banner ad

Brzozowski: Ecclesia semper reformanda

| 14 listopada 2018 | 0 Komentarzy

 Wydaje się, że ta łacińska formuła został dziś zapomniana. A przecież była ona historyczną stałą, która pociągała ku zmianom, ku powszechnym soborom czy konkretnym dokumentom. Bowiem „Kościół jest zawsze w potrzebie reformy” – tak byśmy ową formułę przetłumaczyli. Wobec „znaków czasu”, wobec powszechności „proroków”, „mentorów”, „duchowych przewodników” jest to formuła, która niesłychanie przeszkadza – przeszkadza szczególnie tym, którzy stałość poglądów i stałość zasad ukochali bardziej aniżeli dynamizm Chrystusowej Ewangelii.

Te trudności z akceptacją reform, zmian, przemian, udoskonaleń wydają się jeszcze bardziej widoczne podczas pontyfikatu papieża Franciszka. Ale nie łudźmy się – Sobór Watykański II, pontyfikaty Jana Pawła II czy Benedykta XVI rodziły w Kościele równie silne spory, które – zdaniem Josepha Ratzingera – biorą się zawsze z braku religijnej dojrzałości i słabo zakorzenionej tożsamości katolickiej.

Swego czasu przyszły papież Benedykt XVI dość klarownie wyjaśniał oblicza kryzysu Kościoła. Kościoła, który jako „Lud Boży” nie potrafił zaakceptować tego, że jest również „Mistycznym Ciałem Chrystusa” i przez owego Chrystusa jest prowadzony i chroniony – a „bramy piekielne go nie przemogą”.

Wobec naszej zalęknionej natury, naszej kazuistyki, wobec naszych pragnień o jasności praw i zasad (skądinąd wynikającej z historycznych zawirowań – zabory i PRL wykształciły w nas tęsknotę za prawem, którego przestrzeganie będzie lepsze, aniżeli ciągłe kombinowanie jak te prawa ominąć, żeby było lepiej – jak to miało miejsce w wymienionych okresach historycznych) stanął Kościół nader aktywny, nader niespójny w wypowiedziach i niezrozumiały – bo mniej w nim Prawa, a dużo więcej Wiary, Nadziei i Miłości – trzeba przyznać, że trudno pojąć „te Trzy”, trudno je logicznie rozmienić na drobne, zamienić w paragraf, który należy przestrzegać czy dogmat, którego nieprzestrzeganie czyni nas wyrzutkami, heretykami odrzuconymi przez wspólnotę.

No bo któż z nas nie miał kryzysu wiary, któż z nas nie stracił nadziei, a wreszcie – któż z nas nie miał problemów z miłością wobec bliźniego, miłością wobec nieprzyjaciela czy wroga. Ale nie o tym piszemy w artykułach czy komentarzach w szeregu portali konserwatywnych. Nie do grzeszności i trudności się przyznajemy.

Dmiemy w róg, bo ktoś naszym(!) zdaniem złamał Prawo, ktoś zmienił Literę, ktoś zreformował Przepis – i choćby był to sam Namiestnik Chrystusa na Ziemi – to i tak jesteśmy w stanie mu to wyrzucić i wykazać, posiłkując się przy tym zręczną dialektyką i wykwitną erudycją. I przez naszą zarozumiałość i pewność zapomnieliśmy co jest ponad Przepisem i ponad Kościołem – bowiem to Chrystus te Przepisy wypełnia i Kościół prowadzi za rękę.

Przeinaczyliśmy jedną z ważniejszych formuł naszej codzienności, która brzmieć powinna: „Nie zważaj Panie na grzechy moje, ale na wiarę Twojego Kościoła”.

My, konserwatywni i pewni swych racji mawiać zaczęliśmy: „Nie zważaj Panie na grzechy zepsutego Kościoła , ale na moją wiarę”.

Zredukowaliśmy wiarę do osobowego aktu, a grzechami naszymi chcemy obarczyć Święty Kościół. W imię unikania odpowiedzialności za nasze osobiste grzechy chcemy oddalić się od Kościoła Chrystusa – nie Franciszka czy Jana Pawła II lecz Chrystusa.

 

Franciszek Brzozowski

Kategoria: Publicystyka, Religia, Uncategorized, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *