banner ad

Wspomnienie o ks. Zdzisławie Peszkowskim: rozmowa z prof. Grzegorzem Łęcickim

| 5 października 2016 | 0 Komentarzy

zdzislaw_peszkowski_grave_photo_in_sanokZ prof. Grzegorzem Łęcickim rozmawia Mariusz Matuszewski

 

1) Jak zaczęła się Pana przygoda z ks. Peszkowskim? I skąd przeniesienie tego zainteresowania na grunt naukowy?

– Gdy przebywałem w Anglii, w 1981 r. w college'u Księży Marianów w Fawley Court, mieszkałem przez ścianę z jednym z najwybitniejszych polskich uczonych, przebywających na Obczyźnie, a mianowicie z ks. dr. Stanisławem Bełchem, autorem monumentalnych monografii o Pawle Włodkowicu i św. Stanisławie Biskupie-Męczenniku, a także inicjatorze i redaktorze pierwszego polskiego przekładu całej "Sumy teologicznej" św. Tomasza z Akwinu. Z ks. Stanisławem bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Kiedyś opowiedział mi o swoim przyjacielu, rotmistrzu z armii gen. W. Andersa, który cudem ocalał z Katynia, a po wojnie został księdzem i prowadził niezwykle aktywne rozmaite dzieła duszpasterskie wśród Polonii. To właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem o ks. Peszkowskim.

Mijały lata. Ks. Stanisław zmarł w 1989 r. w Korczynie koło Krosna i został pochowany w rodzinnym Sobniowie. W połowie lat 90-tych, przechodząc ulicą Dziekania, do mieszczącej się tam – przy warszawskiej archikatedrze -księgarni katolickiej, zauważyłem na domofonie nazwisko ks. Peszkowskiego. Nie namyślając się wiele od razu zadzwoniłem, przedstawiłem się i zostałem wpuszczony do mieszkania pełnego książek i religijnych obrazów. Na środku stał wielki fotel, a w nim siedział starzec imponującej postury i żywotności. Zapytał kim jestem i jak tu trafiłem, a ja opowiedziałem mu o przyjaźni z ks. Bełchem.

– To Ty znałeś Stasia? – wykrzyknął…i od tamtej pory rozpoczęła się nasza przyjaźń. Często się widywaliśmy, chętnie odwiedzałem Księdza na Dziekanii, bywało, że dzwonił do mnie wieczorami i wtedy ucinaliśmy sobie długie pogawędki. Wiedząc, że jestem teologiem-dziennikarzem namawiał mnie do pisania nie tylko artykułów, ale i książek, i faktycznie, od 1997 r. w dużej mierze z jego inspiracji zaczęła sie moja twórczość jako autora książek, które po ukazaniu się ks. Peszkowski zawoził Janowi Pawłowi II.

Gdy moim kolejnym doświadczeniem stało się nauczanie akademickie, warunkiem koniecznym było napisanie doktoratu. Ponad rok pracowałem nad tematem teologiczno-medialnym. W dniu wspomnienia św. Mikołaja w 2005 r. obudził mnie dziwny sen, w którym zawarte było przesłanie, bym napisał doktorat o ks. Peszkowskim. Natychmiast, z samego rana zadzwoniłem do Ks. Prałata i mu o tym opowiedziałem. Najbardziej dręczyło mnie pytanie o osobę promotora.

– Nic się nie martw – uspokajał Ksiądz.

Zadzwonił bodaj po godzinie i wszystko potoczyło się pomyślnie. Promotorem mojej dysertacji zgodziła się zostać pani profesor dr hab. Krystyna Czuba, znana mi do tej pory z działalności politycznej jako senator RP i publicystycznej. Po roku ciągłych spotkań z bohaterem, licznych konsultacji, lektury źródeł i opracowań, wypytywania o szczegóły, powstała praca będąca pierwszą naukową biografią tego niezwykłego kapłana. Wydarzeniem wyjątkowym była jego obecność podczas publicznej obrony na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie 30 marca 2007 r. Niestety, ksiądz Peszkowski nie dożył ukazania się owej dysertacji w formie książki, zmarł bowiem 8 października 2007 r., a praca – z wyborem zdjęć przygotowanym jeszcze przez Księdza – została opublikowana wiosną 2008 r. Jej drugie wydanie, poprawione i uzupełnione, ukazało się w 2012 r.

Ktoś mógłby powiedzieć, że ów doktorat powstał z sennej inspiracji, ale… w przypadku teologa nie powinno to specjalnie dziwić. Sen będący natchnieniem do konkretnego działania na jawie to specyficzne doświadczenie religijne, znane chrześcijaństwu. Sądząc po owocach, była to niezwykła łaska otrzymana na pośrednictwem św. Mikołaja.

2) Ks. Peszkowski pochodził z rodziny o pięknych tradycjach wojskowych…

– I głęboko zakorzenionym patriotyzmie. To nie tylko rodzinna tradycja szlachecka i herb Jastrzębiec, ale i koligacje z pierwszym polskim i słowiańskim noblistą, czyli Henrykiem Sienkiewiczem. Ks. Peszkowski był niemal rówieśnikiem Polski odrodzonej, urodził sie w sierpniu 1918 r., a potem dorastał w wolnej Polsce. Miał w rodzinie inteligentów, wojskowych, co w przypadku II RP wiązało się słusznie z kultem munduru, wojska, które obroniło Rzeczpospolitą przed zalewem bolszewickim. To był również element, który duchowo spajał naszą przyjaźń, bo mój dziadek po kądzieli był zawodowym wojskowym, st. sierżantem 72 Pułku Piechoty z Radomia, a dziadek po mieczu służył w słynnym 35 Pułku Piechoty z Brześcia nad Bugiem; ten pułk był dwukrotnie odznaczony Orderem Virtuti Militari: w 1920 oraz w 1939 roku, mój ojciec był żołnierzem AK, a stryjowie, też akowcy, przeszli po 1944 r. gehennę Sybiru.

3) W jego biografii przed rokiem 1939 szczególnie widoczne są dwa elementy: harcerstwo, które zresztą nosił w sercu do końca życia, a także Sodalicja Mariańska. Czy to tam dokonywała się jego formacja?

Ks. Peszkowski jest idealnym wzorem ukazującym jedność wychowania harmonijnie łączącego religijność, autentyczną głęboką pobożność oraz patriotyzm. Środowiskami wychowawczymi były dla niego nie tylko dom rodzinny, ale także Kościół – służba liturgiczna oraz Sodalicja Mariańska. Kolejną niezaprzeczalna pasja i miłością stała się harcerska metoda wychowawcza. Druh, harcmistrz, a w końcu kapelan ZHP na Obczyźnie był ucieleśnieniem wzoru harcerza, człowieka dzielnego, dążącego do samodoskonalenia, poświęcającego się dla Ojczyzny i drugiego człowieka.

4) Zawsze gdy mowa o księdzu Peszkowskim, niemal automatycznie nasuwa się skojarzenie z Katyniem. Czym stało się dla niego doświadczenie Katynia?

– Kiedyś Ksiądz mi powiedział, że już przeżył własną śmierć. Koledze, który był wywożony z obozu w Kozielsku, dał bowiem własny koc podpisany swoim imieniem i nazwiskiem. Później ten koc odnaleziono w mogiłach katyńskich i mylnie podano, że zginął tam podchorąży Peszkowski. Ksiądz opowiadał mi, że czytając listę katyńską i przypominając sobie twarze pomordowanych kolegów z obozu, zastanawiał się nad tym, dlaczego akurat jego Bóg ocalił? Później podobne pytania ujawnił w swej autobiografii papież św. Jan Paweł II opisujący martyrologię krakowskich kapłanów. Ks. Peszkowski wiedział, że narodził się po raz drugi i że ma do wypełnienia misję, którą Bóg mu przygotował. Najpierw była to obrona prawdy o zbrodni katyńskiej, uświadamianie, że wymordowana została duża część polskiej inteligencji, elity narodu, w celu jego podbicia. Ks. Peszkowski był inicjatorem licznych pomników i memoracji upamiętniających ofiary Golgoty Wschodu. Co najważniejsze, nigdy nie uległ nienawiści wobec sprawców; prawda historyczna, o którą się dopominał i którą głosił, miała służyć pojednaniu narodów doświadczonych komunizmem.

5) Kapelan Rodzin Katyńskich, inicjator ogłoszenia roku 1995 "Rokiem Katyńskim", inspirator Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. W kwietniu 1999 został założycielem i prezesem Fundacji "Golgota Wschodu, to również dzięki jego staraniom mogły powstać cmentarze wojskowe w Katyniu, Charkowie i Miednoje, liczne pomniki i miejsca pamięci ku czci polskich oficerów zarówno na polskiej ziemi, jak i na obczyźnie. Podczas ekshumacji polskich oficerów w latach 90. każdą z czaszek brał w dłonie i błogosławił różańcem otrzymanym i poświęconym przez Jana Pawła II. Ale przy tym wszystkim ks. Peszkowski nigdy nie domagał się zemsty. Czy mam rację twierdząc, że jemu chodziło przede wszystkim o prawdę, pamięć i oddanie tym, których zamordowano, elementarnej sprawiedliwości? Zdaje się, że jego myślenie o tym podsumowują tak często przez niego przywoływane słowa Św. Jana Pawła II, zaczerpnięte z książki Pamięć i tożsamość: "Przebaczamy, ale nie zapominamy". 

– Tak, Ksiądz Peszkowski po wielokroć powtarzał, że prawda i przebaczenie nie oznaczają ani zapomnienia, ani nie przekreślają potrzeby zadośćuczynienia. Miłosierdzie wobec sprawcy zła nie przekreśla konieczności naprawienia krzywd – to również przypomniał papież Jan Paweł II w encyklice o Bożym miłosierdziu.

 

6) Ks. Peszkowski przeszedł cały szlak bojowy w Armii gen. Andersa, a potem osiadł w USA, gdzie przyjął święcenia kapłańskie, które połączył potem z karierą naukową. Czy możemy wskazać powody, jakie legły u podstaw wyboru takiej właśnie drogi? Czym było / stało się dla niego kapłaństwo?

– Powołanie kapłańskie to zawsze jest misterium dokonujące się w sercu człowieka otwierającego się na wolę Bożą. Przez pewien czas po wojnie, po demobilizacji polskiej armii, rotmistrz Peszkowski poszukiwał swojej drogi życiowej; nadal gorliwie uczestniczył w ruchu harcerskim na Ojczyźnie, studiował w Oksfordzie, ale wciąż wiedział, że to jeszcze nie jest to, co powinien robić. Łaski powołania doznał podczas pielgrzymki do Lourdes. Dynamiczny charakter kawalerzysty i czołgisty ( proszę pamiętać, że pomyślnie zaliczył realizowany według wzorów brytyjskich kurs oficera broni pancernej )idealnie splótł się z formacją realizowaną w amerykańskich Polonijnych Zakładach Naukowych w Orchard Lake. Dla pełnego energii byłego rotmistrza i harcerza atmosfera amerykańskiego dynamizmu stanowiła znakomitą okazję do rozwinięcia rozmaitych talentów oraz inicjatyw. Gdy rozmawialiśmy o jego kapłaństwie, to Ksiądz powiedział mi, że jako wychowawca, pedagog, harcerz nie miałby tego dodatkowego narzędzia oddziaływania na ludzkie serca , dusze i sumienia, którym jest łaska sakramentalna, a w udzielaniu której pośredniczył właśnie jako kapłan. Wiedział, że w kontaktach z ludźmi potwornie poranionymi wewnętrznie, był zdany nie tylko na własne siły, ale przede wszystkim mógł liczyć na niezawodne działanie łaski Bożej.

7) Całe życie był polskim patriotą. To on w odpowiedzi na paszkwil Jana Tomasza Grossa pt. Sąsiedzi powołał Komitet Dobrego Imienia Polski…

– Bronił także papieża Jana Pawła II przed atakami Jerzego Urbana…Z propagandą antypolską ks. Peszkowski zetknął sie już w powojennej Ameryce. Dlatego tak mocno, uparcie i stanowczo domagał się głoszenia prawdy nie tylko o zbrodni katyńskiej, ale o całej martyrologii Polaków podczas drugiej wojny światowej. Zdając sobie sprawę z potęgi mediów, kształtujących opinię publiczną, jak i niestety – z ignorancji niektórych polityków – postulował np. by na Placu Piłsudskiego – gdy zapadła decyzja o zabudowie jego północnej części – wybudować Muzeum Martyrologii Polskiej i zwiedzanie go uczynić obowiązkowym dla oficjalnych zagranicznych delegacji. Szkoda, że postulat ten został zignorowany.

8) Kim ks. Peszkowski był w pierwszej kolejności? Kapłanem? Żołnierzem II RP, który dopustem Bożym ocalał z jednej z największych kaźni XX wieku i którego powołaniem stało się dawanie świadectwa?

– Ks. Peszkowski był – najkrócej mówiąc – przede wszystkim kapłanem – świadkiem Prawdy, którą jest Chrystus, a zarazem świadkiem prawdy historycznej, której sam doświadczył.

9) Jakie wartości były dla niego najważniejsze?

– Bóg, Honor, Ojczyzna. Z nich wywodziła się wierność prawdzie, także tej o wielkości i nędzy człowieka, o nieustannym zmaganiu dobra ze złem, o potrzebie prawa, o przebaczeniu i pojednaniu jako heroicznej realizacji miłości nieprzyjaciół.

10) Czy mówił lub pisał o tym o tym, jaką Polskę i na jakim fundamencie zbudowaną, chciałby widzieć?

– Ks. Peszkowski ostro, zdecydowanie ( co nie przysparzało mu zwolenników ) przeciwstawiał się uparcie narzucanej przez niektóre środowiska polityczne i medialne ideologii liberalnej, która w pewnym sensie zastąpiła marksizm. Ksiądz Prałat mocno podkreślał, że chrześcijaństwo stanowi najważniejszy, fundamentalny element polskiej tradycji, duchowości i dziedzictwa narodowego. Bolał nad tym, że nauczanie najwybitniejszego z rodu Polaków, papieża Jana Pawła II jest krytykowane w jego ojczystym kraju, przez rodaków, dla których zrobił tak wiele dobrego. Z całą mocą podkreślam, że ks. Peszkowski nie był żadnym fanatykiem religijnym, nie dążył do ustanowienia w Polsce państwa wyznaniowego, rządzonego przez biskupów czy księży. W rozmowach ze mną wielokrotnie powtarzał, że jego marzeniem jest Polska wolna, wielka mocą ducha, prawa, sprawiedliwa, dumna ze swego bohaterstwa, przeszłości, wsłuchana w głos Kościoła, dążąca do dobra, wychowująca ludzi odpowiedzialnych, o pięknych sercach, wrażliwych sumieniach.

11) Jaki ks. Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski, dla wielu człowiek – instytucja, był prywatnie?

– Najlepszy przyjaciel, uroczy gawędziarz, człowiek niezwykle łagodny, wrażliwy na ludzką nędzę, kapłan starający się zaradzić rozmaitym potrzebom, realista twardo stąpający po ziemi, ale zapatrzony w niebo, szalenie dowcipny, a przy tym mający dystans wobec samego siebie. Cechowała go również wielka odwaga i fantazja kawaleryjska oraz dbałość o to, by nikogo nie urazić. Ksiądz Peszkowski był kapłanem charyzmatycznym, urodzonym przywódcą, nie waham się powiedzieć, że emanował świętością. Tak jak Pan powiedział – człowiek-instytucja, znany na całym świecie, kandydat Sejmu RP do Pokojowej Nagrody Nobla, wielki kapłan, a gdy kiedyś żaliłem się, że nie mogę dokończyć kolejnej książki, bo muszę zajmować się małymi dziećmi, to powiedział, żebym je przywiózł na Dziekanię i on je będzie pilnował, a ja mam pisać. I tak się stało. Podziwiałem Księdza, wtedy już mocno leciwego, za to, że wspaniale potrafił nawiązać kontakt z małymi szkrabami i cierpliwie wysłuchiwać ich opowieści o domowym żółwiu. Świetnie znając i rozumiejąc potrzeby dzieci wziął je na ciastka, zamówił pizzę i zabrał na strych pełen rozmaitych skarbów…Ks. Peszkowski, mądry, doświadczony, uczony, był zawsze młody duchem.

 

Kategoria: Historia, Kultura, Mariusz Matuszewski, Publicystyka, Religia, Społeczeństwo, Wiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *