banner ad

Aranza: „Joanna Szalona”

| 26 czerwca 2020 | 0 Komentarzy

Im który władca bardziej odstaje od norm obyczajowych, tym większą ma szansę na uwiecznienie w pamięci, książce i filmie. Obejrzałam "Joannę Szaloną" i szczerze mówiąc, wniosek mam tylko taki, że Joanna nie szalona, a przeciętna, a Filip nie tyle piękny, co podkolorowany.

Film opisuje życie Joanny Kastylijskiej od jej przyjazdu na dwór hiszpański po schyłek życia w murach klasztoru. Osnowę jego tworzą kolejne zdrady męża i kolejne wybuchy żony. Trzeba powiedzieć, że dzieło adekwatne do życia pomienionej: przeciętne.

Joanna wyróżnia się w otoczeniu obsesją na punkcie męża i – przepraszam wrażliwych czytelników, ale tak to przedstawiono – układaniem się w pozycji ginekologicznej na sam widok Filipa. Ten zaś łaskawie korzysta z oferty albo nie.

Sam Filip – podobno piękny – na rycinach wygląda dość przeciętnie i tak też go ostrożnie scharakteryzował Jean des Cars w "Sadze Habsburgów". Dla potrzeb wielkiego filmu musiał zostać odpowiednio upiększony. Ma więc urodę  temperament Heathcliffa z ekranizacji "Wichrowych Wzgórz". Trudno, aby Joanna oszalała na punkcie wymoczka? Jest oczywiście uwodzicielem, zdrajcą i cudzołożnikiem. Ponieważ jednak wątek obsesji i zdrady byłby zbyt nudny, wprowadzono wzruszający motyw Joanny jako rzeczniczki praw ludu. Ma ona przemowę do arystokratów, a gdy do sali wdziera się tłum wieśniaków wyposażonych jak rabusie galicyjscy kilka wieków później, wychodzi triumfalnie nietknięta ludzką ręką. Cuuudne. 

Właściwie, "Joanna Szalona" daje odrobinę wzruszenia. To moment, gdy Joanna towarzyszy umierającemu mężowi (teoretycznie zmarł on z powodu ciężkiego przeziębienia, ale na moje oko, reżyser "kazał" mu umrzeć na syfilis) i kiedy jako staruszka siedzi przy oknie, spoglądając na obrazek przedstawiający męża. Tak, najlepsze w tym filmie są chwile ciszy.

Aleksandra Solarewicz

"Giovanna la Pazza", reż. V. Aranza, Włochy 2001, wyst. Filip Piękny (Daniele Liotti), Joanna Szalona (Pilar López de Ayala) i in.

Tags: ,

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *