Natalia Pochroń – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl Tradycja ma przyszłość Wed, 22 Feb 2017 08:09:58 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.3 https://myslkonserwatywna.pl/wp-content/uploads/2020/04/cropped-cross-1-150x150.png Natalia Pochroń – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl 32 32 69120707 Pochroń: Za kulisami mrocznego imperium https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-kulisami-mrocznego-imperium/ https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-kulisami-mrocznego-imperium/#respond Thu, 23 Feb 2017 04:07:14 +0000 http://46.101.235.190/?p=20211 800px-puck_cover2„Badanemu należy zazwyczaj odebrać ubranie, ponieważ jego brak osłabia poczucie własnej tożsamości i w ten sposób zdolność stawiania oporu. Podstawowe techniki prowadzenia przesłuchania przy użyciu przymusu są następujące: areszt, zatrzymanie, pozbawienie bodźców zewnętrznych przez przetrzymywanie w odosobnieniu, budzenie strachu i lęku, otępianie, zadawanie bólu, narzucanie poglądów, hipnoza, narkoza i wywoływanie regresji. Badanego rozbiera się do naga i każe wejść po prysznic. W czasie kąpieli ma zawiązane oczy i pozostaje pod obserwacją strażników. Poddaje się go dokładnym oględzinom lekarskim, zaglądając we wszystkie otwory ciała. (…) Badany powinien prosić o pozwolenie  na załatwienie czynności fizjologicznych. Wtedy należy podać mu kubeł lub odprowadzić go pod strażą do latryny. W latrynie ma być pod stałą obserwacją strażnika”.

Brzmi jak wykład metod inwigilacji i zastraszania, stosowanych przez komunistycznych oprawców czy scena przesłuchań  z ubeckich więzień? Otóż jest to fragment instrukcji, opracowanej w 1984 r. przez CIA, dotyczącej psychologicznych metod walki z partyzantami. Tej demokratycznej CIA, stawiającej na piedestale humanitaryzm i godność osoby ludzkiej, przeciwstawiającej się każdorazowemu przypadkowi łamania praw człowieka w każdym zakątku świata. Zwłaszcza przez komunistycznych zbrodniarzy.

Przytoczony powyżej fragment należy do najłagodniejszych spośród wielu instrukcji, regulujących sposób działania CIA. Rażenie prądem genitaliów mężczyzn i kobiet, wkładanie w ucho piętnastocentymetrowego kołka i wbijanie go w głowę aż do śmiertelnego skutku, przypalanie ciała – takie i o wiele brutalniejsze techniki postępowania z „podejrzanymi” figurują na koncie amerykańskiego supermocarstwa oraz wspieranych przezeń zbrodniczych reżimów. Stosowania tego rodzaju tortur w latach 60. uczono przeznaczonych do służby w Wietnamie komandosów Zielonych Beretów. I tak bezwzględne praktyki w tym państwie stosowano. Pomimo to, naruszając postanowienia Konferencji Genewskiej, USA przekazywały swoim sojusznikom z Wietnamu Południowego jeńców wojennych. Amerykańscy wojskowi nie tyle mieli świadomość tortur, jakim poddawano przesłuchiwanych, co niejednokrotnie byli obecni przy ich wykonywaniu. Nieco wcześniej, bo już w latach 50. w Monachium, CIA  torturowała podejrzanych o działalność agenturalną emigrantów ze Związku Radzieckiego, po czym wykorzystywała ich do działalności antyradzieckiej. Wśród metod „ukarania” domniemanych szpiegów znajdowały się tak ezoteryczne metody, jak smarowanie jąder terpentyną czy zamykanie w celi i ogłuszanie indonezyjską muzyką.

Poza bezpośrednią działalnością, Agencja dostarczała także odpowiednie instrukcje i narzędzia sojusznikom. Irańczycy po rewolucji z 1979 r. otrzymali nakręcony przez nią film o sposobie torturowania kobiet. Dowódcy greckiej junty wojskowej, zdaniem Jamesa Becketa – amerykańskiego prawnika wysłanego do Grecji przez Amnesty International  – z amerykańskiej pomocy wojskowej mieli pozyskać zaprojektowany naukowo bicz dla katów oraz „żelazny wieniec”, zaciskany śrubą na głowie czy uszach. G-2 – jednostka wojskowa w Gwatemali, powszechnie stosująca tortury wobec „wywrotowców”, sprzęt oraz zasilające jej budżet środki pieniężne pozyskiwała od infiltrującej jej szeregi CIA. To Wuj Sam finansował także działalność osławionego Batalionu 316, który w latach 80. w Hondurasie na porządku dziennym uprowadzał, torturował i zabijał setki rodaków przy użyciu niewybrednych metod przesłuchań. Poparcie nie ustało nawet wówczas, gdy szef Batalionu – gen. Gustavo Alvaro Martinez otwarcie oświadczył ambasadorowi USA, iż zamierza korzystać z argentyńskich metod likwidowania wywrotowców. W 1983 r. Martinez odznaczony został przez Reagana orderem Legion of Merit za „sukcesy we wspieraniu demokratycznych metod w Hondurasie”.

O ile ciężko uwierzyć, iż amerykański personel cywilny i wojskowy brał udział w torturowaniu obywateli obcych państw, o tyle zupełnie nie do pojęcia wydaje się, iż tak broniące swoich obywateli na świecie państwo, podobnych metod dopuszczało się względem nich samych. Zmuszanie do jedzenia jaszczurek, zamykanie na 22 godziny w „tygrysich klatkach”, o wymiarach 1 x 1 x 0,4 m, wkładanie w usta pistoletu i pociąganie za spust – takim praktykom w latach 60. i 70. poddawani byli adepci marynarki wojennej w San Diego i Maine. Ćwiczenia te miały nauczyć ich „przetrwania na pustyni” czy w sytuacji wzięcia do niewoli. Jeden z byłych uczestników ekstremalnego kursu przyznał, że podczas szkolenia złamano mu kręgosłup. Innym ofiarom prześladowań złamano kręgosłup moralny. W swoim raporcie, poświęconym rządom zbrodniczej junty wojskowej w Grecji, Amnesty International podsumowała. „Tortury mogą być krótkie, ale odmienią człowieka na zawsze”.

Całkowita odmiana może spotkać człowieka nie tylko dzięki wymierzonym przeciwko niemu samemu działaniom amerykańskich sędziów pokoju. Może to wszakże nastąpić dzięki szerokiemu spectrum równie wyrafinowanych i niezwykle skutecznych środków „resocjalizacji”. O ile je przeżyje. Naloty dywanowe, bombardowania, interwencje humanitarne – wszystko rzecz jasna po to, by zaprowadzić ład, porządek i miłość na świecie. Cel warty poświęcanych środków. Powszechnie mówi się, że skala zniszczeń, spowodowana przez zbombardowanie Hiroszimy i Nagasaki, nie tylko przyczyniła się do zakończenia wojny, co skutecznie zniechęciła państwa do stosowania tak definitywnych i drastycznych w skutkach środków. Tymczasem nie sposób wymienić wszystkich państw, które stały się ofiarami amerykańskich nalotów. To chociażby Filadelfia, gdzie w 1985 r. jedna zaledwie bomba zrzucona z helikoptera policyjnego zamieniła w ruinę całe osiedle. 60 domów mieszkalnych. Kilkoro zamordowanych dzieci. To Kambodża, gdzie pomimo braku zgody Kongresu, od 1969 r. trwały systematyczne bombardowania tamtejszych wiosek. Śmierć setek niewinnych ludzi i zainstalowanie na kilka lat zbrodniczego reżimu – tylko dlatego, że Amerykanie mieli podejrzenia, że w kraju mogą działać komuniści.

Tym samym Amerykanom wydawało się, że Irak posiada broń masowej zagłady, w efekcie czego zdestabilizowali kraj oraz przyczynili się do powstania jednej z największych organizacji terrorystycznych, do walki z którą współcześnie obarczają odpowiedzialnością cały świat. Fakt, że jednak tej broni nie było? Cóż, każdy ma przecież prawo do pomyłki. Wypadek przy pracy. Jedni się mylą, inni za te błędy płacą życiem – ot, wielka polityka. Gdy po latach wyszły na światło dzienne powiązania ambasady amerykańskiej z represyjną polityką gen. Suharto w Indonezji, któremu to amerykańscy przyjaciele sporządzali listy przeznaczonych do likwidacji potencjalnych komunistów, jeden z amerykańskich dyplomatów przyznał – „Zabili chyba masę ludzi i ja chyba też mam krew na rękach, ale najważniejszy jest cel. W decydującym momencie niekiedy trzeba być twardym”. Tak twardym, żeby na przestrzeni kilku lat zamordować w państwie około miliona osób. Ale wizja inwazji komunizmu w Indonezji została zażegnana. Cel został osiągnięty.

Równie niezliczone liczby ludzi na całych świecie przypłaciły życiem eksperymenty z   zastosowaniem broni chemicznej i biologicznej – zarówno przez samych Amerykanów, jak i państwa, którym tę broń udostępnili. Tutaj również nie trzeba daleko szukać. Lata 90., tysiące amerykańskich żołnierzy walczących w Zatoce Perskiej wraca do domów. Początkowo widoczne jedynie ślady otępienia. Lata mijają, a weterani zmagają się z coraz poważniejszymi problemami neurologicznymi, schorzeniami skórnymi, chronicznym zmęczeniem. Do tego dochodzą bóle mięśni i stawów, zmiany w osobowości, nieustępujące migreny i wiele innych, niejasnych objawów. Pojawiają się podejrzenia, że jest to skutek działania szkodliwych substancji chemicznych lub biologicznych. Pentagon zarzeka się definitywnie, iż nie ma takiej możliwości. Lata mijają, a objawy się nasilają. Kiedy już dalsze zaprzeczanie staje się nieracjonalne, Pentagon przyznaje, że prawdopodobnie doszło do wycieku groźnej substancji. Prawdopodobnie żołnierze amerykańscy byli narażeni na zetknięcie z trucizną. Prawdopodobnie dotyczy to 400 osób. Prawdopodobnie może to być pięć, albo nawet piętnaście tysięcy. Najnowsze szacunki Pentagonu, oparte na symulacji komputerowej podają, że na działanie śladowych ilości sarinu mogło być narażonych blisko 100 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Generałowie Pentagonu nie ostrzegli ich o niebezpieczeństwie oraz poważnych konsekwencjach dla życia. Dziś blisko jedna trzecia bezdomnych w USA to weterani wojenni.

O tych wszystkich szokujących informacjach, jak i o ciemnej stronie planu Marshalla, stawianego światu od lat jako świetlany przykład bezinteresownej pomocy USA dla zniszczonej Europy, powiązaniach CIA ze światem narkotyków, które według oficjalnego dyskursu tak nabożnie zwalcza, przystani, udzielanej „dobrym terrorystom” – opowiada w swojej książce pt. „Państwo zła. Przewodnik po mrocznym imperium” William Blum. Amerykanin. Mężczyzna przekonuje, że pod płaszczykiem walki o prawa człowieka, amerykańscy dygniatarze realizują wyłącznie własne interesy i to właśnie one od zawsze były motorem ich działania. I chociaż stwierdzenie, że USA ma w pogardzie ludzie życie i wszystkie hasła, które tak patetycznie głosi, byłoby zbyt daleko idące, to jednak w świetle dowodów, jakie zebrał człowiek obracający się niegdyś w wysokich kręgach władzy, dalsze przekonanie, że kierują się oni potrzebą sprawiedliwości i troską o losy najbiedniejszych jest bezzasadne i zakrawa o ironię. Imperatywami, którym służą Amerykanie, jest dążenie do utrzymania hegemonii na świecie oraz zagwarantowania uprzywilejowanej roli demokracji i kapitalizmu. Wartości, w które sami nie wierzą. Wystarczy przeniknąć przez zasłonę utartych schematów i prześledzić paniczne reakcje obywateli USA na wzrost cen po trzęsieniu ziemi w Los Angeles w 1994 r. czy przyglądnąć się działaniom kongresmanów, rozważających wprowadzenie talonów na usługi medyczne z powodu domniemanego wzrostu cen. Gdzie w tej sytuacji podniesiony niczym do świętości wolny rynek? Prawo popytu i podaży? Czyżby były sytuacje, w których „niewidzialna ręka rynku” szwankuje?

Ostatnimi laty wiele narodów afrykańskich powołało do życia Komisje Prawdy, aby poprzez te instytucje stanąć twarzą w twarz z historią i rozliczyć się ze zbrodni, dokonanych przez swoje rządy. Nie zapowiada się, aby Waszyngton zdobył się na podobny krok. Dlatego William Blum napisał książkę – świadectwo śmiercionośnej polityki jego ojczyzny oraz pomnik wszystkich jej ofiar. Jej treść otwierają, a mój tekst niech zamkną najbardziej dające do myślenia słowa autora: „Gdybym został prezydentem, wstrzymałbym ataki terrorystyczne skierowane przeciwko Stanom Zjednoczonym w ciągu kilku dni i nieodwołalnie. Najpierw przeprosiłbym wszystkie wdowy i sieroty, ludzi torturowanych i doprowadzonych do ubóstwa i miliony innych ofiar amerykańskiego imperializmu. Następnie ogłosiłbym wszem i wobec i z ręką na sercu, że kończę z amerykańskimi interwencjami gdziekolwiek na świecie. Poinformowałbym Izrael, że nie jest już pięćdziesiątym pierwszym stanem USA, ale – o dziwo – obcym krajem. Potem zredukowałbym budżet wojskowy o co najmniej 90%, a wygospodarowane oszczędności wykorzystał na odszkodowania dla ofiar. (…) Oto co bym zrobił przez pierwsze trzy dni urzędowania w Białym Domu. Czwartego dnia zostałbym zamordowany”.

 

Natalia Pochroń

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-kulisami-mrocznego-imperium/feed/ 0 20211
Pochroń: Apokaliptyczna wizja świąt https://myslkonserwatywna.pl/natalia-pochron-apokaliptyczna-wizja-swiat/ https://myslkonserwatywna.pl/natalia-pochron-apokaliptyczna-wizja-swiat/#comments Tue, 03 Jan 2017 06:00:33 +0000 http://46.101.235.190/?p=19893 isis

Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia”.
W pierwszy dzień świętujemy rozproszenie mroków i ciemności, przezwyciężenie wszelkiego zła, zaprzestanie kłótni, zatargów, konfliktów, by w tę jedną, błogosławioną noc, przywitać przychodzącego na świat Boga – Człowieka, przynoszącego pokój i wybawienie. W drugi dzień na radości z narodzin Boskiej Dzieciny cieniem kładzie się wspomnienie pierwszego męczennika, otwierającego okres prześladowań, okrucieństwa, bratobójczych walk. Jaki sens ma taka decyzja liturgiczna? Czy apokaliptyczna wizja zaczerpnięta z drugiego dnia Świąt Narodzenia Pańskiego znalazła swe wypełnienie w życiu tysięcy pierwszych chrześcijan czy może znajduje je także w dniu dzisiejszym?

Wojna domowa w Syrii. Około rok temu. Islamiści odcięli dwunastoletniemu chłopcu opuszki palców, a po dalszych, brutalnych torturach zamordowali na oczach ojca – duchownego chrześcijańskiego. Wszystko dlatego, że mężczyzna odmówił przejścia na islam. W konsekwencji, wraz z zamordowanym dzieckiem oraz dwójką innych chrześcijan, został ukrzyżowany. Również w ubiegłym roku świat dowiedział się o egzekucji 21 koptyjskich chrześcijan na libijskiej plaży. Moment egzekucji poprzedziły wydobywające się z ich piersi ufne: „Ya Rabbi Yasou” – „O mój Panie Jezu”. Słowa ostatniej modlitwy. 2016 rok. Dżihadysta z tzw. Państwa Islamskiego dokonał publicznej egzekucji własnej matki po tym, jak ostrzegała, by opuścił ugrupowanie, bo grozi mu rozbicie przez koalicję wspieraną przez USA.

Podobnych przykładów można by mnożyć, a słowa i tak nie oddadzą tego, co odbywa się na porządku dziennym w ogarniętych koszmarem wojennej zawieruchy – nie tak odległych – rejonach globu. To, co niegdyś znaliśmy jedynie z kart Ewangelii bądź historycznych podręczników, dziś odbywa się publicznie, na oczach całego świata. Świata, który zdaje się dyskretnie, w zawstydzeniu odwracać wzrok od niewygodnych faktów, zaburzających mit walecznej walki o humanitaryzm i prawa człowieka, toczonej niezawodną, zbawienną bronią – demokracją. Świata, który pod przykrywką konieczności wybawienia wszystkich ludzi spod jarzma tak rzekomo uciskających ich dyktatur, w postaci interwencji zbrojnych, rujnujących całkowicie fundamenty i strukturę wewnętrzną atakowanych państw, realizuje własne interesy, za które cenę płacą niewinni mieszkańcy. Bezbronne matki, dzieci, starcy, których jedynym oczekiwaniem od wielkich tego świata jest spokojne, godne życie. Jak się okazuje, nawet to – przyrodzone każdemu człowiekowi prawo – im jest odmawiane w imię wyższych celów, których treść zdają się rozumieć jedynie wielcy aktorzy tego świata. Rosja wspiera politycznie i militarnie siły rządowe, ułatwiając bojownikom ISIS przejmowanie kolejnych terenów i mordowanie cywili. Stany Zjednoczone wspierają rebeliantów, stanowiąc jednocześnie trzon koalicji wymierzonej swym ostrzem przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu, zapominając przy tym, że to właśnie ich nieuzasadniona niczym interwencja na Irak była jedną z przyczyn powstania tego ekstremistycznego ugrupowania. Wystarczą wyniesione na sztandary wzniosłe hasła walki z terroryzmem i pojawia się z automatu legitymacja dla wszelkich, zbrodniczych działań. Eleganccy dyplomaci w białych kołnierzykach toczą swoje zastępcze wojenki, a bezbronni cywile drżą z głodu i ze strachu na każdy podniesiony ton głosu, mogący zwiastować wyrok śmierci. Cywile, których jedyną winą jest to, że urodzili się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Ale o winę nikt nie pyta.

Podczas kiedy my w swoich ciepłych, bezpiecznych domach wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki, zwiastującej czas wigilijnej wieczerzy, rodziny w Syrii wypatrywały trwożnie czy nie grozi im kolejny zamach czy bestialstwo z rąk radykalnych, wrogo nastawionych wobec świąt chrześcijańskich islamistów. Gdy my łamaliśmy się z bliskimi opłatkiem, życząc im spełnienia marzeń w nowym roku, syryjskie dzieci niespokojnie śniąc marzyły o tym, by na twarzach ich rodziców zagościły prawdziwy uśmiech, a wszechobecna atmosfera strachu i trwogi zmieniła się zły koszmar. Kiedy my, przy wtórze kolęd sięgaliśmy po kolejną z wigilijnych potraw, rodzice w Syrii głowili się, jak zapewnić pożywienie na następne dni swoim dzieciom, kołysanym do snu przez odgłosy strzałów i krzyki mordowanych. Tak wygląda nasz świat. Świat XXI w. Świat uczący tolerancji i rozwiązywania problemów, poprzez ich niedostrzeganie. Społeczność muzułmańską drażnią symbole świąteczne? Zatem należy zakazać ich sprzedaży. Prowokują ją obchody świąt chrześcijańskich? Usunąć z kalendarza. I po problemie.

Hitler otwarcie i z premedytacją prowadził eksterminację narodu żydowskiego i innych narodowości – świat milczał. Stalin strzałem w tył głowy mordował polską inteligencję – świat milczał. Kambodżańscy komuniści w akcie ludobójstwa wymordowali 25% własnej populacji – świat milczał. Islamscy radykałowie dokonują publicznych egzekucji chrześcijan, w różnych rejonach świata – świat milczy. Krzyczą prześladowcy. Wojna trwa. „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.

 

 

Natalia Pochroń

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/natalia-pochron-apokaliptyczna-wizja-swiat/feed/ 2 19893
Rymanowski: „Ubek” https://myslkonserwatywna.pl/rymanowski-ubek/ https://myslkonserwatywna.pl/rymanowski-ubek/#respond Sat, 01 Oct 2016 04:00:00 +0000 http://46.101.235.190/?p=18802 ubek„Byli ubecy są różni. Są tacy, którzy są zadowoleni, że nimi byli. Tajni współpracownicy, o których nikt nie wie, że byli agentami. Ci, o których wiemy, że byli, ale nie można tego głośno powiedzieć. I jest wreszcie Janusz”. Perfekcyjny niemal w każdym calu, gwarantujący stop procent skuteczności w realizacji powierzonych mu przez Służbę Bezpieczeństwa zadań, swoim haniebnym dorobkiem plasujący się w czołówce funkcjonariuszy zbrodniczego, komunistycznego systemu. W czym tkwi tajemnica Janusza Molki – głównego bohatera „Ubeka” Bogdana Rymanowskiego, która z niezłomnego działacza niepodległościowego zmieniła go diametralnie w oddanego sługę tak zapalczywie zwalczanego uprzednio reżimu?

Janusz Molka był historykiem, niezwykle zapalonym w swoim fachu. Ta pasja, w połączeniu z brawurową wręcz odwagą, ujawniającą się we wszelakiego rodzaju akcjach dywersyjnych z jego udziałem, u wielu uczniów oraz kolegów z podziemia wywoływała podziw do młodego nauczyciela. I zaufanie, które jak się okazało – niejednokrotnie zostało zdradzone. I to w najbardziej wyrafinowany sposób, jaki można sobie wyobrazić – na rzecz „wspólnych” wrogów oraz budowania pozycji – w pewnym momencie gwarantującej dostęp do głównych decydentów bezpieki. Dzięki bliskim kontaktom także z czołowymi działaczami opozycji, Janusz Molka był dla swoich przełożonych agentem niezwykle cennym – nie tylko rzetelnie wykonującym zadania, lecz za każdym razem pragnącym więcej i więcej. Bez jakichkolwiek hamulców.

Bogdanowi Rymanowskiemu udało się dotrzeć do Janusza Molki osobiście. Początkowo pełen dystansu, z zawodową skłonnością do małomówności – z każdą kolejną stroną otwierał się coraz bardziej i ujawniał coraz mroczniejsze epizody swojego życia. Książka pełna jest ambiwalentnych fragmentów, jak przepełnione nimi jest również życie byłego ubeka – pierwszego, który postanowił publicznie przyznać się do błędów, które popełniał przez siedem lat pracy dla III Wydziału Służby Bezpieczeństwa. Do wszystkich donosów na ufających mu niemal bezgranicznie przyjaciół; przesłuchań, które były wynikiem dostarczonych przezeń informacji, czy dezorganizacji  działań opozycji. Poza jednym faktem, który kategorycznie omija łamiącym się głosem – śmierć Staszka Kowalskiego, za którą czuje się współodpowiedzialny.

Dialog dziennikarza z byłym funkcjonariuszem przeplatają wypowiedzi jego dawnych znajomych z okresu współpracy w opozycji. Chociaż początkowo nieco gubiłam się w rozpoczynanych przez nich wątkach, w miarę zagłębiania się w lekturę wciągały mnie one coraz bardziej w tragiczną historię głównego bohatera. Poza niuansami oraz osobistymi wspomnieniami, łączy je w zasadzie  jedno – podziw dla niezwykłej odwagi i skuteczności Molki. Jak wyznał Jacek Jancelewicz: „Byłem przekonany, że kto jak kto, ale on w każdej sytuacji zawsze sobie da radę”. Poza jednym wyjątkiem. W pamięci zapadł mi szczególnie jeden fragment, nielicujący z obliczem niezawodnego, skutecznego aż do granic agenta, mogący jednak wiele wyjaśniać. Mężczyzna opowiedział historię, w której podczas pobytu u Molki w domu, jego mała córeczka połknęła  breloczek. „Janusz był jak sparaliżowany, patrzył na córkę z przerażeniem i zaczął wyć jak zwierzę”. Poruszając podczas przesłuchania drażliwy temat, jakim dla niedoszłego naukowca była rodzina, funkcjonariusze SB trafili w sedno. Mężczyzna tłumaczy, że ze strachu o nią udało im się go złamać. Jakkolwiek może to być w pewnym stopniu wyjaśnieniem, to czy jednak ambitna i nadgorliwa praca dla reżimu, zakończona nawet wnioskiem o przyjęcie na stanowisko oficera SB, może zostać w ten sposób usprawiedliwiona?

Książka Rymanowskiego nie ogranicza się tylko do opowiedzenia historii Janusza Molki. Autor poszedł znacznie dalej. A właściwie trafniej będzie powiedzieć, iż dalej poprowadził go sam bohater, przybliżając sylwetki i działalność głównych niegdyś działaczy Solidarności, a dziś osób piastujących najwyższe stanowiska w państwie – zmarłego Lecha Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Antoniego Macierewicza, Bogdana Borusewicza, czy Jana Lityńskiego. Zdradza nastroje kolegów – funkcjonariuszy przed pielgrzymką do Ojczyzny Jana Pawła II oraz po zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Ujawnia wreszcie kulisy porozumień Okrągłego Stołu oraz transformacji, jaka dokonała się przed przeszło trzydziestoma laty. Czytając słowa byłego ubeka – naocznego świadka tamtych wydarzeń – niejednokrotnie przechodziły mnie dreszcze – nie tylko jednak na słowa opowieści o metodach, jakimi posługiwała się zbrodnicza machina dla rozpracowania środowiska Solidarności. Znacznie częściej włos jeżył się na głowie podczas zgłębiania, w jaki sposób  wyłoniła się III Rzeczpospolita i rozliczony został zbrodniczy reżim Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, o ile o takowym rozliczeniu w ogóle można mówić. Janusz Molka przekonuje bowiem, iż mimo porozumień okrągłostołowych, agenci bezpieki działali nadal, ze wzmożoną wręcz siłą. Przyznaje także, iż jemu samemu, już po odkryciu jego ubeckiej kartoteki, zaproponowane zostało stanowisko w Urzędzie Ochrony Państwa – kluczowej instytucji odrodzonej Polski. Mężczyzna propozycję odrzucił, za co spotkała go zemsta. Nie wszyscy jednak tą ofertą pogardzili.

Książka wywołała we mnie mieszane uczucia. Słowa byłego funkcjonariusza bezpieki dyskredytują znacznie środowisko Solidarności, rysując obraz znacznie odbiegający od podręcznikowych, wyidealizowanych przekazów. Wyłaniają się z niego sceny nierzadkich orgii seksualnych, malwersacji finansowych oraz donosicielstwa działaczy niepodległościowych, co kontrastować miało z rzetelnością i zorganizowaniem Służby Bezpieczeństwa, która – zdaniem bohatera – wszędzie miała swoje „wtyki”, czym górowała nad opozycją. Molka przyznał również fakt dzisiaj powszechnie znany – iż sam dowódca Solidarności był Tajnym Współpracownikiem. Mimo iż nazwisko Wałęsy nie pada wprost, gdyż po autoryzacji Molka cofnął na to zgodę, mowa o dowódcy opozycji wydaje się być nad wyraz zrozumiała. To może uwiarygodnić zeznania byłego ubeka. Co więcej – jak przekonuje, ludzie współpracujący z reżimem komunistycznym dziś piastują wysokie stanowiska państwowe. Strach o własne życie nie pozwala mu jednak ich wyjawić.

„Ubek” ukazuje ogromny dramat człowieka, który w pewnym momencie zagubił się w swoim życiu. Jak sam przyznał – podpisując zgodę na współpracę z Służbą Bezpieczeństwa, umarł dawny on, a narodził się nowy człowiek – cyniczny i bezwzględny, dla kariery w haniebnych służbach gotowy poświęcić najbliższe osoby. To dramat człowieka, który owładnięty żądzą władzy, tak łatwo zarzucił własne ideały, nie wiedząc, co tak naprawdę można za nie uznać. Człowieka zmuszonego do prowadzenia podwójnego życia, zakładania masek, o których przez długi czas nie wiedziała nawet jego żona. To również dramat wyłaniającej się z książki, narodzonej na nowo Polski – zbudowanej na fundamencie kłamstwa i podszytej agenturą bezpieki.

Janusz Molka na koniec formułuje niezwykle kontrowersyjne, lecz istotne pouczenie, które z ust byłego agenta brzmi boleśnie wiarygodnie  – „czasy się zmieniły, a istota pracy się nie zmienia. Mentalność ludzi służb jest taka sama. Nie rozróżniają dobra od zła”. Czy Janusz Molka potrafił poczynić tę różnicę? Czy potrafi zrobić do dzisiaj? Wydaje się, iż zrozumiał swój błąd. Przełamuje zmowę milczenia – tak jak przed laty on złamany został przez komunistów – w nadziei, że za jego przykładem pójdą inni. Nie poszedł nikt. Jego publiczna spowiedź wydaje się jednak wyrazem skruchy, żebrzącej wręcz o zrozumienie. I przebaczenie. Dawny wszechwładny ubek dzwoni do swoich przyjaciół i przyznając się do winy, bezceremonialnie o nie prosi. Tylko wówczas jego sumienie zazna spokój. Czy jednak na to zasłużył? Na usta niemal automatycznie cisną mi się słowa Herberta, który przestrzegł: „i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy, przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Z drugiej jednak strony koresponduje to z zamieszczonymi na początku książki słowami Jezusa, by darować „nie siedem, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. Ofiary bezwzględnego ubeka postawione zostały przed niezwykle trudnym sprawdzianem swojej wiary.

A ty – wybaczyłbyś, będąc na ich miejscu?

Natalia Pochroń

B. Rymanowski, "Ubek", Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2012, ss. 352.

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/rymanowski-ubek/feed/ 0 18802
Pochroń: Za co dziękuję Nowoczesnym? https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-co-dziekuje-nowoczesnym/ https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-co-dziekuje-nowoczesnym/#respond Wed, 21 Sep 2016 21:05:26 +0000 http://46.101.235.190/?p=18973 222-5541841921434222139Przez media, w szczególności prawicowe, przelewa się niesłabnąca fala krytyki pod adresem tak Nowoczesnej, jak i współtworzonej przez nią inicjatywie – Komitetowi Obrony Demokracji. Wśród wysuwanych zarzutów padają bezwzględne oskarżenia o kolesiostwo, rozbijanie jedności narodowej oraz dbanie o własne, jednostkowe interesy. Tymczasem nic podobnego! Osoby, którym na sercu leży dobro Polski, szczególnie przedstawiające prawicowe poglądy, nie tylko powinny zrozumieć bezzasadność tej krytyki, co wręcz być wdzięczne protestującym opozycjonistom. Wszak udało im się dokonać dzieła, o które prawica polska ze zmiennym skutkiem zabiega od dłuższego czasu.

Nam – Polakom, niejednokrotnie w swojej historii uciskanym przez autorytarne, narzucone z zewnątrz reżimy, idea demokracji powinna być szczególnie droga. Chociaż tradycja tego ustroju w naszym kraju sięga dopiero XX w., a i wówczas nie wznosił się on na wyżyny swoich możliwości, są jednakże na szczęście współcześnie obywatele, którzy zrozumieli jego wagę oraz znaczenie dla naszej państwowości oraz podmiotowości. Obywatele, którzy dla obrony świętej cnoty demokracji, pogwałcanej bezpardonowo przez rządzących, mających czelność samodzielnie realizować założenia swojej polityki, gotowi są poświęcić swój cenny czas oraz dobre imię i narażając się na fale krytyki wyjść na ulice i rzeczowo zaprezentować swoje poglądy. Wszystko oczywiście zgodnie z prawem – bo przecież gwarantowane na poziomie konstytucyjnym, demokratyczne prawo do demonstracji, prawo do pokazywania w mediach, a nawet tworzenia własnych środków przekazu. Ale przecież to jeszcze o niczym nie świadczy, absolutnie. Największa wymowa płynie z obrazu przepełnionych protestującymi ulic, z tej międzypokoleniowej jedności! Dawniej w niedzielne popołudnia rodzice zabierali dzieci na place zabaw, dziś – na pole boju o przyszłość Ojczyzny!

Dla narodu ważna jest również pamięć, sfera symboliki czy kultu bohaterów. I na tym polu nasi wojownicy nie zawodzą. Wręcz przeciwnie – udają się na pogrzeb Inki, aby zaprotestować przeciw przywłaszczaniu sobie praw do postaci tej niezłomnej dziewczyny przez rządzących. Wszak oddała ona życie za całą Polskę, nie tylko tą prawą. A to, że akurat lider zapomniał, jak się nazywa? Nieważne! To, że poległa sprzeciwiając się wasalizowaniu Polski i uzależnianiu jej od dyktatów obcych, czemu trochę nie po drodze z oddawaniem się przez opozycję po opiekę  międzynarodowym  organizacjom – też bez znaczenia. Liczą się przecież chęci. Siedzikówna, Stańczykowska – brzmi nawet podobnie. Błazen Jagiellonów zyskał towarzyszkę, która być może w końcu odciąży go w jego roli i rozchmurzy strapione oblicze.

Za co więc dziękuję działaczom KOD-u? Że nie rzucając słów na wiatr, jak powiedzieli, tak uczynili – w swojej trosce o polską demokrację rzeczywiście przyczynili się do jej rozwoju. Co prawda wyniku wyborów i uzyskanej przez PIS bezwzględnej większości – ewenementu na gruncie polskiej sceny politycznej – nie można stricte wpisać na konto osiągnięć powstałego po tym czasie ugrupowania, to już utrwalanie tego trendu oraz rewizję i konsolidację przekonań politycznych obywateli już jak najbardziej. Mając przed oczyma ich sztandarowy przykład tego, jak postawy demokratyczne wyglądać nie powinny, ich sprzeczność i występowanie przeciwko głoszonym przez siebie hasłom, zapewne zdołają wiedzę tę spożytkować przy okazji kolejnych wyborów. Wyrazy podziękowania dla Nowoczesnych muszę przekazać także za wyklarowanie polskiej sceny politycznej. W końcu to dzięki nim lewica znacznie się poróżniła, podzieliła i rozdrobniła, pozostając w większości poza sejmowym gmachem. Demokratyczną (!) wolą wyborców. Jeżeli kolejne wyczyny nowoczesnych będą utrzymywały ten trend, to kto wie, co dalej z jej losami. Także, drodzy obrońcy demokracji – utrzymajcie śmiało swoje trójkolorowe sztandary – niech żyje „Wolność, Równość, Demokracja”!

 

Natalia Pochroń

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/pochron-za-co-dziekuje-nowoczesnym/feed/ 0 18973