w zasadzie – cecha charakterystyczna – wynika z historii jej powstawania. Składa się ona z pojedynczych artykułów Boseka, jakie kolejno ogłaszał drukiem w rozmaitych pismach. Z tego powodu niektóre wątki powtarzają się, tak jak żyrandol z Czarnolasu, który urasta do symbolu narodowego, albo "bezpłatna kuracja" popiersia Kochanowskiego. Trąci to absurdalnym humorem. Zadowoleni będą nawet sympatycy "Pana Samochodzika"

Aleksandra Solarewicz

K. Bosek, "Na tropie zagadek Jana z Czarnolasu", Warszawa 2011

Tags: ,

Kategoria: Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *