Marek Kormański – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl Tradycja ma przyszłość Wed, 18 Jan 2023 17:21:46 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.3 https://myslkonserwatywna.pl/wp-content/uploads/2020/04/cropped-cross-1-150x150.png Marek Kormański – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl 32 32 69120707 Kormański: Błogosławiony Karol I Habsburg a odrodzenie się chrześcijańskich Węgier https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-blogoslawiony-karol-i-habsburg-a-odrodzenie-sie-chrzescijanskich-wegier/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-blogoslawiony-karol-i-habsburg-a-odrodzenie-sie-chrzescijanskich-wegier/#respond Fri, 01 Apr 2022 13:25:20 +0000 http://46.101.235.190/?p=20776 Ojciec Pius z Pietrelciny pewnego razu przepowiedział o Węgrach, cierpiących wtedy pod jarzmem komunizmu: „Węgry są jak klatka, z której pewnego dnia piękny ptak poderwie się do lotu. Przed nimi jeszcze wiele cierpień, ale z całej Europy to oni będą oni cieszyć się niezrównaną chwałą. Zazdroszczę Węgrom, ponieważ przez nich wielka radość pewnego dnia spłynie na rodzaj ludzki.”

Czy być może dzisiaj widzimy początek tego odrodzenia? Niedawne kroki podjęte przez Węgry, by potwierdzić i ugruntować swoją chrześcijańską tożsamość oraz by uszanować Boży plan względem ludzkiego życia, małżeństwa i rodziny były głównym tematem konferencji, która miała miejsce po Mszy Świętej sprawowanej 1 kwietnia w kościele św. Tytusa w Aliquippa, w stanie Pensylwania.

Aliquippa, miasto na brzegach rzeki Ohio, niegdyś centrum przemysłu metalurgicznego regionu, które w zeszłym roku zostało poświęcone Niepokalanemu Sercu Maryi przez katolickich kapłanów i burmistrza miasta, szybko staje się centrum kultu bł. Karola I Habsburga. Tak jak cały obszar metropolii Pittsburgha, której jest częścią, Aliquippa może być postrzegana nieomal jako mikrokosmos Austro-Węgier, którymi niegdyś władał bł. Karol Habsburg. Austriacy, Węgrzy, Czesi, Słowacy, Słoweńcy, Chorwaci, Rusini, Ukraińcy, Polacy i Włosi to najliczniejsze grupy pośród europejskich imigrantów, którzy znaleźli nowy dom między falistymi pagórkami i przełomami rzek zachodniej Pensylwanii. Ta zróżnicowana społeczność, która nadal hołubi rodzinne wspomnienia starego kraju, stanowi żyzny grunt dla zakorzenienia kultu świętego człowieka, który niegdyś panował nad tymi licznymi narodami jako Cesarz i Król.

W sobotę 1 kwietnia 2017 roku, w 95. rocznicę śmierci bł. Karola I Habsburga, parafia św. Tytusa w Aliquippa uczciła świętego władcę, sprawując tradycyjną liturgię i organizując poczęstunek oraz konferencję. Te wydarzenia ku czci bł. Karola stanowią część programu celebracji Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w kościele św. Tytusa, sponsorowanych przez Rycerzy Kolumba. Od 2007 roku tradycyjna liturgia towarzyszy obchodom rocznic najważniejszych wydarzeń związanych z naszą katolicką Wiarą i historią, takich jak bitwa pod Lepanto, czy objawienia fatimskie.

To rzadka okazja móc uczcić bł. Karola dokładnie w rocznicę jego świętej śmierci, gdyż pierwszy kwietnia bardzo często przypada w Wielkim Tygodniu lub Tygodniu Wielkanocnym. To częściowo tłumaczy dlaczego przy beatyfikacji jako świąteczny dzień wybrano 21 października, czyli rocznicę jego małżeństwa z księżniczką Zytą z dynastii Burbon-Parma w 1911 roku. Niemniej jednak pierwszy kwietnia pozostaje ważnym dniem dla wszystkich, którzy postrzegają go jako punkt kulminacyjny niewiarygodnej Drogi Krzyżowej, którą on tak ofiarnie i z tak wielką miłością podjął „za swój lud”.

Jako iż wszystkie dni Wielkiego Postu w tym roku przypadły dokładnie tak jak w roku 1922, gdy Karol I Habsburg zmarł w wigilię Niedzieli Męki Pańskiej, Msza celebrowana w kościele św. Tytusa była tą samą Mszą, której wysłuchała jego pogrążona w bólu rodzina, gdy cierpiał ostatnie boleści. „Wszyscy co pragniecie, zbliżcie się do wód, mówi Pan: a którzy nie macie srebra, chodźcie i pijcie w radości” (Introit, Iz 55, 1) – zebranym na Mszy zapewne zdawało się, że te słowa były skierowane bezpośrednio do biednego, odrzuconego cesarza, który stracił wszystko, nie miał grosza przy duszy i w tamtym momencie usychał z pragnienia. Słowa antyfony na Komunię były jak przedsmak ulgi, którą Bóg przygotowywał mu tamtego dnia w Niebie: „Pan jest moim Pasterzem: nie brak mi niczego; na zielonych pastwiskach pozwala mi leżeć; prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć” (Ps 22).

Tradycyjna Missa cantata na sobotę czwartego tygodnia Wielkiego Postu była sprawowana przez ks. kan. Matthew Talarico, prowincjała Instytutu Chrystusa Króla Najwyższego Kapłana (ICRSS). Kapłani z Instytutu często sprawują Msze Święte u św. Tytusa sponsorowane przez Rycerzy Kolumba, ale ks. kan. Talarico jest postacią wyjątkową, jako że pochodzi z Pittsburgha, a jego seminaryjną edukację wspierała lokalna rada Rycerzy Kolumba. Ponadto, jego rodzice, Louis i Judith Talarico, którzy byli obecni na Mszy Świętej i na konferencji, i regularnie uczęszczają na tradycyjną liturgię do św. Tytusa, mieli dziadków, którzy żyli w cesarstwie bł. Karola – dziadek Louisa mieszkał w Austrii, dziadek Judith w Chorwacji.

Gábor i Teréz László, którzy przemawiali podczas obiadu po Mszy, przedstawili przegląd stanu chrześcijaństwa w dzisiejszych Węgrzech, a następnie przybliżyli jak Węgrzy pamiętają swojego ostatniego króla, Karola IV. Gábor László zaczął swoją prezentację w następujący sposób:

Teréz i ja sam (…) wywodzimy się z chrześcijańskich Węgier. Najważniejsze lata naszego życia spędziliśmy pod rządami komunistów, jednak Święta Matka Kościół, surowo ograniczona, poważnie ranna, całkowicie pozbawiona swojej infrastruktury, nadal mogła w tajemniczy sposób podnosić nas do poznania i zrozumienia artykułów naszej wiary, i z powodzeniem wszczepiała w nas poczucie ostatecznej rzeczywistości naszego przeznaczenia. (…) Wielu ludzi żarliwie modliło się za nas, żebyśmy, mimo iż w sposób niedoskonały, mogli poznać prawdę, zachować wiarę i wychować w niej nasze dzieci. Ostatni apostolski król Węgier, bł. Karol I Habsburg, również modlił się za nas i ofiarował swoje cierpienia Bogu za swoje narody i rozkwit chrześcijaństwa na Węgrzech, swoim królestwie.

Pan László następnie przedstawił przegląd chrześcijaństwa w dzisiejszych Węgrzech, omawiając aspekty takie jak świadomość historyczna, prawo i polityka, oświata, sztuka, media, chrześcijańskie instytucje oraz duchowość pośród ludzi.

Chrześcijaństwo w świadomości narodowej Węgrów sięga czwartego wieku, kiedy św. Marcin z Tours urodził się w rzymskiej prowincji Pannonia. Szlak nowoutworzonej drogi pielgrzymkowej poświęconej św. Marcinowi prowadzi z miejsca jego narodzin w dzisiejszych Węgrzech do jego grobu w Tours, we Francji.

Ojcem św. Stefana był Geza, który rządził federacją madziarskich plemion od 972 do 997 roku. Będąc ciągle poganinem, popierał działalność chrześcijańskich misjonarzy, a w 996 roku ufundował w Pannonhalma benedyktyński klasztor poświęcony św. Marcinowi. W lipcu 2011 roku, serce syna bł. Karola, Ottona von Habsburga, następcy tronu Austrii i Węgier, zostało złożone w tym opactwie.  

Św. Stefan (975-1038) został koronowany na apostolskiego króla Węgier 1 stycznia 1001 roku. Dziesięć diecezji, które utworzył w 1038 roku, nadal tworzą geograficzną strukturę Kościoła na Węgrzech. Bazylika w Budapeszcie, tak jak wiele innych instytucji, szkół i ulic w całym kraju noszą jego imię. Co roku jest czczony w uroczystej procesji, podczas której niesie się jego prawą rękę. Opera rockowa Król Stefan, skomponowana w 1983 roku, znajduje się na afiszach prawie bez przerwy. Jego przestrogi dla syna, św. Emeryka, są dobrze znane na Węgrzech: „Mój najdroższy synu, jeśli pragniesz uczcić koronę królewską, radzę Ci, polecam Ci, napominam Cię przede wszystkim, żebyś zachowywał katolicką i apostolską wiarę z taką pilnością i troską, żebyś mógł być przykładem dla wszystkich tych, których Bóg postawił niżej Ciebie, i żeby kler mógł słusznie nazywać Cię człowiekiem prawdziwie chrześcijańskiego ducha.”

Krucjaty nadal rozpalają zbiorową wyobraźnię narodu W często wystawianej, słynnej operze narodowej Bánk bán Ferenca Erkela, na początku król Andrzej II przebywa w Ziemi Świętej, a gdy wraca do domu, staje się mądrym sędzią w tragicznej sytuacji.

Rola Węgier w obronie Europy przeciwko agresywnemu Imperium Osmańskiemu jest wielce doceniana przez cały naród. Słynne zwycięstwo Jánosa Hunyady’ego przeciwko Turkom pod Belgradem w 1456 roku jest upamiętniane poprzez zwyczaj Południowego Dzwonu, który jest nadawany przez radio każdego dnia na Węgrzech.

W 1541 roku Turcy Ottomańscy podstępem zajęli Budę i rządzili środkową częścią Węgier przez 150 lat. Przybyli jako goście, ale po zabezpieczeniu strategicznych pozycji na Wzgórzu Zamkowym w Budzie, wyciągnęli miecze i rozwinęli sztandary… Każdy węgierski uczeń dowiaduje się tego z bardzo popularnej powieści, Gwiazdy Egeru autorstwa Gézy Gárdonyi. Nic dziwnego, że Węgrzy zdecydowanie sprzeciwili się żądaniom Unii Europejskiej, by przyjąć islamskich uchodźców.

Następnie Pan László przeszedł do opisania kroków, jakie podjął rząd Węgier, by ugruntować chrześcijańską tożsamość kraju.

15 sierpnia 2001 roku, w Święto Wniebowzięcia NMP, starożytna Święta Korona została umieszczona w samym centrum budynku parlamentu.

Nowa konstytucja Węgier opublikowana w 2011 roku zawiera następujące doniosłe deklaracje[1]:

– Jesteśmy dumni z tego, że nasz król, Święty Stefan, tysiąc lat temu osadził państwo węgierskie na solidnych fundamentach i uczynił naszą ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy.

– Uznajemy rolę chrześcijaństwa w przetrwaniu narodu.

– Zobowiązujemy się do kultywowania i strzeżenia naszego dziedzictwa, naszego unikatowego języka, węgierskiej kultury, kultury i języka narodowości żyjących na terytorium Węgier.

– Jesteśmy dumni z tego, że nasz naród przez wieki orężnie bronił Europy oraz wzbogacał skarbiec wspólnych wartości swym talentem i swoją pracowitością.

– Uznajemy, że najważniejsze ramy naszej koegzystencji stanowią rodzina i naród, a podstawowe wartości naszego współbytowania to wierność, wiara i miłość.

– Węgry chronią instytucję małżeństwa jako dobrowolną wspólnotę życiową kobiety i mężczyzny, a także rodzinę jako podstawę przetrwania narodu.

– Węgry chronią (…) rodzinę jako podstawę przetrwania narodu.

– Węgry popierają rodzicielstwo.

– Ochronę rodzin określa ustawa organiczna: Godność ludzka jest nienaruszalna. Każdy człowiek ma prawo do życia i poszanowania ludzkiej godności; życie zarodka ludzkiego, począwszy od poczęcia, podlega ochronie.

Symbolika chrześcijańska jest widoczna w państwowych insygniach i herbie. Pod rządami premiera Viktora Orbána Węgry nieustannie dają odpór żądaniom UE, która ciągle zdąża w stronę coraz intensywniejszej sekularyzacji, czy wręcz antychrześcijańskich działań.

Węgierski rząd we wrześniu 2016 roku stał się pierwszym na świecie, który stworzył biuro ds. prześladowanych chrześcijan, któremu przyznano 3 miliony euro na wsparcie chrześcijan doświadczających przemocy i ucisku na całym świecie.

Węgierski rząd ofiarował setki tysięcy euro, by wyremontować kościół uszkodzony przez trzęsienie ziemi o sile 6.6 w skali Richtera, które nawiedziło środkowe Włochy 30 października 2016 roku. Andrea Carradori, proboszcz kościoła pw. Najświętszego Serca w Tolentino we Włoszech zaapelował do premiera Orbána o pomoc, zważywszy na wszystko to, co Orbán zrobił „by chronić chrześcijańskie korzenie”. Ambasador Węgier przy Stolicy Apostolskiej, Eduard Habsburg-Lothringen, który jest spokrewniony z bł. Karolem, przyjechał do Tolentino 14 grudnia, by osobiście ocenić skalę zniszczeń po trzęsieniu i zdziwił się oraz był wielce poruszony, gdy odkrył relikwię bł. Karola, którą tam czczono.

19 grudnia, po otrzymaniu zgody od swoich ministrów na ofiarowanie „znacznej sumy” na wyremontowanie kościoła, premier Orbán wysłał własnoręcznie napisany list do ks. Carradori, wyrażając solidarność Węgrów „z włoskimi chrześcijanami dotkniętymi kataklizmem”. Dodał, że przyszłości Europy można dopomóc tylko poprzez „odkrycie na nowo wartości chrześcijańskich, które nadal stanowią najistotniejszą siłę spajającą miasto i cały kraj”.

W dziedzinie oświaty i sztuki Węgry mogą pochwalić się katolickim uniwersytetem, gwałtownym rozwojem chrześcijańskich szkół podstawowych i gimnazjów, jak również wprowadzeniem chrześcijańskiej nauki moralnej we wszystkich szkołach na poziomie szkół podstawowych i gimnazjów. Chrześcijańskie kościoły podjęły śmiałą inicjatywę, by rozwijać talenty cygańskiej mniejszości. Węgry są zaangażowane w restaurowanie zaniedbanych historycznych kościołów, przywracanie chrześcijańskich symboli w miejscach publicznych, odkrywanie na nowo muzyki sakralnej i budowanie nowych kościołów.

W mediach chrześcijańskie programy są nadawane w państwowym radiu i telewizji. Otwarto również katolickie stacje radiowe, takie jak Magyar Katolikus Radio, Szent István Radio i Maria Radio, a w Internecie nadaje Bonum TV. Istnieją także różne portale internetowe, takie jak http://kereszteny.mandiner.hu/tag/media/

Można również zaobserwować powstawanie wielu nowych chrześcijańskich wydawnictw publikujących książki czy czasopisma. Historyczne kościoły działają przy pomocy państwa i bez ograniczeń. Chrześcijańskie ruchy świeckie (Regnum Marianum, Marriage Encounter, Focolare, Wspólnota św. Idziego, Zakon Maltański, itd.) przeżywają swój renesans, tak jak ruch skautowski, House of Dialogue i tego typu organizacje.

W kwestii duchowości chrześcijańskiej w dzisiejszych Węgrzech w większych miastach nie ma problemu ze znalezieniem kościoła z Mszą w formie nadzwyczajnej; sytuacja na wsiach jest trudniejsza. Hierarchowie nie są zbytnio zainteresowani tradycyjną liturgią, lecz pojawiło się wielu młodych, pełnych entuzjazmu kleryków zainteresowanych formą nadzwyczajną. Istnieje wiele różnych domów rekolekcyjnych. Pielgrzymki do sanktuariów zarówno w kraju, jak i za granicą, cieszą się ogromną popularnością. Można zauważyć ogólny optymizm, jeśli chodzi o stan chrześcijaństwa.

W drugiej części prezentacji Pan László przeszedł do bł. Karola i przeglądu habsburskich rządów, które rozpoczęły się w roku 1526, kiedy jeden z Habsburgów odziedziczył tron po śmierci ostatniego węgierskiego króla. Relacja Królestwa Węgier ze swoimi habsburskimi władcami na przestrzeni dziejów były trudne, ponieważ o ile według prawa Węgry były rządzone jako osobne królestwo, często były traktowane jak austriacka prowincja.

Bł. Karol I Habsburg rządził na Węgrzech jako król Karol IV. Dzisiaj na Węgrzech wciąż żywa jest pamięć o ich ostatnim królu. Po upadku komunizmu Karol stał się powszechniej znany z powodu swojej duchowości. Chociaż Węgry nie zrobiły wiele, żeby doprowadzić do jego beatyfikacji, było to wydarzenie bardzo oczekiwane pośród katolików, które spowodowało wzmożone zainteresowanie tą postacią u zwykłych ludzi jak i historyków. Niedawno umieszczono popiersie Karola IV w Bazylice św. Stefana w Budapeszcie. Setna rocznica koronacji króla Karola (1916) została godnie uczczona w Mátyás templom, miejscu koronacji. W ceremonii uczestniczyli przedstawiciele rządu. Stulecie zostało upamiętnione również wielką wystawą w Węgierskim Muzeum Narodowym.

Kończąc prezentację w nastroju modlitewnego rozważania, Teréz László przeczytała, z głosem drżącym od emocji, ustęp autorstwa uznanego węgierskiego pisarza i dziennikarza Gyuly Krúdy’ego (1878-1933), który uczestniczył w koronacji bł. Karola I Habsburga na króla Węgier i pozostawił nam opis swojego doświadczenia:

„Król klęczy na stopniach ołtarza. Nawet najbardziej niewzruszone dusze musiały czuć rzadkie dreszcze w tym momencie. Dusza Króla przebywa w towarzystwie Boga. Unosi się do niebios jak biała gołębica, wznosząc się coraz wyżej na lśniących skrzydłach, ponad Ziemię, ponad chmury, teraz jest maleńka jak jasna gwiazdeczka (…) i teraz, z ochoczym poddaniem, rzuca się na podnóżek Pana. To był drugi raz podczas ceremonii, gdy Król klęczał na stopniach ołtarza, teraz, gdy był namaszczany świętym olejem. Od tego momentu, przychodząc i odchodząc, poddając się rytuałowi ceremonii, do zakrystii, z powrotem na swoje miejsce, potem znów do ołtarza. Wyglądało to tak, jak gdyby jego dusza była tak naprawdę daleko, z Bogiem. To jest coś cudownego i nadludzkiego, mój drogi niewierzący czytelniku, teraz, w 1916. Roku Pańskim, kiedy prawie całkowicie zapomnieliśmy, że jest Ktoś ponad nami.”

„Musiał być to stan umysłu świętych, czyniących cuda dla swoich rodaków – wizja tego, co jest pełne chwały, poza ograniczeniami gorzkiej zdroworozsądkowości i dławiącej sprawiedliwości, gdzie ludzka dusza jest spętana przyziemnymi mądrościami: między namaszczeniem a koronacją Król był w ekstatycznym stanie, jakby nie w tym świecie. Zdaje się być naszym księciem Emerykiem, rywalizującym z misjonarzami w uwielbieniu Boga. O historio, czasami mówisz prawdę! Królowie są z rodu Boga. Teraz, w tym momencie, zebrani wznoszą przytłumiony pomruk, podczas gdy Król klęczy znowu w swoim starożytnym, złotym płaszczu przed księżmi dzierżącymi Pismo w czerwonych oprawach. Napięcie jest na każdej twarzy, flagi drżą w trzęsących się rękach, w kościele jest tak cicho, że można prawie że usłyszeć głos kardynała Csernocha: Accingere gladio…”

„Młody król z wyciągniętym mieczem odwraca się od ołtarza i tak jak młody średniowieczny rycerz, uderza trzy razy mieczem. Na Placu Świętej Trójcy żołnierze strzelają salwami. Teraz, właśnie teraz, biało-czerwoni biskupi, stojący wyprostowani wokół ołtarza wznoszą swe ręce. Ich prawe ramiona są w powietrzu. Ciemna, ponura postać Istvána Tiszy podchodzi do ołtarza. Tam, z lewej strony, wyciąga swą rękę ku koronie, która leży na złotej tacy na ołtarzu. Z prawej strony kardynał Csernoch czyni tak samo.”

„Król klęczy na najwyższym stopniu ze skłonioną głową. W tym momencie korona zaczyna lewitować. Kołysze się w powietrzu jak cudowny sakrament, cicho, jak niebiański oddech; jaśniejąca jak cnoty Węgrów. Mija kilka sekund, może nawet cała minuta. Korona wciąż lewituje w wyciągniętych rękach, pomiędzy niebem i ziemią, zbliżając się ledwo zauważalnym, powolnym ruchem ku brązowym puklom Króla. Następnie zatrzymuje się nad Jego głową. Zdumiona węgierska szlachta wybałusza oczy, że aż można zobaczyć żyły. Oddechy wstrzymane, usta otwarte. Długa, szczupła postać Tiszy schyla się ku Królowi z ojcowską troską. Korona dotyka królewskich skroni. Leży na niej pewnie, chociaż ręce Króla są złożone. W ten sposób relikwia naszych dawnych, świętych królów zaczyna po raz kolejny odgrywać rolę w historii naszej ojczyzny.”

„Król stoi przy tronie i dumnie rozgląda się wokół. Ochrypły, lecz donośny głos, głos Tiszy, rozbrzmiewa w okrzyku «Niech żyje Król!» Teraz Król w oczach ma zachwyt, widząc znów ludzi. Biała gołębica powróciła z Nieba. Karol IV uśmiecha się. Widzi pokornych księży i pokorny lud wokół siebie.”

Od czasu beatyfikacji Karola I Habsburga 3 października 2004 roku Msze Święte ku jego czci są odprawiane w wielu miejscach na całym świecie w dniu jego wspomnienia, 21 października. Do najwspanialszych z nich należy celebracja Mszy Świętej pontyfikalnej w kościele pw. NMP Bożej Rodzicielki (Saint Mary Mother of God) w Waszyngtonie z udziałem zakonów rycerskich w barwnych szatach, w obecności członków rodziny królewskiej i oprawą muzyczną godną króla. Po liturgii jest organizowany poczęstunek i prelekcja o bł. Karolu.

Jednakże, czczenie bł. Karola I Habsburga 1 kwietnia również staje się popularne. Gdy świątobliwemu władcy oddawano honory w Aliquippie, w Waszyngtonie ks. Richard Mullins z parafii św. Tomasza Apostoła i członek Zakonu Maltańskiego, dodał do celebracji liturgii na sobotę czwartego tygodnia Wielkiego Postu, jako wspomnienie, kolektę, sekretę i pokomunię zaakceptowane przez Kościół dla Zakonu Maltańskiego dla Mszy ku czci bł. Karola, któremu ks. Mullins poświęcił także kazanie.

Błogosławiony Karol I Habsburg, cesarz, król, mąż i ojciec, człowiek nieustannej modlitwy, bohater w cierpieniu, ma doniosłe przesłanie dla dzisiejszego świata. Jako że narody na nowo odkrywają skarby swojego chrześcijańskiego dziedzictwa, być może w końcu dołączy do grona świętych, którzy są wspominani i czczenie dwukrotnie w każdym roku kalendarzowym

By dowiedzieć się więcej o bł. Karolu I Habsburgu można wejść na stronę Emperor Karl League of Prayer for Peace Among the Nations (Ligi Modlitwy o Pokój Między Narodami Cesarza Karola) pod adresem www.emperorcharles.org. Jest to organizacja powołana przez Kościół dla działań na rzecz kanonizacji Cesarza. Jej członkowie modlą się w tej intencji i dokładają wysiłków by rozpowszechniać informacje o Jego życiu coraz większej liczbie osób. 

 

Marek Kormański

 

 

Źródło: http://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/3149-blessed-karl-and-the-resurgence-of-christian-hungary

 

 

 

 

 

 

 

 

 


[1] Ustawa zasadnicza Węgier (tłum. Jerzy Snopek), Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2012.

 

 

 

 

 

 

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-blogoslawiony-karol-i-habsburg-a-odrodzenie-sie-chrzescijanskich-wegier/feed/ 0 20776
Kormański: De sepulcreto https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-de-sepulcreto/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-de-sepulcreto/#respond Fri, 01 Nov 2019 00:48:35 +0000 http://46.101.235.190/?p=24623 Od pewnego czasu niestety mam więcej powodów, aby odwiedzać cmentarz w mojej mieścinie. Nekropolia jest dość spora, więc zazwyczaj nie jestem tam sam. Przychodzą tam różni ludzie: od przyjaciół po krewnych tych, którzy już odeszli. Niektórzy z kwiatami, inni ze zniczem, jeszcze inni by posprzątać lub po prostu westchnąć przy grobie bliskiej osoby. Atmosfera całkowicie inna od zbiorowej, „instytucjonalnej” zadumy pierwszych dni listopada. Zawsze w takich chwilach ogarnia mnie refleksja, że, paradoksalnie, to właśnie na cmentarzach trzeba dzisiaj szukać przejawów chrześcijańskiej i łacińskiej Cywilizacji Zachodu. Wewnątrz cmentarnych murów nie zarobi się „hajsu”, nie ubije interesu, nie strzeli „słitfoci” (chociaż niektórzy próbują), nie zgarnie lajków. Świat, ten ogarnięty szałem ciągłego zarabiania i wydawania, zostaje gdzieś poza nami, a my wkraczamy w rzeczywistość zadumy i poświęcenia (zarówno duchowego jak i materialnego) dla drugiej osoby. Jest to poświęcenie tym bardziej heroiczne, iż jest altruistyczne – nie możemy, w kategoriach ludzkich, liczyć na odwzajemnienie przysługi lub na zwrot poniesionych kosztów. Również sama zaduma jest już niedzisiejsza – nie ma na nią czasu w dobie zegarów atomowych oraz całodobowych serwisów informacyjnych i ekonomicznych. Czas to pieniądz, rzecz wymierna i według akolitów Postępu nie powinien być przeznaczany na rzeczy tak nieuchwytne jak dobra myśl, szept modlitwy czy łza spowodowana bezradnością wobec przemijania, któremu pierwotnie nie podlegaliśmy i które instynktownie budzi w nas poczucie buntu.

Coraz więcej osób ulega tej nowoczesnej filozofii chwili i przestaje odwiedzać bliskich i przyjaciół. Często nie chodzi nawet o niewiarę w życie pozagrobowe, a o brak czasu – niemożliwym wydaje się "wepchnąć" wizytę u bliskiej osoby w wypełniony grafik. Niegdyś była to instynktowna potrzeba, dziś sumienia i dusze są coraz mniej wrażliwe. Nie bez znaczenia jest, iż istotny dla porządku społecznego czynnik jakim jest presja społeczna przestał mieć zastosowanie dla szeroko pojętych potrzeb duchowych. Omijanie nekropolii szerokim łukiem przestaje być faux pas. Jest wręcz przeciwnie –w Polsce powoli nastaje moda na wyjazdy do spa w listopadowy „długi weekend”. Cmentarze są coraz bardziej opustoszałe, a groby coraz bardziej zaniedbane, wręcz podupadłe – tak jak duchowa kondycja naszego narodu.

 

Marek Kormański

 

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-de-sepulcreto/feed/ 0 24623
Kormański: In unitate vis https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-in-unitate-vis/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-in-unitate-vis/#comments Fri, 04 Oct 2019 04:55:12 +0000 http://46.101.235.190/?p=24614 Patrząc na sytuację polityczną ostatnich miesięcy uważam, iż nie można nie odnieść wrażenia, że w życiu politycznym nie jesteśmy w stanie przełamać naszych schematów działania, ani poświęcić się dla jakiegoś „wyższego celu” (jaki by on nie był). Do naszego dość ładnie rozplanowanego politycznego światka wtargnęła w ostatnich miesiącach, wydałoby się niespodziewanie, Konfederacja – siła która miała reprezentować konserwatywną część naszego społeczeństwa rozczarowaną pseudokonserwatyzmem obecnej partii rządzącej. Przyznam się, że na początku podobała mi się sama idea tej partii – ludzie, którzy życie poświęcili często obronie różnych aspektów tworzących konserwatywne społeczeństwa, zjednoczyli się, aby razem nie dopuścić do wybrania lewackiej swołoczy dążącej do zaprowadzenia własnych, tęczowych (z naciskiem na czerwony) porządków. Tyle w teorii. Rzeczywistość, oczywiście, skalała fekaliami prywaty i krótkowzroczności ten piękny obrazek. Zamiast się powiększać, grono konfederatów-liderów zaczęło szczupleć już w krótkim czasie po eurowyborach (odeszli Marek Jakubiak, Piotr Liroy-Marzec i Kaja Godek), a Grzegorz Braun całkiem niedawno stworzył partię Konfederacja Korony Polskiej. W teorii jest ona częścią składową Konfederacji i ma działać dla Konfederacji (w jaki sposób – nie mam pojęcia), lecz na inauguracyjnej konwencji padły słowa o „poganach”, którzy znajdują się w szeregach Konfederacji właśnie, a których niekatolickie nastawienie Korona ma równoważyć swoją katolickością. Nie wydaje się więc, aby ten alians mógł dotrwać choćby do następnych wyborów prezydenckich. Kolejne rozdrobnienie będzie już wtedy tylko kwestią czasu.

W ten sposób zaprzepaszczamy kolejną szansę na stworzenie konserwatywnej siły, która miałaby choćby minimalne szanse, aby wpływać na decyzje podejmowane na Wiejskiej. Nie uważam, że Konfederacja byłaby lekiem na całe zło ostatnich dziesięcioleci, lecz na pewno zasługiwała na kredyt zaufania. Obecnie, niestety, ich wiarygodność kredytowa pogarsza się z każdym miesiącem i nic nie wskazuje na to, by trend miał się zmienić.

 

Marek Kormański

 

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-in-unitate-vis/feed/ 3 24614
Kormański: Jesteś tego warta? https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-jestes-tego-warta/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-jestes-tego-warta/#respond Sun, 29 Sep 2019 22:28:18 +0000 http://46.101.235.190/?p=24612 Kolejny tekst o wyborach… Ale jak nie pisać teraz o wyborach, skoro, przynajmniej w teorii, decydują one o losach naszego państwa? Ponadto, jest to jeden z nielicznych momentów, w którym obywatele wykazują choć trochę zbiorowego ducha i przynajmniej część z nich chce zrobić coś, co w ich mniemaniu ma przyczynić się do pomnożenia dobrobytu i praworządności w naszym społeczeństwie. Nie zmienia to jednak faktu, że dla wielu ludzi wybory nie polegają na wybieraniu najlepszych kandydatów do rządzenia państwem, ale tych, którzy dadzą więcej lub dopuszczą do koryta jak największą ilość „swoich”. Ponadto, niska frekwencja, która na wyborach parlamentarnych nigdy nie przekroczyła 65%, świadczy o niesłabnącej bierności naszego narodu w sprawach politycznych, tępionej z całą stanowczością już od początków dwudziestego wieku m.in. przez Romana Dmowskiego.

Dzisiaj jednak, po stu latach, jest ona dodatkowo karmiona przez mentalność ukształtowaną w nas przez lata oglądania… reklam. Tak, reklam. Na całe nasze życie polityczne rozciągnęliśmy jakże wygodną dla nas retorykę marketingowców. Oczekujemy legislacyjnego „szamponu idealnego”, którego jesteśmy warci – a więc takiej ustawy, która ogarnie za nas każdy trudny temat. Nie oczekujemy od rządzących, że przedstawią i wdrożą rozwiązanie, które będzie dla naszego państwa najlepsze w konkretnym czasie i sytuacji gospodarczej czy geopolitycznej. Nie, my pragniemy koncepcji IDEALNEJ, bez wad i poświęceń. Nie interesuje nas dochodzenie do dobrobytu przez wyrzeczenia ani do rozwiązania przez żmudne, długie dyskusje i badania. My pragniemy łatwego, natychmiastowego panaceum. Skoro istnieje perfekcyjna receptura dla moich paznokci, to dlaczego nie miałaby istnieć perfekcyjna receptura dla służby zdrowia czy edukacji? Wystarczy poszukać odpowiedniej marki. A jeśli zawiedzie? No cóż, za 4 lata pójdziemy do innego sklepu, bez chwili refleksji nad konsekwencjami naszego postępowania.

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

 

Marek Kormański

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-jestes-tego-warta/feed/ 0 24612
Kormański: Mentalność kadencyjna https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-mentalnosc-kadencyjna/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-mentalnosc-kadencyjna/#respond Thu, 20 Jun 2019 19:25:15 +0000 http://46.101.235.190/?p=24395 Kolejne wybory za nami. Kolejne niekończące się analizy, które mają wyjaśnić Suwerenowi kto wygrał, po co wygrał, dlaczego wygrał, dlaczego nie powinien wygrać i co będzie dalej. Kolejne tony makulatury, które będą zaśmiecać kraj jeszcze pewnie przez dobre kilka tygodni. Gdy już otrząśniemy się z eurowyborczej gorączki, znowu zostanie nam zaserwowana potężna dawka obietnic okraszona wspaniałymi, patetycznymi zdaniami, które zwykłego obywatela poderwą do pracy dla dobra Ojczyzny. Oczywiście nie będzie chodziło o wzięcie odpowiedzialności przynajmniej za naszą lokalną społeczność, ale oddanie głosu na jakiegoś „Męża Stanu”, który bardzo wygodnie ogarnie wszystkie sprawy za nas.

Chyba już całe społeczeństwo wpadło w ten rytm: huczna kampania, wybory, powyborcza euforia/depresja, chwalenie/krytykowanie rządu, a tuż za rogiem kolejne wybory: samorządowe, prezydenckie, brukselskie, parlamentarne… Przywykliśmy odmierzać czas w kadencjach, nawet jeśli nastąpiło to nieświadomie. Pokazuje to chociażby ostatni strajk nauczycieli. Nie zamierzam w tym tekście opowiadać się po którejkolwiek ze stron, ale pragnę zwrócić uwagę na jeden aspekt tego strajku: absolutną krótkowzroczność wszystkich zaangażowanych.

Podejrzewam, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ważnym wydarzeniem był strajk nauczycieli. Nigdy w historii najnowszej Polski nie dochodziło do wydarzeń tego rodzaju na taką skalę. Niestety, wybrano niefortunny termin – tuż przed egzaminami. Liczono zapewne, że rząd ugnie się przed żądaniami i wszyscy będą zadowoleni. Co ciekawe, rząd nie ugiął się i egzaminy się odbyły prawie bez przeszkód, co z kolei postawiło nauczycieli w bardzo niekorzystnym świetle: jako tych, którzy nie tylko nie pomagają w edukacji młodych pokoleń, ale wręcz rzucają im kłody pod nogi w jednym z najważniejszych momentów w ich szkolnym życiu. Obydwie strony zachowały się karygodnie: rząd nie robił praktycznie nic, aby załagodzić sytuację, a nauczyciele narazili uczniów (a co za tym idzie rodziców) na dodatkowy stres. Do tego należy dodać jeszcze stronę trzecią: społeczeństwo, a zwłaszcza rodziców. Wielu z nich wsparło nauczycieli w ich dążeniach, ale była równie duża grupa osób, która, często bez ogródek, wyrażała swoją negatywną opinię w tej kwestii. Po 3 tygodniach strajk zawieszono.

Wszystkie trzy strony nie zdały egzaminu: nauczyciele powinni wybrać inny termin, rząd powinien reagować, społeczeństwo nie powinno eskalować konfliktu. Dlaczego stało się dokładnie na odwrót? Bo niewiele osób spośród tych trzech grup myślało w horyzoncie dalszym niż kolejne pół roku. Zła opinia o obecnym rządzie i nauczycielach nie przeminie po październikowych wyborach. To wydarzenie zostanie zapamiętane i będzie mieć swoje konsekwencje w przyszłości.

Nauczyciele zapewne spodziewali się większego poparcia społecznego i szybkiego zamilknięcia negatywnych głosów. W mojej opinii niestety się przeliczyli. Rząd miał nadzieję, że uda się przekonać przyszłych wyborców, że ten strajk ma podłoże czysto polityczne i jest bezpodstawny w świetle „rewolucyjnych” propozycji przedstawianych w Radzie Dialogu Społecznego. Tutaj również plan nie do końca się sprawdził. Rodzice, którzy musieli brać wolne, by zaopiekować się dziećmi na pewno nie byli z tego faktu zadowoleni i ich narzekanie było w pełni usprawiedliwione, jednak czy pomyśleli, że za kilka lub kilkanaście lat ich pociechy powinny podejść do matury i powinny zostać do tego egzaminu przygotowane? A czy pomyśleli, że może nie będzie wykwalifikowanych osób, by to zrobić? Kilka dni temu przeczytałem, że już teraz, w 2019 roku, na samym Mazowszu potrzeba około 2 tysięcy nauczycieli. Zapewne ma to związek z finalizacją zmiany systemu edukacji, jednakże nie ma jakichkolwiek gwarancji na to, że za kilka lat będą chętne osoby, aby uzupełnić wakaty w ustabilizowanym już systemie. Przecież nauczyciele to nie jest kasta. To normalna praca, którą można zmienić tak, jak każdą inną, a w tym roku okazało się, że nauczyciele nie tylko nie mają wielkich perspektyw na realne zwiększenie budżetu domowego – przestali być szanowani, a nawet potrzebni. Przecież egzaminy przebiegły sprawnie pod okiem strażaków i leśników, a tym, że uczniowie stracili trzy tygodnie edukacji, nikt się specjalnie nie przejmuje, wręcz o tym nie wspomina. Jak w tej sytuacji mają znaleźć się osoby chętne do pracy w tym zawodzie, skoro nie jest on już w żaden sposób atrakcyjny? 

Na koniec chciałbym podkreślić, że nie chodzi tutaj o wyeksponowanie problemu konkretnej grupy społecznej, gdyż nie jest to jedyna ważna kwestia wymagająca rozwiązania. O wiele istotniejsze jest to, że kadencyjny sposób odmierzania czasu, charakterystyczny dla każdej demokracji, wpłynął na nas do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie, jako społeczeństwo, myśleć w szerszej perspektywie. Skupiamy się na sondażykach i terminach, zapominając, że życie toczy się według zupełnie innego rytmu.

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

 

Marek Kormański

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-mentalnosc-kadencyjna/feed/ 0 24395
Kormański: Pop-legitymizm https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-pop-legitymizm/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-pop-legitymizm/#respond Wed, 20 Feb 2019 06:00:09 +0000 http://46.101.235.190/?p=23982 LEGITYMIZM (franc. légitimité, hiszp. i portug. legitimismo, wł. legittimismo, niem. Legitimismus, ang.Legitimism) — zasada prawowitości dynastycznej, wywiedziona z fundamentalnej normy chrześcijańskiej teologii politycznej o pochodzeniu władzy z woli Bożej, określająca porządek sukcesji naturalnej w monarchii dziedzicznej, obserwowany według reguł prawa zwyczajowego, wykształconych w tradycji danego królestwa.

 

Taką definicję legitymizmu podaje prof. Jacek Bartyzel w Encyklopedii Białych Plam. W obecnej sytuacji, w której większością Europy trzęsą lewicowe kliki, jest to pogląd spychany na największy margines. Czerwoni, z oczywistych względów, brzydzą się monarchią realną, nie fasadowo-cukierkową, i drżą na myśl, że mogłaby powrócić na Stary Kontynent. Jednakże, monarchia jako tylko ustrój państwa nie jest największym policzkiem, jaki można wymierzyć lewackim utopistom. Jest nim legitymizm – głos wołającego na puszczy o moralność w polityce. Głos żądający uznania Boskiego źródła każdej władzy i negujący siłę jako jej podstawę.

Dzisiaj, po 50 latach religijno-obyczajowej bonanzy, legitymizm wydaje się pasować do „współczesnego człowieka” równie dobrze jak torebka Gucciego do Koziołka Matołka. W krajach, gdzie więzi z monarchią są od dawna zerwane na skutek zaszłości historycznych, nawet najbardziej „konserwatywni” przedstawiciele prawicy (poza hermetycznymi grupkami) nie wypowiadają się o monarchii jako o możliwej do zaprowadzenia formie rządów – co najwyżej pięknie opisują „stare dobre czasy” przy okazji kolejnych rocznic związanych z dawnymi władcami lub ich czynami. Monarchia dla nich jest jak piękny obraz, który trzeba chwalić, bo jest jednym z najdoskonalszych w galerii, być może nawet najkunsztowniejszym ze wszystkich, ale bezsensem dla nich byłoby przebudowywać całą galerię na wzór tego malowidła.

Jednakże, co ciekawe, idea legitymizmu ostatnio odżywa w dość osobliwym środowisku: kulturze popularnej. Ścieżki przetarł J.R.R. Tolkien i jego Władca Pierścieni, któremu ogromną popularność przyniosła ekranizacja tej trylogii. Postać Aragorna jest uosobieniem idei legitymizmu – bez względu na to, po którym kraju się tuła i jak podchodzi do swojego pochodzenia, król jest królem i ma prawo żądać dla siebie tronu. Ponadto, przez okazanie szacunku wobec prawowitego spadkobiercy, na królestwo przyjdą lata chwały i dostatku. Ostatnimi czasy, tym razem na małym ekranie, niepodzielnie króluje Gra o Tron. W przeciwieństwie do Tolkiena, George R.R. Martin, autor książek, na których oparty jest serial, nie identyfikuje się zbytnio z Kościołem, dlatego też na kartach jego sagi, jak i w samym serialu, pojawia się wiele scen balansujących na krawędzi dobrego smaku. Jednakże, główną osią show nie są łóżkowe wyczyny Lannisterów czy Tyrellów, lecz tytułowa gra o Żelazny Tron, który znajduje się w Królewskiej Przystani, a który jest symbolem władzy nad Siedmioma Królestwami Westeros. Zaiste, jest to gra, gdyż serial ukazuje ów fantastyczno-średniowieczny świat w chaosie. Kilka rodów oficjalnie wysuwa roszczenia a nieoficjalnie usiłuje zgładzić lub zdezawuować rywali. Co ciekawe, praktycznie żaden pretendent publicznie (a często i prywatnie) nie podaje argumentu siły bądź bogactwa, które miałyby zapewnić mu tron. Zazwyczaj uzasadnienie ich żądań jest związane właśnie z pochodzeniem (lub jego braku u innych konkurentów), a więc z gruntu rzeczy legitymistyczne.

Warto odnotować fakt, że na  fali globalnej popularności serialu, dyskusje o tym, kto w końcu zostanie władcą Westeros, wyszły poza internetowe fora czy tematyczne kawiarnie. O słuszności roszczeń do Żelaznego Tronu (a więc kwestię stanowiącą o istocie legitymizmu) rozprawiano w tak znanych i poważanych mediach jak The Independent[1] czy BBC[2].

Oczywiście mam świadomość, że świat wykreowany przez G. R.R. Martina jest fantastyczny i jego fani również nie są fanami ze względu na jego realizm czy legitymizm. Jednakowoż, autor sam przyznał, że inspiracją dla tworzenia tak kompletnego świata był J.R.R. Tolkien i nie ukrywał, że widział w jego twórczości odbicie świata realnego. Ponadto, skoro poprzez oswajanie społeczeństwa z innością poprzez różnego rodzaju środki, lobby spod znaku LGBTQXYZ ma nadzieję przepchnąć prawa mające ustawić świat według ich tęczowego widzimisię, nie widzę powodu, by nie cieszyć się z faktu, że legitymizm, nawet w takiej zakamuflowanej i surowej formie, jest obecnie trendy.

Ceterum censeo Unionem Europeam delendam esse.


Marek Kormański

 


[1] https://www.independent.co.uk/arts-entertainment/tv/news/game-of-thrones-season-7-8-who-has-the-strongest-claim-to-the-iron-throne-jon-snow-gendry-baratheon-a7883956.html

 

[2] https://www.bbc.com/news/entertainment-arts-40972990

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-pop-legitymizm/feed/ 0 23982
Kormański: Po wyborach AD 2018 https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-po-wyborach-ad-2018/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-po-wyborach-ad-2018/#respond Thu, 25 Oct 2018 22:47:38 +0000 http://46.101.235.190/?p=23670 W minioną niedzielę odbyła się cykliczna hucpa organizowana z publicznych pieniędzy. Tak jak zawsze była ona poprzedzona systematycznym zaśmiecaniem placów miejskich, chodników, płotów i bilboardów fotografiami marzących dostać się do koryta patryjotów. Oczywiście znów usłyszeliśmy jaka Polska jest piękna i wspaniała, ale ile w niej można jeszcze zrobić! (Oczywiście pod warunkiem, że ten czy inny dostanie się do koryta.) Jako iż w tym roku owa szopka wyjątkowo mnie zirytowała, postanowiłem dołożyć swoją łyżkę dziegciu do beczki demokratycznego miodu. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną ze słabości tego systemu, która kultywuje jednocześnie jedną z naszych narodowych przywar – bierność.

Paradoksalnie, osobą która ze szczególną pasją piętnowała ową wadę był nie kto inny jak Roman Dmowski w jednej ze swoich najsłynniejszych książek, Myśli nowoczesnego Polaka. Poruszył w niej wiele istotnych kwestii, jednak osią jego dzieła jest charakterystyka oraz bezlitosna krytyka bierności, którą uważał za główną przyczynę fatalnej sytuacji Polski przed i w trakcie rozbiorów. Co ciekawe, Dmowski w tej samej pracy zaprezentował się jako bezwzględny zwolennik ustroju demokratycznego; jego upowszechnienie uznał za jeden z przejawów postępu cywilizacyjnego.

Jednakże, ten sam ustrój, który Dmowski jak i cały nurt zwany nacjonalizmem tak wysoko ceni, utwierdza Polaków w narodowej bierności. Zmienił się oczywiście kontekst historyczny – Dmowski piętnował bierność w działaniu na rzecz sprawy polskiej, która często prowadziła do ugodowości czy wręcz kolaboracji z zaborcą. Dzisiejsza bierność, wypływająca z gloryfikowania demokracji na każdym szczeblu oraz rozpowszechnianiu hasła „wybory – obywatelski obowiązek”, nie zagraża w tak ogromnym stopniu istnieniu polskiego bytu państwowego, lecz ma również poważne konsekwencje: podświadomie sami sobie wpajamy, że na co dzień nie jesteśmy tak naprawdę odpowiedzialni nawet za naszą najbliższą okolicę. Przecież raz na cztery lata wypełniamy „obywatelski obowiązek” i wybieramy kogoś, kto ogarnia temat za nas. Jeśli ogarnia dobrze – wybieramy go znowu. Jeśli nie ogarnia ­– wybieramy innego, chyba że ten poprzedni zaproponuje ciekawe benefity. Jakakolwiek „praca u podstaw” promowana przez Dmowskiego, która miałaby „budzić ducha narodu” nie ma racji bytu w takim środowisku. Ponadto, ograniczenie zainteresowania własną okolicą do zaznaczenia krzyżyka na karcie do głosowania może przełożyć się na taką samą postawę odnośnie całego kraju, a to natomiast może doprowadzić do sytuacji, w której, jak u Orwella czy Huxleya, nieliczni będą bez problemu sterować ogromnymi masami obojętnych obywateli.

Oczywiście, nie twierdzę, że każdy polityk jest łasym na kasę obibokiem, a każdy wyborca – leniwym ignorantem. Jednakże byłoby przejawem ogromnej ignorancji uważać, że takich ludzi w naszym narodzie nie ma. Oni są i będą dopóki chodzenie na wybory będzie utożsamiane z troską o kraj oraz z jakimś wielkim aktem wpływającym w znacznej mierze na losy państwa. Za niecały miesiąc usłyszymy wiele wspaniałych słów o ludziach, którzy dźwignęli z niewoli nasz kraj. Jednakże nie zrobili oni tego wypinając pierś przy urnach wyborczych, tylko poświęcając się na wszelakie sposoby dla dobra Ojczyzny: oddając Jej swój czas – by apelować za granicą o pomoc, pieniądze – by uzbroić armię, czy wreszcie życie – by inni mogli żyć w wolnym kraju. Udział w wyborach czy plebiscytach był dopełnieniem, a nie istotą ich starań o wolną Polskę.

Czy zatem obecne (jak i kolejne) wybory należałoby zbojkotować? Nie, nie można udawać, że żyjemy gdzie indziej niż w Europie doby XXI wieku. Europie, która coraz mocniej wyrywa swe własne korzenie. Nie można pozwolić na to, by w imię górnolotnych idei do władzy doszli ludzie, którzy przyłożą rękę do dzieła zniszczenia. Należałoby raczej zacząć uświadamiać ludzi, że wrzucenie kartki z krzyżykiem nie jest „aktem najwyższego poświęcenia” dla Polski, chociaż, biorąc pod uwagę jak niewiele naród nasz zmienił się od chwili publikacji Myśli nowoczesnego Polaka, efekt takich działań byłby raczej mizerny.

 

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

 

Marek Kormański

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-po-wyborach-ad-2018/feed/ 0 23670
Kormański: Szach mat, konserwy! https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-szach-mat-konserwy/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-szach-mat-konserwy/#respond Fri, 20 Oct 2017 04:43:49 +0000 http://46.101.235.190/?p=21521 Swego czasu poznałem jedną z najważniejszych zasad rządzących królewską grą: Pozycja nie taka jest, jaka jest, ale jest taka, jaka ma być. Na pierwszy rzut oka owa reguła zdaje się być bełkotem wyjętym wprost z brukselskiego parlamentu, jednak po analizie tego zdania można dojść do zgoła odmiennego wniosku. Co więcej, można ją z powodzeniem zastosować w życiu codziennym.

Najlepiej wyjaśnić tę zasadę na przykładzie. Jeśli białe w pierwszym posunięciu decydują się na posunięcie pionka d2d4, to nie po to, by tam stał jak ekolodzy przy rzadkim gatunku sosny, ale ma to swój cel. Być może gracz ma zamiar szybko przejąć kontrolę nad centrum lub otworzyć diagonalę dla czarnopolowego gońca – to wie tylko on. Pewne jest jednak, że posuwa się tak, a nie inaczej, bo ma jakiś plan. Jeśli przeciwnik przewidzi jaka będzie pozycja, którą zaczął wyprowadzać biały gracz w pierwszym ruchu – będzie mógł go łatwo pokonać. Jednakże, im dłużej przeciwnik będzie patrzyć tylko na aktualną pozycję na szachownicy, nie starając się przewidzieć kolejnych posunięć – wówczas to on przegra.

Co ciekawe, właśnie tę zasadę z powodzeniem wykorzystują wszelakiej maści libertyni w partiach rozgrywanych z konserwatystami, twierdząc, że pozycja właśnie jest taka, jaka jest i nie ruszą się z niej ani na krok. Weźmy na przykład homoseksualistów. Swoje działania zawsze zaczynają od haseł typu: „Chcemy tylko i wyłącznie poszanowania praw osób o orientacji homoseksualnej jako istnień ludzkich; nie chodzi nam wcale o zrównanie praw osób hetero- i homoseksualnych.” Bzdura! To tylko etap w strategii oswajania społeczeństwa z homoseksualizmem. Następne posunięcie to: „Nie chodzi nam o możliwość adoptowania dzieci oraz zrównania związku osób homoseksualnych z prawdziwą rodziną. Chodzi tylko o uznanie prawa do sformalizowania związku.” Gdy już naiwny konserwatysta pozwoli na wykonanie takiego posunięcia, homoseksualiści podnoszą właśnie kwestie adopcji, itd.

Podobny schemat można zaobserwować w kwestii aborcji. Raczej nikt nie próbuje przeforsować „aborcji totalnej” podczas pierwszych prób zmiany prawa w tym zakresie. Zaczyna się raczej od zagadnień takich jak aborcja dzieci poczętych w wyniku gwałtu, czy z wrodzonymi, nieuleczalnymi chorobami. Gdy konserwatyści połkną haczyk i przyjmą ten gambit, następuje szybka seria posunięć w centrum z serii „aborcja to prawo kobiety, bo dziecko jest w jej brzuchu” osłanianych przez ciężkie figury „mężczyźni niech się odwalą od naszych macic” oraz „zapyziały katolstan”.

Po kilku takich „zmianach pozycji” nie da się już poznać danego społeczeństwa, jak to jest w przypadku Holandii czy Francji, bo takimi krótkimi, szybkimi posunięciami pokonuje się ogromne odległości. W ten sposób ze społeczeństw opartych na pewnych wspólnych wartościach powstają społeczeństwa duszące się czadem politycznej poprawności i relatywizmu.

Dlaczego ta strategia jest tak efektywna? Przedstawia ona bardzo piękną wizję: „My szanujemy wspólne wartości Narodu, chcemy jedynie uszanowania naszej odrębności, do której mamy prawo; wcale nie zamierzamy wartości większości wyśmiewać, czy zmieniać – chcemy po prostu stworzyć sobie swoisty „azyl prawny”, w którym nie będziemy czuli się dyskryminowani.” Tak utopijna perspektywa może wydawać się atrakcyjna nawet dla osób, które uważają się za ultrakonserwatystów. Trzeba jednak pamiętać, że dopóki członkowie szeroko pojętego ruchu konserwatywnego będą patrzeć tylko na aktualną pozycję libertynów, nie przewidując, w jaki sposób ją rozwiną, będą oni jak ten przeciwnik białego gracza – skazani na porażkę.

Ceterum censeo Unionem Europaeam delendam esse.

 

 

Marek Kormański

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-szach-mat-konserwy/feed/ 0 21521
Kormański: Kardynał Alojzije (Alojzy) Stepinac – za Boga i Ojczyznę https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-kardynal-alojzije-alojzy-stepinac-za-boga-i-ojczyzne/ https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-kardynal-alojzije-alojzy-stepinac-za-boga-i-ojczyzne/#comments Fri, 26 May 2017 03:16:07 +0000 http://46.101.235.190/?p=20772 Gdyby zapytać mieszkańców krajów znajdujących się niegdyś za żelazną kurtyną o katolickiego duchownego represjonowanego przez komunistów, na pewno padłoby nazwisko kard. Wyszyńskiego, czy też kard. Mindszenty’ego. W ich cieniu po dziś dzień pozostaje hierarcha z kraju „socjalizmu o ludzkiej twarzy” – Jugosławii. Alojzije (Alojzy) Stepinac, arcybiskup Zagrzebu a później kardynał, mimo iż nieznany, doświadczył cierpień nie mniejszych niż inni purpuraci.

W jego ojczyźnie komuniści przez lata usiłowali oderwać umysły i serca katolików od papieża. Korzystali ze wszystkich dostępnych środków, by nadszarpnąć jedność Kościoła: były obietnice i groźby, przekupstwa i morderstwa, podstępy i tortury – wszystko to okazało się jednak daremne.

Centralna kwestia w tej sieci powiązań między Jugosławią i innymi krajami satelickimi a Moskwą była niezmiennie taka sama: komunistyczna teoria, wedle której państwo nie może pozwalać na działanie jakichkolwiek „obcych sił” na swoim terytorium (nawet takich jak Kościół Katolicki). Największą skazę na tym utopijnym, komunistycznym obrazku stanowiły mocne więzi lokalnych Kościołów z papieżem w Rzymie.

W tym kontekście na scenie historii pojawia się Alojzy Stepinac: człowiek, który nie wahał się zrugać rząd za to, że miesza się w sprawy Kościoła, który odpowiada tylko przed Następcą św. Piotra.

W Jugosławii Tito, tej Jugosławii, gdzie komunizm miał „ludzką twarz”, Arcybiskup Stepinac został aresztowany, skazany podczas żałosnego procesu pokazowego, uwięziony i przetrzymywany aż do śmierci – wszystko przez to, iż jego odpowiedzią na wszystkie komunistyczne zabiegi było stanowcze „Nie!” Powiedział „nie” na atrakcyjne propozycje, a następnie potwierdził swoje „nie” w obliczu groźby przemocy.

„Moje sumienie jest spokojne i czyste. Jeśli mnie skażecie, historia mnie uniewinni” powiedział podczas godnego pożałowania procesu.

W sobotę, 3 października 1998 roku, historia oczyściła duchownego ze wszystkich zarzutów: wtedy to Następca św. Piotra beatyfikował Chorwata, który był gotowy oddać życie jako orędownik praw katolików zarówno w Chorwacji, jak i za granicą.

Alojzy Stepinac pochodził z chłopskiej rodziny. Urodził się w wiosce Brezarić koło Krašica 8 maja 1898 roku. Był ósmym z dwunastki dzieci, a jego matka zawsze modliła się, żeby pewnego dnia mógł zostać księdzem. Jednak jej charakterny chłopak nie mógł od razu pójść tą drogą. W 1916 roku Stepinac został zapisany do austro-węgierskiej armii i walczył na froncie włoskim, dopóki nie został wzięty do niewoli. W 1919 roku został zwolniony i powrócił do życia w cywilu, ale odłożył plany o kapłaństwie, by studiować rolnictwo na Uniwersytecie w Zagrzebiu. Dopiero sześć lat później Stepinac zdecydował się zostać księdzem i udał się do Rzymu na studia. Został wyświęcony po sześciu latach, 26 października 1930 roku.

Młody ksiądz powrócił do Zagrzebia w lipcu 1931 roku z tytułami doktora teologii i filozofii, i został sekretarzem arcybiskupa Zagrzebia, Antuna Bauera. Wkrótce potem został nominowany koadiutorem hierarchy. Po tej nominacji Stepinac oświadczył: „Kocham mój chorwacki lud i dla jego pożytku jestem gotowy oddać wszystko, tak jak jestem gotowy oddać wszystko za Kościół Katolicki.” Odpowiadając na wiele pokrzepiających wiadomości, Stepinac „był szczerze wdzięczny za wszystkie gratulacje”, lecz powiedział, że nie podchodził z entuzjazmem do nominacji, ponieważ był to dla niego zbyt ciężki krzyż. Jednak Pan miał w swym zamyśle przygotowany nawet cięższy krzyż i po śmierci abpa Bauera 7 grudnia 1937 roku Stepinac został Arcybiskupem Zagrzebia. Jego biskupie motto brzmiało: In te, Domine, speravi (Tobie, Panu, zaufałem).

Jako Arcybiskup Stepinac był zdeklarowanym obrońcą Wiary Katolickiej. Krytykował zwłaszcza protestantyzm, stwierdzając w przemowie z 1938 roku, że „Kościół Katolicki był największą siłą cywilizującą w ludzkiej historii” i łajał tych, którzy chcieli pozbawić Kościół jakiegokolwiek wpływu na życie publiczne. O reformacji mówił jako o „deformacji”, a Lutra uznawał za fałszywego proroka, który „zniszczył zasady prawomocnej władzy nadanej przez Pana”. Następnie obwinił protestantyzm za „piekło, które przeżywa obecnie społeczność ludzka” i stwierdził, że otworzył on drogę do „anarchii we wszystkich przejawach życia ludzkiego”.

Podczas II Wojny Światowej poświęcił się całkowicie obronie praw człowieka, zarówno świeckich jak i religijnych, głównie w Królestwie Jugosławii, a szczególnie w Niepodległym Państwie Chorwackim. Pomimo nazistowskiej okupacji, nie bał się publicznie i odważnie bronić praw prześladowanych. Jego drzwi były zawsze otwarte, nie tylko dla Chorwatów, lecz także dla Żydów, Serbów i Słoweńców, którzy potrzebowali jego pomocy. Arcybiskup najbardziej pragnął tego, żeby Chorwacja pozostała krajem Boga.

W maju 1943 roku otwarcie skrytykował nazistów i w konsekwencji Niemcy i Włosi zażądali złożenia go z urzędu. Papież Pius XII odmówił, ale ostrzegł abpa Stepinaca, że jego życie jest w niebezpieczeństwie. W lipcu 1943 roku, BBC i the Voice of America zaczęły nadawać kazania abpa Stepinaca w okupowanej Europie, a BBC opatrzyło komentarzem krytykę Arcybiskupa względem reżimu ustaszy.

Był na celowniku nie tylko faszystów: 17 maja 1945 roku, dziewięć dni po tym jak komuniści doszli do władzy, został aresztowany. Jednakże dwa tygodnie później został wypuszczony na wolność i wrócił do poprzedniego trybu życia, aż do nieudanego zamachu na jego życie w listopadzie tego samego roku, który zmusił go do zaprzestania wizyt pastoralnych poza Zagrzebiem.

Sama wojna w końcu się skończyła, lecz oddanie Arcybiskupa Stepinaca Prawdzie i ludzkości przysporzyło mu potężnych wrogów. Wcześnie rano pewnego wrześniowego dnia, gdy Arcybiskup ubierał się do Mszy, został aresztowany i wrzucony do więzienia w oczekiwaniu na proces. Sam proces, który rozpoczął się 30 września 1946 roku, został potem określony jako żałosna farsa, ale w tamtych czasach kwestia jego ważności nie była dyskutowana. Został „uznany za winnego” współpracy z nazistami i został skazany 11 października 1946 roku na szesnaście lat więzienia i utratę wszystkich cywilnych i politycznych praw na pięć lat.  Z więzienia nadal grzmiał przeciwko manipulacjom w Kościele dokonywanym przez państwo. Spędził pierwsze pięć lat w więzieniu Lepoglava, a w 1951 roku rząd Tito uwolnił go, co było jednym z warunków, które Jugosławia musiała spełnić, by uzyskać amerykańską pomoc, lecz działalność duchownego została ograniczona do wioski Krašić.

Pomimo że rząd zabronił Arcybiskupowi Stepinacowi podejmowania swoich obowiązków, został on mianowany kardynałem przez papieża Piusa XII 12 stycznia 1953 roku. W tym samym roku zdiagnozowano u kardynała nadkrwistość, rzadką chorobę krwi, objawiającą się zwiększoną liczbą czerwonych krwinek, co dawało mu powód do żartu: „Cierpię na nadmiar czerwonych.”

10 lutego 1960 roku, w wieku 61 lat, kard. Stepinac zmarł w wyniku zakrzepicy. Jako że choroba została wywołana powikłaniami po chorobach przeżytych podczas pobytu w więzieniu za rzekome zbrodnie, wielu katolików nazywa go męczennikiem. 13 lutego został pochowany za głównym ołtarzem katedry w Zagrzebiu. Papież Pius XII oświadczył: „Ten chorwacki Kardynał był najważniejszym duchownym Kościoła Katolickiego.”

W 1985 roku oskarżyciel w procesie duchownego, Jakov Blažević, publicznie przyznał, że proces był od początku do końca ustawiony i że kard. Stepinac był oskarżony tylko z tego powodu, iż nie zgodził się na naruszenie tysiącletnich więzi między Chorwatami a Kościołem Rzymskokatolickim. Kardynał Spelmann pewnego razu stwierdził: „Jedyną rzecz, której winny był Kardynał Stepinac, była miłość Boga i swojej ojczyzny.”

3 października 1998 roku w miasteczku Marija Bistrica papież Jan Paweł II beatyfikował Kardynała Stepinaca. Wyraził się o nim jako o jednej ze znamienitych postaci Kościoła Katolickiego. Nawet Ljubomir Ranković, diakon serbskiego Kościoła prawosławnego, poparł beatyfikację: „Jako istota ludzka i jako ksiądz chcę wyrazić mój podziw dla tego czynu.” Na ceremonii byli obecni również wybitni członkowie społeczności żydowskiej, którzy potwierdzili ofiarność, z jaką duchowny niósł im pomoc podczas wojny.

Bez wątpienia bł. Kardynał Alojzy Stepinac jest jednym z największych chorwackich patriotów dwudziestego wieku.

 

Marek Kormański

 

 

Źródło: http://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/3026-catholic-heroes-cardinal-aloysius-stepinac

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/kormanski-kardynal-alojzije-alojzy-stepinac-za-boga-i-ojczyzne/feed/ 1 20772
List Giovanniniego Guareschiego do Don Camilla https://myslkonserwatywna.pl/list-giovanniniego-guareschiego-do-don-camilla/ https://myslkonserwatywna.pl/list-giovanniniego-guareschiego-do-don-camilla/#comments Fri, 28 Apr 2017 06:38:15 +0000 http://46.101.235.190/?p=20675 Poniżej przedstawiamy tłumaczenie listu napisanego przez Giovanniniego Guareschiego do stworzonej przez siebie postaci, wiejskiego księdza don Camillo, opublikowanego w czasopiśmie Il Borghese 19 maja 1966 roku.

M. Kormański

 

Drogi Don Camillo!

Wiem, że masz kłopoty ze swoim nowym biskupem, który nakazał zniszczyć ołtarz w Twoim kościele parafialnym i zastąpić go słynnym już stolikiem, odstawiając Twojego ukochanego Chrystusa Ukrzyżowanego do kruchty, tak że wierni podczas modlitwy w kościele pokazują Mu plecy.

Wiem również, że zeszłej niedzieli po odprawieniu nowej Mszy, pojechałeś potajemnie odprawić liturgię po łacinie w starej, lecz doskonale zadbanej kaplicy prywatnej Twojego przyjaciela Perlettiego.

Teraz szefostwo Democrazia Christiana przydzieliło Ci wtyczkę i, po otrzymaniu od biskupa solidnej reprymendy, zostałeś zaszufladkowany w kurii jako ksiądz „wywrotowy”.

Czcigodny Księże, oznacza to, że nie zrozumiałeś nic. Tak naprawdę to słuszne, że Twój Ukrzyżowany już się nie znajduje nad ołtarzem. On ucieleśnia ekstremizm. Chrystus był partyzantem, faszystą, a jego „z Bogiem lub przeciwko Bogu” nie jest niczym innym jak tylko kalką niesławnego „z nami lub przeciwko nam”, przywodzące na myśl Mussoliniego.

Czyż nie zachowywał się jak faszysta, kiedy zadawał razy kupcom w świątyni? Stronniczość, nieustępliwość, ekstremizm zawiodły Go na krzyż, a gdyby tylko wybrał demokratyczną drogę ustępstw, mógłby z całą pewnością dojść do porozumienia ze swoimi przeciwnikami.

Don Camillo, nie zdajesz sobie sprawy, że jesteśmy w roku 1966. Statki kosmiczne przemierzają kosmos, odkrywając wszechświat i religia chrześcijańska nie przystaje już do rzeczywistości. Chrystus chciał się urodzić na Ziemi i o ile kiedyś ignorancja i przesądy uczyniły z Ziemi centrum, czy wręcz istotę wszechświata, dzisiaj – w dobie tak intensywnych badań kosmosu i odkryć nowych światów, żeby mógł spełniać swoją tradycyjną funkcję, Chrystus stał się lokalnym fenomenem. Fenomenem, który, jak ustanowił uroczyście Sobór, może ulec przemianom.

Dla Księdza beatnicy, hipisi są grupą śmiesznych, wręcz żałosnych ludzi, których należałoby wysłać do fryzjera, a ich partnerki z sukienkami z trudem zakrywającymi pachwiny uważa Ksiądz za latawice, dla których należałoby powołać policję obyczajową. Natomiast w Rzymie dla tych hipisów i tych latawic Najwyższe Władze Kościelne zorganizowały specjalną Mszę, Msze beatową, na której grały i krzyczały trzy hipisowskich zespoły.

Pozostał Ksiądz w innym stuleciu. Dzisiaj Kościół dostosowuje się do panujących czasów, przyjmuje nowe technologie. W Ferrarze, w kościele pw. św. Karola Boromeusza, na stoliku, który pełni obecnie funkcję ołtarza, działa maszynka, która rozdaje Komunię. Podczas ofertorium wierni, którzy mają zamiar przystąpić do Komunii, składają ofiarę na talerzu w pobliżu maszynki, naciskają przycisk i Hostia wpada do kielicha, co oznajmia wesoły trel dzwoneczka.

Wyobraź sobie, drogi Księże, że nie jest wykluczone, iż w eksperymentalnych Laboratoriach Watykańskich projektuje się maszynki o wiele bardziej złożone, takie, które po włożeniu monety i naciśnięciu przycisku, wyrzucają z drugiej strony małą pęsetę, w której znajduje się Hostia konsekrowana cyfrowo, którą owe maszyny podają wprost do ust wiernego. Don Camillo, w zeszłym roku zbeształeś mnie, ponieważ w jednej ze scen z domu państwa Bianchi opisałem jak młody, wywrotowy ksiądz don Giacomo spowiadał wiernych przez telefon, a zamiast pójść pobłogosławić domostwa, wysyłał rodzinom buteleczki z wodą święconą w spreju. Powiedziałeś mi, że w takich sprawach się nie żartuje!

Tu dochodzimy do inicjatywy Najwyższych Władz Kościelnych. Nie minie wiele czasu od wprowadzenia telefonicznej spowiedzi do momentu, w którym wierny, który pragnie przyjąć Komunię Świętą, otrzyma listem poleconym konsekrowaną Hostię, którą będzie mógł spożyć wygodnie w domu za pomocą specjalnej, poświęconej pęsety wprost z „działu mechanicznego” parafii, by nie dotykać Hostii brudnymi palcami. Niewykluczone, że aby poprawić kiepską frekwencję parafii, proboszcz wydrukuje ulotki informacyjne dotyczące tak rozdawanej Hostii.

Don Camillo, wiem, że obecnie Peppone bardzo często nabija się z Księdza, jednakże ma on racje.

To oczywiste że teraz Peppone nabija się z Ciebie!

Wiem, że nakazał Księdzu usunąć z plebanii prowokacyjny portret Piusa XII „faszystowskiego papieża i wroga ludu”, grożąc zadenuncjowaniem Księdza u biskupa. Peppone ma rację: pozycje się odwróciły i niedużo brakuje, gdy nastanie dzień, w którym sekcja komunistyczna nakaże Księdzu przesunąć godziny nabożeństw, by nie zakłócać „Święta Jedności” odbywającego się na terenach kościelnych.

Don Camillo, jeśli się Ksiądz nie dostosuje i nie przestanie nazywać komunistów bezbożnikami oraz opisywać ich jako wrogów Religii i wolności, Komitet Regionalny Federacji Komunistycznej suspenduje Księdza a divinis.

Ja, który uważnie śledzę poczynania Księdza od dwudziestu lat i z którymi to dziełami tak bardzo czuję się związany, nie chciałbym zobaczyć jak Ksiądz kończy w tak smutny sposób.

Wiem doskonale, że wielu z Księdza parafian, nie tylko starszych, jest za Księdzem, lecz wiem również, że Ksiądz odszedłby w ciszy, po kryjomu, byle tylko uniknąć jakiego bądź incydentu czy dyskusji, która mogłaby narazić na niebezpieczeństwo parafialną trzódkę.

Istotnie,  ogarnia Księdza święte przerażenie na myśl o możliwym podziale między katolikami.

Niestety, ten podział już istnieje.

Wiem, że Księdza to przerazi, ale piszę te słowa z takimi samymi odczuciami.

Proszę pomyśleć, czcigodny Księże, jak cudowna rzecz wydarzyłaby się i jak wiele sił Kościół zaczerpnąłby z tego wydarzenia, gdyby po śmierci „Proboszcza Świata” [Jana XXIII] (który przez swoją dobrotliwość i naiwność tak przysłużył się bezbożnikom) konklawe miało odwagę wybrać na papieża kardynała Mindszenty’ego! Pomijając wszystko inne, był to jedyny właściwy sposób, odważny i męski, by wyswobodzić go z niewoli: gdyby kard. Mindszenty został głową Państwa Watykańskiego, wówczas węgierscy komuniści musieliby pozwolić mu na dotarcie do swojej stolicy. Mając papieża Mindszenty’ego, Sobór funkcjonowałby w sposób bardziej zróżnicowany; Kościół milczący odezwałby się donośnym głosem. Ponadto, Gromyko nie zostałby przyjęty w Watykanie i nie mógłby potęgować nieporozumienia, które, stworzone z naiwności, wprowadziło jeszcze większy chaos w umysłach już zdezorientowanych przez papieża Jana katolików i zaowocowało zdobyciem miliona dwustu tysięcy głosów dla komunistów, co być może da im zwycięstwo w najbliższych wyborach.

Kiedy księża zaczną wyjaśniać zdziecinniałym katoliczkom, że grzechem ciężkim jest tylko głosowanie na liberałów i zwolenników MSI [Movimento Sociale Italiano], rozpocznie się wielkie święto dla komunistów!

Don Camillo, nie obchodzi mnie, czy będziesz krzyczeć ze zgorszenia, ale muszę Księdzu powiedzieć, że nie tylko dla mnie, lecz także dla wielu innych „reakcyjnych” katolików, papież na którego patrzymy jako na świecącą latarnię chrześcijaństwa nie nazywa się Paweł, lecz Józef.

József Mindszenty, papież katolików, którzy czują niesmak, widząc maszynki do rozdawania Hostii, stoliki, które stanęły na miejscu ołtarzy, tabernakula w bocznych kaplicach, Msze „scholkowe”, bratanie się z ekskomunikowanymi bezbożnikami.

Kolejna z przepowiedni Nostradamusa się sprawdziła – kozackie konie napoiły się w kropielnicach Wiecznego Miasta, nawet jeśli chodzi o konie mechaniczne limuzyny Gromyko: nie można wykluczyć, że aby oddać honory Czcigodnemu Gościowi, monisgnor Loris Capovilla napełnił chłodnicę limuzyny Gromyko wodą święconą. Don Camillo, jeśli zbluźniłem, żałuję. Jako pokutę wysłucham sześć razy Ojcze Nasz w wykonaniu Claudio Villa.

Lecz nie martw się, Księże: dyplomacja watykańska pracuje i, grożąc suspensą a divinis, uda się jej zgasić ostatni jaśniejący płomień chrześcijaństwa, zmuszając Mindszenty’ego do przyjęcia posady bibliotekarza w Rzymie.

A może nie. Jeśli Bóg dopomoże.

 

Giovannino Guareschi

tłumaczył Marek Kormański

 

źódło: http://www.unavox.it

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/list-giovanniniego-guareschiego-do-don-camilla/feed/ 1 20675