banner ad

Dr Barut: Różnica jako ideologia — czyli o tym, czy filozofia odmienności służy „odmieńcom”

| 27 stycznia 2017 | 0 Komentarzy

the_defence_of_saragossa

Niniejszy tekst poświęcony jest filozofii politycznej queer. Queer to pejoratywne angielskie określenie pederasty. Oznacza tego, kto od innych odróżnia się nie tylko swoim życiem seksualnym, ale i pogardą dla norm obyczajowych, estetycznych itd. – odpowiada mu w przybliżeniu polskie słowo „pedzio”. W połowie lat dziewięćdziesiątych określenie to przyjął za swoje hasło ruch ideowy, stawiający sobie za cel wykazywanie fikcyjności i opresywności wszelkich tożsamości – w szczególności seksualnych, ale również kulturowych, narodowych itd. Ruch ten wytworzył swoją filozofię polityczną. Nie ma wątpliwości, iż jest ona sprzeczna z etyką katolicką, a także filozofią polityczną opartą na idei wspólnego dobra, wykazywanie tego jest więc zbędne. Warto jednak rozważyć, czy założenia filozofii politycznej queer dają się obronić z punktu widzenia tych, którzy powszechnie uznane tożsamości społeczne uznają za czynniki politycznej przemocy. W tym celu nie trzeba się wczuwać w sytuację homoseksualistów lub „producentów” nowych narodowości. Wystarczy odwołać się do zupełnie powszechnego doświadczenia, jakim jest uświadomienie sobie, iż rzekomo naturalne normy i instytucje są przygodnymi wytworami historii, ukształtowane w oparciu o nie wspólnoty zaś służą przyziemnym i niegodnym interesom. Istotne jednak, by oprócz „zawieszenia” przedsądów tradycjonalistycznych zawiesić też „przedsądy” demoliberalne, w szczególności w ich postmodernistycznej wersji, a za punkt widzenia przyjąć interesy wyobrażonych, lecz mogących rzeczywiście istnieć osób.

Filozofia polityczna queer opiera się na trzech podstawowych założeniach. Pierwszym jest pogląd o nieistnieniu jakichkolwiek stałych tożsamości społecznych. Dotyczy to tożsamości narodowych, etnicznych, kulturowych, a przede wszystkim płciowych (zgodnie ze znacznie wcześniejszym hasłem ruchu feministycznego płeć nie jest uwarunkowaniem biologicznym, lecz kulturowym — „gender”). Dodać należy, iż ruch queer kieruje swą krytykę nie tylko wobec tożsamości tradycyjnych, ale i modernistycznych – takich jak „tożsamości” feministyczne, gejowskie i lesbijskie. Żadnej z nich nie może odpowiadać jakikolwiek zespół cech, który przesądzałby, czy ktoś daną tożsamość posiada, czy też nie. Queer inspiruje się tu postmodernizmem, z jego apodmiotowością, odrzuceniem idei prawdy jako adequatio rei et intellectus, dekonstrukcją wielkich narracji itd. Po drugie, tożsamości mają być wynikiem relacji władzy. Władza jest jednak pojmowana nie jako cecha określonego podmiotu czy też przedmiot posiadania, lecz aspekt relacji społecznych. Zarazem jednak w niektórych relacjach władza ta występuje szczególnie intensywnie i nierównomiernie, sprawiając, że niektórzy są uprzywilejowani w dostępie do zasobów i prestiżu społecznego, a inni upośledzeni. Sztandarowym przykładem takich relacji mają być stosunki między kobietami a mężczyznami (mówiąc językiem queer – tym, którym narzuca się tożsamość kobiecą, i tym, którym narzuca się tożsamość męską) oparte na „binarnym” podziale płciowym. Z podziału tego wyłączeni są m.in. homoseksualiści. Queer inspiruje się w tym zakresie myślą M. Foucaulta. Po trzecie, filozofia queer zakłada, że możliwy jest opór przeciwko tak pojętej władzy, czy też raczej jej niesprawiedliwych skutków. Nie polega on jednak na obaleniu konkretnej grupy dominującej przez grupę uciskaną ani też na stworzeniu apolitycznych więzi społecznych (w tę pułapkę, zdaniem przedstawicieli filozofii queer, wpadają przedstawiciele i przedstawicielki ruchu feministycznego, gejowskiego i lesbijskiego – walcząc z dominacją męską czy heteroseksualną, chcą reprezentować interesy „rzeczywistych” kobiet, gejów czy lesbijek. Takie kategorie zaś, podobnie jak jakiekolwiek inne kategorie tożsamościowe, nie istnieją). Sprzeciw polega na takim przekształcaniu relacji władzy, by nie promowały one rzekomo „naturalnych” tożsamości, lecz sprzyjały ich ciągłemu przeformułowywaniu, swobodnemu ich wyborowi itd. (wieloetniczność tożsamości indywidualnej, płeć „trzecia”, wielopłciowość itd.) Społeczność polityczna queer winna opierać się na luźnych, płynnych związkach opartych na indywidualnej sympatii lub wspólnym interesie, których rozumienie podlega ciągłemu przeformułowaniu1.

Zastanówmy się więc, czy takie rozumienie tożsamości, polityki i wspólnoty wybrałyby jakiekolwiek dające się pomyśleć empiryczne osoby, przy założeniu, że nie są to osoby świadomie autodestrukcyjne.

Na początek należy zasygnalizować argument o niemożności trwałego istnienia jaźni narcystycznej, zorientowanej na ciągle nowe dążenia i pragnienia. Z perspektywy ponowoczesnej jawi się to jednak jako argument słaby – istnieje bowiem wiele osób o takiej osobowości, które wydają się doskonale funkcjonować, taki wzór osobowy jest też lansowany przez media. Nie można więc w tym wypadku mówić o świadomej autodestrukcyjności.

Inaczej jak na razie, wydaje się, może być z politycznym charakterem „tożsamości” queer. Przypomnijmy, że skoro zarówno tożsamość, jak i opór mają charakter polityczny, to „dynamizacja”, upłynnienie tożsamości również następuje metodami politycznymi. Filozofia queer uznaje wprawdzie (nawiązując do idei współczesnych: subpolityki, postpolityki itd.) za działania polityczne nie tylko działania zmierzające do wygrania wyborów parlamentarnych, ale również akcje medialne, oddolne ruchy społeczne, procesy sądowe itd. Nie kwestionuje jednak, że są to działania władcze, a zatem związane, przynajmniej potencjalnie, z przymusem. Czy największy nawet „odmieniec”, o ile nie jest zawodowym politykiem, życzyłby sobie dostania się w pole takiej władzy? Wyobraźmy sobie heteroseksualną parę mieszkańców Zakopanego, posiadającą córkę. Związek się rozpada, kobieta odchodzi, realizuje się jako businesswoman, a przy tym nawiązuje relację lesbijską. Mężczyzna z kolei zaczyna się realizować politycznie – wygrywa, na forum sądu konstytucyjnego, walkę o polityczne uznanie narodu Górali – zgodnie z ideą queer nie istnieją bowiem raz na zawsze ustalone tożsamości narodowe, w takim razie można więc powołać nowy naród, tak jak to w przypadku „narodu” góralskiego próbowali czynić hitlerowcy. Następnego dnia zostają mu jednak odebrane prawa rodzicielskie, na rzecz byłej żony i jej nowej partnerki, sąd rodzinny nie może bowiem tolerować sytuacji, w której ojciec w obecności córki kwestionuje naturalność nowego związku swej byłej żony. W dniu trzecim zwycięska lesbijka zostaje skazana za niepłacenie podatków, musi bowiem liczyć się z tym, że przeformułowane mogą zostać wszelkie uznane instytucje – w tym np. kategoria własności, państwo zaś ugruntowujące kulturę różnicy drogo kosztuje. Czy ktoś w tym procesie promowania „otwartych” tożsamości wygrał – poza, oczywiście, państwem? Trudno sobie wyobrazić osobę, która żadnej z tożsamości i norm społecznych nie uważałaby za swoją i wszystkie chciałaby poddać procesowi politycznemu, którego jedyną regułą jest promowanie ciągłych zmian. W ten sposób pojawia się kolejny problem. Przemoc związana z polityką to nie tylko, jak ubolewają przedstawiciele queer, przemoc symboliczna, czyli jak to określił P. Bourdieu, przemoc wynikająca z istnienia opresywnych instytucji uznawanych za naturalne przez same ich ofiary. Przemoc związana z polityką to, jak wykazuje większa część dziejów ludzkości, przemoc zupełnie oczywista i widoczna – wojna, czyli polityka prowadzona innymi środkami. Skoro „upłynnione” mają być wszelkie tożsamości, to wyeliminowane zostaną również postawy polityczne polegające na umiarze czy poczuciu odpowiedzialności. Przedstawiciele queer odwołują się wprawdzie do postaw współczucia, solidarności z cierpiącymi itd., ale skąd można, w świecie symulakrów, wiedzieć, że ktoś rzeczywiście cierpi? Nie wydaje się, by historia przyniosła jakikolwiek przykład społeczeństwa choćby zbliżonego do ideału queer, przynosi natomiast wiele przykładów, gdy uznanie wszelkich norm za możliwe do zmiany na płaszczyźnie politycznej redukuje „odmieńców” do roli kozłów ofiarnych (por. teoria R. Girarda). By przyjąć tę konkluzję, nie trzeba być zawodowym historykiem. Przedstawiciele filozofii queer dostrzegają możliwość uznania jej za ideologię, ale zagrożenie wiążą raczej z esencjalizacją „tożsamości” queer, a nie z naturalizacją władzy. Wydaje się, że jeśli eksperymentowanie z tożsamościami przestanie być domeną kółek literackich i nocnych klubów, a stanie się nie tylko politycznie dopuszczalne, ale i „obowiązkowe”, to tak samo jak cenę za „ludową” rewolucję francuską 1789-1799 r. zapłacił lud, a cenę za rewolucję narodowosocjalistyczną 1933 r. – naród niemiecki, tak też konsekwencje produkowania nowych tożsamości poniosą sami queerowscy performensi, a przynajmniej ci, w imieniu których się wypowiadają.

 

Dr Arkadiusz Barut

 

 

za: legitymizm.org

 

1. Monika Bobako, Demokracja wobec różnicy, Poznań 2010, ss. 286-301, Jacek Kochanowski, Spektakl i wiedza. Perspektywa społecznej teorii queer, Łódź 2009.

 

 

Kategoria: Inni autorzy, Kultura, Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *