banner ad

Trzy córki II RP

| 7 maja 2013 | 0 Komentarzy

bartel2Barbara Surzyńska-Zakrzewska od lat sama podsuwa mi tematy, a ja nadaję im kształt. Cecylia Bartel nie lubi udzielać wywiadów, ale tym razem zrobiła wyjątek. W dodatku zachęca do wspomnień Ewę Kwiatkowską-Obrąpalską. To okazja nie lada, bo trzy panie należą już do ostatnich ze swego pokolenia.

Były dziewczynkami, gdy ich ojcowie obejmowali wysokie funkcje państwowe, a dorastały u schyłku II Rzeczpospolitej.

Dwie panie urodziły się w 1922 roku. Ojcem Barbary Zakrzewskiej był dr Leon Surzyński, lekarz, ostatni wicemarszałek Sejmu II RP, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i społecznik. Cecylia Bartel jest córką premiera i senatora, prof. Kazimierza Bartla. Jeszcze w przedwojennym Lwowie poznała Ewę Kwiatkowską, z którą przyjaźni się do dziś. Pani Kwiatkowska urodziła się w Chorzowie, w 1925 roku. Ale historia zatoczyła koło. Ojciec doktor Ewy Kwiatkowskiej-Obrąpalskiej, Eugeniusz Kwiatkowski był ministrem przemysłu i handlu w rządzie Kazimierza Bartla (oraz ministrem skarbu i wicepremierem w rządach Mariana Zyndram-Kościałkowskiego i Felicjana Sławoja-Składkowskiego). Pod koniec lat 30., wizytując Targi Poznańskie, złożył wizytę domową państwu Surzyńskim.

Te trzy postacie pojawiły się na mojej reporterskiej drodze kolejno, w ciągu trzech lat. W końcu przyszła myśl, żeby połączyć ich losy w jednym tekście.

Tatuś był znany, a ja byłam młoda

Życiorys profesora Kazimierza Bartla budzi podziw i szacunek. Sławny matematyk, rektor Politechniki  Lwowskiej. Autor pionierskiej pracy o perspektywie w malarstwie europejskim. Podpułkownik Wojska Polskiego, Kawaler Orderu Orła Białego i Orderu Virtuti Militari. Poseł na Sejm, pierwszy premier Polski po przewrocie majowym, premier pięciu rządów Rzeczypospolitej. Pod koniec lat 30. zasiadł w Senacie. Ceniono go za umiejętność łagodzenia sporów i rządzenia Polską.

Rozmowa z Cecylią Bartel jest i swobodna, i pogodna. Tak, jak gdybyśmy rozmawiały nie o faktach, pilnie opracowywanych przez historyków, ale o życiu rodziny takiej jak każda. Pani Bartel przyznaje, że w czasie, gdy dorastała, ojciec zajmował się już głównie pracą naukową. W wywiadzie, który przeprowadziły z nią uczennice krakowskiego gimnazjum, wyzna: „Byłam wtedy małą dziewczynką, która żyła z dala od polityki, pogrążona w typowo dziecięcym świecie. Mogę jedynie powiedzieć, że w domu tatuś był człowiekiem o bardzo dużym poczuciu humoru i pogody ducha. Wspólnie wybieraliśmy się na wyścigi konne, chodziliśmy do kościołów, a w okresie świąt śpiewaliśmy razem kolędy” (A. Karolczyk, J. Kosek, „Okruchy biografii z historią w tle”, mlodziez.info). Ja jednak dopytuję o szczegóły, o znajomych, szczególnie z kręgów politycznych. Owszem, poznała premiera Władysława Grabskiego, który też mieszkał we Lwowie. Jego brat, Stanisław miał dwie córki, koleżanki Cecylii. Bawiły się w ogrodzie, słynącym z dorodnych owoców. – I tam właśnie żarło się te truskawki – podsumowuje beztrosko 90-letnia pani.

Piłsudczyk w Poznaniu

– Leon, ty się zdecyduj, co chcesz robić – powtarzała z troską Helena Surzyńska. Mąż angażował się w mnóstwo inicjatyw naraz i bez reszty. Ona wolałaby, żeby już pozostał przy praktyce lekarza kardiologa. Córka Basia zapamiętała go jako społecznika. Dr Leon Surzyński był człowiekiem przedsiębiorczym, pogodnym i empatycznym. Młodość spędził w pruskim gimnazjum w Inowrocławiu, gdzie był prezesem tajnego koła Towarzystwa Tomasza Zana. Ukończył medycynę w Lipsku. Wziął udział w powstaniu wielkopolskim. Po I wojnie był prezesem Słowiańskiego Związku Śpiewaczego, wiceprezesem Naczelnej Rady Zjednoczenia Polskich Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych, prezesem Wszechsłowiańskiego Związku Śpiewaczego, zasiadał w radzie opery. Leczył serca, kochając muzykę.

Artystyczną pasję potrafił godzić z polityką. Jego kariera była długa i łączyła się z członkostwem w wielu organizacjach. Gdy Basia i o trzy lata młodsza Maryla (Maria) dorastały, ojciec był już posłem na Sejm i wicemarszałkiem. Był piłsudczykiem. Dwukrotnie wybrano go z listy BBWR (Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem).– Tuż przed wybuchem II wojny powstał projekt, by desygnować go na ministra opieki społecznej – dodaje Barbara Zakrzewska.

W naszej rozmowie wciąż używamy terminu „polityk”. Słowo znaczy wiele, ale… czy w każdej epoce to samo? – Przed wojną polityk był kimś innym niż jego dzisiejsi następcy – zastanawia się głośno pani Zakrzewska. – Tym ludziom zależało, by dotrzeć do zwykłych obywateli. Intensywnie działali na poziomie samorządowym – tłumaczy. Leon Surzyński dużo czasu spędzał w swoim biurze poselskim, spotykał się z wyborcami. Ale i on sam dostrzegał, jak zmienia się postawa polityków. Barbara Zakrzewska: Ojciec uważał, że ci, którzy przez całe lata przygotowywali się do przejęcia władzy z rąk z zaborców, potem gorliwie służyli ojczyźnie. On sam odebrał gruntowne wychowanie patriotyczne w domu, matka uczyła go polskiej historii i geografii (rodzina Surzyńskich przez pokolenia poświęcała się pracy u podstaw). Jego zdaniem, po śmierci Marszałka w 1935 wśród piłsudczyków zaczął szerzyć się ferment moralny. Wkrótce Leon Surzyński poznał środowisko polskich emigrantów w Londynie. Ale to już temat na osobną opowieść.

Te cudowne Mościce

Gdy premierem był Kazimierz Bartel, państwo Kwiatkowscy mieszkali w Warszawie (4 lata), potem 5 lat w Mościcach i od 1935 znowu Warszawie. Ewa Kwiatkowska chętnie wspomina Mościce. To w dzisiejszej dzielnicy Tarnowa powstała z inicjatywy prezydenta Ignacego Mościckiego Państwowa Fabryka Związków Azotowych. W latach 1930-1935 Eugeniusz Kwiatkowski był jej dyrektorem. Gdy objął to stanowisko, zakład był na krawędzi upadku. Walczył i uratował firmę, a wtedy nastąpiły dobre lata i dla Mościc, i dla rodziny Kwiatkowskich. Był to czas, gdy dużo przebywali razem. Trójka dzieci: Anna (uczennica szkoły sióstr Sacré Coeur pod Tarnowem), Ewa (uczennica szkoły powszechnej) i Jan (uczeń ostatnich klas gimnazjum) przeżyła szczęśliwy czas w dużym domu z ogrodem.
– Byliśmy wychowywani przez rodziców w łagodności – mówi Ewa Kwiatkowska. – Ale tatuś, z natury dokładny, gdy tylko mógł, sprawdzał nasze zeszyty. Gdzie zapisaliśmy coś niechlujnie, tam była wyrywana kartka. Wszystko musiało być zrobione porządnie. Inaczej przepisywaliśmy. Taki był właśnie premier Eugeniusz Kwiatkowski, student politechniki lwowskiej i absolwent uniwersytetu w Monachium. Charakter miał bardzo mocny i niezwykle zdyscyplinowany. – Jak zaplanował, tak wszystko musiało być – opowiada córka.– Jednocześnie był bardzo ciepły i dowcipny, a przy tym dobry, troskliwy i opiekuńczy wobec mamusi i nas.

Nad życie światowe Kwiatkowscy przedkładali krąg przyjaciół i rodziny (np. Wielkanoc spędzali tradycyjnie w Spale, u prezydenta Mościckiego, z którym Eugeniusz był zaprzyjaźniony od lat studenckich). Już jednak w czasach warszawskich pan Kwiatkowski był bardzo zajęty. – Odczuwałam, że on robi coś ważnego. Ale ojciec zawsze był „blisko nas” – mówi stanowczo Ewa Kwiatkowska. I dodaje: Ja miałam to szczęście całe życie być blisko moich rodziców.

Na dworze Piusa XI

Dzięki rodzinnej wyprawie do Rzymu Cecylia Bartel poznała Piusa XI. Papież udzielił Kazimierzowi Bartlowi prywatnej audiencji. Każdemu dał drobną pamiątkę, dziewczynce wręczył różaniec, zamknięty w ozdobnym pudełeczku. Pani Bartel sięga do torebki, wyjmuje z niej i podaje mi zieloną, metalową kulkę. To właśnie to pudełeczko. 5-letnia Cecylia dużo zwiedzała z ojcem, gdy zbierał materiały do swego opus magnum. Kulka, którą miała przy sobie, czasem wypadała z dłoni i uderzała o posadzkę muzeów. Do dziś w pokrywającej ją emalii zachowało się wgłębienie, ślad tamtych dni.

Tajniak w windzie

Basia i Maryla Surzyńskie interesowały się życiem rodziny. Wiedziały, że ojciec stale bywa u kardynała Hlonda, którego ogromnie cenił za intelekt i życzliwość względem oponentów, zaś w domu często bywają koledzy z Sejmu, dr Witold Jeszke, notariusz i senator, i Felicjan Lechnicki, właściciel ziemski i senator. Adiutant Piłsudskiego, mjr Mieczysław Lepecki wpisał się do pamiętnika Basi, ten wpis zachował się do dziś.

– Mój ojciec miał niższą pozycję wobec panów Bartla i Kwiatkowskiego – podkreśla Barbara Zakrzewska. Wspomina odwiedziny wicepremiera Kwiatkowskiego w domu jej rodziców (Kwiatkowski i Surzyński razem otwierali Międzynarodowe Targi Poznańskie). W okolicy przedsięwzięto nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Kamienica, gdzie mieszkali, jak na owe czasy była domem nowoczesnym. Zainstalowana była tu XIX-wieczna winda, pierwsza winda w Poznaniu. Przez cały czas spotkania jeździł nią tajniak. W górę i dół!

Marzenia o podróżach

Kwiatkowscy przenosili się z miejsca na miejsce, bo Eugeniusz przecież zmieniał posady. W roku 1938/1939 zasiedlili Pałacyk Myślewicki w Łazienkach. Ale uczuciowo związani byli z majątkiem w Owczarach blisko Krakowa, kupionym przez Kwiatkowskiego na początku lat 30. Tam, w willi dużym domu w pięknym starym parku spędzali każde wakacje, do 1939 roku włącznie.

Bartlowie pociągiem przemierzali Włochy, Belgię, Szwajcarię, Francję, zwiedzali muzea. Po latach Cecylia Bartel ukończy krakowską ASP. Jak przyznaje, ojciec nie potrafił tylko zarazić jej swoją pasją do matematyki!

Cechą wspólną trzech polityków okaże się sympatia do muzyki. Bartlowie, wszędzie, dokąd tylko zawędrowali, odwiedzali operę. W domu słuchali płyt gramofonowych. – Przede wszystkim niemieckich śpiewaków. Jako dziecko byłam przekonana, że jeśli dobry śpiewak, to niemiecki – śmieje się Cecylia Bartel. Także państwo Kwiatkowscy lubili operę i zabierali tam swoje dzieci.

Barbara Zakrzewska : Memu ojcu zawdzięczam ciekawość świata. Po pierwsze, często prosił mnie, bym słuchała radia i relacjonowała mu potem wiadomości dnia. Dzięki temu w mojej klasie byłam najlepiej zorientowana sytuacji politycznej na świecie. Leon Surzyński sam spędził pół roku w USA (jako poseł, zajmował się sprawami Polonii) i bardzo chciał, żeby córki podróżowały. Ale postawił warunek: „Najpierw musisz poznać Polskę. Zagranica potem. Co to za Polak, który przebywa w obcym kraju, a nie ma pojęcia o własnej ojczyźnie?” Surzyńscy zwiedzali więc ojczyznę wzdłuż i wszerz, prywatnym samochodem. Służbowego Surzyński do celów prywatnych nie używał nigdy.

Helena Surzyńska wychowywała córki w posłuszeństwie. Może przykładała do tego większą wagę niż mąż. Oboje uważali, że panny powinny wejść w świat jako w pełni samodzielne kobiety. W wieku 17 lat Basia miała więc prawo jazdy. Po zdaniu dużej matury miała wyjechać na rok do Paryża. Miał to być kolejny etap kształcenia, jeszcze przed podjęciem decyzji o studiach. Jednak losy potoczą się inaczej. Tak zwaną dużą maturę będzie zdawać na tajnych kompletach, a swoje pierwsze egzaminy studenckie na polonistyce w Tajnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich w Częstochowie. Cecylia Bartel marzyła, że po zdaniu egzaminu ona i jej koleżanka Teresa będą miały do dyspozycji samochód i nim objadą Europę. Także i jej marzenia nie miały się spełnić.

1 września

Pierwsze bombardowania we wrześniu 1939 roku Surzyńscy spędzili w schronie pod warszawskim hotelem sejmowym. Kilka dni później Surzyński odwozi swoje panie do bezpiecznego, jak się wydawało, schronienia u Lechnickich, w dworze Serebryszcze pod Lublinem. Sam wyrusza samochodem do Rumunii.

Ewa Kwiatkowska pamięta dokładnie ucieczkę z Warszawy podczas nalotów 6 września. Eugeniusz Kwiatkowski wyjechał ze stolicy dzień później, 7 września (razem z wiceministrem Grodyńskim). Dołączył do rodziny i odtąd podróżowali we trójkę: Eugeniusz, Leokadia i Ewa. (Syn Jan był na froncie, starsza córka Anna z malutkim dzieckiem została pod Warszawą, w majątku teściów). Przemieszczali się wraz z całą ekipą rządową, według odgórnie ustalonych wytycznych. Wciąż zmieniali miejsca pobytu.– Jechaliśmy od miasta do miasta. Tam odbywały się spotkania rządu, rady ministrów „pod bombami” – opowiada Ewa Kwiatkowska.

Trwało to aż do 17 września, gdy do Polski wtargnęli Sowieci i zapadła decyzja o ewakuacji rządu RP. Dr Kwiatkowska pamięta moment oczekiwania w ciemnym lesie w Kutach, nad rumuńską granicą. Zgodnie z zarządzeniem zebrała się tam cała grupa, ministrowie, wiceministrowie i urzędnicy z rodzinami. Udali się do rumuńskich Czerniowiec. – To był strasznie ponury obraz. Było już całkiem ciemno. Deszcz padał. Widziałam, jak szli polscy żołnierze i zrzucali broń na stos. Natomiast członkowie rządu i ich rodziny samochodami, a potem pociągami zostali wysłani do różnych miejsc odosobnienia. Kwiatkowscy trafili do górskiego kurortu Băile Herculane. To był początek ich internowania.

Rodzina Bartlów przeżywa okupację sowiecką względnie bezpiecznie. Umiejętności i sława profesora są Rosjanom potrzebne. Planują nawet wydanie „Perspektywy w malarstwie” w rosyjskim przekładzie (zadania miał się podjąć polski naukowiec, Ludger Szklarski). Kazimierz Bartel dalej wykłada na politechnice. Do mieszkania dokwaterowano mu tylko rosyjskiego kapitana z żoną i małą Tamarką. Zajęli salon, w pobliżu którego było pomieszczenie WC. Nie byli kłopotliwymi gośćmi, tyle że nie znając pewnych rozwiązań technicznych, kapitan mył się w klozecie. Okupacja sowiecka na Kresach pełna była takich tragikomicznych w wymowie momentów.

Po drugiej stronie

Leon Surzyński przez Rumunię, Francję i Afrykę zawędrował do Londynu. Rodzina jednak przetrwa i spotka się po latach. Nie będzie to już dane Bartlom. Tragiczny los spotka profesora na początku niemieckiej okupacji Lwowa, 2 lipca 1941.– Byłam wtedy sama w domu. Przyjechało dwóch gestapowców. Zapytali o tatusia – opowiada Cecylia Bartel. – Przebywał na politechnice. Zmusili mnie, żebym tam z nimi pojechała (na ul. Leona Sapiehy). Aresztowali go w gabinecie, wśród asystentów. Razem pojechaliśmy na gestapo, a stamtąd wróciłam do domu, sama.


Tego samego dnia matka z córką zostały brutalnie wyrzucone ze swojej willi, z kilkoma walizkami prywatnego bagażu. Znalazły schronienie u przyjaciół. Przez jakiś czas pani Bartel przynosiła mężowi do więzienia obiady. 26 lipca strażnik nie przyjął pożywienia dla więźnia. Kazimierz Bartel, po serii upokorzeń, został stracony. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają jego prochy.

Internowani Kwiatkowscy są przenoszeni z miasta do miasta, z kwatery na kwaterę. Dzieci polskie chodzą do szkół, gdzie początkowo uczą je polscy urzędnicy i wojskowi. W 1943 roku Ewa Kwiatkowska zdaje maturę (a już po wojnie ukończy medycynę). Ale Rumunia nie jest miejscem sielanki. Późną jesienią ’39 na premiera spada wieść jak grom z jasnego nieba: Janek nie żyje! Okazało się, że 20 września, w okolicach Włodawy, Jan Kwiatkowski wracał na motorze do swojego oddziału. Został omyłkowo wzięty za Niemca, zginął od strzału w serce i w szyję. Pochowano go na miejscowym cmentarzu, w Sahryniu koło Hrubieszowa.

Tymczasem Polska jest plądrowana i równana z ziemią. Na podwórzu domu Bartlów Niemcy rozpalili ognisko, w którym spłonęły książki, dokumenty i rękopisy profesora. Sporo cennych rzeczy rozkradli.

Poznańskie mieszkanie Surzyńskich Niemcy zajęli już we wrześniu 1939. Zrabowali meble, rodzinne pamiątki, listy Marceliny Czartoryskiej – pianistki i ulubionej uczennicy Szopena, rękopisy i fotografie. Podobno antyki ozdobiły pałac niemieckiego generała, niedaleko Szczecina. Książki należące do muzykologa ks. Józefa Surzyńskiego (stryja Leona) były opatrzone ekslibrisem „Jos. Surzyński sacerdotis”. Zapewne jeszcze leżą w prywatnych bibliotekach za naszą zachodnią granicą.

To, co najważniejsze

Eugeniusz Kwiatkowski, internowany w Rumunii, wraca do kraju w 1945. Robi to po długim wahaniu, na zaproszenie władz komunistycznych. Jest im początkowo jest potrzebny, by – w dobranym przez siebie samego zespole – odbudowywał zniszczone Wybrzeże. Jednocześnie wykłada w Wyższej Szkole Handlu Morskiego w Sopocie oraz na UJ. Ale i on w końcu staje się wrogim elementem. W 1948 roku zostaje zmuszony do opuszczenia Wybrzeża. Osiada w Krakowie. Tu próbuje podjąć pracę akademicką na nowo, ale wszędzie napotyka na trudności. Zaczyna intensywnie pisać. Dzięki honorarium, jakie dostaje za „Zarys dziejów gospodarczych świata”, t.1. (1947), może przeprowadzić ekshumację syna i pochować go w grobowcu rodzinnym na Rakowicach. Sam umiera w 1974 roku, w wieku 86 lat. Żegna go dzwon Zygmunta i tłumy krakowian, na czele z kardynałem Wojtyłą.

Helena Surzyńska z córkami po długiej tułaczce wracają do Poznania w 1945 roku. Dom już nie istnieje, zbombardowany. Władze łaskawie przydzielają im kąt w ich własnej wilii na Sołaczu. Tam przychodzi wiadomość, że w piwnicy domu przy placu Wolności 18 „są jakieś rzeczy”. Kilka książek, dokumenty rodzinne – to, co Niemcy z jakichś powodów odrzucili (znikoma część). Literaturę muzyczną Barbara Zakrzewska przekaże do archiwum Akademii Muzycznej w Krakowie. Po kilku latach, razem z mężem Bogdanem Zakrzewskim – polonistą, przyszłym profesorem, przenosi się do Wrocławia. Tu z godną podziwu systematycznością archiwizuje dzieje rodziny. Nagrania przekazuje do bibliotek i archiwów. To już trzeci artykuł mojego autorstwa, który powstaje w oparciu o jej wspomnienia ( „Nowy Czas”: „Kochał muzykę i leczył serca”, 20.12.2010, „Rzeczpospolita”: „Sowieci w polskim dworze”, 17.09.2009). Z kolei młodsza siostra Maryla poszła w ślady ojca i zdobyła zawód lekarza, pozostała w rodzinnym Poznaniu. Leonowi Surzyńskiemu komuniści odebrali polskie obywatelstwo i paszport, więc musiał zostać na Zachodzie. Tam nadal pracował dla Polski. Był prezesem Głównej Komisji Rewizyjnej Skarbu Narodowego, prezesem Związku Lekarzy Polskich na Uchodźstwie i Związku Chórów Polskich. Zmarł w Londynie w 1967 roku, spoczął na poznańskim Junikowie.

Cecylia Bartel wraz z matką osiadły w Krakowie. W PRL Maria Bartlowa pracowała w szkole muzycznej i ostatecznie dostała rentę po mężu – senatorze. Przywiozła ze sobą ze Lwowa dwa spore pudełka pamiątek po mężu. Z narażeniem życia uratowali je studenci profesora, zmuszeni przez Niemców do palenia jego biblioteki. Rzeczy te – rękopisy, kryształową pieczęć, fotografie – pani Cecylia przekazała do Muzeum Historii Polski. W 2008 powołała też Fundację imienia Profesora Kazimierza Bartla: www.kbartel.org i jest przewodniczącą jej kapituły. Chce wspierać edukację dzieci i młodzieży z niezamożnych rodzin. Organizuje konkursy historyczne, funduje nagrody w turniejach sportowych. Włączyła się w budowę pomnika polskich profesorów pomordowanych w 1941 roku we Lwowie. W 2011 roku uczestniczyła w uroczystości jego odsłonięcia.

Mieszkanie Kwiatkowskich w łazienkowskim pałacyku zostało wyszabrowane we wrześniu 1939. Fotografie uratowała córka Anna, która odwiedziła dom rodziców po zakończeniu walk, jeszcze przed wejściem Niemców. Dawna służba uratowała portret Leokadii Kwiatkowskiej i jej komódkę w stylu Ludwika XV i oddała właścicielom.


Owczary w 1950 zabrali komuniści, po reformie rolnej (choć nawet według ówczesnych wytycznych do reformy się nie kwalifikowały).

Okazało się jednak, że najtrudniej zebrać wspomnienia. 12 tomów pamiętników Eugeniusza Kwiatkowskiego z całego okresu ministerstwa spłonęło w czasie wojny. Ale jego postać jest w Polsce żywa. Potomkinie premiera biorą udział w konferencjach tematycznych, uroczystościach, spotkaniach, angażują się w pracę naukową. Jego imię noszą szkoły, a młodzież kontaktuje się z rodziną patrona. Kwiatkowski patronuje wielu organizacjom, są to np.: Klaster Przemysłowy Dawnych Terenów Centralnego Okręgu Przemysłowego im. premiera Eugeniusza Kwiatkowskiego, Towarzystwo Gospodarcze im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, Polskie Stowarzyszenie Morskie – Gospodarcze im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Stało się tak, jak przewidział Jan Nowak-Jeziorański: „W miarę mijania czasu, postać Kwiatkowskiego z perspektywy historycznej będzie rosła i wysunie się na czoło okresu zamkniętego datami 1918-1939” („W poszukiwaniu nadziei”, Warszawa 1993). Sam premier do końca życia przeżywał niedokończoną misję. „Żebym dostał jeszcze pięć lat. Tyle bym jeszcze zrobił dla Polski” – mówił Eugeniusz Kwiatkowski.

Proszę czekać, łączę

Sam Eugeniusz Kwiatkowski nigdy nie pozwolił nagrać swoich wspomnień. Natomiast pisząca artykuł często obserwuje przemianę. Bohaterowie – z początku sceptycznie podchodzący do tematu – nagle dostrzegają, że to, co wiedzą, ma swoją wartość. Budzą się. Zaczynają chwytać odchodzący czas. A w końcu niecierpliwie dopytują, czy został dodany taki a taki szczegół. Tak, już na etapie projektowania przeze mnie tekstu pani Zakrzewska zapragnęła skontaktować się z panią Kwiatkowską. Poznała je ostatecznie Cecylia Bartel. Panie miały okazję porozmawiać o wizycie premiera Kwiatkowskiego u wicemarszałka. Ewa Kwiatkowska przyznaje, że nie słyszała o niej. Teraz pozostają w kontakcie telefonicznym. To dla córek II RP ważne.

To pani Bartel stała się inspiracją do odtworzenia dziejów trzech rodzin. Siedzimy teraz w ulubionej przez nią restauracji w Krakowie. Gra dyskretna muzyka, dźwięczą sztućce. Przebija się przez nie obcy, przytłumiony dźwięk telefonu komórkowego. Gdyby to profesor Bartel siedział teraz nami przy stole, ten sygnał pewnie odwołałby go na sesję w Senacie.

Aleksandra Solarewicz

Autorka dziękuje panu redaktorowi Tomaszowi Stańczykowi z dawnej redakcji „Rzeczpospolitej” za cenne uwagi i życzliwą pomoc podczas przygotowywania tekstu.

Artykuł ukazał się w miesięczniku polonijnym „Nowy Czas” nr 4/2013.

 

 

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Historia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *