banner ad

Jakubczyk: „La victoire est bien polonaise, plan polonais, armées polonaises”

| 15 sierpnia 2020 | 12 komentarzy

Pięć lat temu, rozpoczynając tekst dotyczący wiktorii warszawskiej, której 100-lecie dzisiaj fetujemy, napisałem że tego dnia roku 1920 „na przedpolach Warszawy synowie łacińskiej Rzeczypospolitej starli się z piekielnymi hordami bolszewickimi. Owo starcie przeszło do historii jako Bitwa Warszawska. W jej rezultacie Polacy powstrzymali czerwoną falę rewolucji, której taczanka, zbrukana uprzednio rosyjską krwią i pełna zuchwalstwa, była gotową zalać swymi pomyjami resztę Europy, aby Ją w nich utopić”.

I dalej: „tym samym, coroczne upamiętnianie tegoż wyczynu jest powodem do wszczynania idiotycznych dysput i dziecinnych werbalnych przepychanek odnośnie tego kto, i  w jakim stopniu, powinnien być okrzyknięty bohaterem narodowym, odpowiedzialnym za plan, przewodnictwo i egzekucję tej wiktorii”.

Największym z nich wydaje się spór o rolę przywódczą pomiędzy Józefem Piłsudskim i generałem Rozwadowskim. Corocznie staram się owe dysputy załagodzić. Uważam bowiem, że nie służą one budowaniu jedności narodowej.

Niestety, w tym roku środowiska około-endeckie przystąpiły do wręcz   skomasowanego ataku na osobę Marszałka. Udział w tej akcji biorą m.in. Media Narodowe i WRealuTV. Pod naporem wypocin niektórych powielaczy półprawd i nikczemnych oszczerstw pod adresem Józefa Piłsudskiego,  jestem poniekąd zmuszony stanąć w Jego obronie. Podkreślając ponad wszystko, jak zawsze,  że uszczuplanie czyjejkolwiek roli w naszym zwycięstwie jest bezsensowne.  Na zasługę i pamięć zasługują organizator sił ochotniczych i obrońca stolicy – generał Józef Haller. Generał Sosnkowski. Wódz Naczelny Józef Piłsudski. Jak i  genialny sztabowiec i strateg generał Rozwadowski. Niebagatelną rolę odegrał również Władysław Sikorski, dowodzący 5. Armią. Wśród ochotników Hallera – legendarny ksiądz Ignacy Skorupka, kapelan Legii Akademickiej, zabity podczas bitwy o Warszawę 14 sierpnia 1920 roku. To lista bez końca.

Jednym z wielu argumentów, podnoszonych przez tych, którzy atakują Marszałka, jest domniemane złożenie przez niego dymisji w wyniku załamania psychicznego. Po pierwsze, nie ulega wątpliwości że przełom lipca i sierpnia był dla Piłsudskiego okresem ogromnej presji. Jednak niepokój nie równa się kompletnemu załamaniu psychicznemu, które sugerowali Jego przeciwnicy. Przeczą temu nie tylko zapiski późniejszego marszałka Sejmu, Macieja Rataja (twierdzącego, że Marszałek pokonał na początku sierpnia psychiczny kryzys), ale i notatki jednego z najbliższych współpracowników Komendanta, Kazimierza Świtalskiego. Zgodnie z tymi ostatnimi, Naczelnik Państwa „militarną sytuację uznawał za naprawioną (…) i możliwości podjęcia działań ofensywnych postrzegał jako realne”. Co więcej, sama nota dymisyjna została napisana z uwagi na powszechne przeświadczenie o braku możliwości wygrania wojny i konieczności rozpoczęcia rozmów pokojowych z bolszewikami.  Licząc się z tym, że przedsięwzięcie może nie przynieść spodziewanych rezultatów i nie odwróci losów wojny, Piłsudski postanowił w dniu wyjazdu na front dać polskiemu rządowi do ręki gotowy akt, który miał spełnić żądanie Aliantów – jego dymisję ze stanowiska Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa. Witos miał go użyć, gdyby planowana bitwa nie powiodła się i jedynym ratunkiem dla Polski byłaby aliancka interwencja.

Co do samego autorstwa planu batalii, to – jak wiadomo – część polityków obozu narodowo-demokratycznego, zamiast rozsławiać wszystkich biorących weń czynny udział, szukała alternatywnych bohaterów bitwy niemalże od razu po jej zakończeniu. Najpierw był nim wspomniany gen. Haller, potem lansowano nań Weyganda – choć Francuz jednoznacznie i wówczas, i po latach stwierdzał, że to właśnie Piłsudski o planie zadecydował. W końcu padło na szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Jednak on sam w swoim liście do Naczelnego Wodza z 15 sierpnia 1920 r., pisał: „Mam wrażenie ogólne, że cała akcja rozwija się korzystnie i że co do czasu mamy korzystne warunki, tak jak je Pan Komendant przewidział. […] Więc i tutaj zupełnie w myśl rozkazu Pana Komendanta wykonanie jest już w toku […]. Skoordynowanie akcji 4. i 3. Armii uważam za bardzo szczęśliwie pomyślane [przez Pana Komendanta]. Uzgodnienie akcji 4. Armii z 1. Armią doskonale Pan Komendant przygotował i proszę liczyć na to, że pozostając w ścisłym kontakcie, wszystko przyśpieszę tak, abyśmy od siedemnastego rano byli tu gotowi do współdziałania”.

Piłsudski zaś, chociaż darzył generała ogromnym szacunkiem, wspominał, że ten zazwyczaj sypał koncepcjami jak z rękawa, nie zatrzymując się na żadnej i zmieniając je nieledwie co godzinę. I chociaż Rozwadowski, (…) nie tracił nigdy sprężystości ducha, energii i siły moralnej; chciał wierzyć w nasze zwycięstwo, gdy wielu, bardzo wielu traciło już ufność i jeśli pracowało, to ze złamanym charakterem. Godziło mnie to z wielkimi brakami generała jako szefa sztabu, gdyż nie wiem, czy istniała w ogóle jakakolwiek sprawa, której potrafiłby się trzymać (…).
Wincenty Witos, trzymając się tej samej narracji, wspominał po latach,  że w maju 1926 r. Rozwadowski uosabiał zupełnie inną postawę niż ta, która cechowała go pod komendą Piłsudskiego: „Co innego rok 1920 i walka z bolszewikami. Tam miałem co dzień możność i sposobność widzieć i podziwiać jego niczym nie naruszony spokój, nadludzką wytrwałość, rzadką obowiązkowość, optymizm nie opuszczający go nawet w najcięższych chwilach, bezgraniczne oddanie się sprawie i wiarę w zwycięstwo”. Najwidoczniej, przywódctwo i profesjonalizm Marszałka, jak również odciążenie Rozwadowskiego z odpowiedzialności za zwycięstwo miały bardzo dobry wpływ na postawę Generała. I jeszcze Kazimierz Sosnkowski: „cała ta praca myślowa i duchowa odbywa się pod brzemieniem odpowiedzialności, którą dźwigać musi na swych barkach wódz i to w samotności tym większej, im cięższe jest to brzemię. W tym zakresie nikt mu ująć ciężaru nie może; nawet szef sztabu naczelnego wodza jest tylko jego doradcą, pomocnikiem i to w sensie technicznym jedynie. Szef sztabu nie obarczony odpowiedzialnością bezpośrednią, wolny od męki duchowej pobierania decyzji, może bez większego moralnego trudu szafować radami, mnożyć projekty i alternatywy; natomiast dla jego zwierzchnika już choćby nawet tylko dokonanie wyboru jednej z istniejących alternatyw oznacza ciężkie pasowanie się wewnętrzne”.

Rozwadowski aspirował do roli Naczelnego Wodza jeszcze za czasów Rady Regencyjnej. Jak wiemy, Rada postawiła na Piłsudskiego. Musiała mieć ku temu powody. Podczas porządków majowych, w roku 1926, Rozwadowski miał szansę wykazać się w tej roli. Stanął bowiem na czele wojsk prorządowych. Jako głównodowodzący, moralnie i psychicznie się jednak ugiął. Pomimo, iż zdawał się być tym, którego zdolności dowódcze i planistyczne – tkwiące jeszcze tak świeżo w pamięci świadków wiktorii warszawskiej – zagwarantują sukces. Tak się niestety nie stało.

W końcowym rozrachunku, można powiedzieć, że ostateczny plan bitewny przygotował Rozwadowski. Uczynił to jednak w myśl założeń Piłsudskiego. To „Piłsudski odpowiadał za ogólną koncepcję boju, Rozwadowski – za jej realizację”. Na Marszałku spoczywała też odpowiedzialność za zatwierdzenie szczegółowego planu bitwy i rozkaz jego realizacji. Jak stwierdził profesor Odziemkowski, „to Naczelny Wódz […] wybiera plan operacji, nakazuje sztabowi opracować takie, a nie inne wytyczne i tylko on odpowiada za efekty planu, nie żaden szef sztabu, nie żaden dowódca dywizji. Odpowiada Naczelny Wódz”. Wtóruje mu profesor Andrzej Garlicki: „Piłsudski jako Wódz Naczelny plan ten zaaprobował […]. Wziął tym samym na siebie odpowiedzialność, co w wypadku sukcesu oznaczało tytuł do chwały, w wypadku zaś klęski potępienie przez współczesnych i potomnych”. Gdyby Polacy przegrali bitwę i stracili niepodległość, nikt nie przyjąłby przecież tłumaczeń Marszałka, że podsunięto mu zły plan.

Osobiście uważam że nasze rozważania należy zakończyć cytatem z generała Sosnowskiego: „Mam też obowiązek moralny dbać o to, by nie doznała uszczerbku prawda o polskim wodzu, któremu ojczyzna moja zawdzięcza jedno z największych zwycięstw w jej dziejach a świat cały uchronienie Europy przed czerwonym zalewem”. Ja też się do tego obowiązku poczuwam.

 

Arkadiusz Jakubczyk

 

 

 

Źródła:

Wincenty Witos, „Moje wspomnienia”, tom 2;

Kazimierz Sosnkowski, „Gen. Weygand o Bitwie Warszawskiej” w „Rola Piłsudskiego i Weyganda w Bitwie warszawskiej 1920 roku”, IJP w Nowym Jorku.

Grzegorz Nowik – Odrodzenie Rzeczypospolitej w myśli politycznej Józefa Piłsudskiego 1918-1922.

W. Suleja, Mundur na nim szary…Rzecz o Józefie Piłsudskim (1867-1935), Warszawa 2018, s. 222.

Jak walczono z bolszewikami. Rozmowa z prof. Januszem Odziemkowskim.

Garlicki, Bitwa warszawska: Kto stoi za tym zwycięstwem?

K. Sosnkowski – Wiadomości/ 01.09.1957/ Londyn/ Rok 12, Nr 35 (596)

jpilsudski.pl – wybrane.

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Historia, Publicystyka

Komentarze (12)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Harry pisze:

    Wybielanie Piłsudskiego. W czasie bitwy wolał uciec do kochanki. W razie porażki byłby "kryty", że to nie on dowodził. Dołączył do bitwy dopiero podczas odwrotu bolszewików. Polecam zapoznać się ze wspomnieniami kapelana będącego przy "ekipie" naczelnika.

  2. Emigrant pisze:

    W takim razie jak wytłumaczyć w późniejszym czasie smierć dwóch zasłużonych dla tej kampanii antybolszewickiej i bitwy warszawskiej  generałów :Rozwadowskiego i Zagorskiego ? Nie wiemy nawet gdzie zamordowani skrycie prawdopodobnie na rozkaz zazdrosnego marszałka złożyli swe doczesne szczątki na wieczny odpoczynek!

  3. Burak pisze:

    Do autora.

    Krótko i węzłowato. Piłsudski w krytycznych dniach 12-15VIII 1920 "dał w długą", czy nie?

    Jeśli nie dał – zaprzeczamy wteczas Francuzom, a konkretnie gen. Weigantowi.

  4. Gierwazy pisze:

    W miarę jak prawda o bitwie warszawskiej odsłaniana jest coraz bardziej, mamy do czynienia z coraz większym natężeniem kociokwiku wśród akolitów jednej z najnikczemniejszych i najbardziej negatywnej postaci ze świecznika II RP, który w propagandzie demokratycznej III RP uchodzi z bohatera i głównego architekta pobicia sowieckiego najeźdzcy w okolicach stolicy. W podobnym tonie ustrzelił swój tekst, dając popis niezbyt wyrachowanej kazuistyki red. Jakubczyk. Czego tam nie mamy. Pryncypialnej krytyki przez zdeklarowanego łacinnika dochodzenia do prawdy: "tym samym, coroczne upamiętnianie tegoż wyczynu jest powodem do wszczynania idiotycznych dysput i dziecinnych werbalnych przepychanek odnośnie tego kto, i  w jakim stopniu, powinnien być okrzyknięty bohaterem narodowym, odpowiedzialnym za plan, przewodnictwo i egzekucję tej wiktorii”. Ubierania się w pokojowo-pojednawcze szaty: "Corocznie staram się owe dysputy załagodzić. Uważam bowiem, że nie służą one budowaniu jedności narodowej." I zaraz potem red. Jakubczyk tak "łagodzi" owe dysputy: "Pod naporem wypocin niektórych powielaczy półprawd i nikczemnych oszczerstw pod adresem Józefa Piłsudskiego,  jestem poniekąd zmuszony stanąć w Jego obronie."… 

    W sumie wiele można by napisać o pokrętnej, a nieraz dziwacznej argumentacji p. Tadeusza, jak np. przywoływanie druzgoczących dla Piłsudskiego wspomnień Macieja Rataja, powoływanie się na rzekomy list gen. Rozwadowskiego, napisany w dziecinnym stylu, który światło dzienne ujrzał dopiero po majowym zamachu stanu (o potraktowaniu przez sanacyjną klikę gen. Rozwadowskiego po tymże zamachu, p. Jakubczyk taktownie milczy…) i o którym to nasz Autor pisze w tak kuriozalny sposób: "Rozwadowski aspirował do roli Naczelnego Wodza jeszcze za czasów Rady Regencyjnej. Jak wiemy, Rada postawiła na Piłsudskiego. Musiała mieć ku temu powody. Podczas porządków majowych, w roku 1926, Rozwadowski miał szansę wykazać się w tej roli. Stanął bowiem na czele wojsk prorządowych. Jako głównodowodzący, moralnie i psychicznie się jednak ugiął. Pomimo, iż zdawał się być tym, którego zdolności dowódcze i planistyczne – tkwiące jeszcze tak świeżo w pamięci świadków wiktorii warszawskiej – zagwarantują sukces." Doprawdy p. Jakubczyk nie wie, że gen. Rozwadowski "ugiął się" pod decyzją Rady Gabinetowej, która wydała rozkaz wojskom rządowym zaprzestania bratobójczych walk?… 

    Przeto wiele można by napisać, ale zwrócę uwagę na dwie rzeczy. 1.Gdyby ktoś nieobeznany z powszechną narracją w polskiej przestrzeni zarówno państwowej jak i publicznej głównego nurtu przeczytał komentowany artykuł, pomyślałby zapewne, że wymienieni w artykule Haller, Rozwadowski, etc. fetowani są na równi z samozwańczym marszałkiem, jako bohaterowie tej istotnie ważkiej i wiekompomnej wiktorii, ale chyba nie muszę jakoś specjalnie argumentować, iż tak nie jest. Na stulecie owego zwycięstwa Narodowy Bank Polski wydał specjalny banknot z tej okazji z symbolami związanymi z bitwą; jest na nim podobizna tylko jednej postaci: tow. Stefana oczywiście. Z kolei gen. Rozwadowski nie ma nawet pomnika w Warszawie (w innych, wielkich miastach podobnie), jedynie niewielką ulicę swojego imienia na Pradze…

    2. "W końcowym rozrachunku" trzeba zapytać, gdzie w trakcie bitwy warszawskiej znajdował się Wódz Naczelny i dlaczego tak daleko od bitwy?… W różnorakich rankingach (nie tylko polskich), bitwa warszawska zaliczana jest do najważniejszach w dziejach świata, ale zapewne jest ona unikatowym przypadkiem, gdzie "Wódz Naczelny" zwycięskiej armii w przeddzień bitwy nawiał do konkubiny, a w trakcie morderczych jej zmagań z wrogiem bawił na chrzcinach…

    Dzisiaj, kiedy te fakty można ustalić, moralnym obowiązkiem każdego prawego Polaka jest dbanie, by prawda o tym postępku nie tyle nie doznała uszczerbku, co po prostu wyszła na jaw, bo prawda nie tylko jest ciekawa, ale i zbawienna I ja też się do tego obowiązku poczuwam…

  5. A w komentarzach tradycyjnie "antysanacyjny (antypiłsudczykowski) pierdolec", wg trafnego określenia prof. J. Bartyzela.

    Powtarzanie propagandy endecko- PPR-owskiej, Dmowski i Bierut wiecznie żywi, łże-prawico. 

    Co od 4 sierpnia robił w Poznaniu Dmowski? Wspomnienia Witosa i innych, że w trakcie wojny z bolszewikami do rewkomów przystępowali endecy? Spiski endeckie z Sowietami przeciw Sanacji po 1926? 

    Od momentu odejścia z Ligi Polskiej Z. Miłkowskiego w 1893, antypolscy pseudo-narodowcy Dmowskiego konsekwentnie popierali Rosję carską i radziecką, jeszcze w l. 80-tych wspierali Jaruzelskiego i decyzję o stanie wojennym (Z. Kossecki, B. Poręba). 

    https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/308139933-Jak-Niemcy-chcieli-wbic-nam-noz-wplecy-w1920-r.html

    http://www.mysl-polska.pl/856

  6. Działa sekcja komentarzy? 

    Komentarza sprzed 3 dni nie widzę / nie opublikowało.

  7. Jak zwykle, wysyp pogrobowców R. Dmowskiego, wiernie powtarzających też antypiłsudczykowską propagandę B. Bieruta.

    Krótkie pytanko – co jest gorsze, bzdurna bujda o ucieczce do kochanki przez Piłsudskiego, czy jak najbardziej udokumentowana próba secesji Wielkopolski, podejmowana przez Dmowskiego od 4 sierpnia 1920 w Poznaniu?

    https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/308139933-Jak-Niemcy-chcieli-wbic-nam-noz-wplecy-w1920-r.html

    Z resztą pro-rosyjscy "narodowcy" zdradę mają we krwi, na tle stosunku do Rosji carskiej, Dmowski wystąpił z Ligi Polskiej kierowanej przez Z. Miłkowskiego w 1893. 

    https://www.omp.org.pl/artykul.php?artykul=396

    Ten prosowietyzm widać było nie tylko w 1920 w próbach secesji w Poznańskiem, w Rydze dyplomaci endeccy ('Kain' Grabski) zdradzili delegację sojuszniczych Białorusi i Ukrainy (A. Łuckiewicz i S. Petlura), zostawiając też na niepewnym gruncie minimum 1.5 miliona Polaków w granicach radzieckich. 

    https://m.niezalezna.pl/55963-majowy-romans-endekow-z-sowietami-moskwa-i-jej-agentura-wobec-przewrotu

    A po 1944 mieliśmy i mamy kolejne pokolenia łże-prawicy "narodowców", po B. Porębę i Z. Kosseckiego w l. 80-tych, aż po opcję "pro-chińską" w obecnej Konfederacji.

     

  8. Redakcja pisze:

    Łukasz Markowicz, nasz superinteligenty system sklasyfikował Pana wpis jako… spam :) Już poprawione i zatwierdzone.

  9. Gierwazy pisze:

    @Markowicz. Ale kwik… "bzdurna bujda o ucieczce do kochanki przez Piłsudskiego" jest nawet we wspomnieniach tejże kochanki, potem żony Ziuka, Aleksandry Szczerbińskiej. To pewnie złowrodzy endecy podsunęli ją "marszałkowi" do łóżka, za podszeptem niewątpliwie sowieckich bolszewików, których to "czysty jak łza" tow. Wiktor znał osobiście ze wspólnej "działalności rewolucyjnej" tudzież spędów na Międzynarodówkach…

  10. @ Redakcja, 

    dziękuję 🙂

  11. https://historia.wprost.pl//10352717/2/pilsudski-rozwadowski-czy-weygand-kto-odpowiada-za-zwyciestwo-w-bitwie-warszawskiej.html

    Grzegorz Nowik, prof. zw. PAN, dr historii:

    „Rozwadowski był świetnym sztabowcem, ale z Francji wrócił dopiero 19 lipca. 22–26 lipca dopiero obejmował obowiązki szefa sztabu. Moim zdaniem – pisał badacz – pomysł „wielkiej kombinacji” (tego terminu szachowego użył Piłsudski) narodził się już na początku lipca 1920 r., kiedy z południa atakowała polskie wojsko Konarmia Budionnego. W dyrektywie Piłsudskiego z 9 lipca był już zamiar pobicia i wyeliminowania Konarmii, by wojskami z Ukrainy uderzyć na skrzydło i tyły wojsk Tuchaczewskiego na Białorusi. […] (Tamże)”.

     

    Zadajmy więc pytanie: skąd więc w ogóle, emocjonujący niektóre środowiska po dzień dzisiejszy, spór? Wpierw powiedzmy, iż wybuchł on już wkrótce po bitwie warszawskiej. Zaczął go praktycznie wspomniany Stanisław Stroński, kontynuował zaś obóz narodowy, wysuwając na piedestał bądź Rozwadowskiego, bądź Weyganda. 

  12. M L Bng pisze:

    https://m.interia.pl/nowa-historia/news,nId,1490769

    @ Gerwazy

    Piłsudski ledwie paręnaście godzin z 12 i 13 sierpnia spędził z Aleksandrą Piłsudską, stąd cała endecka bujda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *