banner ad

Stanisław Mackiewicz – polityk, który przegrał z historią

| 12 lipca 2014 | 0 Komentarzy

Cat 001Z serii temat miesiąca prezentujemy serię artykułów dotyczących Stanisława Mackiewicza.

Stanisław Mackiewicz był bez wątpienia jedną z najbarwniejszych postaci w XX – wiecznej historii Polski. Co więcej, miał szczęście być jedną z tych nielicznych, które w jakimś sensie przeżyły swoją epokę. Podczas gdy tylu innych, wybitnych nieraz polityków i ludzi pióra przykrył kurz historii, Cat wciąż w jakiś sposób egzystuje w świadomości współczesnych Polaków. Trochę dzięki swej bogatej twórczości literackiej i publicystycznej, a trochę na zasadzie symbolu czasów, które przeminęły.

Przyszło mu żyć w wieku burz dziejowych, które przeorały kontynent i ideologii, które wstrząsnęły zachodnią cywilizacją. Na zmieniający się świat patrzył Mackiewicz okiem konserwatysty, zwolennika ustalonego porządku społecznego. Konserwatyzm Mackiewicza nie miał jednak ani charakteru eschatologicznego, jaki przybrał u Mariana Zdziechowskiego, ani akademickiego. Nie próbował zamykać się Cat w okopach Świętej Trójcy, a z drugiej strony nie był ideologiem, który by był w stanie przekonania swoje podnieść do rangi idei i dać im polityczny wymiar. Zapatrzony w Action Française, nie posiadał woli i predyspozycji, by być polskim Maurrasem. W tym fotelu jeżeli kogoś widział, to chyba Adolfa Bocheńskiego, samemu zadowalając się rolą „żubra kresowego”. Na politykę patrzył trochę w XIX – wieczny sposób, z pułapu arystokratycznego liberalizmu, który łaskawie pozwala wypowiedzieć innym swoje poglądy. Nacjonalizm odrzucał, choć Dmowskiego cenił niemal na równi z Piłsudskim. Do Kościoła miał stosunek raczej instrumentalny – doceniał jego rolę instytucjonalną, lecz sam nie miał z pewnością bogatego życia religijnego. Był przede wszystkim wyrazicielem poglądów i obrońcą interesów kresowego ziemiaństwa i w tych kategoriach trzeba chyba rozpatrywać jego poglądy polityczne.

Choć służbę publiczną rozpoczął Mackiewicz obok dwóch tuzinów kresowych książąt i hrabiów w słynnym ochotniczym szwadronie Jerzego Dąmbrowskiego, szybko zamienił ostrze szabli na ostrze pióra. Jako redaktor wileńskiego „Słowa”, organu kresowych konserwatystów, Cat stał się jednym z najchętniej czytanych polskich publicystów, posiadając talent tak do ubierania myśli w słowa, jak i wzbudzania swymi tekstami kontrowersji i namiętności. Pisał ostro i bezpośrednio, często celnie, zawsze szczerze. Wolał naginać fakty do teorii, niż zmieniać te ostatnie. Swoją publicystyką przekształcił „Słowo” z prowincjonalnego dziennika w poważny organ opiniotwórczy. Monarchizm i obrona przed reformą rolną, Józef Piłsudski i Radziwiłłowie z Nieświeża, Bainville i orientacja na Niemcy – aksjomaty Cata wyglądają trochę tak, jakby się położył w poprzek biegu historii. Ale też taki był los XX – wiecznych konserwatystów.

A jednak ambicją Mackiewicza nie było komentowanie rzeczywistości, ani patrzenie na świat z perspektywy sali balowej. Był Cat wybitnym publicystą, w późnym wieku stał się także wybitnym pisarzem, ale też niezmiennie pozostawał politykiem, który swym piórem nie tyle opisuje rzeczywistość, co próbuje ją kształtować. Jeżeli nie był architektem spotkania nieświeskiego i sojuszu żubrów kresowych z sanacją, to z pewnością był jego tubą medialną. Dla Mackiewicza, stałego gościa tyszkiewiczowskiej Waki i innych siedzib magnackich, sojusz tronu i pałacu wydawał się czymś naturalnym i pożądanym. W Piłsudskim widział prawdziwego męża opatrznościowego, nie wyzbył się tej wiary nawet po katastrofie wrześniowej.

Jerzy Giedroyc pisał o sobie we wspomnieniach, że znajdując się gdzieś na marginesie obozu rządowego, był jednocześnie ze swym „Buntem Młodych”, potem „Polityką” bliskim ustanowienia rekordu rozmaitych konfiskat. Nie mniejszy paradoks spotkał Cata, gdy nie przestając być piłsudczykiem z BBWR-owskiego posła na Sejm przedzierzgnął się w więźnia Berezy. W miarę zbliżania się wojny coraz ostrzej Mackiewicz krytykował Becka i coraz śmielej stawiał tezy o potrzebie przeorientowania polskiej polityki. Nie posunął się jednak w swej proniemieckości poza linię wyznaczoną przez Studnickiego. Po Monachium, łudząc jeszcze swych czytelników, sam miał już chyba poczucie zbliżającej się klęski.

Wrzesień sprawił, iż poukładane życie Mackiewicza runęło jak domek z kart. Nie tylko w wymiarze osobistym – choć żony miał nie zobaczyć przez następne 17 lat, to nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony kobiet, ale także społecznym, politycznym i każdym innym. Świat Mackiewicza po raz drugi się cofał na Zachód. Ten pierwszy raz – to dzień podpisania traktatu ryskiego. Konserwatyści kresowi nigdy nie wybaczyli Stanisławowi Grabskiemu odcięcia Mińszczyzny, a sam Cat jeszcze po latach nazwie go wymownym i nie potrzebującym wytłumaczenia tytułem „krajczego”. Ten drugi raz, osobiście znacznie boleśniejszy – to 17.09.1939 r. Od tej pory jedno, centralne miejsce będzie dominować w publicystyce mackiewiczowskiej – Wilno. To kresowe miasto było dla Mackiewicza nie tylko miejscem zamieszkania – było jego domem, pasją i miłością. Śmiało przesuwając pionki na mapie europejskiej polityki na sprawy polskie patrzył, jak napisał jego biograf Jerzy Jaruzelski, „przez jedno jedyne okno za którym stało Wilno”.

Główną bronią Mackiewicza na emigracji pozostało ostre pióro. Irytował do granic, a jednak był czytany i komentowany. Emigracyjnego Cata kąśliwie scharakteryzował Jerzy Niezbrzycki: „Świat cały – a zwłaszcza własna ojczyzna – dla Mackiewicza to menażeria z samych świń, pawianów, osłów i zwyczajnych kretynów złożona. Jeżeli znajdzie się w niej od czasu do czasu jakieś zwierzę szlachetniejszego rodzaju, to tylko dlatego, że okazuje się, że zgadza się ono z Mackiewiczem w jego poglądach”. Wobec sowieckiej polityki odnośnie Ziem Wschodnich nie żywił nigdy Mackiewicz większych złudzeń, a po podpisaniu układu lipcowego w 1941 r. stał się jednym z filarów obozu „niezłomnych”. Nie mogąc przebić się ze swymi antyrządowymi tyradami w prasie emigracyjnej, zaczął wydawać publikowane mniej więcej co miesiąc broszury polityczne.

Po latach Mackiewicz mógł mieć gorzką satysfakcję, że w najnowszej historii Polski spełnił rolę Kasandry, która przepowiedziała klęskę, choć nie mogła jej odwrócić. Trochę w tym prawdy, a trochę egocentryzmu. Dociekliwy badacz zauważy, że w 1942, czy 1943 roku jednak inaczej pisał Mackiewicz o polityce brytyjskiej, niż w osławionych „Londyniszczach”. Nie mylił się natomiast od samego początku co do intencji Sowietów. Tu jednak nie mógł nic uczynić, a jedynie bezsilne patrzyć na wejście Armii Czerwonej do ukochanego Wilna. Odreagowywał to w broszurach, w których nazywał rzeczy po imieniu, rzucając pod adresem Mikołajczyka ostrzeżenie: „gdybyście nas nawet sprzedali to nic z tej sprzedaży nie uzyskacie”. Dla polityki chłopskiego premiera nie znajdował krzty zrozumienia. W postawie „niezłomnego” był, przyznajmy, konsekwentny: przywódców państwa podziemnego sądzonych w procesie moskiewskim nazwał ni mniej ni więcej tylko „16 zwolennikami deklaracji jałtańskiej”.

O emigracyjnej postawie Cata można powiedzieć krótko acz konkretnie – zwrócona była ku Ziemiom Wschodnim. Wszystko inne pozostawało tylko mało ważnym dodatkiem. Do krajowych sporów starał się nie wracać mając ich wystarczająco wiele na emigracji. Nie przestając być piłsudczykiem z sympatią spoglądać zaczął w stronę narodowców, zwłaszcza tych najbardziej nieprzejednanych, z Adamem Doboszyńskim na czele. Z atencją wypowiadał się o socjalistycznym premierze Tomaszu Arciszewskim, podkreślając że wyciągnął on politykę polską z błota, do którego wepchnęli ją Mikołajczyk i jego współpracownicy. Spotykał się ze Słowakami i białą emigracją rosyjską, bardzo fair zachował się w stosunku do Litwinów, pisząc o ich heroicznym oporze wobec sowieckiego najeźdźcy. Z całą energią zaangażował się w tworzenie Związku Ziem Północno – Wschodnich, pół – politycznej organizacji skupiającej związanych z Wilnem emigrantów.

W 1954 r. został Stanisław Mackiewicz „zamkowym” premierem. Zamkowym, gdyż gros uchodźstwa z gen. Andersem na czele właśnie opuściło obóz prezydencki tworząc konkurencyjną Tymczasową Radę Jedności Narodowej. Zapytany przez Juliusza Mieroszewskiego dlaczego przyjął urząd, z rozbrajającą szczerością wyznał, że zawsze chciał zostać premierem. Musiał jednak Mackiewicz zdawać sobie sprawę, że jednocześnie wybrzmiało podzwonne dla wszystkich jego koncepcji politycznych. W III wojnę światową w przeciwieństwie do większości wychodźstwa chyba nigdy nie wierzył, a wieczne trwanie w oczekiwaniu na lepsze jutro nie leżało w temperamencie człowieka, o którym mówiono, że w żyłach jego płynie zamiast krwi żubrówka.

Londynu i Anglii Mackiewicz nigdy nie polubił, z większością emigracji zdołał się zaś skłócić. Na fotelu premiera wytrwał rok. W 1956 zaskoczył całą emigrację – oto najbardziej nieprzejednany z nieprzejednanych decyduje się na powrót do zniewolonego przez komunistów kraju. Dziś wiadomo, że od 1955 r. pozostawał w kontakcie z oficerami operacyjnymi peerelowskiego Departamentu I Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Prawdopodobnie nie posunął się w tych kontaktach do niczego, czego przyszło by mu się wstydzić, ale też nie chwalił się nimi publicznie. Przed wyjazdem opublikował w emigracyjnej prasie oświadczenie, w którym zarzekał się: „Urodziłem się jako Polak, szlachcic litewski i miłości Wilna nikt nie wyrwie z mego serca”. Emigracja wyjazd przyjęła z ironią i raczej bez zrozumienia. Nieliczni próbowali go bronić. Mackiewicz miał w życiu politycznym dwa ostre zakręty. Pierwszym było Libourne, gdzie po klęsce Francji w 1940 r. namawiał prezydenta Raczkiewicza do kapitulacji przed Niemcami. Z tego się jakoś wywinął. Drugim był powrót do Polski.

Ostatnie dziesięć lat życia spędził Mackiewicz w PRL-u. Pozbawiony możliwości działania zmuszony był zadowolić się statusem swoistej ikony, symbolu lepszego świata w kraju demokracji ludowej (albo trywialnie mówiąc perły rzuconej między wieprze). Pod koniec życia zaczął pisywać do „Kultury” pod pseudonimem Gaston de Cerizay. Podobno chciał powtórzyć manewr z Berezą, zaistnieć jako więzień polityczny PRL-u. Nie zdążył. Zmarł w 1966 r.

Mackiewicz przegrał jako polityk. Nie stworzył w przeciwieństwie do brata Józefa systemu wartości i przekonań, które pozwoliłyby mu spokojnie udać się na emigrację wewnętrzną. Cat potrzebował dwóch rzeczy: audytorium i pola działania. Po 1939 r. brakło mu tego; szybko zaczął się staczać w iluzję. Świat Mackiewicza był światem balów i polowań, dworów i pałaców. Gdy zaczął działać politycznie, świat ten już chylił się ku upadkowi, gdy odchodził, świat ten już był wspomnieniem.

Wszystkie koncepcje polityczne Mackiewicza okazały się ruiną, żadna nie przetrwała próby czasu. Trudno za to winić Mackiewicza – na żadną z klęsk politycznych które przyszło mu oglądać nie miał praktycznie wpływu. Ale jednocześnie musiał mieć świadomość porażki. Był epigonem ziemiańskiego konserwatyzmu, który wraz z nim na zawsze przeminął. 

Paweł Gotowiecki

Za: Prawica.net

 

Kategoria: Historia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *