banner ad

Bachmura: Ustawą znieść ubóstwo, czyli rzecz o płacy minimalnej

| 15 października 2019 | 0 Komentarzy

Wiara w magię i zabobon ma się w naszym kraju wyjątkowo dobrze. Tak jak a starożytnym Egipcie kapłani byli w stanie przewidzieć zaćmienie Słońca i użyć tego do swoich celów, tak i dziś demokratyczni szamani z Wiejskiej przekonują, że przygotowany przez nich papier, za pomocą magicznej różdżki zwanej prezydenckim długopisem, będzie w stanie wykreować kompletnie nowe realia ekonomiczne, ludzie będą żyli dostatniej, a Polska będzie rosła w siłę.

Polityka społeczno-ekonomiczna Prawa i Sprawiedliwości uderza bezpośrednio w sens stosowania terminu „rzeczpospolita” w stosunku do obecnej formy państwa polskiego. Choć demoliberałom jest to rzecz kompletnie obca i niezrozumiała, określenie to z powodzeniem stosuje się tak do rządu republikańskiego jak i monarchicznego, z całym jednak przekonaniem jestem w stanie stwierdzić, że nie można go odnieść do państwa, w którym populiści w myśl utrzymania władzy za wszelką cenę rozgrywają partykularne interesy swojego elektoratu, zamiast myśleć o dobru wspólnym całego narodu.

Świetnie problem ten obrazuje niedawna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który w swojej bezczelności raczył stwierdzić, że „jeśli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach to znaczy, że się do niej nie nadaje”. Nie wiem czy można dać lepszy dowód niekompetencji w tej dziedzinie, niż zrobił to wódz naczelny neosanacji – zapowiadanie powszechnego dobrobytu przy jednoczesnym uderzaniu w podstawowe źródło finansowania swojej socjalistycznej utopii spycha nas w najgłębsze odmęty ustroju słusznie minionego.

Ojciec Święty Leon XIII w encyklice „Rerum novarum” słusznie pisze, że „do dobrobytu państw przyczyniają się przede wszystkim najbardziej: czystość obyczajów, porządek i prawidłowość w stosunkach rodzinnych, poszanowanie religii i sprawiedliwości, umiarkowane nakładanie i słuszny rozdział ciężarów i podatków, wzrost przemysłu i handlu, rozkwit gospodarstwa rolnego i inne rzeczy podobne.” Tymczasem obóz socjalistyczny dąży do polepszenia sytuacji materialnej pracowników kosztem pracodawców, nakładając na nich nadmierne ciężary, odczuwalne najbardziej przez tych najmniejszych, którzy procentowo największą część swego przychodu będą musieli złożyć w ofierze bożkowi etatyzmu.

Tymczasem z tradycyjnego punktu widzenia to właśnie te małe, często rodzinne przedsiębiorstwa należy uznać za podstawę zdrowego społeczeństwa i jego gospodarki. To one dają zatrudnienie nie tylko ojcu rodziny, ale często i innym jej członkom (również w szerokim znaczeniu terminu rodzina), dają pewną dozę suwerenności rodzinie, która nie jest skazana na utrzymanie z pracy najemnej, ale zostaje wyposażona we własność, którą może rozsądnie gospodarować dla własnego dobra, jak też dobra wspólnego całej rzeczpospolitej. Nie należy zatem dążyć do przygniecenia tychże przedsiębiorstw ciężarami nie do udźwignięcia, ale wręcz umożliwić skuteczne konkurowanie z wielkim kapitałem realizującym swoje neokolonialne ambicje, dając szansę zrzeszania się we wszelkiego rodzaju spółdzielnie czy korporacje zawodowe w celu łatwiejszej walki o zachowanie swojej pozycji na rynku.

Polska gospodarka podwykonawstwem stoi – zamiast dążyć do stworzenia jak najlepszych warunków umożliwiających rozwój rodzimej przedsiębiorczości, przede wszystkim własnego, nowoczesnego przemysłu, kolejne rządy wolą się szczycić ściąganiem do kraju coraz to nowych „plantatorów bawełny”, którzy łaskawie dają autochtonom zatrudnienie na swoich plantacjach. Zamiast sprawić, by obywatele mogli uczciwą pracą samodzielnie wytworzyć swój i całego narodu dobrobyt, bezmyślnie utrzymują nasz pozbawiony perspektyw status wytwórców półproduktów, składanych w całość w państwach inwestorów. W efekcie naszej polityki ekonomicznej kwitnie kult kombinatorstwa, bo najlepiej radzi sobie ten, kto potrafi slalomem omijać kolejne przeszkody stawiane na jego drodze przez państwo, a żeby ta droga nie była zbyt łatwa do pokonania, należy dodatkowo sukcesywnie zwiększać koszty funkcjonowania przedsiębiorstw, nie licząc się z tym, że to nie tych największych dotknie najbardziej, lecz tych najmniejszych, którzy i tak wiele ryzykują prowadzeniem własnej działalności, gdy w o wiele bezpieczniejszy sposób mogliby stanowić jedno z wielu ogniw łańcucha produkcji jakichś grzałek do czajników, składanych w całość zapewne gdzieś w Niemczech lub Francji. Jakaż szkoda, że polski polityk nie jest w stanie zrozumieć o ile lepiej by było, gdyby składać ten czajnik przez polskich pracowników pod nadzorem polskiego pracodawcy!

Sztuczne kreowanie rzeczywistości przez państwo z tego chociażby powodu skazane będzie zawsze na porażkę, że robi to rękoma siedzących za zamkniętymi drzwiami polityków, w których głowach nie mieszczą się żadne dalekosiężne plany, a zatem nie są w pełni zdolni przewidywać konsekwencji, które często występują ze znacznym opóźnieniem w stosunku do doraźnych korzyści. Brak im często również praktyki i doświadczenia niezbędnego do rozwiązywania problemów społeczno-gospodarczych, co powinno skłonić do zastanowienia nad rolą, jaką w strukturach parlamentarnych mogłaby pełnić reprezentacja korporacyjna, której ład demokratyczno-liberalny w swoim modelu parlamentarnym nie uwzględnia.

Zadaniem państwa jest stworzenie takich warunków, by przedsiębiorczość mogła rozwijać się w sposób możliwie nieskrępowany, a pracodawcy i pracownicy działali razem, nie przeciw sobie, współpracując w autonomicznych wobec państwa ciałach pośrednich, które będą zdolne wypracowywać akceptowalne dla wszystkich stron rozwiązania – w tym również odnośnie płacy minimalnej, jeśli taka będzie wola stron.

Państwo, które może co najwyżej pełnić rolę mediatora i moderatora debaty, dbającego o zachowanie równości między debatującymi, regulując płacę minimalną na poziomie ustawowym deklaruje swoje poparcie jednej ze stron, ogłaszając się przyjacielem wyzyskiwanego ludu pracującego i ignorując wszelkie możliwe czynniki inne niż czysta chciwość przedsiębiorców, jakie mogą stać za takim, a nie innym poziomem płac w kraju. Co więcej, jak słusznie podnoszą zgodnym chórem liberałowie i konserwatyści, staje się tu niejako sędzią we własnej sprawie, podnosząc ukryte w wynagrodzeniu pracownika daniny, które trafiają do budżetu.

Projekt ustanowienia płacy minimalnej na poziomie 4000zł (czy też jakikolwiek inny ostatecznie w głowach rządzących się ukształtuje), jak i sama idea ustawowo gwarantowanej płacy minimalnej jest żywym przykładem tego, jak doktryny socjalizmu, ale także i liberalizmu, gdy spojrzymy na to szerzej, prowadzą w ślepy zaułek podziałów społecznych. Każda z tych ideologii faworyzuje jedną z grup: zatrudnianych lub zatrudniających. Tymczasem pod terminem „rzeczpospolita” powinno się kryć pojęcie wspólnego dobra, a więc takiego, które zdolne będzie do zawierania konsensusów, bez popadania w skrajności. Niestety, do tego modelu jest nam daleko i będziemy ten dystans zachowywać tak długo, jak w miejsce państwa-rzeczpospolitej będziemy mieli państwo-tort, którego jak największy kawałek należy wyrwać dla siebie, nim zrobią to inni.

 

Sebastian Bachmura

Kategoria: Inni autorzy, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *