banner ad

Vratislaviana III: „Moje przeżycia w Festung Breslau” ks. Lassmanna

| 9 kwietnia 2016 | 0 Komentarzy

lassmanTen dziennik jest nie mniej ciekawy niż kronika ks. Paula Peikerta, ale wydaje się, że ks. Peikert – dobry kolega i "sąsiad" ks. Lassmanna – był bardziej świadomy zależności politycznych i wyciągał wnioski z historii najnowszej. Ks. Walter Lassmann to poczciwy i miłosierny, odważny i prawy kapłan. Jednak i on sprawia wrażenie, iż nie rozumie, jakie wypadki i decyzje doprowadziły Breslau, i Niemcy w ogóle, do apokaliptycznych wydarzeń, których jest właśnie świadkiem.

Gdy trwały walki o Breslau, był już ks. Lassman proboszczem erygowanej w czasie wojny parafii pw. św. Józefa (dzisiaj pw. św. Józefa Robotnika) przy Offener Strasse, dzisiejszej ulicy Krakowskiej. Czas Festung Breslau przeżywał, tak jak inni mieszkańcy, głównie w schronach i piwnicach, gdzie odwiedzał chorych i umierających, pocieszał, udzielał sakramentów, zdobywał żywność dla głodnych, wyszukiwał loca dla bezdomnych… Już po wojnie spisał swoje wspomnienia z czasów Festung i dwóch lat pierwszych lat w polskim Wrocławiu, w formie dziennika 1945-1947. Ich polskie wydanie nosi tytuł "Moje przeżycia w Festung Breslau. Z zapisków kapłana".  

Szlachetny, lecz naiwny?

Ze wspomnień wyłania się postać miłosiernego samarytanina w pełnym słowa znaczeniu. To był człowiek, który czynił miłosierdzie i sam, wielokroć, odkrywał, że doświadcza cudu – jako nagrody za swoją postawę. Chodził z Komunią do Niemców i Polaków, nie odmawiał posługi żołnierzom rosyjskim. Był prosty w swojej wierze, ufny, mocny, odważny! Niestety, czasem, i tu zgodzę się z Panem Profesorem Markiem Zyburą, który opatrzył tekst posłowiem, ks. Lassmann jako obywatel niemiecki sprawia wrażenie naiwnego. Chyba nie rozumie, jak doszło do oblężenia miasta, skąd Armia Czerwona wzięła się na terenie Rzeszy, i jak w ogóle doszło do tego, że Hitler zdobył władzę?  

Prof. Zybura zastanawia się też nad wątkiem gen. Niehoffa, ostatniego komendanta twierdzy. Jego zdaniem, jest on idealizowany, jako ten sprawiedliwy generał, który w przeciwieństwie do gauleitera Hankego, potrafił zmiłować się nad udręczonym miastem. A przecież jeszcze dwa miesiące wcześniej Niehoff nie miał litości dla oskarżonych o defetyzm i ścinanych gilotyną. Dobrze zrobił Profesor, cytując słowa jezuity, o. Maxa Pribilly, o tym, że nie wystarczy Niemcom tylko oskarżać i odrzucić narodowy socjalizm, bo to oznacza jedynie zewnętrzne zwalczanie choroby, która toczyła ten naród. Powinien naród niemiecki "jasno rozpoznać i zdecydowanie odrzucić to, co narodowego socjalizmu doprowadziło". Jezuita pisał te słowa w 1946.

Polacy – rozbój i caritas

Jak już wspomniałam, po zdobyciu Festung ks. Lassmann spotykał się też z Polakami. Najpierw byli to żołnierze i, niestety, ubecy ("Urząd Bezpieczeństwa to polski odpowiednik gestapo" – napisał), potem pierwsze rodziny, życzliwi ludzie, a także wandale i złodziejaszki. Oprócz sytuacji grabieży i pobicia, których doświadczali Niemcy, oraz incydentu w UB, Lassmann pisze o naszych rodakach z szacunkiem: "Muszę wystawić Polakom i Rosjanom świadectwo caritas".  Polacy nie odmówili pomocy, gdy ksiądz żebrał u nich – jak pisze – o chleb z masłem, o którym marzyły chore niemieckie dzieci z lazaretu. Polacy nie odmówili nigdy. Dobrze rozumiał się z polskimi księżmi i nawet chciał zostać we Wrocławiu, ale polska administracja kościelna była bezradna wobec ustaleń politycznych, które – prawdę mówiąc – nie Polacy stworzyli. I znowu, ks. Lassmann nie wie i nie rozumie, kto ustalił granice i kto naprawdę trzyma ster władzy w powojennej Polsce.

Ciekawią relacje ks. Lassmanna z Rosjanami. Gdy przyszedł do Rosjan, prosząc o dokument, który zapewniłby bezpieczeństwo, jako księdzu, Rosjanie odpowiedzieli, że ma po prostu chodzić po mieście w pełnym stroju kapłańskim, i to będzie dla niego najlepsza legitymacja. Jakie były doświadczenia polskich księży pod okupacją rosyjską?

Europejskie refleksje

O ile wspomnienia pastora Horniga były dla mnie miejscami nudnawe, jako tekst typowo sprawozdawczy, dziennik ks. Lassmanna mnie wciągnął. Jest pisany uczuciowo, miejscami poetycko. Poza tym, przeplatają go fotografie archiwalne. To jest to! Nie popisał się jedynie korektor: "Tylnia [Wyspa]" (s. 183; "tylna" nie "tylnia"!), "lat 90-tych" (s. 231; ortografia na poziomie szkolnym!),  "graue Schwestern" jako Szarytki (powszechnie powielane tłumaczenie: g. S. są to Siostry Elżbietanki, a termin "Szarytki" pochodzi nie od koloru habitów, bo te są akurat niebieskie, tylko od franc. charité). Zniesmaczył mnie także wstęp  napisany przez niemieckiego naukowca, w którym czytam, że Polacy, wskrzeszający polski teraz Wrocław, byli świadomi "wspólnej wielusetletniej tradycji", jak też jego "europejskiego ducha" i "europejskiej atmosfery". W sumie jednak prof. Heisig pisze miło o Polakach. Ja tylko jestem znużona usilnym pomijaniem we vratislavianach określenia "polski" na korzyść nieokreślonej wspólnoty i "europejskości". 

Aleksandra Solarewicz

W. Lassmann, "Moje przeżycia w Festung Breslau. Z zapisków kapłana", oprac. M. Zybura, Via Nova, Wrocław 2013

Tags: ,

Kategoria: Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *