banner ad

Prof. Jacek Bartyzel: O nowe Święte Cesarstwo. Monarchia uniwersalna, federacyjna i misyjna w wizji F. Eliasa de Tejady

| 11 października 2014 | 0 Komentarzy

 

Poniżej prezentujemy tekst, stanowiący fragment nieopublikowanej jeszcze książki prof. Jacka Bartyzela. Do przeczytania tylko u nas!

 

6 sierpnia 1952 roku, podczas uroczystego zgromadzenia Akademii Zachodniej1 (Abendländische Akademie) w średniowiecznym pałacu biskupów Eichstätt (Bawaria), gość z Hiszpanii – profesor Uniwersytetu w Sewilli, „doktor karlizmu”, Francisco Elías de Tejada y Spínola (1917-1978) – wygłosił odczyt zatytułowany Święte Cesarstwo i porządki ponadpaństwowe, tuż po tym wydarzeniu opublikowany w formie broszury2. Jest to chyba jedyny (a przynajmniej jedyny znany autorowi niniejszego opracowania) tekst napisany przez karlistę, w którym kwestia monarchii nie jest rozpatrywana w odniesieniu do partykularnego kontekstu monarchii hiszpańskiej3, lecz w perspektywie integralnie uniwersalistycznej, dotyczy bowiem szans zbudowania nowego Świętego Cesarstwa, Monarchia Universalis w ściśle dantejskim sensie tego pojęcia (Dante jest w nim zresztą przywoływany), acz wtopionego w narrację geopolityczną, dotyczącą „wielkich obszarów” w historii świata.

Tekst konferencji hiszpańskiego hidalga wygłoszonej dla kwiatu niemieckiej arystokracji świeckiej i duchownej jest zaiste niezwykły, albowiem jest to medytacja politycznego teologa i wręcz mistyka, przesiąknięta niezachwianym prowidencjalizmem. Znamienne pod tym względem jest pierwsze zdanie tego wykładu, bardzo podobne do pierwszego i słynnego zdania z Considérations sur la France Josepha hr. de Maistre’a. Brzmi ono następująco: „Kurs (la ruta) historii jest wyznaczony przez Boga, i ludzkie mozoły (afanes) służą jedynie temu, aby rozwikłać tajemniczy przepływ (el misterioso fluir) tego, realizowanego stopniowo, scenariusza do ludzkości”4. Względem tej pierwszej (boskiej) przyczyny, ludzka wolność, umiejscowiona we właściwym porządku rzeczy, może być tylko przyczyną wtórną (causa segunda) historii, i to pod warunkiem jej zharmonizowania z przyczyną pierwszą i z ustalonym przez nią porządkiem, zgodnie z tym, co w rozdziale trzynastym księgi XIX De civitate Dei napisał św. Augustyn: „porządek jest rozmieszczeniem równych i nierównych rzeczy z wyznaczeniem odpowiedniego dla każdej z nich miejsca”5. Ten prowidencjalizm natychmiast wyznacza ramy roztrząsań celu Imperium6, stawiając przed nim zadanie esencjalnie religijne: „rekonkwisty duchowości człowieka, albo, jeśli się chce to lepiej sprecyzować, restauracji społecznego królestwa Jezusa Chrystusa. (…) Dlatego, kiedy mówię o Imperium, pojmuję je jako coś nieodłącznego od Christianitas7. Naturalnie, Elías de Tejada zdaje sobie sprawę z tego, że Imperium i Christianitas są bytami różnymi socjologicznie i historycznie, ale jeśli przyjąć założenie, że byty te mogą wszakże istnieć we wzajemnej korelacji, to byłoby rzeczą bezpłodną, z jednej strony, konstruować imperium polityczne, które nie znajduje oparcia w socjologicznej rzeczywistości Christianitas, lub, z drugiej strony, próbować tak definiować socjologicznie Christianitas, iżby nie dało się ono przełożyć na polityczne instrumentarium Imperium.

W punkcie wyjścia należy także dokonać precyzyjnego rozróżnienia pomiędzy Imperium sensu proprio a jakimikolwiek „porządkami ponadpaństwowymi” (ordenes supraestatales). Imperialny jest tylko taki porządek ponadpaństwowy, który chce być rozpoznany jako jedyny (bez względu na ideową formułę tej jedności) i ogarniający cały świat. Dlatego ani wielonarodowa monarchia austriacka, ani bismarckowskie Cesarstwo Niemieckie, ani kolonizatorskie dominium republikańskiej Francji, czy nawet British Empire/Commonwealth, ani wreszcie ekspansjonistyczne awantury wszczęte przez faszystowskie Włochy i hitlerowską Rzeszę, nie były lub nie są prawdziwymi imperiami; to tylko fragmentaryczne, partykularne formy dominacji jednego, silniejszego podmiotu nad innymi, pozbawione „poczucia tego, co uniwersalne” (el sentido de lo universal)8. Prawdziwym Imperium w starożytności był Rzym, jako jedyny porządek ponadpaństwowy, podporządkowujący sobie wszystkie systemy polityczne na ziemi, acz respektujący ich tożsamość i ciągłość. Taką samą strukturą imperialną na Zachodzie było przez tysiąc lat Święte Cesarstwo, sprzymierzone z Kościołem. Ale od abdykacji cesarza Karola V – „ostatniego prawdziwego cesarza” (último verdadero emperador)9 – w 1556 roku i podziału habsburskiego imperium, w którym „nie zachodziło słońce”, na Zachodzie nie istniało już i nie istnieje żadne Imperium. W XX wieku są tylko dwa projekty faktycznie uniwersalistyczne, to znaczy pretendujące do wyłączności: demokratyczno-liberalna formuła „nowego porządku świata”, budowanego na bazie najpierw Ligi Narodów, a po jej porażce, Organizacji Narodów Zjednoczonych, oraz komunistyczna „Rosja ubierająca swój słowiański sen (sueño eslavista) o Trzecim Rzymie w czerwoną koszulę (camisa roja) rewolucji proletariackiej”10. Sekretem dynamiki rosyjskiej w świecie jest właśnie uniwersalizm jej ideologii; mocarstwa zwane zachodnimi znajdują się cały czas w defensywie, ponieważ błędnie mniemają, że czerwona Rosja chce być po prostu potężnym państwem (Estado poderoso), takim jak one, podczas gdy jest to Imperium o ambicjach najbardziej uniwersalistycznych, jakie świat dotąd widział. „Zegar Stalina jest dzisiaj jedynym, który odmierza czas XX wieku11, i jeśli chcemy powstrzymać komunistyczny imperializm rosyjski, musimy zacząć tworzyć inną i ekwiwalentną dla jego ambicji ambicję uniwersalną”12. Przede wszystkim nie należy równie powtarzać błędu XIX-wiecznych monarchów (zresztą z reguły też uzurpatorów), którzy nie zrozumiawszy podwójnego sensu (burżuazyjno-liberalnego i masowo-demokratycznego) rewolucji francuskiej, zaczęli z nią paktować, sprzymierzając się z liberalną burżuazją, postrzeganą mylnie jako „mniejsze zło”, dające się zabsorbować. W ten sposób, królowie ci utożsamili się (jak Ludwik Filip Orleański we Francji) ze wzbogaconymi przez rewolucję, bądź umyślnie (jak za panowania Izabeli II w Hiszpanii) dopiero wykreowali nowobogackich (nuevos ricos), przez obrabowanie Kościoła i municypiów, nazwane „dezamortyzacją”, bądź wreszcie rzucili się w ramiona liberalnej masonerii, jak Dom Sabaudzki we Włoszech. Niewierni swojemu przeznaczeniu królowie, wiążąc się z liberalną burżuazją, zamiast stanąć na czele ludowej reakcji przeciwko niej (powtarzając w ten sposób tak płodny sojusz tronu z ludem przeciwko wielkim feudałom w XV wieku), zgubili szansę na odparcie innej rzeczywistej reakcji na rewolucję burżuazyjną, o charakterze rewolucyjnym i socjalistycznym. „Jeśli istnieje marksizm, to dlatego, że XIX-wieczni monarchowie nie rozumieli królewskiego posłannictwa i pozwolili, aby socjaliści wznieśli sztandar, który przynależy im z własnego prawa”13.

Po takim oczyszczeniu przedpola Elías de Tejada przechodzi do wskazania dwóch, jego zdaniem, niezbędnych czynników prawdziwego Imperium. Pierwszy factor to uniwersalizacja idei imperialnej. Odwołując się do historycznych przykładów z różnych cywilizacji, dowodzi, iż wszystkie rzeczywiste imperia aspirowały do panowania nad całym światem. Wszystkie też – co fizycznie nieuchronne – powstały jako efekt zdobywczej ekspansji jakiegoś narodu, podporządkowującego sobie narody zwyciężone. Żadne nie chce więc uznać istnienia granic terytorialnych jego władztwa. W islamskiej myśli politycznej kalifat (później złączony z sułtanatem) jest ziemskim wikariatem Allacha, który jako jeden, nie może mieć innego reprezentanta na ziemi, jak „on” (él), czyli kalif. Ograniczeń terytorialnych nie ma także panowanie cesarza japońskiego, zgodnie z trzema prawami, na których w XIII wieku oparł filozofię polityczną tenno („niebiańskiego władcy”) buddyjski mnich Nichiren [Daishōnin]: prawa powszechnej ziemi, prawa powszechnej przyczyny i prawa powszechnego skutku. Podobnie cesarze chińscy i peruwiańscy Inka tytułowali się Synami Nieba14 i byli traktowani jako władcy panujący od początku świata. Duch uniwersalizmu przenikał świadomość Rzymian, czego słynną artykulacją są wersy 851-853 księgi VI Eneidy Wergiliusza: „Ty, pomnij, Rzymianinie, nad ludami władać. To sztuka godna ciebie: prawa pokoju stanowić, oszczędzać zwyciężonych, a dumnych poskramiać”15, jak również Święte Cesarstwo Rzymsko-Niemieckie – acz zakłócany przez „pychę teutońską” – znajdując swojego Wergiliusza w Dantem, którego głównym argumentem filozoficznym, przemawiającym za tym, aby na ziemi panował jeden władca, tak jak nad całym kosmosem panuje jeden Bóg, jest jedność rodzaju ludzkiego (la unidad del género humano)16. Wszelako ta przesłanka socjologiczna nie jest pozbawiona problematyczności, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że pomimo jedności gatunkowej rodzaju ludzkiego istnieją różne cywilizacje i właściwe im wzorce dobrego życia. Kształt ewentualnej przyszłej jedności politycznej świata zależy przeto od tego pod czyim przewodnictwem będzie ona ustanawiana. Jeśli będzie to Rosja, skrywająca pod płaszczem komunizmu swój stary imperializm słowiański, to czeka nas powtórka z historii podboju Południa przez ludy stepu. Jeżeli będą to Stany Zjednoczone Ameryki, to pod sztandarem demokracji zapanuje równie stary imperializm kupiecki Anglosasów. Jeśli będzie to odnowiona Japonia lub przebudzone Chiny, to cała dotychczasowa historia powszechna zostanie wywrócona. Jeżeli wreszcie, mimo wszystko miałaby to być Europa, to zachodzi fundamentalne pytanie czy jest ona w stanie „odpomnieć” sobie i powrócić do tego ducha jedności, który ożywiał ją przed wiekami, w średniowieczu.

W kontekście tego pytania pojawia się – jakby na przeciwległym biegunie do pierwszego – drugi faktor Imperium, czyli akcja polityczna narodowości (nacionalidades). Elías de Tejada nie zgadza się z poglądem, iż naród jest zawartą w historii kategorią naturalną, co usprawiedliwiałoby mówienie o poczuciu narodowym pośród Greków i Rzymian, albowiem warunki życiowe świata antycznego, stałość odniesienia do boskości lokalnej i opiekuńczej, ograniczenia polis, wreszcie mieszana (mezclada) struktura Rzymu, są nie do pogodzenia ze specyfiką tego twórczego i potężnego dynamizmu, który możemy dostrzec w narodach XIX-wiecznych. Nie można również, jego zdaniem, zrównywać narodów nowoczesnych z monarchiami terytorialnymi Wieków Średnich, ponieważ żadna z nich nie zamierzała nigdy zrywać jedności ciała chrześcijańskiego (cuerpo cristiano) i w żadnym momencie nawet Filip Piękny, ani królowie kastylijscy, nie oznajmiali, iż są zwolnieni z podległości (sujeción) Cesarstwu. Legista króla Francji – Pierre Dubois, w traktacie z 1305 roku De recuperatione terrae sanctae, nawołuje do podjęcia na nowo tej wspólnej przygody całego chrześcijańskiego Zachodu, jaką były Krucjaty. Jeden z najbardziej niezwykłych umysłów średniowiecza – bł. Rajmund Llull OFS, zwany Doctor Iluminatus, Katalończyk z Majorki i wierny poddany króla Aragonii – w swoim Drzewie imperialnym (katal. Arbre imperial, kastyl. Árbol imperial), będącym jednym z szesnastu odgałęzień Drzewa Wiedzy (Arbre de ciència, Árbol de ciencia), czyli całokształtu hierarchii we wszechświecie, umieszcza na szczycie cesarza otoczonego królami, wszelako to drzewo jest poniżej Drzewa apostolskiego (Arbre apostòlic, Árbol apostólico) z papieżem na szczycie. Średniowieczne gentes, w ich terytorialnych królestwach, stanowią zatem nierozłączne członki jednego corpus mysticum politicum i jednego corpus mysticum ecclesiae z cesarzem i papieżem, jako „dwoma słońcami” Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej.

Naród, jako grupa ludzi wyposażona we wszystkie środki, pozwalające jej być najwyższą i samowładną instancją socjologiczną, jest więc specyficznie nowoczesnym rodzajem więzi społecznej. Jej wytworzenie nastąpiło w dwu etapach. Fazą przygotowawczą i kolebką (cuna) narodów, która je przysposobiła niejako do odgrywania głównej roli w teatrze historii17, była, politycznie partykularystyczna, nowożytna monarchia absolutna, zrywająca uniwersalistyczne więzi z papiestwem i cesarstwem, a stawiająca własnego króla na szczycie wszelkich odniesień społecznych, podług zaleceń teorii suwerenności Jeana Bodina. Ażeby narody mogły odgrywać tę rolę już samodzielnie, wystarczyło dokonać prostej zamiany podmiotu suwerenności z króla na lud/naród oraz przeniesienia absolutnej i bezapelacyjnej (inapelable) woli jednostki na równie absolutną i bezapelacyjną wolę demokratycznej większości (mayoria democrática); socjologicznie zaś – znaleźć substytut dla wierności konkretnej osobie króla, w nieuchwytnej, „subtelnej pętli” (el lazo sutil) wierności należnej temu, co narodowe (lo nacional). Ten transfer dokonał się oczywiście podczas rewolucji francuskiej, której najbardziej trwałym dokonaniem okazała się właśnie „monarchizacja” narodu, jako suwerena wyposażonego we wszystkie władcze uprawnienia. Zwycięstwo to przekracza nawet wąsko pojmowaną (a więc głównie społeczną) sferę tego, co kojarzymy z rewolucyjnością, albowiem nowemu suwerenowi poddali się również ci, przeciwko którym rewolucja była przeprowadzona. XIX-wieczna unifikacja Italii i Niemiec pod sztandarem narodowym, która zniszczyła mozaikową „architekturę polityczną” tych ziem, nie została przecież dokonana przez rewolucjonistów i demokratów, tylko przez „znacjonalizowane” monarchie. Apogeum procesu, który w XIX wieku wyniósł narody do roli wielkiej dźwigni (gran palanca) historii, było dwudziestolecie pomiędzy dwiema wielkimi wojnami XX-wiecznymi, i to bez względu na charakter reżimów politycznych. „Mistyka narodowości” przenika zarówno system faszystowski, który w duchu Mów J. G. Fichtego absolutyzuje naród, jak demoliberalny nowy porządek świata, oparty o „zasadę samostanowienia” narodów, ogłoszoną przez amerykańskiego prezydenta W. Wilsona.

Pora przejść do wniosków, które autor wysnuwa z opisu tego stanu rzeczy. Otóż, jest on zdania, że chociaż po strasznych doświadczeniach II wojny światowej siła tego „molocha”, jakim jest „zasada narodowościowa” (principio de las nacionalidades), zdaje się słabnąć, to jednak wciąż posiada ona wystarczająco dużo wigoru, aby przyszłe, możliwe Imperium mogło sobie pozwolić na niebranie jej pod uwagę. Musi ono znaleźć sposób na to, aby tę ślepą (ciega) energię jakoś włączyć do swojej własnej akcji politycznej. „Trzeba wcielić to, co narodowe do Imperium, nie w charakterze czynnika, który miałby je przenikać albo, przeciwnie, hamować, lecz posługując się dla własnych celów impetem i siłą tego nieuniknionego (insoslayable) faktu. Nowe Cesarstwo będzie się różniło od dawnych nie tylko najszerszą jak tylko możliwe uniwersalnością, ale również usadowieniem się na rzeczywistościach narodowych, nigdy nie dopuszczając do tego, aby stać się ich ofiarą”18.

Zbierając wszystkie warunki negatywne i pozytywne należy zatem stwierdzić – zdaniem Eliasa de Tejady – iż przyszłe Imperium „musi być prawdziwie uniwersalne w swoich ambicjach, a nie szczątkowo europejskie; skondensować siłę bodźców narodowych, wsysając ją do własnego kośćca (osamento) politycznego; powstrzymać jedynego swojego wroga pod względem ambicji uniwersalistycznych, czyli imperializm słowiański, nie przez stawianie zapór ekonomicznych, ani przez podnoszenie poziomu życia, lecz przez wypracowanie uniwersalnej wiary (fe), równoważącej uniwersalną wiarę komunizmu słowiańskiego; i zerwać absurdalny mariaż królów z liberalizmem burżuazyjnym i rewolucyjnym”19. Trzeba więc także odrzucić wszystkie „głupie przesądy” (estúpidos prejuicios) XIX wieku: uległość królów wobec parlamentów, wiarę w głosowanie powszechne, w mechanizm parlamentarny, w politykę zagraniczną, pojmowaną też jako mechanizm sojuszów i przeciwsojuszów. Należy powrócić do idei hierarchizacji politycznej ze wszystkimi jej konsekwencjami, powtarzając za św. Augustynem, że porządek nie polega tylko na równorzędności rzeczy sobie równych, ale również na tym, że każda z rzeczy nierównych zajmuje miejsce jej odpowiednie. Trzeba wreszcie zastąpić hasła wolności rozkiełznanej (desenfrenada) i równości absolutnej prawem naturalnym wolności konkretnej i sprawiedliwości rozdzielczej (distributiva). Postępując tym trybem dochodzimy do wskazania najbardziej esencjalnej cechy przyszłego, nowego Sacrum Imperium, czyli dogłębnego (intimamente) wcielenia w nie zasady chrześcijańskiej.

 

I mówiąc: «dogłębnie», pragnę zaznaczyć, że nie wystarczy, aby przyszłe Cesarstwo było nasycone w praktyce codziennej nakazami (preceptos) chrystianizmu, ale że będzie się ono poczuwało do misji ich aktywnego i wytrwałego protegowania. Nie wystarczy Cesarstwo chrześcijańskie, potrzebne jest Cesarstwo misyjne (Imperio misionero). Nie wystarczy powstrzymać komunizm, trzeba go zaatakować. Uniwersalność Cesarstwa ma się zakładać na uniwersalności Christianitas; dla uniwersalności Christianitas jest konieczne, aby wszyscy ludzie byli chrześcijanami; i aby wszyscy ludzie byli chrześcijanami, konieczne jest, żeby Cesarstwo rozwijało niestrudzenie i żarliwie (incansable y ardorosamente) pracę misyjną20.

 

Reasumując: w idei Cesarstwa muszą skumulować się koniecznie cztery pierwiastki: „bezgraniczna” uniwersalność, forma monarchiczna („rządy jednego”), zaspokajająca rozbudzone aspiracje narodowości federacyjność oraz chrześcijańska misyjność.

 

Nowe Cesarstwo, które wymarzyliśmy jako jedyną formułę powszechnego ładu chrześcijańskiego, musi być monarchią federacyjną i misyjną (federativa y misionera). Monarchią federacyjną, która do swojej federacji przyłączy pragnienia (ansias) narodów. Monarchią misyjną, która dynamicznie pobudzi socjologiczną rzeczywistość Christianitas, będącą jej fundamentem (cimiento)21.

 

W ostatniej części swojego wykładu Elías de Tejada raz jeszcze odnosi się do dwóch alternatywnych wzorów rozwiązań problemu uporządkowania świata: systemu Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich i demoliberalnego systemu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Widać wyraźnie, że ten drugi projekt lekceważy. Jest on martwy w zarodku, ponieważ narodził się nie w porę, jako poroniony (aborto) płód polityki współczesnej, owoc zastosowania do porządku międzynarodowego zasad mechaniki systemu parlamentarnego. Równość głosów w Zgromadzeniu Ogólnym odpowiada elektoralnej zasadzie „jeden człowiek – jeden głos”. Prawo weta członków Rady Bezpieczeństwa jest odpowiednikiem uprawnień izb wyższych w parlamentach narodowych. Zaś wiarę w dyskusję, w niekończący się spektakl bezużytecznych oracji, wystarczy skwitować uwagą Hamleta: słowa, słowa, słowa… Ten twór typowo przejściowy, dla epoki przejściowej, do którego przywiązane są jedynie „głupie złote cielce (estúpidos becerros de oro), adorowane przez Anglosasów i Żydów”22, nie przetrwałby III wojny światowej. To samo dotyczy23 federalizmu europejskiego, będącego tak samo jak ONZ, „przeżytym i pustym” (trasnochado y vacio), liberalno-laickim ersatzem Imperium tradycyjnego i chrześcijańskiego.

Zupełnie inaczej rzeczy się mają w wypadku ZSSR, który przedstawia sobą widok „satanicznego majestatu zła” (la majestad satánica del mal).

 

Imperializm słowiański, spowity (tapando) w proletariacki komunizm, wyśniony jako Trzeci Rzym przez mnicha Filoteusza, wie dokąd iść i jak iść, pociągany autentycznym pragnieniem uniwersalności. To jest prawdziwy wróg (enemigo), tak samo jak Luzbel jest nim wobec Chrystusa. Nasze Imperium, walcząc w każdym miejscu z Imperium bolszewickim, powtórzy bohaterskie zmaganie (la hazaña) Dwóch Miast, niebiańskiej Jeruzalem z Rzymem piekielnym, które, jak się wydaje, przewidywał proroczo dla naszych czasów św. Augustyn w Państwie Bożym24.

 

Bolszewizm, chociaż lucyferyczny, potrafił zgromadzić pod sztandarem rewolucji totalnej narodowości uciskane (ciñéndolas). Lecz, zdaniem Eliasa de Tejady, nie należy się tym trwożyć, bowiem „my opaszemy (ceñiremos) je ambicją misyjną totalnego królestwa Jezusa Chrystusa”25. Obietnica komunizmu jest złudna i zawsze będzie tylko „siedliskiem podejrzeń” (semillero de sospechas), podczas gdy ta chrześcijańska jest „kluczem historii: tradycją każdego narodu”26. Profetyzm Eliasa de Tejady jest więc przesiąknięty nie tylko eschatologicznym, ale również historiozoficznym optymizmem; według niego, „i pstrokatość (variedad) rozwiązań demoliberalnych, i „niegodziwość (maldad) satanizmu bolszewickiego, nie są zdolne uczynić nic przeciwko uniwersalnemu i unarodowionemu Imperium chrześcijańskiemu, jeśli będzie ono zawsze prawdziwą monarchią, skuteczną i misyjną, o którą dobijamy się z żarliwą namiętnością, i której służymy, jako ścieżce (camino) prowadzącej do Boga”27.

 

Jacek Bartyzel

 

 

/Fragment przygotowywanej do druku książki o kosmowizji politycznej hiszpańskiego karlizmu/

 

1 Założona w 1952 roku Abendländische Akademie była częścią – i niejako zwieńczeniem – szerszego ruchu (Abendländische Bewegung) metapolitycznego, działającego w Niemczech Zachodnich w latach 1946-1958, obejmującego ponadto czasopismo „Neues Abendland” (1946) i Abendländische Aktion (1951). Było to elitarne i najbardziej reakcyjne przedsięwzięcie w historii powojennych Niemiec, którego wektor ideowy stanowiła historiozoficzna i cywilizacyjna wizja Zachodu (Abendland) chrześcijańskiego, traktowanego nie tylko jako czcigodne dziedzictwo, lecz jako propozycja duchowej i politycznej rekonstrukcji współczesnej Europy, okaleczonej przez ideologie nowoczesne oraz potworne zbrodnie dokonane z ich inspiracji, a także znajdującej się na samym dnie politycznego poniżenia po 1945 roku. Oparcie się na tradycji zachodnio-chrześcijańskiej oraz (świadomie nie do końca sprecyzowanej) propozycji federalizmu europejskiego w formie monarchicznej, miało zarazem stanowić alternatywę dla trzech głównych wrogów i opresorów chrześcijańskiego Zachodu: totalitaryzmu komunistycznego, którego nośnikiem jest imperium sowieckie, liberalizmu i amerykanizmu. Wyrażano natomiast sympatię dla frankistowskiej Hiszpanii i salazarowskiej Portugalii, postrzeganych jako ostatni paladyni cywilizacji chrześcijańskiej. Intelektualną inspirację czerpano z klasyków kontrrewolucji: J. de Maistre’a, L. de Bonalda, L. Veuillota, romantyków niemieckich, a także z niedawno odkrytego w Niemczech przez E. Schramma i C. Schmitta, J. Donoso Cortesa. Inicjatorem i głównym animatorem Ruchu Zachodniego był bawarski arystokrata, gen. Friedrich August bar. (Freiherr) von der Heydte (1907-1994), będący również członkiem Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich, zaś kuratorami Akademii byli dostojnicy katoliccy (abp Lorenz kard. Jäger, bp Josef kard. Schröffer, opaci Hugo Lang OSB i Basilius Ebel OSB, prałat Michael Schamus), konserwatywni teolodzy ewangeliccy (Wilhelm Stählin, Hans Christian Asmussen), arystokraci (Georg Fürst von Waldburg zu Zeil und Trauchburg, brat tegoż – Alois Graf von Waldburg zu Zeil und Trauchburg, Eberhard Fürst von Urach Graf von Würtemberg, Elimar Freiherr von Fürstenberg, gen. Hasso Freiherr von Manteuffel), uczeni (Wilhelm Schmidt, Emil Franzel, Georg Stadtmüller, Hans Schubarth), politycy (Heinrich Hellwege, Hans Joachim von Merkatz, Gerhard Kroll, Walter von Keudell, Richard Jaeger, Alois Hundhammer, Georg von Gaupp). Nieostentacyjny patronat nad ruchem sprawował JCW arcyks. Otton von Habsburg. Pomimo kurateli tak wielu prominentnych polityków CDU/CSU – nieformalnie nawet ministra spraw zagranicznych, Heinricha von Brentano (1904-1964) – Ruch Zachodni, który nie ukrywał swojego antydemokratyzmu, zaczął być gwałtownie atakowany za „niekonstytucyjność”, co spowodowało stopniowe wygaszanie jego działalności w Republice Federalnej i przeniesienia jej do Hiszpanii, gdzie zostało założone przez arcyks. Ottona (przy współpracy hiszpańskiego ministra spraw zagranicznych Alberto Martina Artajo i markiza de Valdeiglesiasa) Europejskie Centrum Dokumentacji i Informacji (CEDI) z siedzibą w Eskurialu. To jednak oznaczało zboczenie z trajektorii ideowej Ruchu Zachodniego, co wiązało się z ewolucją samego Arcyksięcia, który w tym okresie związał się z Ruchem Paneuropejskim, będącym projektem na wskroś masońskim i synkretycznym (sama nazwa CEDI jest też typowa dla taktyki masońskiej, bo nie oznacza nic: „dokumentować” można wszystko, co się chce, a tak samo „informować” o wszystkim – oczywiście o wszystkim, co informujący uzna za stosowne).

2 Zob. F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium und überstaatliche Ordnung, Eichstätt 1952. My korzystamy tu z kastylijskiego przekładu dokonanego przez samego autora i opublikowanego pt. Sacrum Imperium y ordenes supraestatales w czasopiśmie kolumbijskim „Revista del Colegio Mayor Nuestra Señora del Rosario” (Bogotá), vol. 48, núm. 435, enero – marzo 1953, ss. 45-58.

3 Autor napomyka jedynie, że przemawia jako jeden z requetés, głosem ludzi reprezentujących Tradycję hiszpańską, oraz że idei Cesarstwa broni w mieniu Tradycji las Españasibidem, ss. 47 i 56.

4 Ibidem, s. 45.

5 Święty Augustyn, O Państwie Bożym przeciw poganom ksiąg XXII, przeł. W. Kornatowski, IW PAX, Warszawa 1977, t. II, s. 415.

6 W języku kastylijskim, jak wiadomo, podobnie jak w wielu innych językach, słowo Imperio może oznaczać zarówno cesarstwo (resp. monarchię powszechną), jak imperium w sensie władania wielkimi obszarami i panowania nad wieloma ludami i narodami, bez względu na jego formę ustrojową; Elías de Tejada całkiem świadomie wykorzystuje tę dwuznaczność, nieustannie oscylując między obu znaczeniami, chociaż finalnie je identyfikując.

7 F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium…, s. 46.

8 Ibidem, s. 54.

9 Ibidem.

10 Ibidem. Elías de Tejada nie wspomina ani razu w swoim wykładzie Juana Donoso Cortesa (1809-1853), ale nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jego postrzeganie Słowiańszczyzny, Rosji (właściwie zidentyfikowanych) oraz komunizmu rosyjskiego jest dokładną repetycją poglądów markiza de Valdegamas: jego antyslawizmu oraz proroctwa (z 1850 roku), że to właśnie w Rosji dojdzie do potwornej w skutkach kumulacji despotyzmu, imperializmu i socjalizmu (zob. Idem, Discurso sobre la situación general de Europa, [w:] Obras completas, Ed. Católica, Madrid 1970, t. II, ss. 461-463). „Późny wnuk” Donosa był zatem przeświadczony, że proroctwo to wypełniło się literalnie, zaś Stalin jest owym „człowiekiem grzechu” (el hombre de pecado), przepowiadanym przez św. Pawła, a przez Donosa identyfikowanym z „plebejuszem satanicznej wielkości” (un plebeyo de satánica grandeza), władającym „olbrzymim imperium demagogicznym” (colosal imperio demagógico) – zob. Idem, Carta al cardenal Fornari, [w:] Obras…, t. II, s. 755.

11 Przypomnijmy, że słowa te były wypowiedziane w 1952 roku, a więc w czasie, gdy Związek Sowiecki stał w zenicie swojej potęgi i zarazem prestiżu pośród milionów ludzi żyjących w jeszcze niepodbitym przez niego świecie.

12 F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium…, s. 54.

13 Ibidem, s. 55.

14 Królów inkaskich uważano za synów Słońca [J.B.].

15 W przekładzie Wandy Markowskiej.

16 Zob. F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium…, ss. 48-49.

17 Zdaniem autora, najbardziej ewidentnymi przykładami dynastii wykuwających poczucie odrębności narodowej są francuscy Kapetyngowie i królowie portugalscy.

18 F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium…, s. 53.

19 Ibidem, s. 55.

20 Ibidem, s. 56.

21 Ibidem.

22 Ibidem, s. 57.

23 Zauważmy, że raczkującego dopiero w chwili, gdy Elías de Tejada wypowiadał te słowa; traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Węgla i Stali wszedł w życie dokładnie dwa tygodnie wcześniej (23 VII 1952).

24 F. Elías de Tejada, Sacrum Imperium…, s. 57.

25 Ibidem, s. 57.

26 Ibidem.

27 Ibidem, s. 58.

 

Zakaz przedruków

 

Kategoria: Historia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *