banner ad

Humanizm jako realizm. O poglądach P. E. More’a i I. Babbitta z dr Pawłem Armadą rozmawia Mariusz Matuszewski

| 4 lutego 2020 | 0 Komentarzy

Jak ulokować P. E. More’a i I. Babbitta na mapie ideowo-politycznej? Czy ma to sens? Czy też stoją oni z boku i zajmują pozycję obserwatorów?

Raczej nie ma sensu. Lub z wieloma przypisami. Owszem, znaczna część wypowiedzi More’a i Babbitta wydaje się bliska „narracji” Edmunda Burke;’a i jego następców. Oni sami jednak nie definiowali się w ten sposób. Nie popierali, krótko mówiąc, żadnej partii (choć oczywiście mogło być im bliżej do torysów niż do socjaldemokratów). Babbitt zawsze przedstawiał się jako „humanista”, More podobnie, choć z czasem wolał mówić o swoim „dualizmie”.  Na pewno należy uwzględnić to, że byli oni bardzo świadomymi pisarzami, których retoryka wiązała się z rozpoznaniem ówczesnych gustów i przyzwyczajeń ludzi wykształconych. Mogli uderzać w pewne tony, np. bliskie sercu konserwatysty, ażeby oswoić czytelnika z nader krytyczną oceną tego, czym naprawdę żyje ów czytelnik. Jednocześnie nie ma sensu twierdzić, że stawali oni „z boku”, jeśli rozumieć przez to dążenie do bezstronnego opisu zjawisk. Humaniści wypowiadają się zdecydowanie, „wartościująco”, tak żeby coś zmienić. Tyle że chodzi im o zmianę fundamentalną, nijak niedającą się uwzględnić w programach partii politycznych.

Co wyróżnia myśl obydwu autorów od współczesnego im krajobrazu intelektualnego w USA?

Wszystko… More napisał o sobie, że był „najmniej czytanym i najbardziej znienawidzonym” spośród amerykańskich autorów. Jeśli nawet jest w tym pewna przesada, to w każdym razie daje pojęcie na temat dystansu intelektualnego i poczucia wyobcowania, jakie było ich udziałem. Na co nakłada się, generalnie nieudana, próba stworzenia własnej szkoły „krytycznej” czy też „ruchu humanistycznego”. Nawiasem mówiąc, to z tego środowiska wywodził się słynny poeta, T.S. Eliot, który od More’a i Babbitta – w kolejnych latach – niby trochę się odcinał, ale w gruncie rzeczy przejął mnóstwo. Do kogo ich zatem porównać? Można wynajdywać rozmaite powinowactwa – np. z George’em Santayaną, a nawet z pragmatystami (jak William James). Byłyby to jednak zaledwie powinowactwa – dotyczące, odpowiednio, krytyki nowoczesnego społeczeństwa oraz metafizycznego „monizmu”.  Z kolei jest czymś bardzo wymownym, że późniejsza myśl amerykańska – także w najlepszym wydaniu refleksji konserwatywnej – nigdy na serio nie przetrawiła dzieła humanistów i z czasem właściwie przestała o nich wspominać. Jeszcze w 1953 roku Russell Kirk pisał o More’ze i Babbitcie w samych superlatywach. Cóż, kiedy zarazem uczynił z nich postacie zanurzone w przeszłości, samemu stając w obliczu nowych wyzwań. Z intelektualnej śmiałości – niekiedy może brawury – nie pozostało nic.

Czy poglądom More’a i Babbita bliżej do tradycji amerykańskiej, czy też może europejskiej?

Najlepsza odpowiedź brzmi: najbliżej im do tradycji starożytnej – greckiej, a po wtóre także hinduskiej, buddyjskiej i konfucjańskiej. More niewątpliwie lubił starą Anglię (i z jakichś powodów nie znosił Włoch), co być może koresponduje z jego późniejszym zbliżeniem się do anglikanizmu – tyle że był to anglikanizm Richarda Hookera, nie jemu współczesny. Babbitt był po części ukształtowany na literaturze francuskiej (lecz poniekąd wynikało to z jego zadań pracownika akademickiego). Zależy więc, o jakiej „tradycji” mówimy. Obaj autorzy wychowali się w Ameryce (takiej raczej prowincjonalnej) i nie mieli, w punkcie wyjścia, osobistych związków z Europą. Na pewno jednak z typowym (lub, jak kto woli, stereotypowym) Amerykaninem – słabo wykształconym, niedbałym, obcesowym, materialistą-optymistą – nie mieli wiele wspólnego. Śmiałości uczyli się od starożytnych.

Czy znamy inspiracje intelektualne More’a i Babbita?

Tak, na podstawie ich tekstów. Przede wszystkim inspirowali się literaturą klasyczną (głównie grecką, ale także indyjską), stąd też wpływały na nich prace niektórych uczonych-komentatorów (np. Ferdinanda Christiana Baura – jego zapomniane dzieło o manicheizmie odegrało ważną rolę w studiach młodego More’a) oraz tych, którzy sami szukali podobnych inspiracji, w tym także w sferze religii (np. John Henry Newman, Friedrich Nietzsche). Przy czym postaci te, obok innych, stawały się następnie punktem odniesienia dla humanistycznych polemik. Dalej zaś, bez wątpienia czerpali oni, pod różnym kątem, z dorobku dziewiętnastowiecznej eseistyki (np. Matthew Arnold) oraz części, bodaj najbardziej ambitnych, duchowych poszukiwań tamtego okresu (np. Ralph Waldo Emerson). W odniesieniu do zagadnień polityczno-ustrojowych podobną rolę zdaje się odgrywać Burke. Jest jednak jasne – po przeanalizowaniu odpowiednich tekstów – że ich ocena Burke’a jako myśliciela (raczej aniżeli retora) nie dorównuje ocenie Platona czy Arystotelesa.

Co jest głównym przedmiotem refleksji obydwu myślicieli?

Skoro humaniści, to – człowiek… A mówiąc ściślej – arcyludzka zdolność do koncentracji, która sprawia, że potencjalnie jesteśmy czymś więcej aniżeli tym, co reprezentują sobą bezwolnie ekspandujące zwierzęta. Problem polega na tym, że – zdaniem More’a i Babbitta – od bardzo dawna nie chce nam się być „czymś więcej”. Wolimy być szybsi, silniejsi, ogólnie bardziej skuteczni od zwierząt, ale niekoniecznie – bardziej ludzcy. Ta zaś „ludzkość” jest nie tyle sprawą „pozytywnych emocji”, ile samopoznania i samoopanowania. W nowoczesnym społeczeństwie „inwestuje” się życie człowieka w osiąganie postępu materialnego (czyli przedsięwzięcia o charakterze ekspansywnym). Jednocześnie – mając coraz mniej czasu, energii i kompetencji do zajmowania się własną duszą – coraz bardziej zdajemy się na działanie instynktów. Prędzej czy później te instynkty każą nam się wzajemnie pożerać. A że wcześniej zdążyliśmy wyprodukować cuda techniki, dające się wykorzystać do wzajemnego pożerania, stajemy wobec groźby zagłady planety. Babbitt wróżył nawet (w 1923 roku) powstanie bomby atomowej. W każdym razie mamy tutaj zabójczą układankę: im bardziej panujemy nad przyrodą (w sensie materialnym), tym mniej panujemy nad sobą i w konsekwencji to „przyroda” (w postaci instynktów, emocji) zaczyna panować nad nami. Humaniści myślą przede wszystkim o tym, jak temu przeciwdziałać. I jak nie zmarnować własnego życia.

Czytając Pana książkę nie sposób nie odnieść wrażenia, że przedmiotem uwagi obydwu autorów jest spajająca cywilizację tradycja rozumiana jako związek przeszłości z teraźniejszością, a także przyszłością. Czy mam rację dochodząc do wniosku, że u podstaw kryzysu cywilizacji Zachodu More i Babbit widzą zakłócenie tego ciągu poprzez rozmycie intelektualnych fundamentów? Na s. 6 pisze Pan między innymi: „Między nami, a dziełami starożytnych – z których dotąd czerpiemy, zazwyczaj mało refleksyjnie, nasze najważniejsze pojęcia, jak szczęście czy sprawiedliwość, – przebiega szeroki rów założonych niegdyś kombinacji i nadinterpretacji, ale i całkiem współczesnych grantów badawczych, mód intelektualnych czy politycznej poprawności”.

To zdanie odnosi się raczej do przeszkód – niekiedy może na granicy zupełnej blokady – jakie towarzyszą nam, ilekroć podejmujemy trud zrozumienia wielkich filozofów i poetów z dawnych epok. Same te przeszkody mogą mieć odległy rodowód – wszak uporczywa niechęć do brania pod uwagę własnych słabości i ograniczeń jest czymś starym jak świat, a to początek wszelkich dezinterpretacji  i nadużyć intelektualnych – jednak ich negatywna rola wzmacnia się w warunkach nowoczesności. Dwa wielkie nurty myśli nowożytnej, zwane przez Babbitta dwoma typami humanitaryzmu („utylitarnym” i „sentymentalnym”), stanowią w swoim rdzeniu pochwałę życia ekspansywnego. Przez co nie tylko biegną one po innym torze aniżeli klasyczna pochwała koncentracji, ale wręcz domagają się porzucenia, ośmieszenia bądź zniekształcenia tego, co rozważali klasycy. To nastawienie przechodzi z czasem do kultury masowej – w czasach More’a i Babbitta był to proces zainicjowany, nasilający się, a dla nas jest już pewnie dokonany… Czy jednak myślą oni w kategoriach „spajającej cywilizację tradycji”? Taka retoryka może się pojawiać, ale sedno sprawy leży gdzie indziej. Cywilizacja jest czymś, o co trzeba walczyć (zabiegać). Do pewnego momentu umiano to robić. My nie umiemy. Humaniści chcą pokazywać nie tyle ciągłość dziejów Zachodu, ile samą potrzebę cywilizacji – jak trudno ją zrealizować, jak bardzo warto i należy się starać.

Jak More i Babbitt widzą problem roli polityki i podstawę zdrowego jej uprawiania?

To trudne zagadnienie zostało przeze mnie opisane w eseju pt. Ideały nieekonomiczne. Krótko: życie polityczne stanowi oczywisty komponent, a w pewnym sensie nawet równoważnik, życia cywilizowanego. Polityka to obszar, na którym spotyka się niezliczone świadectwa wielkości charakteru i przytomności umysłu. Pod warunkiem, że rządzą nami prawdziwi („naturalni”) arystokraci… W rzeczywistości jest to obszar walki z ludzką indolencja i skłonnością do upadku. Gdyż o cywilizację – powtórzmy – trzeba walczyć. Najpierw we własnej duszy – walcząc o to, by nie być całkowicie zależnym od instynktów czy emocji, stworzeniem impulsywnym, byle zwierzątkiem, chorągiewką na wietrze, jakkolwiek to nazwiemy; żeby znać samego siebie i panować nad sobą. Następnie walka przenosi się na zewnątrz, do świata, którym rządza prawa będące odbiciem praw przyrody; może nieco złagodzonym odbiciem, ale ciągle służącym naszej zwierzęcej ekspansji. Co gorsza, walka ta nigdy nie będzie wygrana – w tym znaczeniu, że nie powstanie społeczeństwo świętych czy filozofów. Każde państwo – co podkreśla zwłaszcza More – to kompromis z naturą. Brzydki – jak to kompromis. Pozostawiający miejsce na brutalność, wyzysk, nie mówiąc już o głupocie. I znowuż – naszym nowoczesnym problemem jest to, że jedynie udajemy – i to tak raczej mocą inercji –  że nie musimy zawierać tego rodzaju kompromisu, że nasze państwo czy społeczeństwo na serio składa się z ludzi wolnych, równych i szczęśliwych. Tymczasem rządzą nami instynkty, które niewolą nas, dzielą i koniec końców odbierają nam to, dla czego warto żyć – duszę.

Czy proponują jedną receptę ustrojową?

W takim znaczeniu bardziej technicznym – nie. Jest natomiast pewna prosta formuła, zapisana przez More’a i z pewnością zgodna z humanistycznym odczytaniem klasyków. Brzmi ona: ten ma prawo panować nad innymi, kto nauczył się panować nad sobą. Sprawiedliwe państwo to takie, które jak najmniej ogranicza ludzi panujących nad sobą, jak najbardziej za to ogranicza tych, którymi rządzą instynkty. Czyli – arystokracja. W takim czy innym układzie. Jednakże nie ma u humanistów za grosz sympatii do historycznych form arystokracji, czyli de facto dziedzicznej oligarchii. Potrzebny zatem byłby system wyłaniania liderów. A w konsekwencji mielibyśmy – arystokrację wykształconych (też w sensie: wychowanych). Byle nie skojarzyć tego z profesurą akademicką w jej obecnym kształcie.

Jakie miejsce w refleksji obydwu autorów zajmuje wiara?

To z kolei zostało ukazane w eseju pt. Starożytne zwierciadło teologii. Cóż, nie sposób streścić tego w paru słowach. Najkrócej: More i Babbitt zostali wychowani w tradycji protestanckiej, w jej wyrazistym wydaniu – purytańskim. Żaden z nich nie pozostał przy tym wyznaniu. Babbitt w ogóle uchodził za niewierzącego, More – do pewnego momentu też, a dopiero pod koniec życia zaczął być traktowany jako konwertyta anglikański. Są to raczej pozory, gdyż z jednej strony dla Babbitta ważne były buddyzm i mistycyzm, z drugiej zaś – More podchodził do tego, co nazywał „filozofią religii”, w sposób zasadniczo intelektualny, by nie rzec – wyrachowany. Jednak nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że sama koncepcja „humanizmu” domaga się „wiary” – rozumianej jako zdolność odwrócenia instynktownych pragnień człowieka (w kierunku tego, co niezmienne, nieskalane). A skoro tak, to „wiara” zajmuje kluczowe miejsce w refleksji obydwu tych autorów. Na ile musi to być wiara w Boga objawionego, to inna kwestia.

 

Rozmawiał Mariusz Matuszewski

 

Książkę dr Pawła Armady pt. Humanizm jako realizm można nabyć tu:

https://animi2.com/product/humanizm-jako-realizm-pawel-armada

 

Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *