banner ad

„Dobre Nowiny”, wreszcie!

| 27 marca 2013 | 0 Komentarzy

Eugenics_congress_logoDzień zaczynam od czytania, choć coraz częściej nie mam ochoty nawet na prasę katolicką. Bo znowu wydarzyło się tyle zła… Tydzień temu wpadła mi w ręce gazeta „Dobre Nowiny”. „Wreszcie” – pomyślałam – „Teksty, które przypominają o tym, że jednak świat jest dobry”.

Kolorowe pismo, przypominające formatem i szatą graficzną gazetę codzienną, wypełniają teksty dotyczące ochrony życia ludzkiego. Wydawcą jest zasłużony krakowski Dom Wydawniczy Rafael. „Dobre Nowiny” nr 1(14), których egzemplarz mam przed oczami w tej chwili, wyszły w nakładzie 1 miliona egzemplarzy i są rozprowadzane za darmo. Koszty przedsięwzięcia pochodzą z reklam oraz datków prywatnych. Jednocześnie Rafael ściśle współpracuje z organizatorami akcji Jeden z Nas (www.jedenznas.pl), największej akcji prolife w Europie.

Ratować wszystkich

Co może zrobić każdy z nas, żeby bronić życia ludzkiego? Jak wygląda rozwój człowieka od chwili poczęcia? Jaka jest alternatywa w trudnej sytuacji? Jak pisał ks. Twardowski, „nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia. Gdy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno”. Na przykład Okno Życia, gdzie matka bezpiecznie i anonimowo może zostawić niemowlę.

Ponieważ także katolicy miewają wątpliwości (niewątpliwie duża rolę ma w tym termin „aborcja”, który nie nazywa rzeczy po imieniu), w tekstach pojawiają się odpowiedzi na najczęściej stawiane pytania. Wyjaśniono m.in. przypadek, gdy kobieta musi poddać się leczeniu, będącemu realnym zagrożeniem dla życia dziecka, które się w niej rozwija (M. Brzezińska, „Kogo ratować: matkę czy dziecko?”). Wówczas od jej indywidualnej decyzji zależy, czy zgodzi się na proponowaną terapię. Nie można tylko zaczynać leczenia od bezpośredniego zamachu na życie dziecka.

Co ma do tego in vitro

Z tematem głównym wiążą się pytania: dlaczego nie wolno akceptować in vitro i dlaczego znacznie bardziej skuteczna i tańsza – jest godziwa moralnie naprotechnologia. Naprotechnologia, czyli po prostu korzystanie pod kierunkiem lekarza-specjalisty z możliwości, jakie daje naturalny cykl kobiecy. W artykule przytoczono poruszające świadectwo mężczyzny, którego córka została poczęta w wyniku procedury in vitro. Wyobraził sobie pozostałe dzieci, 25 dzieci uwięzionych bezterminowo w zamrażarce. Zrozumiał i… Bóg mu przebaczył.

Najlepsza z nowin

Jest taka, że talent Celine Dion, Jacka Nicholsona, Andera Bocelli i Steva Jobsa (współzałożyciela Apple Inc.) podziwiamy dzięki twardej postawie ich matek, które nawet namawiane do tzw. aborcji w trudnej sytuacji, odmówiły. „Ciężkie i nieodwracalne wady” ma 30-letni Nick Vujicic. Urodził się bez rąk i nóg. Napisał książkę, jeździ po świecie, jest pełnym radości człowiekiem i od niedawna mężem. Tekst „Jesteśmy! Dziękujemy!” krótko przedstawia historię każdego z wymienionych. Obok historie aborterów (o, MS Word nie zna tego słowa!), którzy po latach nawrócili się. Wśród nich oczywiście wielka postać dra Bernarda Nathansona.

Dzisiaj „płód”, a jutro ja?

Teraz przywołam własne doświadczenia. Byłam nastolatką, gdy w Polsce rozpętała się kampania za „prawem do brzucha” (lata 90.). Czytałam ówczesną prasę kobiecą i przekonywałam moją Babcię, że usunięcie ciąży jest prawem kobiety. – Czyli w takim razie ja mogę do Ciebie powiedzieć: „ja ciebie usunę”? – zapytała spokojnie. Wobec czego stwierdziłam, że chodzi przecież o „płód”, a to nie jest człowiek. „W takim razie co z niego wyrośnie?” – zadrwiła Babcia – „drzewo???” Minęło dziesięć lat i miałam za sobą długie rozważania nad możliwym kompromisem. Któregoś razu uderzyło mnie podobieństwo między postawą współczesnych aborterów i postawą hitlerowców. Wniosek był przerażający: „Jeśli teraz „płód” nie jest człowiekiem, to za 20 lat ja sama mogę od kogoś usłyszeć, że nie jestem człowiekiem, bo…”

Aż mnie zmroziło. Wyszło na to, że zgoda na tzw. aborcję jest jednoznaczną zgodą na to, żeby ktoś kiedyś zdecydował za mnie samą, czy mam prawo dłużej żyć. Jeśli bowiem pozwala się człowiekowi decydować, kto ma prawo żyć, a kto nie, może kiedyś znajdzie się ktoś, kto uzna, że moje życie obniża jakość jego życia? Może sama będę chora i stanę się obciążeniem dla innych, którzy nie będą przez to mogli się „samorealizować”? Może postanowią, jak to praktykowano w III Rzeszy, „usunąć pasożyta”…

Moja Babcia miała rację. Wtedy nie rozumiałam i chciałam ją przekrzyczeć. Teraz jestem jej wdzięczna. To też jest dobra nowina.

Aleksandra Solarewicz

Więcej o akcji: www.urodzinydlawszystkich.pl

Tags: , , ,

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *