banner ad

Jakubczyk: My Sami na Zielonej Wyspie

Wybory (tfu!) parlamentarne w Irlandii 2020 roku okazały się bardzo pozytywnymi dla partii „My Sami” – czyli Sinn Féin. Lewicowi narodowcy uzyskali szerokie poparcie (w szczególności wśród młodych wyborców zielonej wyspy). Oczywiście, partia SF propaguje zjednoczenie Irlandii Północnej z Republiką, co w szczególności po Brexicie, dodaje impetu jej popularności. 

Owa popularność rosła wśród Irlandczyków stopniowo. Jej ostateczna przewaga wyborcza nad rywalami była skutkiem upadku Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Ta marksistowska frakcja terrorystyczna, której skrzydłem politycznym była przecież SF, jest dzisiaj kurczącym się cieniem swojego dawnego bytu. Partia SF dobrze sobie poradziła w wyborach po obu stronach irlandzkiej granicy, ponieważ wraz z upadkiem IRA, jako jedyna  przekazuje Irlandczykom te same „wartości”, z tym że w formie otwarcie akceptowalnej przez społeczeństwo i nadającej się do poważnego brania pod uwagę w dyskusji głównego nurtu politycznej debaty.

Kim tak naprawdę są Sinnfeinowcy? Pod wieloma względami manifest Sinn Féin jest niezwykle podobny do manifestu brytyjskiej Partii Komunistycznej (szerszej publiczności  znanej  pod nazwą „Partii Pracy”). Jak mawiała Margaret Thatcher, jedną z wielu podstawowych amoralności socjalistycznej polityki totalitarnej jest jej skłonność do obiecywania  świetlanej przyszłości, bez brania pod uwagę tego, kto poniesie za nią koszta.

Proponowana przez SF lista wydatków państwowych nie ma końca. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły. Powiem jedynie że w ramy owych wydatków wchodzi, między innymi, walka z globalnym ociepleniem (9 milionów euro) i poszerzenie programów socjalnych (2,4 miliarda euro). Nadmienić należy również że, w zgodzie z ogólnoeuropejskim trendem SF planuje podniesienie podatków dla najbogatszych. 

Problem SF jest jednak głębszy. Nawet jeśli w przeszłości, Sinn Fein był partią, która okazywała pewien szacunek dla wiary swoich ojców, jej najnowszy manifest nie wspomina np. ani słowem o przeciwstawianiu się przesączonej ideologią LGBT edukacji sięgającej nawet szkół podstawowych. Co więcej, uwzględnia on tzw. Buy Me and Stop One – uniwersalny dostęp do leków zabijających dzieci nienarodzone. Manifest przewiduje powszechną dostępność do tego, co eufemistycznie opisuje się dzisiaj jako „środki antykoncepcyjne”. Wobec tego, dotkliwie poturbowany Kościół w Irlandii znajduje się w trudnej sytuacji. Jego heirarchia niechętnie ingeruje w politykę, a jednak, jeśli nadal będzie milczeć, niegodziwości homoseksualizmu, antykoncepcji i rzeź dzieci nienarodzonych będą kontynuowane.

Totalitarny atak na rodzinę chrześcijańską, który był i zawsze będzie częścią postoświeceniowej cywilizacji europejskiej, rozpoczął się w Irlandii już w 1921 roku. Trwa on do dziś, a Kościół – szczególnie jego świeccy członkowie – nie są wystarczająco silni i zorganizowani aby przeciwstawić się marksistom i liberatorom, którzy, gdyby tylko byli w stanie zmietliby Kościół jako nieistotny relikt, irlandzkiej historii.

Francja, Hiszpania, teraz Irlandia. Kiedy przyjdzie czas na Polskę?

Jak dalekimi są dzisiaj słowa ostaniego, wielkiego irlandzkiego męża stanu Éamona de Valery: „Jeśli chcę wiedzieć, czego chce naród irlandzki, zaglądam po prostu do własnego serca i ono od razu mi mówi, czego chce naród irlandzki”…jak dalekie od siebie te dwa serca.

O Batalion Świętego Patryka dla Irlandii prosimy Cię Panie. 

 

Arkadiusz Jakubczyk

Kategoria: Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *