Aleksandra Solarewicz – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl Tradycja ma przyszłość Tue, 26 Mar 2024 09:34:21 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.3 https://myslkonserwatywna.pl/wp-content/uploads/2020/04/cropped-cross-1-150x150.png Aleksandra Solarewicz – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl 32 32 69120707 Solarewicz: W. Pilecki: „Raporty z Auschwitz” https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-w-pilecki-raporty-z-auschwitz/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-w-pilecki-raporty-z-auschwitz/#respond Tue, 26 Mar 2024 15:24:45 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=34759 Klasyka. Przeczytałam przedtem kilka książek wspomnieniowych dotyczących obozów śmierci i wszystkie, nawet Kossak-Szczucka, pozostawiły we mnie przygnębiające odczucia. „Raporty” Pileckiego nie.

 

Jeśli ktoś z Czytelników przypadkiem nie zna książki, krótko wyjaśniam. Rotmistrz Witold Pilecki trafił do obozu jako ochotnik z misją od polskiego państwa podziemnego, i tam w Auschwitz zorganizował siatkę konspiracyjną. Z obozu, przez ponad 900 dni przekazywał raporty o niemieckim aparacie ludobójczym, które następnie jego współpracownicy podawali na Zachód.  Ta książka jest pisana z punktu widzenia takiego sprawozdawcy. To jest wspaniałe. Jest ona rzeczowym sprawozdaniem z pobytu, niepozbawionym komentarzy emocjonalnych, zgodnie z sytuacją; pod koniec zdarza się, że błyska dowcipem, komentując ucieczki więźniów („dowództwo obozu, znane powszechnie z lotności umysłu…”). Generalnie, patrzy na życie obozowe pod kątem umiejętności przetrwania Polaków, krytycznie ocenia charaktery ludzkie i polskie narodowe wady. Kapitalnie opisuje którąś Wigilię (jeśli dobrze pamiętam), kiedy przemawiali posłowie wrogich sobie stronnictw przedwojennych. Pilecki wzdycha: przed wojną, kto by pomyślał. On patrząc na obóz, już myśli o tym, czy Polska, której synowie charakteryzują się taką a taką to postawą, odrodzi się i jaka będzie? Ja tego nie wiem, ale po lekturze doskonale rozumiem, dlaczego Pilecki ma być wyrzucony z programu nauczania.
 


Aleksandra Solarewicz

W. Pilecki, „Raporty z Auschwitz”, Kraków 2016

 

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-w-pilecki-raporty-z-auschwitz/feed/ 0 34759
Solarewicz: Roszkowski: „Kierunek Targowica. Polska 2005-2015” https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-roszkowski-kierunek-targowica-polska-2005-2015/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-roszkowski-kierunek-targowica-polska-2005-2015/#respond Sun, 24 Mar 2024 15:23:02 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=34756 Ta książka wyszła w 2019 roku, czyli w roku ponownej wygranej PiS-u. Rozdział „Targowicy”, czyli Platformy Obywatelskiej, wydawał się wtedy zamknięty. Ale mamy rok 2024 i przed chwilą, jak na ironię, rzeczona Targowica doszła do władzy. Lektura nabiera smaku.

Monografia obejmuje schyłek rządów POPiS-u, czyli wielkiej nadziei wielu ludzi, i rządy Platformy Obywatelskiej w różnych konfiguracjach gabinetowych, aż po wybory prezydenckie i ewidentną przegraną tej formacji w 2015. Jest oparta na chronologii oczywiście, ale w obrębie kolejnych „epok” – ma porządek rzeczowy: polityka zagraniczna, społeczeństwo i demografia, afery itd.

Chciałoby się powiedzieć, to wszystko było, te same nazwiska i układy. Chociaż nie sposób odmówić Profesorowi racji, kiedy zwraca uwagę na wyjątkowy prymitywizm i chamstwo polityków obecnej koalicji, a także mataczenie w sprawie katastrofy smoleńskiej, to zastanawia bezkrytyczne podejście do strony pisowskiej. Owszem, dostaje się trochę Jarosławowi Kaczyńskiemu za niewyparzony język, ale… Już teraz jest jasne, że już po dojściu do władzy, chociaż wolniej i po cichu, PiS przepychała szkodliwe projekty w rodzaju lockdownu i Zielonego Ładu. PO nieprzytomnie służy Niemcom, ale PiS, swoją wasalską postawą wobec USA, wciąga nas w wojnę z Rosją. Dalej, likwidacja kopalń to nie była tylko idea Tuska, tylko konsekwentna polityka prounijna obu formacji. (W latach 90. ekipa postsolidarnościowa, zorganizowała wyprzedaż majątku narodowego!). PO podpisało Konwencję Stambulską, ale… już wiemy, że PiS, przez 8 lat, jej nie wypowiedział. Jeszcze sprawa In vitro, która w grudniu 2023 tak ładnie połączyła dwa obozy. Roszkowski o tych ośmiu latach mógłby napisać dopiero dzisiaj, z perspektywy ciągu dalszego „Targowicy”. Wiele mógłby napisać.

Z punktu widzenia konserwatysty, o konserwatystach w książce jest niewiele. Ruch narodowy praktycznie nieobecny, chociaż mowa jest o marszach niepodległości, w których – jak pisze autor – pojawiali się rosyjscy prowokatorzy, proputinowscy propagandyści.  Wszystko rozgrywają zasłużeni antykomuniści, a między nimi przypadki wybitne: wrzeszczący staruszkowie.

Warto przeczytać „Kierunek Targowica”, dla powtórzenia sobie, jak to wcześniej było, i zweryfikowania, na ile polityka późniejszych 8 lat zaprzeczyła „Targowicy”. A to jest ciekawe doświadczenie!

 

Aleksandra Solarewicz

W. Roszkowski, „Kierunek Targowica. Polska 2005-2015”, Kraków 2019

 

 

 

 

   
 
]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-roszkowski-kierunek-targowica-polska-2005-2015/feed/ 0 34756
Solarewicz: Kucharczyk: „III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść” https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-kucharczyk-iii-rzesza-niemiecka-nowoczesnosc-i-nienawisc/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-kucharczyk-iii-rzesza-niemiecka-nowoczesnosc-i-nienawisc/#respond Wed, 20 Mar 2024 15:20:51 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=34754 Zaintrygowała mnie tytułowa nowoczesność – i nie pomyliłam się. Gdyby przyjrzeć się dokładniej hitlerowskiej polityce, zdumiewa, ile pomysłów przetrwało do dnia dzisiejszego w polityce niemieckiej, a my wszyscy, pod przymusem, korzystamy z tych „dobrodziejstw”.

Prof. Grzegorz Kucharczyk nie napisał chronologicznej historii III Rzeszy, tylko wykazał, jak rozmaite prądy filozoficzne i wynalazki posłużyły Niemcom do stworzenia państwa na owe czasy nowoczesnego, ale służącemu zbrodni.

Wegetarianizm, ekologia, prawa zwierząt większe niż prawa ludzi, inwigilacja rodziny przez specjalne urzędy – to nie Unia, to jeszcze III Rzesza. Hitler urzędowo zapewnił ochronę zwierząt, był wegetarianinem i promował niejedzenie mięsa. Himmler drżał na widok polowania, nazywając strzelanie do zwierząt morderstwem i groził obozem koncentracyjnym tym, dla których zwierzęta to ciągle „nieożywiona własność”. Niemcy pedantycznie troskali się o krajobraz i czystość powietrza, na przykład, czy nowoczesna kotłownia (zasilana czym?) w KL Auschwitz będzie ekologiczna, i w tym celu zamówili w Berlinie ekspertyzę. Dbali o życie zgodne z naturą i na zapleczu obozów uprawiali wzorcowe, ekologiczne ogrody warzywne. Była III Rzesza krajem, gdzie po raz pierwszy w świecie wprowadzono na szeroką skalę profilaktykę raka piersi i raka płuc, a jednocześnie mordowano upośledzonych psychicznie i fizycznie.

Cokolwiek kłopotliwa jest to epoka dla niemieckich chrześcijan. Nieliczni zdobywali się na protest, jak ks. Bernard Lichtenberg, który przypłacił prawdę życiem, jak arcybiskup Monachium, ks. Michael Faulhaber. Ale już Kościół Wyznający, wbrew niemieckiej legendzie o antynazistach, miałko zareagował na Noc Kryształową i nie zdobył się na protest wobec agresji na chrześcijańską Polskę. Kiedy Niemcy mordowali polskie duchowieństwo, katolicki Kościół niemiecki był rozdarty między koniecznością głoszenia prawdy a lojalnością wobec niemieckiej ojczyzny.

Po klęskach w ZSRR Niemcy zrozumieli, że jak trwoga, to do Boga. Wcześniej nie chcieli być „filią Watykanu”. W modzie była apostazja, której czołowi politycy czasami nie dokonywali z powodów propagandowych, okultyzm i pogańskie kulty. Hitler, który wyznawał Boga, ale… nie Boga w Trójcy Jedynego, rozkręcił propagandę o Kościele i zgotowanym przezeń piekle dla kobiet, na przykład paleniu czarownic.

W swoich działaniach nie miał Hitler tylu dzielnych oponentów, ilu podobno ma dzisiaj: fabrykant samochodów, Henry Ford, był zafascynowany Hitlerem, a koncern IBM dostarczył narzędzi wykorzystywanych m.in. w implementacji „ustaw norymberskich”, a potem w sieci obozów zagłady.

III Rzesza nie była opozycją obecnej Europy, jak by chcieli to widzieć dzisiejsi socjaliści. Była jaskrawym przykładem wcielania w życie rozmaitych nowoczesnych rozwiązań, które obecnie legalnie funkcjonują pod płaszczykiem praw człowieka. Ktoś napisał, że gdyby Hitler miał dostęp do USG, to by potem nie potrzebował tyle czasu na akcję T-4. Gdzie tkwi prawda o nowoczesności, najlepiej wyrażają słowa Jana Pawła II, przytoczone przez prof. Kucharczyka. Nie jest dobre to, co pożyteczne, ale pożyteczne jest to, co jest dobre moralnie.

 

Aleksandra Solarewicz

 

Grzegorz Kucharczyk, „III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność  i nienawiść”, Kraków 2022

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-kucharczyk-iii-rzesza-niemiecka-nowoczesnosc-i-nienawisc/feed/ 0 34754
Solarewicz: Babel: „Dziennik 1920” https://myslkonserwatywna.pl/babel-dziennik-1920/ https://myslkonserwatywna.pl/babel-dziennik-1920/#respond Fri, 15 Mar 2024 15:25:48 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=34705 Był bolszewikiem żydowskiego pochodzenia, żołnierzem armii Budionnego i dziennikarzem przyfrontowej gazety. Miał opisywać zwycięski marsz armii na zachód, ale jego zapiski stały się oskarżeniem i w końcu ściągnęły nań karę śmierci. W rezultacie, po rewizji i procesie z relacji zachowało się niewiele. Jednak ta niewielka książeczka stanowi swoistą „czarną perłę”.  

„Dziennik” Babla obejmuje epizod, marsz bolszewików przez Kresy tylko od lipca do sierpnia 1920, ale z punktu widzenia konkretnego człowieka są to dni naznaczone wieloma wydarzeniami. Maszerowali przez Wołyń, walczyli pod Brodami. Tu rzeź jeńców, tam gwałt na córce Żyda, tam schwytanie Polaka w zbożu (i domyślcie się, co z nim zrobili). Polskiemu oficerowi w niewoli – ot tak – bolszewik włożył do gardła szablę i przeciął krtań. Ale diabeł tkwi w szczegółach i trzeba czytać fragment po fragmencie. Autor jest reportażystą, potrafi uchwycić drżenie dłoni, warg, krople potu na czole. To oddaje napięcie i strach schwytanych, oczekiwanie na tortury i śmierć. Poraża bardziej, niż poraziłby opis bitwy.  

Babel, mimo tego, czego pewnie spodziewała się po nim jego wierchuszka, mógł napisać epopeję na cześć zwycięskiej armii czerwonej, ale on opisywał to, co widział, i często drżał na widok zbrodni. Tak zaczął się nowy dzień podboju: „Jak strasznie żal! Zabili młodą matkę”. Opisuje tragedię kresowych włościan i Żydów, bezradność i biedę napadniętych mieszkańców wsi i miasteczek. O swoich kamratach pisze bez ogródek, że okrutni, dzicy, nosiciele syfilisu. Z jednej strony patrzy na ogarniętych strachem z pogardą, z drugiej czuje, że ma do czynienia z wyższa kulturą. Kiedy rabują księgarnię, nie może oderwać się od książek i wzdycha nad polską historią: „i wydaje się, nie wiedzieć czemu, że to jest piękne”, a po dniu wśród żołnierzy wyrywa mu się szczere: „Jak ciężko od nieprzerwanych okropności”. Używa krótkich zdań, które budują tempo akcji, a czasem jest to długie zdanie z wplecionymi cytatami, potok wydarzeń. Reportaż wojenny jest ilustrowany archiwalnymi fotografiami z czasów wojny polsko-bolszewickiej: na nich diabły wcielone, zamazane twarze kałmuków. Sporo w tej książce nazw własnych i nazwisk, więc będzie to ciekawy materiał dla genealogów, szczególnie z okolic Brodów.      

Nie ma potrzeby pisać o tym dziele więcej: napisane świetnie, wciąga, ale przeraża. Straszna książka, bo prawda jest straszna.

 

Aleksandra Solarewicz

 

Izaak Babel, „Dziennik 1920”, Warszawa 1990

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/babel-dziennik-1920/feed/ 0 34705
Stasiewski: Ostatnie pociągi https://myslkonserwatywna.pl/stasiewski-ostatnie-pociagi/ https://myslkonserwatywna.pl/stasiewski-ostatnie-pociagi/#respond Mon, 18 Dec 2023 14:30:06 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=33798 To, co Karol Trammer opisał piórem, Witold Stasiewski zilustrował. A zanim zilustrował, napisał o tych czasach tak: „Przychodzą do głowy słowa takie jak „noc”, „upadek”, „zanik” lub  „zmierzch”. Właśnie chyba „zmierzch” najbardziej”. […] Każdy dzień, każdy nowy rok i sezon zaczynał się od pytania, co zamknęli, a co jeszcze się trzyma i jak długo jeszcze pojeździ”.

Album dokumentuje zmierzch polskiej kolei w latach 90. XX wieku. To znaczy, prognozowany zmierzch, bo wszystko wskazywało na to, że tory zostaną zaorane i już na zawsze pożegnamy stukot kół: „Dogorywające linie z dwiema parami pociągów o niedogodnych dla nikogo porach, absurdalnie zestawione składy z ciężką lokomotywą i jednym wagonem, długie łańcuchy ryflaków wożących powietrze i w kuriozalnej relacji…” – tego typu informacji nie wyczytamy z samych fotografii, a jednak to właśnie o tym opowiada album. Składa się on z dwóch części: „Kolej wąskotorowa” oraz „Kolej normalnotorowa”. Ta pierwsza dla wielu czytelników stanowi już ewidentnie archeologię kolejową – linie wąskotorowe, którymi jeździły pociągi dowożące ludzi do fabryk, to już zamierzchła przeszłość. I nie chodzi o śmieszne ciuchcie samowarki, tylko ciężkie lokomotywy spalinowe. Że coś takiego jeździło?? Druga część, kolej normalnotorowa, to czasy nieco bliższe. Niektóre składy, prowadzone na przykład lokomotywą SU, zwaną suką albo fiatem, pojawiają się jeszcze na trasach turystycznych. No i dymiące potwory, parowozy z serii PT albo Ty, teraz stoją wygaszone na bocznicach albo rozmontowane, powiększają stos złomu.

Kapitalnie udokumentował Stasiewski krajobraz miast i miasteczek, żywe jeszcze fabryki włókiennicze albo kopalnie (obecnie noszące dumne miano „centrum nauki i sztuki”  albo „muzeum” tego czy tamtego), stacje potem zdegradowane do rangi przystanków, budynki z czerwonej cegły otoczone klombami… obecnie martwe. A ja zwróciłam uwagę na jeden szczegół: jednolite granatowe mundury kolejarzy z polskim orzełkiem na czapce. To powinno było zostać.

Minęły lata, zmierzch kolei na szczęście okazał się tylko zmierzchem jednego dnia. Szynobus z oknami zamkniętymi na amen i z klimatyzacją w środku nie jest sprzętem trwalszym od poczciwego EN. Warto jest przypomnieć sobie ciekawe lata obklejonych wagonów, wagonowych drzwi jak do sejfu i ryczących spalinówek. Właśnie ukazała się część druga „Ostatnich pociągów”, jeszcze jej nie przeglądałam.  

 

Aleksandra Solarewicz

W. Stasiewski”, „Ostatnie pociągi. Kolej w fotografii z lat 90-tych”, Poznań 2021

 

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/stasiewski-ostatnie-pociagi/feed/ 0 33798
Trammer: Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej https://myslkonserwatywna.pl/trammer-ostre-ciecie-jak-niszczono-polska-kolej/ https://myslkonserwatywna.pl/trammer-ostre-ciecie-jak-niszczono-polska-kolej/#respond Tue, 12 Dec 2023 14:27:18 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=33795 Trammerowa książka wyszła już w 2019 roku, ale należy do tych, które – zupełnie bez ironii – można określić dziełem wiecznie żywym. Nie dlatego, że dotyczy kolei, tylko właśnie dlatego, że ta polska kolej opisywana przez autora stanowi parabolę polskiego państwa. „Restrykturyzowanego”, „reformowanego” po 1989 roku podobno dla naszego dobra, czego efektem stała się ruina i bezrobocie.

Trudno mi będzie zachować obiektywizm z dwóch powodów. Raz, że mam fioła na punkcie kolei, a jestem prawnuczką maszynisty (po kądzieli) oraz prawnuczką dróżnika i wnuczką nastawniczego (po mieczu). Dwa, że szczęśliwie mieszkam w województwie, w którym linii się nie zamyka, tylko odbudowuje, wręcz jedną po drugiej. Kiedy zaczęłam czytać „Ostre cięcie”, stanęły mi przed oczami wyimki z gazet u początku lat 90, całe listy linii kolejowych jednym ruchem urzędniczej ręki wyłączanych z eksploatacji. Tłumaczono nam wtedy, podobnie zresztą jak w przypadku zamykania fabryk, że „się nie opłaca”, „ludzie nie chcą”. Trammer udowadnia, że było inaczej.

Mieliśmy gęstą sieć kolejową, szczególnie na zachodzie kraju. W latach 90., na fali solidarnościowych reform, postanowiono przekształcić Polskie Koleje Państwowe w sieć spółek i spółeczek. Jak to w normalnym kraju możliwe, żeby jedna spółka „wzięła” lokomotywy, a druga maszynistów? Podobno to komunikacja prywatna, czyli kierowcy, obniżyła rentowność kolei. Trammer udowadnia, że właśnie niejasne decyzje z jasnym skutkiem: likwidacja bocznych linii, strumieni zasilających linie o większym znaczeniu, osłabiła ruch pasażerski. A do tego przemyślne konstruowanie rozkładów jazdy: pociąg z gminnego Świeradowa-Zdroju dociera do węzłowego Gryfowa… 7 minut po odjeździe pociągu w kierunku wojewódzkiej Jeleniej Góry. W tle zaś po cichutku pracują roje urzędników, którzy nie mogą podobno dogadać się ze sobą nawzajem, ale zręcznie rozdają stanowiska oraz nagrody za… ostre cięcia. Wiecie co? Nie będę streszczać, przeczytajcie sami. Książka ta byłaby powieścią sensacyjną, gdyby tylko była powieścią. A jest to samo życie.

Trammer nie jest rzecznikiem żadnej z partii, przypomina smutne fakty z czasów eseldowskich, pisowskich i platformerskich. Przychodzi mi na myśl hasło prof. Adama Wielomskiego na jego profilu Facebook: „Strona bez dziedzictwa „Solidarności”. Niezłe podsumowanie.

 

Aleksandra Solarewicz

K. Trammer, „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej”, Warszawa 2019

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/trammer-ostre-ciecie-jak-niszczono-polska-kolej/feed/ 0 33795
Sztáray: Moje lata u boku Sissi https://myslkonserwatywna.pl/sztaray-moje-lata-u-boku-sissi/ https://myslkonserwatywna.pl/sztaray-moje-lata-u-boku-sissi/#respond Fri, 24 Nov 2023 14:21:09 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=33791 Węgierska arystokratka Irma Sztáray towarzyszyła Sissi jako dama dworu od 1894 roku do tragicznej śmierci cesarzowej 10 września 1898. Była przy niej w Hofburgu, przemierzała z nią pociągiem Europę, w końcu to ona ubierała ją do trumny. W 1909 roku księżniczka opublikowała wspomnienia z okresu swojej wiernej służby.

Sissi stała się legendą i dla niektórych żywą laleczką Barbie, ale ta książka nie będzie źródłem dodatkowych sensacji. Sztáray spokojnie relacjonuje przebieg swoich lat na dworze cesarskim, unikając oceniania chlebodawczyni. Skupia się na opisie sytuacji, zachowań i gestów. Próbuje ją zrozumieć, a to nie jest proste: cesarzowa jest wymagająca wobec osób, które mają przebywać w jej bezpośredniej bliskości. Więź między nimi tworzy się powoli, cesarzowa przełamuje nieufność, zaś Irma zaczyna rozumieć, że bariera nie wynika ze złej woli, bo Elżbieta jest obdarzona specyficzną wrażliwością.  Z drugiej strony, dwórka nie idealizuje swojej pani. Rozmaici reżyserowie czy „świeccy wielbiciele” Sissi rozwodzą się nad jej złotą klatką, nad uczuciami macierzyńskimi i złamanym sercem. Dama dworu wspomina moment śmierci Rudolfa (dodajmy, najprawdopodobniej było to zabójstwo polityczne, istnieje przypuszczenie, że rękami samego Clemenceau) i opisując rozpaczliwe gesty Elżbiety, zauważa: „ale ona przecież nigdy nie była blisko swego syna”.  Piękno cesarzowej, zarówno wewnętrzne, jak zewnętrzne, miało swoją cenę – Elżbieta miała obsesję na temat swojego ciała i dieta na bazie surowego mięsa, mleka i pomarańcz oraz katowanie się wysiłkiem fizycznym nie świadczą z kolei o zdrowiu umysłowym. Irma to wszystko wie, ale jest pełna współczucia i zdaje relację z tej perspektywy.    

„Moje lata u boku Sissi” nie przydadzą argumentów za tym, że obraz Sissi kształtowany przez reżyserów i Glogerów jest obrazem prawdziwym. Dadzą natomiast argument za tym, że osoba z piedestału zasługuje na głębokie współczucie. Co do mnie, to chociaż Elżbieta z pewnością była osobą nieprzeciętną, książka w pewnej chwili znudziła. Jest rzeczową relacją, niewątpliwie, ale też dominują w niej melancholia, cierpienie, smutek i tęsknota. Nie moje klimaty. 

 

Aleksandra Solarewicz

I.Sztaray, „Mes années avec Sissi: Par la dernière dame d'honneur d'Elisabeth d'Autriche”, Paryż 2008

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/sztaray-moje-lata-u-boku-sissi/feed/ 0 33791
Solarewicz: Wieczność czeka, czas ucieka. Doświadczenia z archiwami https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-wiecznosc-czeka-czas-ucieka-doswiadczenia-z-archiwami/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-wiecznosc-czeka-czas-ucieka-doswiadczenia-z-archiwami/#comments Mon, 07 Aug 2023 16:31:53 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=32919 Odbudowujemy Pałac Saski, mili państwo, w Warszawie. Ja rekonstruuję grobowiec rodzinny na drugim końcu Polski. „My” budujemy pałac, a „ja” odbudowuję grób. Wielkość inwestycji nieporównywalna. A założymy się, komu pierwszemu się uda?

Takich jak on są tu tysiące. Wzniesiono go w 1886, to znaczy, że jest on zabytkiem. Przed laty odpadła tabliczka i ktoś ją ukradł. Rok temu z tympanonu odpadł krzyż. Za rok zawali się na prawą stronę cała konstrukcja, z powodu naderwanej kolumny. Należy do rodziny mojej babci po kądzieli. To znaczy, nie leży w nim nikt o moim nazwisku, ani nawet nazwisku mężowskim Babci. Są to same osoby z jej nazwiskiem panieńskim. W pierwszej chwili nikt nie dopatrzy się linii prostej między mną a towarzystwem spoczywającym w trumnach.

Ale są metryki w archiwach, mogę udowodnić.

Czy mogę zająć się remontem? Na razie nie mogę, bo trzeba uregulować status prawny grobu i zostać dysponentem. Do urzędu nie przyjdę, bo mam za daleko. Grobowiec w Małopolsce, a ja na Równinie Wrocławskiej. We Wrocławiu żywi, a tam zostali tylko umarli. Znalazł się na szczęście przyjaciel naszej rodziny, który poszedł do biura cmentarza. Dyrektor, zacny człowiek, zrobił wszystko, ażeby nam pomóc. Nie tracąc czasu, nie ustawiając mnie w kolejce, napisał, co trzeba zrobić, i jeszcze wyjaśnił telefonicznie. Uzgodniliśmy wszystko. Pozostało mi uwierzytelnić dokumenty wyszukane w archiwach. Byłam przekonana, że archiwa te są równie kompetentne jak ów dyrektor i także nie będą robić problemów. Ale te okazały się strażnikami przepisów i się dopiero zaczęło.

Felicja a Feliksa, czyli prawo „przyjazne” obywatelowi

Aby poprowadzić linię, należy „połączyć” mnie z moją praprababcią, która leży w grobowcu. Na tabliczce wyryto imię Feliksa. Feliksa w swoim paszporcie z 1918 roku, Feliksa w metryce zgonu pradziadka, Feliksa w nekrologu. Feliksa tu i Feliksa tam. Ale… w jednym dokumencie archiwalnym pojawia się „Felicja”. Kurna chata! Prawo polskie wymaga, aby udowodnić, że to ta sama matrona. Pan Bóg łaskaw, wpadła mi – przez internet oczywiście – w ręce metryka ślubu „Felicji” i jej Brunona, datowana na 1869 rok, tyle że pisana starą cyrylicą. Znam rosyjski, zakładam, że inni też. Już, już chciałam odtrąbić sukces, ale nie. Metryka spoczywa w archiwum w Płocku, czyli trzeba uderzyć do Płocka i poprosić o uwierzytelnienie tego dokumentu. Wysłałam przez Epuap i uderzyłam głową w mur. Zapadła bowiem cisza. Możliwe, że wakacyjna.

Parafia istnieje, nie istnieją akta. Akta istnieją, ale parafia nie

Kiedy już odłożyłam Feliksę dosłownie ad acta (bo wiadomo, że instytucja państwowa odpowie albo i nie), zajęłam się jej synem, czyli moim pradziadkiem. Jak tu potwierdzić, że Kazimierz jest synem Feliksy? W żadnej jego legitymacji ani na świadectwach szkolnych nie ma imion rodziców. Gościu urodził się w 1878, w zaborze rosyjskim, akurat w parafii, która była uprzejma nie tworzyć aktów stanu cywilnego (sic). Zmarł natomiast we Lwowie, również za okupacji rosyjskiej. Dobra, ściągam akt zgonu z Archiwum Baziaka, bo oni mają spory zasób ksiąg z parafii kresowych. Skan dostałam po 3 tygodniach. I bardzo ładnie, proszę państwa. Tylko że w 1941 roku, pod okupacją sowiecką, ksiądz nie miał już drukowanych ksiąg metrykalnych, tylko prosty zeszyt w linie. Zapis o zgonie pradziadka jest zwykłą notatką, nawet bez pieczęci. Ja w „Baziaku” – nie podejrzewając niczego – poprosiłam o skan bez znaku wodnego, pieczęci Archiwum, srebrnego paska, hologramu i odcisku palca urzędniczki. Państwo zaś polskie wymaga potwierdzenia urzędowego autentyczności dokumentu. A parafia, która wystawiła ten akt zgonu, od 1945 już nie istnieje. Istnieje spis mieszkańców, z którego jasno wynika, że jego starsza siostra była równocześnie żoną ich własnego stryja. Nie, tego to ja już urzędnikom  archiwum zaserwować nie mogę. I co robić teraz? Zaczęłam szukać innego dokumentu.

Proszę powtórzyć, bo nie rozumiemy

W szukajwarchiwach.pl znalazłam akt urodzenia brata mojej babci, gdzie odnotowano mojego pradziadka Kazimierza jako jego ojca, ale też zapisano, że ten Kazimierz był synem Feliksy. No git! Mam, czego chciałam. Tu jednak się okazuje, że w świetle polskiego prawa znak wodny archiwum nie jest dowodem, że to dokument z archiwum. Ruszyłam z pismem do rzeczonego archiwum. Wysłałam podanie przez Epuap, napisałam, dla kogo potrzebny dokument, i załączyłam zarówno jego skan (ściągnięty z ich strony), jak i akt zgonu mojej babci, ażeby poświadczyć, że to córka Kazimierza i siostra Władysława.

Dostałam odpowiedź. Zażądano ode mnie oświadczenia, że – w konkluzji – jestem w prostej linii wnuczką swojej babci. Mam też podać, uwaga! dla jakiej instytucji potrzebne jest poświadczony dokument. Po co komu to zabezpieczenie? A nie wiem. Bardziej dziwi fakt, że ja im to podałam już w tym pierwszym piśmie. W tym samym piśmie mają też wskazane pokrewieństwo: w metryce babci podany jest ten sam ojciec, co w metryce jej brata. Czy urzędnicy naprawdę nie kojarzą dwóch podstawowych faktów? No i z jakiej racji mam płacić za kopię dokumentu, skoro ja w piśmie wyraźnie napisałam, że chodzi o urzędowe uwierzytelnienie skanu?


Zanim nastąpi koniec świata

Biada wam, powiadam, pochodzący z Kresów, wy, którzy nie zdołaliście zachować rodzinnych dokumentów. Chcecie znać koniec tej historii? Nie poznacie, bo się na niego na razie nie zanosi. Zanosi się tylko na koniec dla naszego grobowca. Grobowiec ma, na oko, jeszcze rok lub dwa. Potem już nastąpi wielka katastrofa. Na całe nieszczęście, konstrukcja ze zniszczonego piaskowca nie jest pałacem, tym bardziej Pałacem Saskim. Nie leży w centrum stolicy, tylko w rzędzie na prawo od kaplicy. W grobowcu tym leży natomiast jedna dama, która była pierwszą w historii miasta radną (w sensie kobietą), odznaczoną za pracę społeczną Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz za zasługi dla Kościoła, medalem Pro Ecclesia et Pontifice. (Tak zwane feministki już zdążyły przypisać ją, gorliwą katoliczkę, do ruchu feministycznego). I w końcu, jest to MOJA rodzina, i ja chcę jej zapewnić godny pochówek. Ale na to muszę udowodnić w archiwum, że jestem w prostej linii wnuczką swojej babci, a kopia metryki nie posłuży mi do zorganizowania rozboju. Proste jak linia rodzinna, a niemożliwe, jak łączenie przez archiwum dwóch najprostszych faktów.

 

Aleksandra Solarewicz

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-wiecznosc-czeka-czas-ucieka-doswiadczenia-z-archiwami/feed/ 1 32919
Solarewicz: Prochem jesteś… https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-prochem-jestes/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-prochem-jestes/#respond Mon, 12 Jun 2023 15:10:06 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=32494 Procesja bardziej przypominała pielgrzymkę pokutną przez pustynię niż cudne obchody Bożego Ciała, które służą ku ilustracji artykułów. To nie XIX-wieczne krakowskie kamienice albo ściana Tatr. To PRL-owski beton, rozgrzany asfalt, proch i uschła trawa, a wokół białe bloki rozgrzane przedburzowym słońcem. Ale wciąż była to procesja na chwałę Bogu. Nie godziło się jej zaniechać tylko z powodu zmian klimatycznych.

 

Zmiany klimatyczne mogą być, o zgrozo, przyczyną głębokich zmian kulturowych. Nie wierzyłam, a jednak. Kiedy człowiek gubił z oczu monstrancję, to widział gołe ramiona, ramiączka od staników, butelki z wodą oraz telefony.  Zdębiałam, kiedy idąc do komunii, ujrzałam, jak mama z paniką w oczach (sic) podała dziecku buteleczkę. To potem w czasie procesji okazało się normą.

 

Kiedyś moja ciocia rozprawiła się z taką jedną:

– Proszę schować picie, tu jest świątynia.

– Jestem chora na serce. I co pani zrobi, jak ja zasłabnę? Będzie mnie pani ratować? – odpowiedziała zaczepnie starsza pani.

– Tak, będę panią ratować! Ja jestem lekarzem – wyznała prawdę nie młodsza od niej ciocia.

 

O skupienie trudno było też z powodów akustycznych. To, że śpiewaliśmy znane pieśni eucharystyczne, a nie straszliwe wersety ze stażem kilkuletnim („Janie Pawle do nas przyjdź, pośród świętych wywyższony, słowa swoje zamień w czyn…”) – nie ratowało do końca sytuacji. Otóż w tłumie, dziarskim krokiem maszerowali panowie z nagłośnieniem, których należało omijać na 10 metrów. W pewnej jednak chwili usłyszałam za sobą mocny, czysty męski głos. Krokiem grenadiera minął mnie jegomość na oko koło 40, w koszulce khaki i zielonych bojówkach. Taki dziad borowy. Szedł równo przed siebie, z oczami utkwionymi w książeczkę z pieśniami, którą trzymał w obu dłoniach. Wszyscy mieli telefony, to dało się zauważyć. On jeden niósł starą książeczkę i totalnie nie zwracał uwagi na okoliczności. On również sprawiał wrażenie, że rozumie, co śpiewa. Miałam nadzieję, że będę iść blisko niego, ale Dziad pognał tak szybko, jak szybko się pojawił.

 

Procesja przechodziła pod otwartą lodziarnią. Lizawcy, jeden po drugim podnieśli głowy i zamarli nad waflem. Za moment ujrzałam przez zielone liście czerwoną cegłę kościoła.

 

Tłum ponownie zgęstniał i przechodząc w strumyk, zaczął powoli wsiąkać w chłodne mury świątyni. Szli wszyscy: plażowicze i komunijni, pani w wysokiej ciąży i eteryczne nastolatki. Wyraźnie zmęczeni, ale wytrwali. Szedł i Dziad Borowy, swoim równym krokiem, nadal zatopiony w lekturze pieśni ze swojej książeczki. Kiedy już weszliśmy do przedsionka, mój "sąsiad" wyjął telefon i nuże upewniać żonę, że jest właśnie w kościele. Chciałam faceta szturchnąć, ale on szybciej skończył, niż ja podjęłam decyzję. Zresztą, rozbrzmiało „Ciebie Boga wysławiamy”, a na koniec, „Ave verum Corps”.

 

A więc znowu teksty z wysokiej półki. Pioruny tym razem nie waliły, a przecież burza jest nadzwyczajną oprawą dla Bożego Ciała. Huk przebijający się przez dźwięk organów:

 

Święty Święty nad Świętymi

Bóg Zastępów Król łaskawy

Pełne niebo z kręgiem ziemi

Majestatu Twojej sławy

 

to jest taka odpowiedź Nieba, że nie ma wątpliwości!

Po wyjściu z kościoła zagadnęłam moje dziecko chrzestne:

– Bardzo dobrze ci idzie ten  śpiew po łacinie.

– Tak, ksiądz nas męczył przez pół roku.

– On jest zwolennikiem mszy trydenckiej – odezwała się mama – ale mówił, że sam całej jeszcze nie odprawił.

 

Mam nadzieję, że będzie jeszcze ich katechetą, wtedy lekcje religii na pewno nie zejdą na psy.

Pioruny walą dzisiaj, od rana do wieczora.

 

Aleksandra Solarewicz

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-prochem-jestes/feed/ 0 32494
Solarewicz: Reforma posoborowa https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-reforma-posoborowa/ https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-reforma-posoborowa/#comments Mon, 05 Jun 2023 15:36:57 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=32455 Msza dziecięca, msza komunijna – o nie, nie, dziękuję, przyjdę na inną i nawet postoję. No ale czasem udział jest obowiązkowy ze względu na zależności chrzestne. Będę! Gdzie upchnąć auto, gdzie siebie samą, gdzie się ustawić, aby uniknąć Komunii na rękę? Trzeba zacisnąć zęby. Mimo najgorszych przeczuć mocno się zdziwiłam.

To było przed jakąś wycieczką, mszę trzeba było zaliczyć rano. Inna parafia, godzina akuratna. Drzwi ustrojone, mężczyźni pod krawatem. „A więc I Komunia… Cholera!”. Kościół pełen, rodzice i inni w przedsionku. Tam liturgia, tutaj rozrywka. Drzwi do nawy głównej zamknięte, w obawie przed żydami (?), więc nie słychać, co tam mówią, jest tylko teatr niemy. Rodzicom to nie przeszkadza. Kręcą się, podekscytowani, ale wyraźnie z ulgą, że ich TAM nie ma i nie są zmuszeni do uczestnictwa. Ta się odwróci, tamta skomentuje, ten się pośmieje. Gwar jak w poczekalni dworcowej. W pewnej chwili tatuś, stojący tuż przed przeszkloną szybą, wyciągnął z torby litrową butelkę i tęgo pociągnął z gwinta. O, nie wytrzymałam. – Proszę państwa, to jest msza komunijna waszych dzieci, uszanujcie! – wydusiłam. Surowo nie wyszło, bo chociaż wkurzona, to patrząc na tych 30-letnich mentalnych smarkaczy, powstrzymywałam śmiech. Stało się cicho. Miny wystrojonych państwa były wymowne, oni mieli oczy okrągłe ze zdziwienia jak przedszkolaki skarcone za kradzież owoców. Oni naprawdę nie rozumieli.

Kolejna okazja zdarzyła się 10 lat później, to znaczy zdarzyła się wczoraj. Rodzic chrzestny nie ma wyboru, musi pójść za dzieckiem nawet w ogień. Miałam jednak założenie: dość eventów i niewolnictwa nowych obyczajów. Nie stałam na baczność od północy, nie zrobiłam półgodzinnego zapasu czasu, pojechałam o normalnej porze, nie ciągnęłam prezentu za sobą do kościoła, telefon zostawiłam w aucie, auto zaś daleko od kościoła. Lokalizacja w kościele, byle dalej od drzwi. Lepiej być w środku w tłoku niż na luzie z zewnątrz, bo tam na pewno odpalą piknik. Komentowanie strojów zostawię dziadkom z PCH24: trafiały się stroje oczywiście plażowe i rozpaczliwe odmładzanie wyglądu (młodzi, co ciekawe, katują się czernią), ale większość przyszła w strojach akceptowalnych.

Msza trwała ciut ponad godzinę, podczas gdy moja własna przed laty półtorej godziny na pewno. Dzieci grzecznie zastosowały się do porządku.  Jakież było moje zdziwienie, kiedy stwierdziłam, że siedzą grzecznie w ławkach i nie mizdrzą się do siebie wzajemnie, jak gdyby patrzyły w lustro.

Kazanie było niedługie i do rzeczy. Podkazań w wykonaniu dzieci, katechetek, ciotek, babek i rady parafialnej nie mnożono. No może tylko oklaski w stylu koncertowym trochę mi zgrzytnęły.

Podczas liturgii oszczędzono Panu Bogu i wiernym straszliwej poezji współczesnej. Piszę straszliwej na myśl o pieśni, przy której zawsze mam ochotę wyjść: „Święta Faustyno, patronko nasza, święta Faustyno patronko nasza. Módl się, módl się, módl się za nami…”, „Święty Wincenty patronie nasz…” – tak, to jest wrocławski hit, wstawia się do tekstu jakiekolwiek imię świętego i zawsze pasuje. A jak rozwiązuje problem w dniu odpustu! Melodia jest tragiczna, rytm gubi się przy imieniu kilkusylabowym, bo to jest utwór prawdopodobnie stworzony na jakieś pilne zamówienie, po linii księdzowych znajomości.

Na tej mszy komunijnej miejsca na to dzieło nie było. Były teksty ogólnie znane, z sensowną melodią i słowami do rzeczy: „Jeden chleb, co zmienia się w Chrystusa ciało” itd. Potem, przyszło dziękczynienie i nagle na znak katechety dzieci odpaliły czystą łaciną:

 

Ave verum corpus, natum
de Maria Virgine,
vere passum, immolatum
in cruce pro homine
cuius latus perforatum
fluxit aqua et sanguine:
esto nobis prægustatum
in mortis examine.

O Iesu dulcis, O Iesu pie,
O Iesu, fili Mariae.
Miserere mei. Amen.

 

Oniemiałam. Czyste głosy, prawidłowa wymowa (a nie jak na pewnej mszy trydenckiej, gdzie śpiewano dolczis). Najlepsze, że katechetą i nauczycielem pierwszokomunijnego chóru jest młody kapłan, a nie żaden stary pleban. Jego mina w tym momencie wyrażała dumę. Ma Ksiądz podstawy. Wyszło pierwszorzędnie.

Na koniec niestety zaśpiewano poezję współczesną i nie o to chodzi, że współczesna ona była, tylko o jakość tekstów. Są teksty z wysokiej półki, jak Tuwima „Chrystusie” (którą nasz wikary śpiewał jak w operze), i produkcje stworzone dzień przed odpustem, na ławce w ogrodzie plebanii. Ale moje dziecko już zna „Ave verum corps” i ma porównanie. W prezencie od matki chrzestnej dostała „Skarb tradycji”, czyli album „Dębogóry” z rozpracowanym i opisanym przebiegiem mszy trydenckiej, z uwzględnieniem tekstów w obu językach. Aby poznała źródło. Aby wiedziała dlaczego.

– Ten ksiądz, zdaje się, w ogóle ich katuje łaciną – słyszę.

– No i bardzo dobrze.

Jest grubo po Soborze, a on zrobił u siebie niewielką „reformę”. Równy gość.

 

Aleksandra Solarewicz

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-reforma-posoborowa/feed/ 7 32455